Dotyczy historii: Aby móc czytać ją w pełnej krasie, w obrazkach, oznaczających podział, ukryte są linki z soundtrackami. Tworzyły historię, więc warto słuchać razem z nimi i nawet, gdy się już przeczyta dany fragment, dosłuchać do końca i odpowiednio dopasować fragmenty.Imię: Tam, skąd pochodzi, nie używa się zwykłych imion. Dopiero w pewnym momencie nazwano ją Lyn, wcześniej jednak nosiła miano Kawki.
Pseudonim: A tak właściwie to imię, woli je od tego, które jej nadano wiele lat po urodzeniu – Kawka.
Nazwisko: Jakże mogła nosić jakieś nazwisko? Tam, skąd pochodzi, ludzie nie mają nazwisk.
Wiek: Lat ma nie jakoś specjalnie wiele, zaledwie 22.
Płeć: Z tego, co jej się zdaje i także wszystkim na około (budowa ciała robi swoje), jest kobietą.
Wzrost: Zawsze mówili jej, że jest wysoka. Cóż, taka prawda – 171 cm.
Waga: Nie waży przesadnie dużo, ani przesadnie mało – 68 kg.
Gildia: Stanowczo woli samotność.
Umiejscowienie znaku gildii: ---
Klasa Maga: 0
Wygląd: Nie była zbyt ładnym dzieckiem. Mówiło tak całe plemię, ale, prawdę mówiąc, bycie niekoniecznie urodziwym maluchem nie wpływało za bardzo na to, co działo się później. Niektórzy wyrastają ze swojej brzydoty – tak stało się również z Kawką. Wyrosła na całkiem ładną dziewczynę, o ile można to tak ująć, choć jej niesforność ukazywała się też w wyglądzie. Taka ładna buzia, a taki paskudny charakter, mawiali w wiosce, ale kto by się tym przejmował. Trójkątna twarz, zakończona ostrym podbródkiem rzeczywiście sprawiała, że wielu mężczyzn patrzyło na nią miłym okiem. Duże oczy koloru ziaren kawowych miały w sobie iskierkę żywiołowości, której Kawce nie brakowało. Łuki brwiowe nadawały twarzy wyrazu zaciętości i wesołości. Nos krótki, także ostro zakończony przypominał troszkę dziób małego ptaka. Usta – dość szerokie, ale wargi niezbyt duże. Pięknie prezentują dwa rzędy zadbanych, choć mimo wszystko nieco krzywych zębów. Uszy wyglądają na drobne, są ostro zakończone u góry, ponadto Kawka przekłuła je sobie kiedyś, więc jest szansa na odnalezienie w nich kolczyków. Głos ma wyjątkowo dźwięczny, niski i pełny. Gdy mówi, nie zawsze udaje się odkryć wszystkie jego walory, jednak śmiech oraz śpiew całkowicie dają poznać wszystkie możliwości, jakie posiada. Spod grzywki czoło nie wystaje tak właściwie w ogóle. Same włosy nie są jakoś specjalnie długie ani mocne. Z tego, co miała na głowie, zaplotła krótki, wręcz żałosny w swej cienkości warkoczyk. Mimo to, wszystko, co ma na głowie, wydaje się być zdrowe. Jej długą szyję podkreśla także ubiór, o którym opowiem więcej później. Bardzo widoczne są u niej wystające kości – obojczyki, łopatki, żebra trochę mniej. Piersi pewnie mogłyby być większe, gdyby nie fakt mody panującej u pana, do którego trafiła oraz obwiązywanie ich bandażem od wielu lat. Wcięcie w talii jest wyjątkowo zauważalne. Należałoby się teraz skupić na rękach. Ramiona ma zbudowane proporcjonalnie. Na łokciach (również wystających) widoczne są blizny po poparzeniach, to także pamiątka po jej pobycie u wcześniej wspomnianego pana. Dłonie ma dość małe, palce za to długie i zadbane, choć widać na nich ślady życia w całkowicie odmiennych warunkach, stąd blizny na wewnętrznej stronie dłoni oraz na palcach. Wracając do mniej odstających części ciała, trafiamy na brzuch. Zamiast braku tłuszczu czy nawet jego zwału, ukazuje się nam prawie prawdziwy damski kaloryfer. Dlaczego prawie? Nie jest z pewnością tak wystający i widoczny, ale każdy, kto uderzył ją kiedyś w brzuch, gdy była na to przygotowana, mógł sprawdzić, że uderza w coś naprawdę twardego. Kości biodrowe też odstają, dlatego kładzenie dłoni na biodrach w jej przypadku jest najprawdziwszym stwierdzeniem, może się na nich spokojnie oprzeć. Uda też wydają się wyćwiczone, stąd ich stosunkowo mała objętość, to samo tyczy się pośladków. Kolana odstają podobnie jak wcześniej wspomniane już kości. Łydki ma wyjątkowo sprężyste, umięśnione. Można powiedzieć, że w ogóle nogi ma długie i ładne, zakończone „pęcinkami” – łydka ma dobry kształt, przechodzi łagodnie w ścięgno, aż wreszcie pojawia się stopa. Dziś nazwałoby się to numerem 42, wtedy po prostu można było powiedzieć, że jest dość duża, ze wszystkimi palcami, tutaj jednak już nieco mniej zadbanymi niż te na górze. Kostki też wystają.
Przydałoby się wreszcie sięgnąć do ubioru. Zazwyczaj dziewczyna ma na sobie brązową kamizelkę lub bluzkę z delikatnej skóry opierającą się na ramieniu. W gorętsze dni wystarczy jej po prostu ciemny bandaż na piersiach, by nie czuć się nago. Ma go na sobie zawsze dla wygody. Od połowy przegubu w górę jej rękę owija także owija bandaż, chroniąc tym samym ręce przed zranieniem. Brzuch spina jej także wyprawiony ze skóry, bardzo szeroki pas, który jest tak właściwie zaczątkiem spodni. Dziś nazwałoby się je szarawarami, więc można użyć tu właśnie tej nazwy, by dobrze odzwierciedlić ich wygląd. Ciemnozielone, prawie brunatne, od kolan w dół spięty skórzanym paskiem, by nogawki nie przeszkadzały zanadto. Ten pasek jest także elementem butów, wyprawionych ze skóry. Porządna podeszwa daje komfort wędrówki. Są jednocześnie wygodne. Na biodrach ma też zawieszony dwa paski – jeden z przyczepioną liną, drugi zaś z fletnią Pana, by zawsze można było po nią sięgnąć. Zimą nosi płaszcz z ciepłego futra górskiego kota oraz skórzane buty z futrem niedźwiedzia wewnątrz.
Charakter: Niesforny dzieciak – tak o niej mówiono. Ta niesforność nigdy nie ustąpiła, zostawiając ją w podobnym stanie do dnia dzisiejszego. Wszystko przecież może być dowcipem, dlaczego zawsze gadamy na poważnie? To jeden z głównych powodów, dla których Kawka nie rozumie ludzi. Ludzie zawsze są smutni, ptaki przynajmniej okazują swą radość i nie kłamią. Oj, jak ona nie znosi kłamstwa! Świat, do którego trafiła, nie spełnia jej oczekiwań właśnie przez ludzi. Mimo to stara się być towarzyska, dowcipkować tak, jak robiła to też wcześniej. Nie przepada za mówieniem o swojej przeszłości, bardzo niechętnie się tym dzieli. Nie znosi przekleństw. Często jest oszczędna w słowach ze względu na brak znajomości języka, dlatego trudniejsze słowa nie wchodzą w ogóle w grę. Jest dość roztrzepana, ale jak przychodzi co do czego, potrafi się spiąć i myśleć o robocie. Lubi towarzystwo ludzi, ale jeszcze bardziej przepada za towarzystwem ptaków, dlatego często chodzi do lasu. Kiedy musi wykonać jakieś ryzykowne zadanie lub po prostu się denerwuje, zaczyna momentalnie gwizdać albo udawać śpiew któregoś z ptaków. Stara się nie bać, ale rzadko przychodzi jej to łatwo – strach potrafi zaburzyć wszystko, co miała w głowie, nie umie czasem racjonalnie myśleć w takich momentach. Nigdy nie pozwoli umrzeć swojemu towarzyszowi, a jeśli zagraża mu jakieś niebezpieczeństwo, to nawet mimo strachu pędzi mu na ratunek. Nie do końca lubi dzieci, nie umie się nimi na pewno zajmować. Mężczyzn stara się traktować jak partnerów, nic bliżej, nic dalej. Ma też pewne uprzedzenia dotyczące pożywienia – nie je pokarmów pochodzenia ptasiego, ani mięsa drobiowego, ani jaj, co związane jest z jej miłością do ptaków. Nie lubi chodzić w sukienkach; woli, by było jej wygodnie, niż żeby miała dobrze wyglądać. Stosuje się do wierzeń i zwyczajów jej plemienia. Posiłki stara się jeść na świeżym powietrzu, chyba że warunki pogodowe na to nie pozwalają. Zawsze odmawia wtedy modlitwę do Ducha Świata i zabiera się do jedzenia. Po skończonym posiłku również się modli, tym razem dziękując za posiłek. Przed długą drogą zawsze jeszcze się kładzie, by odetchnąć i na spokojnie przemyśleć swoje plany oraz zastanowić się, czy czegoś na pewno nie zapomniała. W dni przesileń i równonocy zawsze odprawia rytuały związane z przejściem pór roku. Przed zaśnięciem, jeśli akurat śpi pod gołym niebem lub ma okazję spojrzeć w okno, postara się zidentyfikować, pod którym gwiazdozbiorem śpi i pomodlić się do ducha mieszkającego w tymże gwiazdozbiorze o lepszy następny dzień. Jeśli niebo jest zachmurzone, modły wysyła do Ducha Świata. Niezbyt rozumie inne magie poza związanymi z naturą, ale stara się je poznawać jak kolejny element obcej kultury, w której się znalazła. Jeśli ma możliwość nie używania swoich umiejętności bojowych, nie robi tego. Woli rozwiązywać sprawy słownie, pokojowo lub w inny sposób, który pozwoli jej obejść się bez musu użycia magii lub pokazania jej siły. Najbardziej ze wszystkiego, ceni sobie wolność.
Historia:- KAWKA! – Starsza kobieta goniła małe dziecko pędzące przez wioskę. – WRACAJ TU NATYCHMIAST!
Ono jednak ani myślało się zatrzymać, znajdując coraz to lepsze rozwiązania. Wbiegło do namiotu, wybiegło z drugiej strony. Przeskoczyło szereg wyplatanych koszy i zauważyło drzewo. Tak, to będzie bardzo dobre miejsce na kryjówkę. Spojrzało jeszcze za siebie i czym prędzej wspięło się na jeden z konarów. Kobieta stanęła przy drzewie. Trudno powiedzieć, że byłą w jakikolwiek sposób zadowolona – na jej twarzy malowały się złość i zniecierpliwienie.
- Jeśli zaraz nie zejdziesz, zawołam…
- Proszę się nie martwić, już jestem – Słowa wypłynęła z ust stojącego obok chłopaka. Kobieta spojrzała na niego z ukosa i odeszła, zostawiając tamtych dwoje.
- Kawka, zejdź stamtąd – Już kiedy to mówił, dziecko wykonywało to polecenie. Stanęło przed nim całe umorusane, w podartym ubraniu i bez butów. Chłopak westchnął ciężko.
- Ile razy ci powtarzałem, byś nie zabierała nic od Rybitwy? To, co robisz sprawia, że jest mi smutno.
Kawka pociągnęła nosem.
- Smutno? – zapytała, jakby upewniając się, czy to, co słyszała, było na pewno prawdą. Chłopak przytaknął.
- Choć, musisz się umyć i przebrać. – Po tych słowach chwycił dziewczynkę za rękę.
- Gawron…
- Hmm?
- Jestem głodna.
W namiocie siedzieli już wszyscy, od najmłodszych, do najstarszych, całe plemię. Wleciało też tu kilka ptaków – orzeł należący do Jastrzębia, kruk Gawrona, sowa Kani i stado wróbli będące własnością Szczygła. Kania zasiadła przy ognisku, a pozostałe kobiety zaczęły zbierać od wszystkich brudne półmiski. Przyszedł czas na opowieść.
- Za rzeką żyje straszliwy ród. Zdarza im się przybywać w te strony, by niszczyć nasze domy, gwałcić nasze kobiety i zabijać mężczyzn. Niektóre plemiona zostały wywiezione daleko, tam, gdzie zachodzi słońce. My wygraliśmy wojnę z nimi! To było przed wieloma laty, gdy naszym wodzem był Sokół, a nasze plemię liczyło dwa razy więcej wojowników. Wtedy też inne plemiona przyszły do nas, by prosić o schronienie, którego im udzieliliśmy. Ród przebył rzekę tak, jak niegdyś robiło to plemię Fok i zaatakował. Nasi wojownicy zabili ich wielu, ale też poginęli. To był ostatni raz, gdy wszystkie plemiona walczyły razem o wolność, teraz potrafimy się tylko kłócić… Małżeństwo Jastrzębia z córką Lisa, Łanią, dałoby pokój naszym plemionom i może skłoniłoby wszystkich do takich działań.
Wielu znało zdanie Kani na ten temat, jednak Jastrzębiowi nie bardzo się ono podobało.
- Mam kobietę, nie zostawię jej dla córki tego leśnego plugawca!
No i się zaczęło. Kłótnia trwała pewnie do późnych godzin nocnych, ale Gawron postanowił oszczędzić tego swojej malutkiej siostrzyczce. Położył ją do łóżka.
- Ten straszliwy ród… nie zaatakuje nas, prawda?
- Nie, głuptasie. Już się nie ośmielą. Nigdy…
Wyrosła na ładną dziewczynę, jednak w opinii współplemieńców wciąż nie można było jej nazwać w pełni kobietą – łowy pozostawały jej pasją. Wybrała się na nie również tego pamiętnego dnia. Przekradając się przez zarośla, szukała czegokolwiek, co mogłaby upolować. Jej oczom ukazał się młody koziołek. Zdobycz niezbyt duża, ale na te czasy lepsza niż żadna. Zbliżała się zima. Obserwowała za spokojem zwierzynę. Bez pośpiechu. Uspokoić oddech i ruszyć dopiero, gdy będzie pewna swojej pozycji. Wzdrygnęła się, słysząc za sobą trel kosa. Odetchnęła. To tylko jej młody przyjaciel. Niech śpiewa. Odwróciła głowę, lecz koziołka już tam nie było. Szybko rozejrzała się i ruszyła na miejsce, gdzie znajdował się jeszcze przed chwilą. Nie mogła pozwolić, by zwierzyna uciekała jej tak łatwo. Ptaki wzleciały ku niebu, stado gawronów z głośnym krakaniem przeszyło niebo, ostrzegając Kawkę przez nadciągającym niebezpieczeństwem. Dziewczyna czym prędzej umknęła w zarośla, a następnie wspięła się na jeden z wysokich, grubych dębów, ukrywając się wśród liści. Najpierw usłyszała głos ludzkiej istoty, był to jednak głos, którego nie znała. Inny. Nie rozumiała słów. Te dziwne ludzkie istoty szły w kierunku wioski. Widziała ich. Wszystkich. Wstrzymała oddech. Teraz to ona mogła zostać zwierzyną. Kiedy tylko odeszli, zeszła z drzewa i popędziła w kierunku wioski.
Szła bardzo okrężną drogą. Widziała ślady ich butów odbite na błocie. Biegnąc przez las, tak naprawdę nie zastanawiała się, co robi. Bała się. I to bardzo. Na pewno. Na pewno było już za późno. Spojrzała w niebo. Dym. Gdy znalazła się już dostatecznie blisko, dopadła jedno z drzew i przytuliła się do niego. Najpierw patrzyła całkowicie bez wyrazu na to, co rozgrywało się przed jej oczyma. Wszystko płonęło, obce ludzkie istoty łapały wrzeszczące kobiety za włosy, mężczyzn wyrzucały z namiotów, zaś dzieci zabierały matkom. Kania została przywiązana do jakiegoś pala, położono pod nią chrust i jeden z obcych podpalił go żagwią. Szamanka krzyczała wniebogłosy, gdy ogień spalał jej ciało. Jastrząb przeklinał obcych, więc tamci uderzyli go twarz. Mówili w dziwnym, płaskim języku. Kawkę przeszedł dreszcz, lecz nie odwracała wzroku. Kobiety spętano i wyprowadzono z wioski. Krzyczały:
- Oszczędźcie ich! Oszczędźcie naszych mężów i synów!
Nikt z oprawców nie rozumiał jednak ich mowy. Ptaki odleciały. Wszystkie. To był najgorszy z możliwych znaków. Odciągnięte na bok kobiety, mogły jedynie patrzeć, jak obcy okrążali mężczyzn z plemienia. Kawka usłyszała rozkaz, a potem z piersi Jastrzębia popłynęła krew. Upadł na ziemię, charcząc. Kolejnym mężczyznom robiono to samo. Nadszedł też czas na Gawrona. Kawka patrzyła, nie mogła ot tak odwrócić teraz wzroku. Słyszała, jak jej brat wykrzykuje jeszcze jakieś słowa, ale nie mogła ich rozpoznać. On także opadł bezwładnie na ziemię. Oprawcy szybko skończyli, wzięli kobiety i odeszli. Kawka nie czekała długo. Zbiegłą po stromym zboczu wzgórza na dół. Przechodząc przez wioskę, nie mogła uwierzyć w to, co widzi teraz. Przerażenie nie pozwalało jej przez chwilę w ogóle się poruszyć. Bała się oprawców, ich powrotu. Stos wciąż płonął, a kilka kroków od niego znajdowało się pierwsze ciało mężczyzny. Kawka, niewiele myśląc, podbiegła do swojego brata.
Leżał na brzuchu w kałuży krwi. Gdy dziewczyna go odwróciła, wiedziała, że jeszcze żył. Widziała to w jego przymrużonych oczach, tam jeszcze tliła się iskierka życia.
- Gawron…
Nic nie odpowiedział. Patrzył na nią jeszcze przez dłuższą chwilę. Przez chwilę zdawało się jej, że widzi na twarzy brata lekki uśmiech i ulgę. Objęła go z całych sił. Po jej policzku popłynęła pierwsza łza, potem kolejna, i kolejna, a potem nie mogła już nawet próbować ich powstrzymywać. Całowała przez cały czas czubek jego głowy. Czuła jeszcze jego delikatny, słaby oddech.
- Pam-Pamiętasz, jak u-udało mi się zdobyć t-t-trzy pióra? Kaw-kawkom i-i kobietom w ple-plemieniu bar-bar-bardzo s-się to nie po-po-podobało. T-To oznaczał-ło, że… że jest-jestem równa mężczyznom w ple-plemieniu.
Jej głos drżał. Z trudem wypowiadała kolejne słowa.
- A-A pam-pamiętasz j-j-jak ukradłam Rybitwie kwaś-kawaśne kozie ml-mleko? Byłeś wte-wtedy strasznie… zły.
Pociągnęła nosem i zaczęła kaszleć. On już nie odpowiadał. Umierał. Nawet nie zauważyła momentu, w którym jego oddech ustał. Dopiero, gdy się zorientowała, wpadła w prawdziwy lament. Krzyczała, przeklinając Ducha za śmierć jej brata, za śmierć wszystkich mężczyzn z wioski. Wypominała mu wszystkie swoje krzywdy, aż wreszcie zmęczona, zasnęła przy martwym ciele Gawrona.
Gdy się obudziła, padał śnieg. Ptaków wciąż nie było, sto zgasł. Podniosła się ociężale do siadu. Objęła rękami kolana. Musiała coś zaplanować. Zima nadeszła. Usłyszała tętent kopyt. Nie zdążyła się nawet odwrócić, kiedy na jej szyję spadła pętla i zacisnęła się mocno. Dziewczyna z trudem złapała oddech. Ktoś pociągnął za sznurek. Kawka upadła w błoto. Usłyszała głosy pełne pogardy i wesołości jednocześnie. Śmiali się, gdy złapana próbowała się podnieść, a potem znów znalazła się na ziemi. Jeden z nich zsiadł z konia, podszedł do niej i związał jej ręce powrozem. Nie miała nawet siły się bronić. Mężczyzna zdjął jej pętlę z szyi, zamykając ją również na rękach Kawki. Wciąż trzymając sznur, wsiadł na konia i ruszyli. Nie miała wyboru, musiała iść z nimi.
Wpakowali ją do łódki wraz z innymi, których schwytali i posłali przez rzekę. Na drugim brzegu zostawiono ich pod gołym niebem, gdzie mieli przespać noc. Kawka miała nadzieję, że przybędą ptaki, więc zagwizdała znaną jej od dawna melodyjkę. One jednak nie przybyły po raz pierwszy od dawna. Nie słuchały jej śpiewu. Raz miała nadzieję, gdy na gałęzi pojawiła się sowa, jednak po raz pierwszy dziewczyna zdała sobie sprawę, że nie rozumie jej mowy. Była bezsilna. Nie widziała też nikogo ze swojego plemienia, za to rozpoznawała znaki innych. Leśni Drapieżcy, Czarna Ziemia… Złapali ich wszystkich. Nikomu nie udało się obronić.
Stała naprzeciwko jakiegoś młodego mężczyzny. Wyglądał okropnie, w sumie sama dziwiła się, że mogłaby nazwać go mężczyzną. Nie była tu sama, obok niej stało wiele dziewczyn w jej wieku oraz młodszych i starszych. Drugi mężczyzna, o wiele bardziej męski i starszy, podszedł do Kawki i podniósł jej głowę kijkiem. Wymieniali między sobą jakieś niezrozumiałe słowa, potem młodszy zmierzył ją spojrzeniem, które mogła uznać nawet za lubieżne. Bała się. Powiedział jeszcze kilka słów w tym swoim płaskim języku, a potem ją wyprowadzono.
- Gdzie mnie prowadzisz? – spytała starszego mężczyznę, lecz on nie odpowiedział. Zaprowadził ją do jakiegoś dziwnego, ciemnego pomieszczenia. Tam zauważyła wiele kobiet – niektóre spały, niektóre rozmawiały w innych językach. Gdy tylko Kawka stanęła w drzwiach, podeszła do niej najstarsza ze wszystkich tu zebranych i odebrała ją od mężczyzny. Drzwi za nimi się zamknęły, a kobieta zapytała w języku plemion:
- Jak ci na imię?
- Kawka.
- To nie jest dobre imię. Tutaj będą mówić na ciebie Lyn. Nie znasz języka?
- Nie.
- Nauczymy cię go, a także paru innych rzeczy, nieopierzona ptaszyno.
Uczono ją wszystkich sztuk, które powinny znać niewolnice. Tak, niewolnice, tak na nie mówiono. Poznała też tutejszy język, by wiedzieć, czego może pragnąć od niej jej pan. Brzydziła się wszystkiego, co robiła dla tego nie-mężczyzny. Pewnego dnia zechciał on czegoś więcej niż nalania bukłaka wina. Nawet nie wiedziała kiedy, ale uderzyła go tak, że aż się zatoczył. Zawołał straż i zabrano ją do lochów.
W celi nie była sama. Znajdował się też w niej młody mężczyzna. Nieogolone lico wyrażało jedynie apatię, jednak kiedy tylko zjawił się tu niespodziewany gość, więzień jakby się ożywił. Przedstawił się w języku oprawców:
- Moje imię Silas.
- Lyn – odpowiedziała, siadając naprzeciw mężczyzny. Chyba domyślił się, że nie jest stąd.
- Mówmy w twoim języku – powiedział już jak jej współplemieniec. Dawno nie słyszała tej mowy, toteż niezwykle uradował ją ów fakt.
- Czemu tu jesteś? – zapytała od razu. Silas zastanawiał się przez dłuższą chwilę, aż wreszcie odpowiedział:
- Ludzie Dhaeorysa bali się mnie i zamknęli tutaj. A ty?
- Uderzyłam mojego pana.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Pochodzisz z plemienia Nieba, prawda?
Przytaknęła. Skąd on to wiedział? Czuła się trochę, jakby tymi zimnymi oczami przeszywał ją na wylot.
- Dlaczego trafiłaś do niewoli? Przecież umiecie zapanować nad ptakami – mruknął, mierząc dziewczynę od stóp do głów.
- Wszystkie odeszły, a ja zapomniałam ich mowy.
- Ja także zapomniałem swojej magii. Była potężna, a teraz… teraz nie umiem zrobić nic, by się stąd wydostać. Musisz uwierzyć, Lyn. To też nie jest twoje prawdziwe imię. Nie możesz zapomnieć, kim jesteś. Nigdy.
Często zabierano ją z celi. Jej pan chciał podziękować jej za brak posłuszeństwa, więc zamknięta w kajdanach musiała znosić przypalanie jej łokci żelazem. Po wszystkim wysyłał ją do pozostałych niewolnic, by zadbały o jej dłonie, a potem znów trafiała do celi. Tam rozmawiała bardzo często z Silasem o wolności, o tym, by nie zapomnieć. Nocami płakała, śniąc o spaleniu wioski i śmierci brata. Jej towarzysz nie mógł na to nic poradzić. Coraz częściej chodziła na tortury, nie miała też zamiaru przepraszać, błagać o litość. Za każdym razem powtarzała sobie, że nie zapomni, kim jest. Nie była Lyn, a Kawką, przyjaciółką ptaków. W tym czasie bardzo często gwizdała, by przypomnieć sobie stare melodie. Silas mówił jej wtedy o planach zbrojnego wystąpienia przeciwko ludziom Dhaeorysa. Dziewczyna w sercu czuła, że to może się udać. Dni powoli stawały się piękniejsze, nawet nie bolało aż tak bardzo, gdy przypalano ją żelazem. Przypominała sobie w celi to wszystko, czego nauczyło jej plemię. Walka za pomocą pięści i kopniaków. Pieśni. Zwyczaje. Wciąż prowadziła ją pomsta za śmierć bliskich. Rozmawiała z niewolnicami, by te się szykowały. Każdy miał już dość ucisku, a to była jedyna nadzieja. Jeśli zbuntują się wszyscy, wygrają. Jeśli.
Nadszedł wreszcie ten dzień. Ich celę otworzył jeden ze zniewolonych kowali, dając Silasowi do ręki miecz. Kawka odmówiła przyjęcia broni, wolała rozwiązywać sprawę tak, jak zawsze ją uczono, bez rozlewu krwi. Nadchodzili. Wszyscy wyszli ze swoich cel, większość wspięła się na górę, uwalniając po kolei wszystkich. Trupy leżały już teraz pod ich nogami, a oni szli dalej, w grupie, byle tylko się nie rozdzielać. Kawka pamiętała, jak złamała nos jednemu z torturujących ją niegdyś ludzi, potem oddała go na pastwę reszty więźniów. Wszystko było zaplanowane do końca. Niewolnice także były gotowe do walki. Gdy wyszli z wielkiego twierdzy, czekały na nich wojska Dhaeorysa. Silas dal sygnał do ataku i ruszyli. Bój trwał długo, był niezwykle krwawy.
- ZAPŁAĆMY IM ŻELAZEM!
Tak też się stało. Szczęk broni, mnóstwo martwych ciał i Kawka, śmigająca na flance wroga, starając się głównie obezwładniać zbirów. Dostała lewą rękę, ale nie mogła się teraz poddać, opatrzy to później. Żołnierzy została już garstka, niewolników było zbyt dużo, więc nie mogli spacyfikować tego powstania. Uciekli, wszyscy, co do jednego.
- Ilu mamy martwych? – zapytała Kawka, gdy jedna z niewolnic opatrywała jej ramię.
- Jeszcze ich znoszą, ale wielu – odparła kobieta. Kiedy tylko skończyła to, co miała zrobić, odeszła. Lyn postanowiła sprawdzić, kto odszedł do Ducha Świata. Leżało ich wielu, a ona nie znała wszystkich z imienia. Przyklękała przy każdym i odmawiała krótką modlitwę do Ducha. Może teraz jej wysłucha. Nikogo już nie ocali, ale przynajmniej da im spokój. Przechodząc między tymi wszystkimi ciałami, przystanęła na dłużej przy kimś, kogo mimo wszystko się tu nie spodziewała. Silas. Leżał tu, na ziemi. Martwy. Zacisnęła zęby. Duch chyba rzeczywiście chciał jej pokazać, że to, co niegdyś uczyniła, nie było najlepszym pomysłem. Teraz w myślach go przepraszała, ale oddychała spokojnie. Nie czas na płacz. Musiała ich wszystkich pożegnać. Nakazała ustawienie stosu, na którym miały spłonąć wszystkie ciała. Kiedy już je położono i podpalono żagiew, postanowiła przemówić:
- Teraz w końcu każde z nas pójdzie w swoją stronę. Wróci do domu lub znajdzie nowy. Będzie wolny. Ich dusze też będą wolne i jak orły odlecą ku niebu, do Ducha Świata i innych bogów.
Rzuciła żagiew na stos, który zapłonął jasnym płomieniem.
- Odlećcie daleko.
Ciała się dopaliły, a wszyscy rozeszli się w swoją stronę. Kawka tak naprawdę nie wiedziała, gdzie ma iść. Wioska była spalona, nie miała potrzeby tam wracać, i tak nic nie odbuduje. Musiała powędrować gdzie indziej. Wzięła jednego z osiodłanych już koni, wsiadła na niego i popędziła tak daleko od twierdzy, jak tylko było to możliwe. Nie miała ze sobą żywności, ani wody, żyłą przez pewien czas w lesie, słuchając tęsknego śpiewu ptaków. Usłyszała śpiew kosa, taki sam, jak tego pamiętnego dnia. Rozumiała go. Wiedziała, o czym śpiewa. Wzywał swoją partnerkę, by odlecieli. Zbliżał się drapieżnik, który miał spaść z nieba.
Wsiadła czym prędzej na konia i pogalopowała na polanę znajdującą się nieopodal. Tak, tam na pewno znajdzie drapieżnika, który spadnie z nieba, dowie się, gdzie jest. Ptak jej odpowie. Nadleciał orzeł. Był naprawdę wielki, takiego Kawka jeszcze nigdy w życiu nie widziała. Podleciał do dziewczyny, padając spokojnie na ziemię. Znała go skądś. Duch Świata przysłał jej towarzysza.
- Silas – uśmiechnęła się szeroko. Ptak pisnął i wzleciał w powietrze. Kawka popędziła rumaka piętami i pogalopowała w ślad za orłem, nie wiedząc, gdzie...
Ekwipunek: lina (5 m), fletnia Pana, bukłak z kwaśnym mlekiem, woreczek z ziarnem, trzy pióra kawki
Umiejętności:x Łamacz Kości (lvl 1)
x Summoner (lvl 1)
x Walka Wręcz (lvl 1)
Rodzaj Magii: Magia Ptaków - magia polega głównie na odnajdywaniu się w jedności z ptakami, szukaniu się przez ich naturę. Dotyczy ona nie tyle kontroli, co porozumienia z pierzastymi istotami oraz połączenie z nimi.
Pasywne Właściwości Magii: x Śpiewać każdy może, trochę lepiej… - nie trochę gorzej, absolutnie. Kawka jest, jakby to ująć, uzdolniona muzycznie. Ma dobry słuch, umie całkiem nieźle śpiewać. Można to uznać za jej największy atut. Głos potrafi być czasem… kluczem do czyjegoś serca.
x To chyba jest takie zwykłe ćwir, ćwir – rozumienie mowy ptaków to dla niej pestka (chodzi o ptaki z umiarkowanej strefy klimatycznej).
x Ptasie radio – potrafi posługiwać się ptasią mową, a raczej udawać wszystkie możliwe jej aspekty (dotyczy ptaków z umiarkowanej strefy klimatycznej).
x Najlepszy przyjaciel człowieka – ptaki się jej nie boją, nie uciekają na jej widok, za to chętnie towarzyszą w podróży
x Harpia – pozwala jej na zmianę w postać „harpii”. Nogi to chwytne kończyny, dzięki którym może siadać na drzewach, ręce zastępują skrzydła, cała postać dziewczyny pokrywa się piórami. Po przemianie nie jest naga, wraca do poprzedniego stanu. (czas trwania: 4 posty)
x As przestworzy – nie istnieje dla niej coś takiego, jak lęk wysokości.
x Jak… jak mogłeś zjeść Zenka?! – Ktoś go wcześniej wydmuchał, a potem został zjedzony. Kawka nie może patrzeć na to, jak ktoś zjada jajka lub drób, brzydzi się tego, czując się tak, jakby ktoś właśnie podawał na stole jej rodzeństwo. Nie obawia się innych potraw mięsnych czy nabiału.
x Oko Sokoła – na płaskim terenie jest w stanie zauważyć niebezpieczeństwo/zdobycz/to, czego szuka w promieniu kilometra. Widzi też szczegóły z bardzo wysoka.
x Daj, niech rzucę okiem – wcielenie się w postać jednego ptaka też nie jest problemem, dzięki temu widzi to, co widzi i tamten. (czas trwania: 1 post)
Zaklęcia:x Cip, cip, ptaśki, cip ciii! (C) – przywołuje mały oddział ptaków (złożony 7 ptaków śpiewających), który ma za zadanie jej bronić lub zdezorientować przeciwnika.
x Zawsze chciałam być jak Gandalf (B) – przywołuje wielkiego orła. Takiego… giganta – można sobie zerknąć na Władcę Pierścieni albo Hobbista – tam ładnie są pokazane ich rozmiary. (czas trwania: 5 postów)
x Stalowe lotki (B) – Na ograniczony czas jej skórę pokrywają pióra twarde jak stal, przez co trudno zwyczajnie zadać jej jakieś obrażenia. Miejsca wrażliwe - pachwiny, szyja, głowa, dłonie, stopy (czas trwania: 2 posty).