Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
| Temat: Dax, po prostu. Pon Gru 03 2012, 22:32 | |
| Imię: Pomyślałeś kiedyś o tym jak to jest nic nie pamiętać? A wszystko dookoła jest ci nieznane, a nawet własne imię, pierwsze co przychodzi ci do głowy to, że musisz się jakoś zwać, a do tego bierzesz pierwsze imię i przezwisko jakie ci ktoś nada. W jego przypadku było to Daxter, dziwne prawda? On też tak uważa, więc po prostu skraca do „Dax” jest to lepsze niż powiedziane ono całe. (Proszę o zmianę nicku na "Dax" :P)
Pseudonim: Chyba raczej jakiegoś specjalnego niema, ale czasami jest zwany lodowcem, lub lodzikiem na patyku. Rzadko, kiedy spiczasto włosy
Nazwisko: Niestety takowego nie posiada, dlatego iż go nie pamięta, chociaż bardzo by chciał jakieś posiadać.
Płeć: Mężczyzna, chyba widać nie?
Waga: 75kg, a co?
Wzrost: 183cm, trochę jest duży.
Wiek: 17 zim, bo wiosny są zbyt mainstream’owe
Gildia: Ci tacy, co we wróżki wierzą, czy coś tam, co mają z nimi związanego. Fairy tail.
Miejsce umieszczenia znaku gildii: Prawe Ramie
Klasa Maga: Niestety lodowato zimna ranga zera(„0”)
Wygląd: Kim on jest? Ten, co ludziom oczy wydłubuję swoimi włosami? Ach no tak to ten co w ziemie biega na bosaka, Dax. Otóż ta osobistość ma dość dziwaczny sposób bycia, bowiem nie zależenie od pogody, czy to lato czy to zima, on zawsze zapiepsza w białym T-shirtcie z czarą czaszką, niby taka czaszeczka to fajna rzecz, trochę dodaje tego strachu w ciemnościach, bo ona umie świecić w nich! Tak ludzie, to jest fluorescencyjna koszulka! Wzorek na niej świeci na jasno niebiesko, więc w nocy to daje ciekawy efekcik, jednak jest niepraktyczne podczas chowania się, ale żeby zaczęła się jarzyć to musi chwilę pobyć na słońcu. Lubi na niej nosić koszulę w ciemnoniebieską kratę, co tam gusta innych, ważne, że jemu się podoba! W sumie to nosi na sobie czarne spodnie, takie fajnusie i cieplusie co by mu tyłek nie odmarzł na zimnie. Buty wyglądają w sumie normalnie, jednak na podeszwie mają kolce, tak ludki lepiej by wam nie zechciał skakać po głowie, bo będziecie ją mieli niczym ser szwajcarski, a nawet bardziej dziurawy… My tu sobie gadu, gadu o ubranku a jeszcze trzeba opisać jego wygląd. Zaczniemy od jego karnacji, jeśli ściana jest blada, to on ma jednak jakiś kolor, mimo iż nie przebywa na słońcu to raczej do zbytnio opalonych nienależny, ale jednak ma ten swój kolorek, bo pije dużo soku z marchewki, który pomaga na to. Jest wysoki, nawet trochę bardzo bo ma 183cm wzrostu, chociaż pewnie i tak znajdą się więksi od niego, a chwalić się nikomu ile mierze to nie będzie, a włosy i tak dodają mu kilka centymetrów wzrostu. Ma szczupłą posturę, nie jest może jakiś wykoksiony w kosmos, ale lekki zarys mięśni ma, a to złe nie jest, bo przynajmniej nie wygląda jak dresiarz, co wpierdziela stejki i ćwiczy 24/7 w siłowni i wygląda jak jakiś potwór a nie człowiek. Teraz oczka, no ludki w końcu trzeba przejść do opowiadania o jakiś ważniejszych detalach, bowiem są one koloru ciemnego niebieskiego, są wręcz lodowate! No to teraz jego włoski, bardzo długie i szpiczaste, raz zdarzyło się, że wydłubał nimi prawie komuś oko! A właśnie! Pozostała jedna rzecz, mianowicie znak gildii, znajduje się on na jego prawym ramieniu w kolorze jasnoniebieskim.
Charakter: O tym człowieku można powiedzieć tylko jedno, jest chodzącą TYKAJĄCĄ BOMBĄ Z ZAPALNIKIEM CZASOWYM!!! Tak dobrze zrozumieliście, jest jednym z największych szajbusów w tej części świata, mianowicie jest bardzo destrukcyjny, po prostu czasem nie patrzy na straty(No chyba, że może stracić alkohol, bo tego broni jak życia) jednak to normalne u tych ludzi bardziej popiepszonych Czysz nie? Jest bardzo energiczny, jeśli chodzi o sposób bycia, często się wydziera jak głupi, lub wariuje gdy zaczyna mu się tylko nudzić, ogólnie to bardzo lubi bawić się głośno, najlepiej przy basach i z wódką w łapie. Inteligencją on niestety nie grzeszy, jednak czasem udaje mu się wysilić swoje szare komórki i wykombinować jakąś bardziej skomplikowaną akcje. Chyba najlepiej mu się współpracuje z własną gildią, ale z tymi dobry też się dogaduje. Gorzej jeśli chodzi o tych złych, bo tych od razu bije, a nawet nie patrzy gdzie wtedy bije, ważne by ich unieszkodliwić i zrobić z nich najlepiej szaszłyki, ostatecznie obezwładnić. Jest raczej optymistą, zwykle ma myśli pogodne, nie myśli o tym, że np. brakuje mu pieniędzy czy coś, wie że ktoś na świecie ma gorzej od niego. Lubi pomagać tym w gorszej sytuacji majątkowej, np. wolałby dać jakiemuś dziecku kawałek chleba niż sam go zjeść, choćby umierał już z głodu. Czasem po prostu uznaję karmę, wie że jeśli zrobi coś dobrego, to w przyszłości los mu się za to odwdzięczy. Jest lojalny wobec gildii i wobec jej członków, no chyba, że ktoś go bardzo denerwuje, wtedy daje od razu w zęby. Jednak jak każdy człowiek ma swoje słabości, czasem po prostu siada na dachu jakiegoś mieszkania, domu czy też randomowego budynku i zaczyna rozmyślać o tym, kim był, kim jest i kim będzie w przyszłości… Pamięta tylko, że ma jakiś wstręt do magów kluczy, szczerze to po prostu miałby ochotę takiemu przywalić, ale to tak porządnie, no chyba że to dziewczyna, jedyny wyjątek. Trzeba dodać że zwykle jego sposoby są jakby to powiedzieć… ekscentryczne, raz nawet otwierał konserwę łomem, ponieważ urwał się zamek… Co do walki to czasem jest w stanie zrobić wszystko podczas niej. Raz czy dwa udało mu się zatrzymać ostrze zębami, nie dba czasem o to czy zaraz zginie, jeśli chodzi o obronę kogoś mu bliskiego, to się nie cofnie przed niczym.
Historia:
-GÓRA LODOWA!!!-
Dzień był piękny, w mieście Hargeon, marynarka szykowała się do rejsu na nieznane wody, by odkryć nowe niezamieszkane tereny i kultury. Kapitan Stevenson, w kapitańskiej czapce i granatowej marynarce, włosy miał siwe, gdyż czas go nie szczędził. Siedział na białym statku z niebieskimi zdobieniami, patrzył jak jego ludzie wnoszą na statek tony jedzenie i wody. W pewnym momencie wstał i podszedł do jednej z burt: -Wy tylko wodę bierzecie do picia?- zapytał jednego z swoich podwładnych który turlał beczkę na statek. -Tak panie kapitanie!- odkrzyknął do niego. -Dobra słuchaj, kiedy skończysz już ładować wodę, to biegnij do pobliskiej karczmy i powiedz, że chcesz kilka beczek piwa. Sama woda się nam szybko znudzi, a po za tym piwo będzie dłużej zdatne do wypicia, a tak czy siak każdy z nas będzie wolał sobie łyknąć przed podróżą, nie sądzisz?- Rzekł do niego, po czym odwrócił się w drugą stronę. Gdy kapitan już nie wiedział, wtedy marynarz się uśmiechnął i jak najprędzej chciał wrzucić beczkę do ładowni. Zmachany gruby mężczyzna, z jedną nogą i czerwoną chustą na głowie wbiegł na statek i ruszył do Stevensona. -Kapitanie, Kapitanie Stevenson!- wołał już z ostatku sił. -Hugo, a cóż to się stało?- spytał przyjaciela zdziwiony jego pośpiechem. -Chciałem pana poinformować, że jesteśmy już gotowi do wypłynięcia, a jeśli wyruszymy w przeciągu 2 następnych godzin to zdążymy wyprzedzić sztorm- Odpowiedział mu. Siwowłosy załapał się za podbródek, przejechał po nim parę razy ręką: -Jeśli wyruszymy teraz to nie zdążymy załadować piwa, a bez tego jak bez ręki… Hm… Dobra zrobimy tak, odpłyniemy za godzinę, powiedz wszystkim, że za równe 60 minut odpływamy!- Wtedy Hugo zasalutował i pobiegł wszystkim obwieścić, co zarządził Kapitan. Każdy z marynarzy w pośpiechu zaczął ładować beczki, skrzynie i inne towary na statek, przepychali się, a czasem nawet powodowali korek. Stary kapitan się uśmiechnął, po czym wyciągnął spod płaszcza niedużą butelkę rumu i wziął z niej kilka łyków.
Po godzinie wszyscy byli już na swoich miejscach, gotowi do wypłynięcia na nowe wody, które trzeba będzie dopiero znaleźć. -No to co odpływamy?!- krzyknął na całe swoje gardło Kapitan Stevenson. -Aye Kapitanie!!!- wykrzyknęła załoga, po czym odcumowali łódź i popłynęli. Majtek operował na miotle, ba jak nikt nie widział to nawet czasem z nią tańczył. Bosman zabiegany po całym statku. Kucharz ciął mięso jak szalony robiąc gulasz dla całej załogi. Drugi majtek siedzący w bocianim gnieździe wypatrywał lądu oraz zbliżającego się sztormu. Nawigator kierował okrętem. Gdy byli już na pełnym morzu, kapitana zaczęła dręczyć bezczynność. -Kurnaaaa, nudaaaaa- przeciągał Kapitan, po czym walnął się na ziemi twarzą w kierunku chmur. -Niech pan nie narzeka, lepsze to niż sztorm- powiedział mu jeden z podwładnych. -Czy ja wiem… Podczas tego przynajmniej się coś działo, a nie jak teraz…- -Góra lodowa!!! Tuż przed nami!!!- Wykrzyknięto z bocianiego gniazda. Stevenson się poderwał, pobiegł na dziób by rozeznać się, jaki jest dystans do kolizji. Wziął do ręki lornetkę i na oko starał się oszacować jej wielkość, zaś wtedy jego wzrok przykuła czarna postać skuta w lodzie. -Ster na bakburtę!- Ryknął Stevenson, po czym wziął do ręki stalowy młot i wskoczył do wody. -Kapitanie!- krzyknęła za nim cała załoga. Ten wybrał na swój cel górę, chciał uwolnić z niej osobę, która została uwięziona. Młot ciągnął go na dno, długo raczej z nim nie popłynie, jednak, jeśli mu się uda to będzie bohaterem i zdobędzie nową osobę do swojej załogi. W końcu biorąc ostatni oddech dopłynął do lodu i wszedł na wysokość osoby. Na twarz owego delikwenta widniał grymas zaskoczenia, jednak on nie wiedział ile on już dryfuje, ani czy w ogóle żyje…
-CZY ON ŻYJE?-
TRZASK!! TRZASK!! Był to dźwięk uderzającego młota kapitana, który rozbijał ogromną kostkę lodu, którą był chłopak w górze. -Pękaj do kurwy nędzy!!- Wrzasnął ze zdenerwowania, a następnie zadał ostatni cios. Wypuścił młot z zmarzniętej ręki, po czym zacisnął pięść i wymierzył prosty cios w miejsce uderzenia. Nagle się uśmiechnął, jego rękę w pewnym momencie pokryły czarne łuski, a na szyi wyrosły skrzela, jego głowa zmieniła się w coś rodzaju młota. -TakeOver! Hammersharkman!!- A to niespodzianka, pan kapitan okazał się magiem ta dam! Jednak od bardzo długiego czasu nie używał swojej magii, bowiem lekarz mu zakazał przez zdrowie, podczas używania zaklęć czy też innych rzeczy związanych z tym rzeczy, jego ciało szybko się męczy, ale nic dziwnego w końcu jest siwym staruchem, który lubi popić! Kolejne pociągnięcie, tym razem z Baśki, bardzo potężne trzeba było dodać, w końcu nie byle, jakie w końcu włożył to całą siłę. Ostatnie uderzenie, tylko ono decydowało o tym, czy uda się uwolnić zamarzniętego. TRZASK! Odłamki lodu poleciały w powietrze, z czoła przemienionego kapitana zaczęła się lać fioletowa krew. W końcu postanowił odpuścić, to nie ma sensu. Zeskoczył z lodu i wziął jeden z odłamków poszedł do przodu. Wyrzucił go za siebie, trafiając tym samym z zrobioną przez niego szczelinę. Góra zaczęła pękać na pół, szpara zaczęła się powiększać dzieląc wszystko na dwie części, po za ciałem chłopaka. Stevenson od razu pobiegł łapiąc ciało. Wskoczył od razu do wody i z ogromną prędkością popłynął na oddalający się statek. Majtek w bocianim gnieździe wypatrywał Stevensona, jednak w pewnym momencie krzyknął: -POTWÓR MORSKI PŁYNIE NA NAS!!!- Całą załogę ogarnął strach, nie wiedzieli co mają zrobić, kapitana nie ma, a oni nie zorganizowani. W końcu Hugo złapał za lornetkę kapitana, ujrzał jego w rybiej postaci i wrzasnął na cały głos -TY CYMBALE, TO NIE POTWÓR MORSKI TYLKO NASZ KAPITAN WE WŁASNEJ OSOBIE- wyrzucił ona za burtę schodki linowe. Zmęczony siwowłosy wdrapał się z trudem, trzymając zarzuconego na lewy bark chłopaka. Cały przemoczony wrócił do swojej zwykłej postaci. Marynarz od razu wjechali na pokład ze stołem. Stevenson zarzucił chłopaka na stół. Przyłożył dwa palce do jego skroni, pulsu nie czuł, a ciało było zimniejsze od lodu, który je skuwał. Nie wiedząc co teraz zrobić, Hugo zawołał pokładowego medyka, który przybiegł w trybie natychmiastowym, na główny pokład. Zaczął badać zamrożonego. -Niestety nic nie mogę zrobić, za długo był w lodzie, jest martwy- powiedział, po czym wyciągnął ze swojej kieszeni spirytus, by się napić. Zawsze, gdy orzekał czyjąś śmierć, to go pił. Gdy tylko odkręcił chłopak od razu wstał jak nowo narodzony i wyrwał mu go z ręki, po czym sam się napił. Poczuł, że po jego ciele zaczyna się roznosić niesamowite ciepło. Wszyscy stali jak wryci nie wiedząc, co się dzieje. A może to zombie? Kto to wie… Gdy tylko skończył pić padł jak zabity na blat stołu. Kapitan próbował go dotknąć, jednak gdy tylko zbliżył swoją rękę ten od razu otworzył oczy i zaczął mu ją wykręcać. Szczerze to w oczach miał czysty mord, nikt nie widział, co mu jest, a ni kim jest. -Uspokój się!- krzyknął siwowłosy, po czym uderzył go prosto w twarz, by ten się opamiętał. Ten zrobił minę niewiniątka i mrugnął parę razy oczami. -Gdzie ja kurna jestem?- zapytał się wszystkich, wiedział tylko że dryfują po morzu. -Na moim statku, na ST. Malice. Jestem Kapitan Roger Stevenson- rzekł wyciągając do niego rękę. Chłopak chwycił na nią i lekko zacisnął. -Ja jestem… jestem…- Nagle złapał się za głowę, ogromna migrena go złapała. -Nie wiem kim jestem…- Powiedział po czym opuścił głowę. -No to nie fajnie, ale dobra zaraz ci coś wymyślimy. No to co powiesz na…- Rozglądnął się na twarze swoich kamratów. Wziął D od Dawid, A od Alexa i X od Xawerego. -Dax! Tak właśnie będziesz się zwał, Daxter!- Krzyknął błyszcząc swoją pomysłowością Roger. -To brzmi głupio…, ale samo Dax jakoś przeżyje- Rzekł po czym usiadł na stołku. -Wracamy do portu w Hargeon, muszą go przebadać w szpitalu- Powiedział Hugo, po czym pokazał znacząco nawigatorowi by obrał kurs na punkt wyjścia ich podróży. Chłopak trzymał w swych rękach butelkę jakiejś taniej oranżady, jaką podrzucił mu majtek, wziął z niej kilka łyków i zaczął zrywać kciukami etykietkę. -Coś cię trapi chłopcze?- spytał patrząc na niego Roger. -No tak trochę… Nic nie pamiętam, a na dodatek byłem ogromną kostką lodu. Naprawdę dziwnie się czuje, wiem że coś dzwoni, ale nie wiem w którym kościele- Odpowiedział spiczastowłosy. Chłopak wziął głęboki oddech, po czym poszedł pod pokład, tam gdzie śpi załoga i rzucił się na hamak wykonany z siatki rybackiej. Obrócił się na plecy, patrząc na sufit, po czym zamknął swoje oczy i zasnął…
W tym samym czasie na pokładzie głównym… -Kapitanie! Kapitanie!- Wołał go Hugo. -Tak?- Zapytał Roger. -Myślisz, że to jest ten chłopak, o którym mówiła ta cyganka parę lat temu..?- -Dziękuje że mi to przypomniałeś, a myślałem że uda mi się to zapomnieć…- rzekł. -Wybacz…-
-WITAMY WŚRÓD ŻYWYCH!- Ogromna łąka, zamglona i bezkresna. Dax nie wiedział gdzie się znajduje, wiedział tylko że jest samotny. -Halo… jest tu ktoś?- zawołał z nadzieją. Nikt niestety nie odpowiedział na jego pytanie. Rozglądnął się, każdy ruch był bardzo długi, jakby czas na chwilę zamarł w miejscu. Dziwny dźwięk dochodził za jego pleców. Odwrócił głowę i zobaczył dziwną postać, jej kształtu nie da się opisać słowami, to było po prostu coś nie z tego świata. Przerażony zaczął uciekać, to coś zaczęło za nim podążać. Ciężko było mu oddychać, biegł z całych swoich sił, z każdym krokiem zbliżało się do niego nieubłaganie „to”. -Czym jesteś i czego ode mnie chcesz?!- Wykrzyczał, jednak odpowiedział był jedynie zdeformowane słowa w nieznanym mu języku. Mgła była co raz gęstsza, nagle spiczastowłosy uderzył głową o jakiś mur i padł na ziemie. Złapał się za bolące miejsce i pomasował, a następnie wstał. Była to wielka świątynia, prawdopodobnie aztecka, ponieważ ogromne schody prowadziły do jej wejścia. Ogromna, czarna, kamienna łapa dorwała go za nogę, po czym uniosła w górę. Wielka paszcza się otworzyła, po czym puściła go wprost do środka. -AAAAAA!!!- krzyczał spadając. Nagle otworzył swoje oczy, w krzykiem powstał do pozycji siedzącej. Hugo akurat zszedł na dół. -Miałem cię akurat budzić, przypłynęliśmy już do portu- Powiedział, po czym podał mu rękę by pomóc mu wstać. -To tylko sen…- Rzekł sam do siebie, po czym chwycił grabę i wstał. Oślepiające światło wpadało przez drzwi. Dax zasłonił oczy ręką i wyszedł, pogoda była piękna, nie wiedział ile spał, ale na pewno był już ranek. Razem z załogą wybrał się do baru na parę głębszych, niby wszystko fajnie, ale potem wybuchła pijacka bójka. Połamał tylko komuś kości, rozbijał butelki na głowie itd… Najważniejsze że czuł się jak nowonarodzony. Wszyscy zaczęli śpiewać szanty morskie, no w końcu to marynarze no, a co innego lubią robić po za żeglowaniem? Pić i śpiewać rzecz jasna! Po paru godzinach wszyscy się rozeszli, a on sam został w już ledwo trzymającym się barze. -To jest życie…- powiedział, po czym zaczął się huśtać na stołku. -No młodzieńcze…- powiedział kobiecy głos. Chłopak zaskoczony się wywrócił. -Nie strasz mnie…- rzekł lekko podenerwowany. -To że cię wystraszyłam, to nie ma znaczenia. Widzę że udało ci się uwolnić z tej lodowej paczuszki, w którą cię zapakowali- Odpowiedziała mu ciemnowłosa, w czerwonej sukience na szpilkach. -A ktoś ty?- -Uuu, widzę że ktoś stracił pamięć. To pewnie przez ten cios w głowę, który zadał ci on- -Co, jaki on?- -Nie ważne, teraz jesteś nieszkodliwy, więc nie zawracam ci głowy śniegusku- zachichotała i wyszła. -Śniegusku..?- Pomyślał i wybiegł jak oparzony. Złapał ją za rękę. -Gadaj ktoś ty!- -Puść mnie podrzędny czarodzieju, albo wbije cię w tą ścianę- Zagroziła mu, jednak on dalej trzymał. -Jak chcesz- Nagle cisnęła nim o ścianę. Gdy leciał, to automatycznie zaczął w rękach tworzyć śnieg, którym zamortyzował uderzenie. Chwila strachu, a do tego okazuje się że jest jakimś Hudinim od 7 boleści, który włada nad śniegiem. -Hm… a może jednak nie jest tak źle jak myślałem z tobą. Przynajmniej wiesz jak używać swojej zimowej magii- uśmiechnęła się i zniknęła w ciemności.
-Fairy… co?-
Na następny dzień nie wrócił na statek, zaczął poznawać swoją magię i jej właściwości. Coś tam sobie przypomniał, tylko parę zaklęć i jej pasywy, no w końcu trzeba rozpocząć sobie przypominanie krok po kroczku, czyż nie? Co tam kilka wybuchów w rękach i tego typu pierdołek? -Ech… nie mam kasy… trzeba zacząć zarabiać…- powiedział do siebie. -Szukasz pieniędzy magu?- zapytał się przypadkowy przechodzień. -Ta szukam, ale magiem bym siebie nie nazwał- Rzekł do dziewczyny, bo tej płci okazała się ta osoba. -Dołącz do jakiejś gildii, np. do Fairy Tail- powiedziała. -Fairy…co?- spytał się. -Nie „Fairy co” tylko Fairy tail!- Wykrzyknęła. Chłopak założył rękę na krzyż, przemyślał to i owo, po czym odpowiedział. -No dobra, gdzie ta gildia się znajduje?- -Nie wiesz?!- wrzasnęła –Fairy tail znajduje się w mieście Magnolia, jest to najlepsza gildia z wszystkich jakie istnieją!- Nie mając większego wybory, wzruszył ramionami i poszedł na statek, opowiedział o wszystkim kapitanowi, ten go zrozumiał, i puścił wolno. Droga byłą długa i męcząca, ale była tego warta. Dobrze się bawił i od tej pory żyje tam i wykonuje misje oraz stara sobie przypomnieć czegoś więcej o swojej przeszłości…
Umiejętności:
-Łamacz kości[1]-
Pomyśl sobie że idziesz lasem, wszędzie jest cisza i spokój, ptaszki sobie ćwierkają, czujesz się po prostu jak młody bóg! A tu nagle wyskakuje Dax i zaczyna cię bić po żebrach. Nagle czujesz, że coś jest nie tak, a potem okazuje się, że masz je połamane…
-Wytrzymałość[1]-
Pijacka burda w barze, butelki sobie latają, a ty dostajesz w głowę, padasz ogłuszony na ziemie, a Dax co robi? Jedna, druga, trzecia rozbija mu się na głowie, a on dalej stoi niewzruszony…
-Sztuki walki[1]-
W końcu wku*wiony po 4 butelce podchodzi do jakiegoś gościa, a ten mu jebs prosto w twarz. Nos ma on złamany, a Daxiu przyjmuje sobie postawę, rączki wysoko uniesione i garda jest, potem pada grad ciosów w jego wykonaniu, bardzo bolesnych. Ten mu chce oddać a ten dalej garda…
Ekwipunek:
-Ubranie zimowe, czyli gruba kurtka i czapka- -Woda- -2 butelki Wina- -Plecak-
Rodzaj Magii: -Dziadek Mróz- Każdy z nas o nim słyszał, taki starszy gościu, co wygląda jak mikołaj, tylko, że niebieski, ale tutaj nie chodzi o rozwożenie prezentów, tylko o magie lodu, czy też śniegu, jaką posługuje się mag. Czasem jest zwana zimową magią, ponieważ opiera się na walczy przy pomocy lodu i śniegu, głównych atutów tej pory roku.
Pasywne Właściwości Magii
-Tworzenie śniegu- Co tam jakaś mała śnieżka? Dla niego to nie problem, by komuś taką pigułą przywalić. Nieduże wykorzystanie, maksymalnie to 3 śnieżki, na może 3 posty? XD gia -Kostka lodu- Co to za lodowy mag nie umiejący zrobić sobie lodu? W końcu prawie każdy to umie czyż nie? Niedużych rozmiarów kostki lodu, głównie go chłodzenia napojów. 3 Kostki, 3 posty
-To tobie jest zimno?- Czyli ta umiejętność zajmuje się zmniejszeniem podatności maga na zimno, jednak tylko do -10 stopni Celsjusza, wyżej już zaczyna odczuwać skutki zimna, jednak w mniejszym stopniu niż inni, jednak dalej na niego to działa.
-Ochłoda- Gdy np. ktoś ma gorączkę to nakłada mu się na głowę zimny opatrunek, tutaj tak działa ręka maga, jest w stanie tworzyć ochłodzenie na małym obszarze swojego ciała. Np. u dłoni, jednak nie da rady tym nikogo zamrozić.
-Malutki twór- No to tutaj już podobnie jak w przypadku ice make, mag jest w stanie uformować z lodu niewielkich rozmiaru przedmiot, typu jakiś posążek, czy coś, ale również narzędzia, takie jak widelec. Nie są jednak jakoś zajebiaszczo trwałe, trwają ok. 2 postów.
-Lodzik- Mag potrafi stworzyć coś na kształtu rożka lodowego wypełnionego śniegiem i kruszonym lodem, jest to głównie dla ochłody, najlepiej smakuje polane jakimś syropem smakowym.
-Pan zimy- Otóż mag może kontrolować śnieg i lód obcego pochodzenia, który nie jest stworzony przy pomocy magii, no chyba, że jego własnej. Lód tylko w niewielkiej ilości, nie będzie mógł z niego stworzyć broni, lecz będzie mógł sprawić, że zacznie pękać.
-Ciało z śniegu- Mag zmienia swoje ciało w śnieg, jednak jest to tylko jednorazowe użycie kosztujące energię magiczną(3% od udanej akcji). Czy wyjdzie zależy od jakości posta.
Zaklęcia:
-C-
-Śnieżny podmuch- Mag w swoich płucach zbiera oddech, by po chwili go uwolnić. Gdy zbierze dostateczną ilość powietrza to zaczyna je wypuszczać, jednak nie samo, bo z płatkami bardzo lepkiego, zimnego śniegu, który przyczepia się do wrogich jednostek zmniejszając tym samym ich możliwość ruchu. Takiemu magowi będzie się robiło bardzo zimno, więc przy i tak minusowych temperaturach, będą mogły wystąpić odmrożenia.
-B-
-Rollout- Mag przy pomocy swoich magicznych zdolności zaczyna tworzyć kulę ze śniegu, która rośnie to bardzo dużych rozmiarów. Pędzi ona z bardzo dużą szybkością, miażdżąc wszystko na swojej drodze. Warto dodać, że jest otoczona w niezbyt duże lodowe kolce.
-Ice Coffin- Mag wytwarza dużą ilość śniegu, zdolną przykryć całe ciało przeciwnika. Gdy wytworzy go wystarczająco dużo, nakierowuje ją na oponenta i łapie go w tą całą zaspę, gdy przeciwnik zostanie złapany to śnieg zamienia się w twardy lód, po czym zaczyna go ściskać, miażdżąc go przy tym. Oczywiście może zostać użyte też miejscowo, np. na jakąś kończynę.
Ostatnio zmieniony przez Drail Sagul dnia Sro Gru 12 2012, 16:56, w całości zmieniany 1 raz |
|