Imię: No, wiem, że wyda się to dziwne, ale mówią na niego
Nero. Nie, nie jest czarny.
Pseudonim: Cóż, jako takiego przydomka nikt mu nie nadał, bo i też nigdy nie był potrzebny. Ale na potrzeby informacyjne... cóż, niektórzy zwą go
Pogromcą Tatara lub
Mlekopijcą. Innego miana na razie nie stwierdzono.
Nazwisko: Kotom niepotrzebne są nazwiska. Oczywiście nikt nie mówi, że nie mogą ich mieć. No, ale Nero akurat nie posiada żadnego. I jest z tego dumny, bo i tak z nikim go nie pomylą.
Płeć: On. Mężczyzna. Kot. Po prostu
samiec.
Waga: To zależy. No, ale jeśli chodzi o klasyczną formę, to waży tak ze
4 kilogramy. Nie muszę tego przeliczać na funty?
Wzrost: Zazwyczaj wynosi on około
40 centymetrów. Nie mówię o sytuacji, gdy się wkurzy, stoi na wyprostowanych łapach, stroszy sierść i prycha. Wtedy wygląda mniej więcej na dwa metry czystej złości. I około 40 centymetrów kota.
Wiek: Tak naprawdę to nikt tego nie wie i szczerze mówiąc to nie jest ważne. Fakt faktem, że na Ziemi żyje sobie od
4 lat.
Gildia: Najchętniej nie dołączałby do żadnej. Może i magiczny, ale w dalszym ciągu jest leniwym kotem. Tak się mimo wszystko złożyło, że dołączył do
Lamia Scale.
Miejsce umieszczenia znaku gildii: Nero długo nie mógł się zdecydować, gdzie właściwie ma zostać umieszczony symbol Lamia Scale. Najbardziej przeszkadzało mu, że kształ nie zgrywał się z cętkami na jego sierści. W końcu, po długim przeglądaniu się w lustrze i rozważaniu wielu wariantów wybrał l
ewe ucho.
Klasa Maga: Właściwie ciężko uznać jakiegokolwiek kota, choćby najbardziej utalentowanego, za maga. Chyba, że z założenia każdy członek gildii jest magiem, wtedy owszem, możemy go tak nazwać. Jeśli już mielibyśmy klasyfikować Nero jako maga miałby on poziom zaledwie
0.
Wygląd: Nie chcąc skłamać w ramach wstępu powiem, że o Nero można powiedzieć wiele rzeczy i to tylko dotyczących jakie szczegóły w jego wyglądzie można dostrzec. Można też powiedzieć wiele o cechach wyglądu, których na pewno u niego nie uświadczymy. Zdaję sobie sprawę, że tą krótką przedmowę mógłbym przytoczyć opisując dowolnie wybraną osobę, ba jakikolwiek przedmiot znajdujący się w promieniu stu metrów ode mnie. Ale wróćmy mimo wszystko do kota.
Chociaż nie nazywałbym go po prostu "kotem" zbyt pochopnie. Zacznijmy może od sierści. Trochę dłuższej niż aktualny modowy trend wśród kotów domowych, ale nie ta cecha jest najciekawsza. Większość osób spodziewałaby się jednolitego ubarwienia, jakiejś banalnej czerni, albo czegoś w tym stylu. I już tutaj Nero zaskakuje. Jeśli miałbym go porównywać do jakiegoś kota żyjącego na Ziemi powiedziałbym, że to lampart, choć mimo swojego wieku wielkości kota. Złotoruda sierść ozdobiona jest na grzbiecie i łapach czarnymi rozetkami, typowymi dla tego wielkiego kota. A poza tym zdarza mu się chodzić na dwóch łapach. Ba, robi to cały czas, więc chyba nie jest normalnym kotowatym?
Przejdźmy teraz do ulubionego narządu zdecydowanej większości osób, to jest do oczu. Patrzałki "Czarnego" zajmują połowę pyska, zdobiąc go dwoma świecącymi w ciemności punktami, barwy głębokiego rubinu. Szczególnie fajnie to wygląda, kiedy jest naprawdę ciemno i jedyne co przeciętny człowiek może zobaczyć to poruszające się szybko czerwone błyski. Chociaż, nie powiem, co niektórzy o słabszych nerwach mogą się przestraszyć.
Prócz tego pyszczek tego exceeda, zdobi będzie złym słowem, ale okraszony jest cienką różowawą blizną przecinającą lewą powiekę. Taka mała pamiątka.
Dobrze, lecim dalej. Ok, trochę nakłamałem, gdy zapada zmrok nie widać dwóch punktów, a cztery. Owszem, jest to jeszcze dziwniejsze niż podobieństwo słodkiego kiciusia do prawie dwumetrowego zabójcy. Sprawa jest prosta do wytłumaczenia, bo dodatkowe świecidełka to dwa czerwone płomyki wydostające się czasem z jego spiczastych uszu. Szczególnie gdy jest szczególnie zadowolony, albo bardzo wściekły. Od taki prosty barometr, pomagający przygotować się do kontaktu z Nero. Nie wiadomo, skąd w jego niewielkim ciałku znalazły się generatory płomieni, ale trzeba się z tym po prostu pogodzić.
Co jeszcze można by dodać? Często ubiera się w czerwone spodnie wpuszczone w długie skórzane buty, czasem nawet zakłada do tego szary płaszcz, choć nie zdarza się to często (zazwyczaj, gdy jest w swojej większej postaci), w końcu dużo lepiej czuje się tylko we własnej skórze.
Charakter: Jak na razie zdarzało się, że padały takie dwa słowka tj. "to zależy". Również jeśli chodzi o charakter naszego "kotka" wszystko jest uwarunkowane sytuacją w jakiej się znajduje. Ale ok, postaram się co nieco przedstawić jego ogólną charakterystykę. Żebyście wiedzieli czego się spodziewać, bo zawsze lepiej wiedzieć co się dzieje i jak warto by na to zareagować, żeby nie wrócić do domu przykładowo bez żadnego zadrapania, bo co to za zabawa z kotami, jeśli nie odnosi się żadnych obrażeń, co nie? No dobra, żarty na bok. Przejdźmy do meritum, bo nigdy nie skończę.
No więc powinniście przede wszystkim wiedzieć, że Nero to jeden z największych leni jacy wałęsają się po świecie. Chociaż, to chyba cecha wspólna większości kotów. Tak czy siak, rudzielec mógłby spędzić całe swoje życie na kolanach Bianci i w ogóle się z nich nie ruszać. Nie chodzi tylko o to, że jest do niej strasznie przywiązany (a jest), ale to po prostu jedyne miejsce, gdzie mógłby naprawdę bezstresowo przeleżeć choćby kilkanaście godzin, oczywiście jeśli dziewczyna wcześniej by go nie zrzuciła. Nie, żeby była wredna i jej się to podobało. Po prostu, nie zawsze mizianie kota leżącego na podołku jest najważniejszym obowiązkiem do wypełnienia. No, ale Nero jest dobrym przyjacielem i (niemal) zawsze wybacza, gdy dziewczyna go zostawia. Zresztą czasem nawet rezygnuje z zasłużonego odpoczynku i idzie razem z nią. Tak właściwie to nie czasem, a zazwyczaj.
Chociaż zazwyczaj nie przejawia skłonności do kontaktu fizycznego z innymi osobami, bardzo lubi się przytulać. Ale tylko, jeśli może to zrobić bez żadnego ryzyka. Nie uśmiecha mu się odsłanianie przed potencjalnym wrogiem, a przecież kimś takim jest każda osoba, prócz może najbliższego towarzystwa. W przypadku Nero słowo "najbliższe towarzystwo" to naprawdę wąskie pojęcie. Nie uprzedza się z góry i zazwyczaj nie ocenia ludzi po wyglądzie, ale w pełni otwiera się dopiero, gdy znajomość zmieni się w coś większego i bardziej zażyłego. Mimo to bardzo uważa, żeby nie stać się paranoikiem, bo już zdrowa dawka nieufności jest od czasu do czasu męcząca.
Zmieniając zupełnie bajkę, Nero to perfekcjonista. Nie podejmuje się (jeśli nie ma bardzo poważnego argumentu za) niczego, co miałoby małe szanse na sukces. Dlatego też zanim zacznie coś robić bierze pod uwagę jak długo mu to zajmie, jak bardzo będzie musiał się przyłożyć i czy jest możliwość przewidzenia wszystkich możliwości. To znacznie ułatwia mu życie, gdyż nie wybacza sobie żadnych potknięć i porażek. Może zignorować swój zły wygląd, obrazę drugiej osoby, albo niezręcznie rzucony w towarzystwie dowcip, ale nigdy nie pozwala sobie na popełnianie błędów, gdy ma do wykonania jakieś zadanie. Nie mówię oczywiście, że ich nie popełnia, ale każdy z nich zapada mu głęboko w pamięć. Szczególnie, jeśli z jego powodu Bianca mogłaby być smutna.
A poza tym, mimo że przez swoje lenistwo nie każdy to dostrzega, nie jest wredny ani nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie, gdyby nie fakt, że rzadko kiedy chce mu się zwrócić uwagę na inne osoby nazwałbym go najmilszym i najbardziej przyjacielskim kotem na świecie. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale taka prawda. Nero jest pełen sprzeczności i udowadnia to na każdym kroku. Szczególnie, gdy jest dla odmiany poważny.
No, bo są chwile, kiedy każdy samiec, nawet koci, musi zachowywać się tak, jak przystało prawdziwemu mężczyźnie. Wtedy można postawić na rudzielca każde pieniądze, bo wiadomo, że dopnie swego, nieważne jakim kosztem. Bo są w jego życiu tylko trzy namiętności - tatar z polędwicy (choć nie pogardziłby na przykład carpaccio z łososia z oliwą), tłuste mleko i pomaganie Biance. Wciąż obarcza się winą, za jej zniknięcie i wstąpienie do Lamia Scale.
Jeśli nadchodzi potrzeba, Nero nie stanowi tylko wsparcia duchowego. I nie chodzi też tylko o jego umiejętności bezpośrednio nieofensywne, jak latanie, czy po prostu wszystkie te kocie cechy, które przydałyby się ludziom, ale matka natura ich niestety nimi nie obdarzyła. Gdy pojawi się ktoś, kto śmiałby zagrozić jego przyjaciołom i towarzyszom sam, bezpośrednio bierze czynny udział w walce. I to nie tak do pierwszej krwi, co to to nie. Nawet przyparty do muru nie wycofa się, jeśli miałoby to kogoś narazić. W takich sytuacjach całe lenistwo i ospałość go opuszczają, ustępując bystremu umysłowi, odwadze i wytrwałości.
Historia: Hatch
Cytując pewnego dosyć znanego pisarza: "Na początku był chaos.", choć raczej chaos próbował przytłumić fakt, że wokół było ciemno. Może się wydawać, że od początku analizował to co dzieje się wokół, ale to najzupełniej mylne wrażenie. Świadomość przychodzi z momentem ujrzenia pierwszego błysku światła przez pękniętą skorupę, nie wcześniej. Podobnie było w tym przypadku, choć świadomość zareagowała o ułamki sekund wcześniej. To było coś bardziej ulotnego niż myśl, raczej odczucie, które jakimś cudem odcisnęło się w jego pamięci. To było jak dotyk, ale w taki inny sposób, bardziej nienaturalny i subtelny.
Tak jak zawsze w plamie czerni pojawił się pierwszy pajączek pękającej ścianki, który zasygnalizowały pierwsze w życiu kota iskry, będące zaledwie ułamkiem Słońca, pod którym przyjdzie mu stąpać w przyszłości. Trzeba przyznać, że to naprawdę niesamowite, nieważne jak potem potoczy się historia dowolnego exceeda zawsze zaczyna się od tej pierwszej łamanej, którą znaczą słabsze punkty w wapiennej strukturze skorupy. Może powędrować gdziekolwiek, spotkać kogokolwiek, ale każdy z nich ma jedno wspólne wspomnienie - moment wyjścia na wolność, pierwsze spojrzenie na świat, na którym przyjdzie im zamieszkać.
Nie inaczej było w przypadku Nero, to oczywiste. Oczywiście poza wspomnianym już dziwnym odczuciem, które zresztą szybko się wyjaśniło. Bo pierwszym widokiem, jaki zobaczył po opuszczeniu przytulnego, choć ciasnego jajka była para niesamowicie niebieskich oczu. Mrugnął i dostrzegł okalającą te dwa naturalne szafiry twarz bardzo ładnej, czarnowłosej dziewczyny. Wydawała się bardzo młoda, mogła mieć ze czternaście lat. Rudy podświadomie czuł, że jest ona kimś specjalnym i bez dalszych wstępów, nie wydając nawet mruknięcia otarł się pyszczkiem o policzek dziewczyny, trzymającej resztki biało-pomarańczowego jaja. Jeśli nawet była zaskoczona pojawieniem się kota i to takiego, który dopiero co wykluł się z jajka, nie dała tego po sobie poznać. Widać, było po niej, że niewiele rzeczy na świecie potrafi naprawdę ją zdziwić. Ale też nie oczekiwał, że będzie jakąś sensacją, dążył przecież do czegoś innego. Do źrodła mocy, które co dziwne zdawało się być bardzo blisko.
Nero zamrugał i pogłaskał dziewczynę po policzku. Już wiedział, po co tu przybył.
He's so big
Nie zaryzykuję stwierdzenia, że Nero i Bianca zostali od razu przyjaciółmi. Owszem, dziewczyna polubiła kota, ale nie oznacza to, że od razu była gotowa oddać za niego życie, ewentualnie poświęcić symetryczną konstrukcję twarzy. Natomiast szybko zadomowił się w jej pokoju, przytulał, gdy była smutna i cierpliwie czekał, gdy musiała wyruszyć gdzieś z rozkazu jej siostry, a jego obecność przeszkadzałaby czarnowłosej. Z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc coraz bardziej przywiązywał się do młodej Zabójczyni Smoków.
Miało to też negatywne skutki, tak jak każdy medal ma dwie strony. Nero coraz gorzej znosił bezczynne czekanie, gdy nie wiedział, gdzie aktualnie przebywa Bianca. Pół biedy, kiedy miał blade pojęcie, jakie ma wykonać zadanie, ale czasem wiedział tylko, że wychodzi i nie może określić kiedy wróci. Mniej więcej po półtora roku od ich pierwszego spotkania rudzielec znowu siedział w pokoju sam. Konkretniej leżał na łóżku Bianci (gdy wyjeżdżała nie spał, ani nie drzemał nigdzie indziej) i turlał się po nim, szukając wystarczającej pozycji, żeby zasnąć. Zazwyczaj zajmowało mu to kilka chwil, teraz czas ten rozciągnął się do niemal godziny. Na zmianę otwierał i zamykał oczy, zerkając co parę minut na monotonnie przepływające za oknami chmury. Słońce spływało w dół, zbliżając się do krańca horyzontu, gdzie mogłoby schować się i otulić ciepłem i światłem inną część świata.
Bianca powinna była za niedługo wrócić, tym razem nie było to nic skomplikowanego, a jednak leżącym na futonie kotem targały dziwne myśli. Jakby jakieś przeczucie, choć nie potrafił sprecyzować jakie. Decyzja była kwestią sekundy, wspiął się na okno, otworzył je i wyskoczył, rozpościerając skrzydła dosłownie metr nad ziemią.
Lubił się popisywać. Często, gdy Bianca była akurat w domu wykonywał szalone beczki i piruety, efektownie przyspieszając, albo szorując brzuchem bo koronach młodych drzewek. Wszystko to było tylko wstępem do tańca, który wykonywał, gdy w końcu łapał czarnowłosą i razem z sobą unosił w przestworza. Nie był wtedy aż tak efektowny i szalony, nie chcąc przypadkiem swoją brawurą zrobić jej najmniejszej krzywdy. Nie znaczy to, że nie zachwycał. Lot dalej był elegancki i szybki, bo po dosyć częstych lotach nabrali zaufania do siebie, a Nero doszlifował przy okazji swoje umiejętności. W wolne dni nieraz przyspieszał podróż nad oddalony parę kilometrów stawik niosąc Biancę na skrzydłach swoich i wiatru.
Wtedy też leciał, tylko tym razem tak szybko jak jeszcze nigdy nie było potrzeby. Spieszył się, choć w sumie nie było w tym żadnej logiki. Po prostu przeczucie, że powinien właśnie lecieć przed siebie.
Mknął, zostawiając za sobą skąpane złocistym blaskiem krajobrazy, skupiony tylko na jednym szczególe. Dziewczynie idącej powolnym krokiem, którą w końcu wypatrzył. Mimo, że była już w zasięgu wzroku niepokój nie ustępował. Wchodziła właśnie w zasłonę dość dużych krzewów i na jakieś dziesięć sekund stracił ją z oczu. Usłyszał ciche odgłosy szamotania i gardłowy głos, choć z tej odległości nie mógł ich zrozumieć, więc przyspieszył, zmuszając do wysiłku już i tak nadwerężone skrzydła. Wpadł w gęstwinę idealnie w momencie, gdy prawie dwumetrowy drab próbował związać wierzgającą coraz słabiej Biancę.
Półmrok rozjaśnił czerwony blask, gdy z uszu exceeda wydobyły się, rozgorzałe nagle dwa płomienie. Nero całą swoją masą uderzył w przeciwnika, który zauważył jego pojawienie się, ale tylko ułamek sekundy, zanim ogniście rudy pocisk uderzył w jego twarz, kalecząc ją jednocześnie nagłym wymachem pazurami. Ale nie był to amator, automatycznym ruchem odrzucił na wpół bezwładną dziewczynę na ziemię i wyjął zza pasa dwudziestocentymetrowy, wściekle ostry nóż. Gdy kot przestał zwracać na niego uwagę, zajęty asekurowaniem upadającej przyjaciółki, zamachnął się nim, znacząc jego twarz cienką bruzdą, z której szybko zaczęła wypływać krew. Ranny, mimo, że krew przykrywała całe jego lewe oko stanął przed swoim przeciwnikiem...
... i chwilę później mierzył o głowę więcej, niż jego wściekły adwersarz. I w tym momencie nie było wiadomo, kto z tej trójki był najbardziej zaskoczony. Bianca, bo nie spodziewała się, że ktoś taki od osiemnastu miesięcy śpi z nią w jednym pokoju, przypadkowy zbój, bo nie spodziewał się takich rozmiarów po kotku, który chwilę wcześniej wyrżnął go w twarz, a może sam Nero, bo nigdy nie wyobraziłby sobie, że może osiągnąć takie rozmiary.
Dalej akcja potoczyła się jeszcze ciekawiej, choć jedyne co udało się zapamiętać bohaterowi popołudniowych zdarzeń to krzyk faceta, gdy złamał mu rękę w dwóch miejscach i Biancę wtulającą się w swojego wielkiego obrońcę. No i powrót do domu, przy czym Nero wciąż był w swojej większej wersji, ale to nie jego wina, po prostu nie umiał przerwać. Z drugiej strony dało mu to możliwość zanieść Biancę na rękach, co na pewno wyglądało lepiej, niż gdy był od niej cztery razy mniejszy.
Staying in one place? Nope
Mimo swojego rosnącego przywiązania do Bianci exceed wciąż spędzał sporo czasu sam. Po prostu oboje czuli, że nie muszą widzieć się bez przerwy, a jeśli tylko dziewczyna miała jakieś problemy... W większości poważnych przypadków kot to przeczuwał. Od taka kocia intuicja, która odzywała się od czasu do czasu, gdy zachodziła potrzeba. Niezależnie od tego, czy była oddalona o pięć kilometrów, czy właśnie czesała włosy pokój obok, jeśli Nero nic nie przeczuwał zawsze był spokojny. Przynajmniej podczas snu, bo kto tam rozumiał tego kota, gdy był przytomny. Cały czas szukał mleka i mięska, najlepiej w formie tatara.
Ale dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że Bianca nie jest dzieckiem i daje sobie radę sama. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jest Smoczym Zabójcą i tak naprawdę wielokrotnie przewyższa go mocą. Zazwyczaj, bo owszem, czasem przepracowywała się na tyle, że wracając do domu miała siłę tylko paść na łóżko. Wtedy Nero potrafił nie spać całą noc, żeby na wszelki wypadek być zawsze w pogotowiu.
Za to w pewnym momencie zaczął doceniać wolność i swobodę, wypuszczać się na samotne spacery, oddalając się coraz bardziej od domu. Do pewnego momentu nigdy nie zdarzało mu się na przykład nie wrócić na noc, choć coraz mniej dziwiło Biancę, że o godzinie dwunastej w nocy wlatuje cicho do pokoju i układa na swoim legowisku.
Zawsze musi być jednak ten pierwszy raz, jak pierwsza zjedzona ryba, pierwszy pogoniony gołąb, ewentualnie pierwszy raz... no wiecie o co mi chodzi. W ten sam sposób swój pierwszy raz odbył Nero, gdy o godzinie drugiej w nocy załapał w końcu, że jest oddalony o dobre paręnaście kilometrów od Bianci, sam i, jakby tego było mało, zgłodniał. Postanowił zdać się na swoją kocią intuicję, która mówiła mu dosyć wyraźnie, że wdepnął i to całkiem głęboko. Tak czy wspak trzeba było podjąć jakąś decyzję, a że pewnie bez jedzenia dałby sobie radę jeszcze jakiś czas, miał okazję, żeby spróbować odnaleźć się w nieznanym.
Streszczając jego, tak naprawdę nudne, przygody z tej nocy i większości następnego dnia, parę minut przed zachodem dotarł do miejsca, które przez ostatnie trzy lata zwał domem. Szczerze mówiąc spodziewał się wszystkiego, ale nie wyczyszczonego pokoju. Nie pustego, bo nikogo w nim nie było. Naprawdę opróżnionego ze wszystkiego, co należało do jego przyjaciółki, no i parę rzeczy, które przez te lata Nero zaanektował jako swoją własność. Niezauważony przemykał przez dom, próbując dowiedzieć się, co się stało przez ten dzień, gdy on spędzał czas na, do pewnego momentu nawet przyjemnej, wędrówce. Plotki, jakoby Bianca została wysłana żywcem, w trumnie, wprost w łapy Lamia Scale na początku nie zostały przez niego dopuszczone do wiadomości. Niestety, im więcej słuchał, tym bardziej był pewien, że nie są to tylko plotki. Teraz przed nim był tylko jeden cel. Odnaleźć jedyną osobę, na której mu zależało.
Reunion
Jedyną poszlaką, jaką miał rudy exceed była gildia Lamia Scale. Całe szczęście, że nie była jedną z tych tajemniczych, mrocznych gildii, których próżno szukać bez oddziału specjalnego i osób specjalnie wyczulonych na magię. Wystarczyło tylko kierować się na Shirotsume, choć trochę czasu zajęło mu zlokalizowanie tego niewielkiego miasteczka. Niewiele problemów miał też z wejściem na teren budynku, w końcu kto zatrzyma uroczego kotka, który spaceruje sobie po miasteczku szukając świeżych rybek. Wstyd się przyznać, ale tak, pierwszą rzeczą jaką zrobił Nero po przekroczeniu progu budynku gildii Lamia Scale było odnalezienie kuchni i wyciągnięcie z rąk pucołowatego kucharza plastrów doskonałego rubinowego łososia. O tak, tutaj mieli naprawdę doskonałą rybkę, lepszą nawet niż ta, którą szykowała mu matka Bianci.
Gdy zaspokoił swój głód, ruszył dalej, korytarzami gildii. Kolejne zaskoczenie, dalej nikt go nie wypędzał, wręcz przeciwnie, ludzie otwierali mu nawet drzwi a co niektórzy zapraszali na mleko i przekąski. Bardzo mili ludzie, zapamiętał oczywiście tych najhojniejszych. W pewnym momencie pociągnął nosem raz i drugi, wyczuwając znajomą woń, której nie czuł już stanowczo zbyt długo. Podszedł do drzwi, niewyróżniających się niczym wśród innych, umiejscowionych przy tym korytarzu i poskrobał pazurkiem o framugę. Usłyszał kilka stłumionych kroków, a sekundę potem skrzyp otwieranych drzwi. No i cichy okrzyk zaskoczenia, poprzedzający uścisk czarnowłosej piękności. Nieważne, czy w domu czy nie, Nero odnalazł swoją Biancę...
Umiejętności: Łamacz Kości, Szermierz, Joker
Ekwipunek: -
Rodzaj Magii: Magia Exceedów - Cóż, zapewne większość osób wie czym, a raczej kim Exceedy są. Mimo, że są istotami wybitnie magicznymi, bo jak inaczej sprawić, by koty zaczęły mówić, nie korzystają z magii. Owszem, są pewne wyjątki, wytwarzanie skrzydeł, czy zmiana wzrostu, natomiast nie są jak ludzccy czarodzieje, rzucający kulami ognia, przyzywającymi duchy i zwierzęta. Choć owszem, korzystają z magicznych przedmiotów napędzanych Lacrimą lub siłą magiczną użytkownika.
Pasywne Właściwości Magii Kocie zmysły: >> Koci słuch - No, jak nazwa wskazuje nie? Żeby być dokładnym, w porównaniu do ludzi Nero to prawdziwy sonar. Nie chodzi mi tutaj tylko o zasięg i dokładność, chociaż faktycznie, umiejętnością zrozumienia cichej rozmowy prowadzonej kilkanaście metrów dalej nie każdy może się pochwalić. No, ale moc to nie wszystko, liczy się też jakość. Prócz zakresu "słyszalnego" (jak to uroczo nazywają ludzie) Nero odbiera również ultra- i infra-dźwięk. Robi wrażenie, nie? A żeby była pełna kombinacja, nigdy nie ma problemów z określeniem kierunku i odległości dźwięku, toteż byłby w stanie w całkiem skuteczny sposób walczyć nawet pozbawiony możliwości widzenia.
>> Koci wzrok - Każdy kot ma dobry wzrok, a Nero nie jest wyjątkiem, chociaż jest przy okazji czymś więcej, niż po prostu kotem. No, ale paczałki normalne, kocie, na dodatek błyszczące rubinem. Fakt faktem, że choć osiągnął jakość widzenia w dzień bliską ludziom dalej może zadziwiać, szczególnie w nocy. Widzi wtedy naprawdę, nieporównywalnie lepiej. Egzystowanie w nocy to dla niego żaden problem. Wspominałem, że nędzne ludzkie dwieście dziesięć stopni widzenia, to dla niego powód do śmiechu? No, rudy nie musi aż tyle rozciągać mięśni szyi, bo jego kąt widzenia wynosi prawie trzysta stopni. Przykro mi, prawa natury.
Koci refleks - Bo w sumie nie chodzi tylko o szybkość, nie uważacie? No, owszem, sporo od niej zależy, ale czas reakcji jest jeszcze ważniejszy, a że ciało czasem nie nadąża to inna sprawa. Poza tym, ciało Nero zawsze daje sobie radę. Przechodząc do meritum, łapanie strzał, czy czegokolwiek, co leci z prędkością niższą niż prędkość światła, unikanie ciosów, dostrzeżonych kątem oka, czy po prostu zabijanie pszczół nie jest najmniejszym problemem dla tego exceeda. Doskonały (bo koci) refleks robi swoje.
Koci szkielet - Teoretycznie nie trzeba tego opisywać, bo chyba każdy to widział na własne oczy, przynajmniej raz w życiu. Ale, zasad trzeba pilnować, więc wiedzcie, że Nero nie ma problemów z przejściem przez tunel, nawet pełen zakrętów, który jest z centymetr, czy dwa większy od niego samego. Po prostu, zawsze wygnie się w taki sposób, że przejdzie bez problemu. Nieprzebyte, wydawałoby się, szczeliny to dla niego nie przeszkoda, w końcu koty wcisną się wszędzie, a ten, nawet specjalny, nie jest wyjątkiem.
Koci instynkt - Koty z natury są drapieżcami, nie da się ukryć. Choć coraz częściej "kot" kojarzy się z kanapowcem, który czeka aż właściciel nasypie mu jedzenia do miski, to w niektórych (przede wszystkim tych dzikich, które radzą sobie same) pozostał instynkt polującego wojownika. Objawia się to również w Nero, który choć udomowiony dalej ma w sobie geny lwów i tygrysów. A najbardziej chyba lampartów. W walce exceed nie polega zbyt wiele na mózgu, raczej korzysta z instynktu, zmniejszając jeszcze bardziej czas reakcji, sprowadzając ataki i kontry do podświadomych odruchów. Większość typowych przeciwników nie nadąży za samą szybkością, a w prawdziwej walce drapieżcy z ofiarą celem jest zabicie, nie obezwładnienie. Każdy atak wykonany pod wpływem instynktu jest przewidziany jako śmiertelny, bądź prowadzący do luki pozwalającej zadać takie obrażenia.
Zaklęcia: B Aera - Jak każdy exceed także Nero potrafi dosłownie wyczarować sobie skrzydła. Z tym, że w jego wypadku skrzydełka mają rubinowo-złotą barwę (zbieżność z barwami Gryffindoru przypadkowa). Mają też zdecydowanie większą rozpiętość niż minimalna potrzebna by unieść jego czterokilowe ciałko, jakby w tym aspekcie Nero chciał udowodnić, że będzie jeszcze większy. Niestety, nie są znane informacje dotyczące zależności między rozmiarami exceeda i rozpiętością jego skrzydeł. Fakt faktem, że widać zależność gdy kot zmienia swoją formę. Gdy osiąga te swoje dwa z czymś nie może mieć skrzydełek, które pasowałyby wróblowi, czy innemu kolibrowi. Wtedy sprawa wygląda zupełnie inaczej, bo rozłożone skrzydła osiągają prawie trzy metry, przekraczając sporo wzrost niemałego przecież w tej postaci exceeda.
B Ingenium - Już zdarzyło mi się parę razy wspomnieć o tym zaklęciu, bo w końcu zmiana rozmiarów to niebanalna sprawa, która wpływa praktycznie na każdy aspekt życia (czy dokładniej mówiąc dziewięciu żyć) tego, bądź co bądź, niecodziennego kota. Jeśli chcemy być dokładni nie jest to po prostu zmiana rozmiarów, nazwałbym to raczej przejściem w formę bojową. Tak, Nero to typ wojownika i udowadnia to całym sobą. W tym również zaklęciem przemiany, która daje mu zupełnie nowe możliwości. Żeby ująć to trywialnie - zmienia się w górę mięśni, choć nie znaczy to, że jest niezgrabnym workiem treningowym, jak sztuczni pakerzy rozsiani po całym świecie. Co to, to nie, w jego formie bojowej nie ma żadnego zbytecznego tłuszczu, ani niepotrzebnie rozdętych mięśni. Dzięki temu jego siła, nawet w niewielkiej postaci porównywalna z tą przeciętnego człowieka znacznie się zwiększa, pozwalając dokonywać czynów graniczących z cudami. Przenosi się to również na nogi, co pozwala mu wykonywać dalekie skoki, no i oczywiście nie można zapomnieć, że pojedynek na pięści i kopniaki nabiera nowego znaczenia, gdy przystępuje do nich rudy kot-olbrzym. Oczywiście Nero staje się przy okazji wytrzymalszy na ciosy, szczególnie te obuchami i pięściami, ale nie lecące zbyt szybko kule z katapult też da radę zatrzymać.