Ah, tak.. Jezioro w środku lasu. Legendarny las Gnolii, dość niebezpieczne miejsce, wręcz idealne na trenowanie tego zaklęcia. Don długo próbował wymyślić dla niego nazwę, ostatecznie biorąc pod uwagę działanie, postanowił nazwać je Babilon. Teraz zaś siedział na skraju jezioro, mocząc w wodzie nogi, i czekając. Ręce opierał na trawie w okolicach mrowiska, to właśnie na nim postanowił przetestować zaklęcie. Mrówki poddane działaniu tego zaklęcia zapewne nie tylko zwolnią, ale i umrą. Dlatego Don siedział i czekał, wylewając z siebie potok magicznej energii. Niestety wbrew jego nadziejom nic się nie stało. Zawsze ten sam problem – Jak. Pytanie na które ciężko było wymyślić odpowiedź. Wymyślenie zaklęcia to jedno, przekształcenie energii w formę to drugie. O tyle jeszcze zaklęcia z formą były proste, że wymagały jedynie wyobrażenia sobie tego co chcemy stworzyć. Zaklęcia okresowe i do tego kontrolujące a nie tworzące były dużo, dużo trudniejsze. Wymagały też więcej energii. Niemniej pierwszego dnia, chłopak nic nie osiągnął.
Dzień drugi, po naturalnych czynnościach takich jak posiłek, zaczął się od właściwie siedzenia, teraz Don próbował jedynie przemyśleć całe zaklęcie jeszcze raz i coś z tego wywnioskować. Zaklęcie polegało w dużej mierze na zwiększeniu gęstości powietrza. Co jasne im powietrze jest gęstsze, tym trudniej się w nim oddycha i porusza. A jeśli dana czynność, zwłaszcza tak podstawowa jak oddychanie jest trudniejsza to logicznym ciało męczy się znacznie szybciej niż normalnie, gdyż dane czynności wymagają większego nakładu energii. To była cała tajemnica tego zaklęcia. Przeciwnik który walczy w bliskim kontakcie, nie tylko szybciej się zmęczy ale jego ruchy stracą pewną naturalną swobodność. Osiągnięcie tego efektu będzie wręcz idealną bronią na osoby walczące w zwarciu, można by rzec nawet że pułapką. Tym bardziej że jeśli Don odpali Kaiokena to przewaga będzie jeszcze większa i wyraźniejsza. Jednak samo zwiększenie gęstości powietrza nie wystarczy. Prócz tego minimalne zwiększenie grawitacji na jakimś aerale, jednak stałe pole, znacząco by ograniczało Dona, za to gdyby stał się biegunem, tego pola, a ów pole przemieszczało się wraz z nim, zaklęcie zyskało by sporo na bojowym zastosowaniu. Na dodatek Don, byłby całkowicie odporny na wpływ zaklęcia, to wszystko czyniło z niego broń idealną. Jaki jednak był pierwszy etap przy trenowaniu? Zapewne... ustanowienie bieguna. Tak, dopóki nie stworzy pewnego pola, które będzie bazą do dalszych czynności, ów czynności będą trudniejsze i wymagały większego zapotrzebowania energii, to czego potrzebował Don na sam start to ograniczenie, co sugeruje że wczoraj źle zabrał się do całości. Na ten dzień jednak było już za późno na resztę czynności, bo wiadomo długie przewody myślowe to i cały dzień zajęło Donowi, zrozumienie tego.
Trzeci dzień treningu, czyli od teorii do praktyki. Zaczęło się prosto od stworzenia bieguna. Don próbował zwiększyć nacisk grawitacji na określonej powierzchni terenu. Z początku szło dość niemrawo, jednak już po kilku godzinach dało się zauważyć nieznacznie bardziej zgniecioną trawę w jego otoczeniu. Do późnego popołudnia opanował całkowicie nieznaczne zwiększanie grawitacji w swoim otoczeniu. To jednak była ta najłatwiejsza część. Zostały jeszcze dwie, dużo trudniejsze do zrobienia. Po pierwsze zagęszczenie powietrza w nakreślonym przez grawitację otoczeniu, oraz uodpornienie Dona na działanie jego zaklęcia, czyli ochrona przed nim. No i się zaczęło. Próba zagęszczenia powietrza wcale nie była taka łatwa, bowiem w odróżnieniu od np. Kuli ognia, tego się nie widziało. Trzeba było to poczuć i wyczuć. A także zaobserwować np. właśnie przez zachowanie mrówek.
Pierwszy dzień spójnego treningu oczywiście nie wypalił. Donowi ciągle czegoś brakowało, jakiejś ważnej poszlaki w trenowaniu tego zaklęcia. Zrozumiał to dopiero podczas śniadania. Kanapkę można kupić już gotową, a można zrobić samemu. I chociaż zazwyczaj, smarujemy ją masłem a następnie dodajemy szynkę i ser, to jednak w tym wypadku składniki już mamy, a Don ich nie miał. Musiał więc zrobić wszystko od podstaw. Błędnym było założenie że z ogranicznikiem od razu da radę zagęścić powietrze. Kontrolowanie i ogranicznika i powietrza jednocześnie było jeszcze za trudne, dla tego znalazł zastępczy ogranicznik jakim był słoik, do którego wrzucił kilka mrówek i to właśnie powietrze w słoiku zaczął powielać. Co oczywiście pierwszego dnia nie przyniosło rezultatów, jednak już drugiego, wszystko poszło tak, jak powinno.
Kolejnym etapem było uodpornienie na działanie własnego zaklęcia, czyli wykluczenie Dona z obszaru działania zaklęcia, Zajęło to trzy dni nieustannych prób, sprawienia, by powietrze zagęszczone w małym wychodku, opływało Dona tak, by mu to w żaden sposób nie przeszkadzało. Był to próby ciężkie, graniczące z walką o życie, raz nawet zemdlał! Ostatecznie jednak opanował do perfekcji tą trudną sztukę, a przed nim został już ostatni etap. Złożenie kanapki. Zajęło to Donowi na szczęście tylko jeden dzień. Z początku było trudno. Zaklęcie albo działało za krótko, albo na zbyt małej powierzchni, albo dotykało też Dona. W końcu jednak zaczęło wychodzić, a kiedy wyszło dziesiąty raz pod rząd, Don stwierdził że zaklęcie jest gotowe. Zadowolony z efektu, wyruszył z powrotem, wkrótce miał nadejść WTM.
[z/t]