I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Przed wrotami takiej właśnie fabryki stanął sobie Władca Kasztanów, byt, który odmienić miał losy placówki, w której działy się, jak słyszał, złe rzeczy. Nie wiedział jednak nikt więcej, bo ten kto pisał ogłoszenie o problemie był bardzo nieudolny. W tym momencie Władca stał przed bramą, przed którą stało dwóch strażników, bo przecież sekretów czekolady trzeba bronić. Patrzyli na niego dziwnie podejrzliwie, chyba nie wiedząc kto to.
Nie wiedzieli kim był sławny i znany Władca Kasztanów?! Co oni, lacrymowizji nie oglądają? - Witajcie, sandałowce! Jam jest Gonzales Gonzo Gick, ognisty podmuch sławnej, dumnej, wspaniałej i potężnej gildii Fairy Tail, któryś tam swojego imienia, pogromca bestii i smoka, Władca Kasztanów, dzierżący w swych kieszeniach przeróżne rzeczy i artjefekty, znany również jako Chris Carter. Podobno macie tu jakieś problemy. O co chodzi? - zapytał chłopaczek, wyciągając przy tym witającą rączkę.
- Gonzalo Dick?! - zakrzyknął jeden ze strażników przyglądając się chłopakowi, aż ręce wyciągnął wysoko w górę. Drugi wyraźnie zastanawiał się w tym czasie nad swoją naturą sandałowca, ale przecież inaczej być nie mogło. - Mamy problemy. Ale jeśli chcesz je rozwiązać musisz być silny. Bez siły nic nie zdziałasz w fabryce czekolady. Musisz najpierw przejść przez nas jeśli chcesz pokazać nam, że masz moc, która rozproszy gwiazdy i sny. A więc gotuj się do walki i uderzaj. AAAAAAAA! - ostatnie "AAAAAA" wcale nie krzyknął tylko powiedział bardzo monotonnym głosem, jednocześnie prężąc bardzo wyraźne muskuły.
(przy okazji, dla wyjaśnienia - 5 linijek tekstu po tym jak da się "podgląd" posta, powinno raczej wychodzić nam mniej więcej tyle samo)
Czyli Gonzalesa znali, ale pod innym nazwiskiem. Chłopak nie robił wobec tego problemów. Założył swe ciemne okulary i rzekł: - No okej - Uśmiechnął się. Biegiem oddalił się o parę metrów od strażników, po czym złożył palce w pistolety. - Bang! Bang! Bang!- wykrzyczał, strzelając Flashworksami D po oczach. Trzy strzały w napiętego strażnika i dwa w tego drugiego. Gdyby nie wystarczyło, to pobiegłby nieco dalej.
Co Gonzales zobaczył to fakt, że strażnicy nawet nie drgnęli ze swoich miejsc. W zadumie przypatrywali się temu, jak wystrzelone przez chłopaka fajerwerki w nich leciały, a następnie, gdy te już wybuchły, bardzo nieprzyjemnie skrzywili się gdy dotarł do nich bardzo głośny jednak odgłos przez te wywołany. Ogień być może także ich osmalił, jednak nie było tego specjalnie po nich widać. - To było głośne. - powiedział jeden z nich. - Co? - odpowiedział mu drugi, widocznie nie słysząc co powiedział kolega. Następnie obaj spojrzeli z zaciekawieniem na chłopaka. Najwidoczniej zastanawiali się co teraz pan Dick wymyśli. Nie zbliżali się jednak do niego.
Widząc reakcję strażników, Gonzales przemyślał życie. Spodziewał się walki pełnej dramaturgii, a oni po prostu stali, gapili się i rozmawiali. Chłopaczek nie wiedział, czy miał dalej walczyć, czy może go zaraz wpuszczą. I tak jak oni stali i się patrzyli, tak Gonzales on stał i się patrzył. - On cię obraził! - krzyknął do tego drugiego, wskazując palcem na pierwszego bo uznał, że to będzie trochę zabawne.
Jeden ze strażników przypatrywał się chłopakowi ze zdziwieniem, próbując naśladować ruchy ust młodszego od siebie chyba chłopaczka. Widać było jednoznacznie, że do dwójki strażników nic nie docierało. Być może było to czymś spowodowane, lecz trudno było tak po prostu orzekać. Ostatecznie jeden ze strażników, postąpił krok bliżej pana Dicka. - Co? - zapytał, przyglądając mu się z dużą ciekawością, wciąż jednak prężąc muskuły.
Może technika Gonzalesa nie wywołała większego wrażenia na strażnikach, to jednak skutecznie pozbawiła ich słuchu. Chłopaczek może mógł jeszcze wykorzystać. Palec, którym wskazywał na pierwszego, skierował w niebo, podobnież i swój wzrok.- W sumie to nic. Uważaj na kałmoczujące gołębie -rzekł patrząc w górę. Po chwili zrobił zeza rozbieżnego (typ: góra-dół), aby sprawdzić, czy głusi strażnicy również patrzą do góry i nie widzą, co się dzieje na dole. Gdyby zaczęli się doszukiwać znaków na niebie, wtedy Gonzales spróbowałby ich po cichutku okrężną drogą wyminąć i tym sposobem sprytnie wejść do fabryki.
Gonzales był sprytny, a strażnicy w 50% nie tak bardzo sprytni, co skutkowało tym, że jeden ze strażników podążył za palcem chłopaka, a przynajmniej wzrok skierował w miejsce, które było przezeń wskazywane, drugi natomiast spojrzał na pierwszego z miną "co ty, stary, to najprostszy trick świata, a ty się dałeś podejść". Oczywiście, w pewien sposób dało to chłopakowi wymierny efekt odwrócenia wzroku dwójki strażników i nawet udało mu się ich wyminąć szybciutko i podejść do zamkniętych, sporych drzwi, które, jak szybko się Gonzales przekonał - były nie tylko zamknięte, ale i chyba zakluczone. Masakra! Ale przynajmniej strażnicy nie patrzyli na niego, tylko patrzyli na siebie, nic nie mówiąc, chyba mając wrażenie, że wraz ze stratą (chwilową) słuchu stracili też umiejętność mowy. Nikt jeszcze nie zauważył, że Gonzalesa nie było tam, gdzie być powinien.
O nie! Drzwi były zamknięte! Czyli to nie był jedynie sprawdzian siły, ale oceny sytuacji. Gdyby chłopaczek pokonał siłą strażników, to nie miałby jak otworzyć drzwi i tak od razu przegrałby zadanie. Tak to wciąż miał szansę, by znaleźć klucze. Postanowił więc dyskretnie przeszukać kieszenie strażnika wgapionego w drugiego, a potem tego patrzącego w niebo. Jeśli zaś któryś zorientowałby się, że ktoś mu grzebie w kieszeniach, Gonzales cofnąłby rączki i szybko wskazałby palcem, że to nie on tu kradnie, tylko drugi strażnik. A Gonzales jest niewinny i w ogóle, to tak naprawdę go tu nie ma.
Plan był dobry, tylko czy na pewno jego realna realizacja była realna? Otóż, bardzo szybko okazało się, że nie bardzo, nie, bo może i pomysły były ciekawe, ale czy Gonzales miał odpowiednie rączki do tego by podejmować się takich rozwiązań - no albo nie, albo strażnicy byli po prostu akurat bardzo spostrzegawczy. Tak czy siak, widząc, że jego plan najprawdopodobniej spali na panewce i konewce, Gonzales szybko wskazał na drugiego ze strażników chcąc w ten sposób zwalić na niego winę. W odpowiedzi na ten ruch pierwszy strażnik spojrzał tylko na Gonzalesa smutnym spojrzeniem. - Jeśli to wszystko co przygotowałeś dla nas to powinieneś chyba po prostu odejść. -
Dziękuję za udział w misji Ejji, ale już utraciłem funkcję MG (teraz jestem już tylko "sub-MG u Dona") w sposób nader zabawny, więc wolę Cię wypuścić z misji i życzyć zabawy gdzieś indziej! Baw się dobrze i wesołych świąt!
Gonzo Bonzo z/t +10PD +5.000 golda +Klucz pozwalający otworzyć każdy zamek, ale tylko raz po czym się łamie (klucz, nie zamek)
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.