I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Las nieopodal Calthy nie wyróżniał się niczym szczególnym. W jego koronie przeważały potężne dęby, buki oraz gdzieniegdzie, niżej, brzozy. W poszyciu każdy zbłądzony wędrowiec mógł znaleźć trochę czarnych porzeczek i dzikich malin, jednak powinien się wystrzegać zdradzieckich wilczych jagód. W runie kotłowało się życie - zaczynając od myszy i królików, na pracowitych mrówkach i dżdżownicach kończąc. Jako że przeważały w lesie gatunki liściaste, solidna warstwa opadłych liści pokrywała runo, narażając nieostrożnych podróżników lub poszukiwaczy przygód o zwichniętą kostkę, gdyby któryś postawił nieostrożnie stopę. Lasem prowadziło kilka szlaków, głównie w stronę Lutei. Północy gościniec również zmierzał w tamtym kierunku. Uważany za jeden z łatwiejszych szlaków do miasta, był też jednym z najbardziej niebezpiecznych.
MG
Dotarcie do Calthy nie było dla Niyi problemem. Odkrycie, którędy na północy gościniec również nie było trudne, czy to za sprawą mapy, którą dostała w gabinecie, czy też ze względu na ludzi, których mogła popytać w mieście. Wybrała również odpowiednią dla siebie metodę transportu do miejsca, oznaczonego na mapie. Teren, w którym widziano bestie był w sporym oddaleniu od miasta, więc mogła zrobić sobie długi, spokojny spacer i zapoznać się lepiej z okolica, lub wynająć powóz.
Niya
Liczba postów : 62
Dołączył/a : 02/04/2017
Temat: Re: Północny Gościniec Pią Lut 09 2018, 01:47
Podróż do Calthy nie było żadnym wyzwaniem. Dotarła tam tak, jak każdy inny człowiek chętny odwiedzić ów górniczą osadę. Strategicznie był to bardzo mocny punkt - otoczy górami i z jedną drogą dostępu, zaś rzeka oferowała drugą, chociaż bardziej ewakuacyjną. Niya jednak nie pozostała w mieście zbyt długo. Ot przeszła się po nim kawałek i od razu skierowała się w stronę miejsca zaznaczonego na mapie. Jeżeli miała możliwość wyżyć się na magicznych bestiach, to nie miała zamiaru zwlekać. Sama myśl o zadawaniu bólu sprawiała, że Malinka aż drżała z ekscytacji. Chwila już minęła kiedy ostatni raz zamęczyła kogokolwiek lub cokolwiek na śmierć. I tak już prawie wychodząc z Calthy wpadła na pomysł. Po co szukać zwierzyny skoro może znaleźć się sama? I tym samym poszukała sobie powozu, by dotrzeć, oczywiście za opłatą, do północnego gościńca. Podczas podróży patrzyła na zewnątrz, by nieco poznać krajobraz. Ten mógł zdradzić jakieś ciekawe informacje, które mogłyby ułatwić zadanie. Obserwacja ta była też próbą zajęcia się czymś, gdyż plan jaki miała w głowie doprowadzał ją do skrajnej niecierpliwości. Niyą aż nosiło, ale starała się grzecznie siedzieć i nie robić podejrzeń. Drżące dłonie oraz niepokojący uśmieszek zdradzały nieco, że coś jest nie tak z Malinką. Zresztą od samego początku wyglądała na... ekscentryczną. Teraz bardziej na obłąkaną co nie było wcale chybieniem - w końcu nosiła w sobie demona. Jak tylko podróż dobiegła końca, to postanowiła zagaić do swojego przewoźnika. Oczywiście najpierw upewniła się, że nikogo w okolicy nie ma. A przynajmniej nikogo ludzkiego, bo rozmowa miała być zwodem. Jej zaciśnięta dłoń została wystawiona w stronę woźnicy, a uśmiech się poszerzył. - To mała zaliczka za fatygę. - odezwała się i zaczekała, aż jej cel wyciągnie rękę, by uzyskać swoje dodatkowe wynagrodzenie. Wtedy to okazałoby się, że jej prawa dłoń jest zupełnie pusta. Zostałaby rozluźniona i chwyciłaby szybko za nadgarstek ofiary, by szybkim, a przede wszystkim silnym szarpnięciem zrzucić ją z powozu. A Malinka mimo swej postury, to posiadała całkiem sporo krzepy (Siłacz i Mocarz lvl 1). Jakby jedna ręka nie wystarczyła, to złapałaby też drugą, aby sobie pomóc zrzucić przyszłą przynętę na ziemię. Oczywiście cofnęłaby się przy tym, żeby zwiększyć siłę i przy okazji nie dać się przygnieść potencjalnie spadającemu woźnicy. A gdyby się udało? Szybkie pstryknięcie palcami i skorzystanie ze zdolności do przywoływania swego ulubionego cacuszka do zadawania bólu - Kanabo imieniem Baiser (PWM - Favourite Toy). Natychmiast jakby pojawiła się jej broń w dłoni, to wzięłaby zamach i uderzyła w czaszkę nieszczęśnika (Berserker lvl 1). O ile się dało, to w jej tył, ale w sumie nie było to wymogiem. Samo trafienie miało nie być zbyt silne - w końcu chciała ogłuszyć, a nie zabić natychmiast. Jakby woźnica się rzucał i utrudniał ogłuszenie, to Malinka oczywiście była skora wykorzystać swoją pałkę, aby połamać mu czy to nogi, czy ręce, czy i to, i to. Z jej rąk byłoby to jeszcze bardziej traumatycznie bolesne przeżycie, niż normalnie (PWM Weak Points i PWM How to Hurt). Miała go tłuc tak długo, aż przestałby się rzucać na tyle, by móc wykorzystać na nim prymitywną narkozę poprzez uderzenie w czaszkę. No, starała się też go nie zabić, bo wtedy cały plan legł by w gruzach. Miała to na uwadze, a w ostrożności przy zadawaniu bólu była całkiem dobra tak długo, jak ją nie ponosił sadyzm. W końcu zawsze starała się wycisnąć tyle cierpienia z ofiary, ile się dało. A jakby nie dał się zrzucić z powozu? Cóż, wtedy będzie się kombinować. Na razie należało działać i mieć nadzieję, że wszystko pójdzie bez najmniejszego problemu.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Północny Gościniec Pią Lut 16 2018, 23:02
MG
Znalezienie woźnicy chętnego do podróży północnym gościńcem wymagało nieco słownej gimnastyki, ale udało się. Samotny starszy mężczyzna zgodził się zawieźć Niyę do miejsca, które wyznaczyła stwierdzają, że i tak już nie ma nic innego do zrobienia w dniu dzisiejszym a każdy dodatkowy grosz się przyda. Nie było pośpiechu. Spokojnie jechali gościńcem, przez co dziewczyna miała aż nadto czasu na przyglądanie się drzewom, krzakom, pyłowi na drodze, chmurom na niebie. Czysta sielanka, która nie zdradzała nawet drobnego szczegółu na temat spaczenia, które dotknęło istoty zamieszkujące las. Gdzież one mogły być? Chowały się przed nią? Wiedziały, że nadchodzi? Och, już niedługo się przekona. Podróż gościńcem nie trwała długo, bo po niecałych dwóch godzinach powóz stanął, a dziewczyna zeszła z powozu, rozglądając się. Nie, wciąż nie było śladów jakichkolwiek zmian. Dookoła panowała cisza i spokój, ani jednej żywej duszy w pobliżu. Oczywiście, poza dwójką podróżników. Niya wyciągnęła dłoń co woźnicy z przemiłym uśmiechem,, a ten, po chwili wahana wyciągnął dłoń by przyjąć cokolwiek dziewczyna trzymała. Zaskoczenie. Przez głowę woźnicy przebiegło zaskoczenie tym, co właściwie zaczęło się z nim dziać. Framboisier wprawnie rzuciła go z kozła. Jego ciało z głośnym dudnieniem upadło na ubitą ziemię, zbytnio zdezorientowane, by przeprowadzić jakąkolwiek obronę przed działaniami dziewczęcia. Dopiero gdy w jej rękach pojawiła się broń zrozumiał, co się święci. Próbował zasłonić się rękoma, ale niewiele to dało. Pałka z niezwykłą siłą uderzyła go w głowę, całkowicie pozbawiając świadomości. I tak też kruczoczarna została z wozem i starcem na środku gościńca.
Niya
Liczba postów : 62
Dołączył/a : 02/04/2017
Temat: Re: Północny Gościniec Nie Lut 18 2018, 21:11
Dwie godziny obserwowania chmurek, drzewek, dróżki i innych mało interesujących rzeczy. Nic nie wskazywało na to, że okolica rzeczywiście może być spaczona. Magia wpływała jedynie na żywe istoty? Możliwe. Przynajmniej na to wyglądało. Całkowity spokój pozwalał zapomnieć Malince, że zmierza do miejsca, w którym ma pozyskać serca magicznych bestii. Dla innych byłaby to pewnie przyjemna, chociaż nieco nużąca podróż. Pogoda była niczego sobie, a rytmiczne odgłosy kopyt konia i kół powozu tworzyły kołysankę o całkiem skutecznym efekcie usypiania. Niya zwalczała swą senność zastanawiając się nad planem, na który wpadła wcześniej. Był banalny i niekoniecznie pewny, ale jego skuteczność nie mogła zostać potwierdzona bez wykonania go. Drapieżnicy wyczuwali krew, podążali za nią, zatem czemu nie spróbować czy spaczone istoty posiadają ten instynkt? Plan został wdrożony w życie, a przynajmniej jego pierwsza część, która zakładała pozyskanie materiałów. Dokładniej, to jednego materiału, jakim była dowolna ofiara - najlepiej z człowieka. Starszy woźnica wydawał się idealny. Nie wyglądał na takiego, co byłby trudny do ogłuszenia lub zwyczajnie pojmania, zatem Malinka się nim zajęła tak, jak potrafiła. Zwodniczy gest, uśmieszek, który fałszywie wyglądał na przyjazny, a prawdziwie był zwiastujący coś nieprzyjemnego i szybkie szarpnięcie. A później uderzenie Baiserem i po kłopocie. Pierwszy punkt planu został wykonany. Mężczyzna leżał nieprzytomny, zaś Niya przyglądała mu się chwilę wymachując swoją pałką dla zabawy. - Może wynagrodzić sobie tą nudną podróż? - zapytała sama siebie półgłosem, a broń wciąż wirowała w powietrzu. Chciała wykorzystać szansę jaką zdobyła. Miała ofiarę, miała głód sadyzmu, który został spotęgowany dwoma godzinami marazmu, ale... miała też cel. Zaś sam woźnica był nieprzytomny, zatem nie czułby nawet jak Malinka wypruwałaby mu trzewia na wierzch. Ciężko westchnęła, a Baiser zniknął. - Wyżyję się na bestiach. - mruknęła i spojrzała na konia, który przypięty był do powozu. Gdyby zostawiła pojazd w tym miejscu, to ktoś mógłby nabrać podejrzeń, ale jeżeli ten wróciłby pusty... cóż, nieszczęśliwy, zagadkowy wypadek. Wyciągnęła więc swój zielono-czerwony pejcz, który na myśl przywodził jej jakieś święta. Nie wiedziała jakie dokładnie, ale kolorystyka nie grała roli - spełniał swoje zadanie. Podeszła bliżej konia, ale nie za blisko - nie chciała zostać stratowana. Uśmiechnęła się lekko, jak dziecko, które miało zamiar lekko napsocić, a później wzięła szeroki zamach. Pejcz przeciął powietrze i uderzył z całej siły w zadek zwierzęcia. To powinno zaboleć na tyle, by koń długo nie zatrzymywał się. W końcu Niya miała trochę krzepy, a oberwanie pejczem z odpowiednią siłą sprawiało, że skóra naprawdę boleśnie pękała lub nawet była przecinana. Jakby zwierze nie ruszyło, to Malinka nie zawahałaby się uderzyć drugi raz, trzeci, piąty czy dwudziesty - tłukłaby niewinne zwierze tak długo, aż... no cóż, albo uciekłoby, albo padło na ziemię nieprzytomne lub martwe. Słaba była w kontrolowaniu siebie, a szczególnie wtedy, gdy już zasmakowała bólu. Chodziło tutaj głównie o sadyzm, gdyż masochizm był znacznie bardziej skomplikowany i ograniczony przez pannę Framboisier. Po rozprawieniu się z koniem trzeba było przejść do dalszej części planu. Należało zabrać mężczyznę ze sobą. Jeżeli ważył na tyle, by Niya mogła go unieść na ramieniu, to zrobiłaby tak. Nie była wysoka, ani szeroka w barkach, ale powinna sobie jakoś poradzić z przeniesieniem nieprzytomnego człowieka. A jak nie... no to zamierzała chwycić go za nogi i ciągnąć za sobą. Tylko gdzie? Wgłąb lasu oczywiście. Na tyle głęboko, aby oddalić się od drogi, by nikt przejeżdżający nie usłyszał krzyków. Albo słyszał je bardzo słabo. Nie chciała nieproszonych gości, bo mogliby przeszkodzić jej zabawę. Z drugiej strony... mogli dołączyć do wspomnianej zabawy. Tak czy siak - Malinka chciała swoje zadanie wykonać należycie niekoniecznie ze względu na osobę, która była jej zdolnościami zainteresowana, ale na Nanayę, której poniekąd chciała zaimponować. Może akurat to by je zbliżyło? Może dzięki temu mogłaby ugrać coś więcej, niż przyjemną rozmowę i piękny uśmiech. Może. Jakby mężczyzna ocucił się i zaczął rzucać, to Niya postąpiłaby tak samo jak wcześniej - uderzenie przez łeb było całkiem skuteczną oraz prostą narkozą. I jeżeli nic, by jej nie przeszkodziło w dotarciu wgłąb gościńca, to ułożyłaby woźnicę opartego o pień drzewa, na które mogłaby się wspiąć. Jednak nie zrobiłaby tego od razu - najpierw należało zająć się tym, by po okolicy rozniósł się zapach krwi. Wyciągnęłaby ze swojej saszetki skalpel i... wbiłaby go zamaszyście w udo mężczyzny tak, by ominąć tętnicę. Natychmiast szybko szarpnęłaby w dół - niemalże do samego kolana, by rozpruć nogę. Udo potrafiło naprawdę pięknie krwawić, zatem to powinno wystarczyć. Malinka natychmiast odsunęłaby się, aby przywołać pstryknięciem Baiser i dwoma potężnymi zamachami zmiażdżyć jedną nogę oraz jedną rękę mężczyzny. Celem było kolano oraz łokieć. Każda rana zadana przez nią bolała nieco bardziej (PWM How to Hurt), zatem liczyła na to, że staruszek się ocknie pod wpływem cierpienia i zacznie krzyczeć. Pałka znikłaby, ale tylko na chwilę, zaś panna Framboisier chichocząc wspięłaby się na drzewo i z góry obserwowała okolicę, by znów przywołać swe ulubioną zabaweczkę do dłoni - należało się przygotować. Nie wiedziała jak wygląda spaczona bestia, ani jakie ma umiejętności. Mogły to być najróżniejsze rzeczy, zatem należało się mieć na baczności i zachować ostrożność.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Północny Gościniec Wto Lut 20 2018, 00:37
MG
Cóż panna mogła zrobić? Dać upust swoim emocjom teraz, lub poczekać, kumulować w sobie to drążące pragnienie sadyzmu do momentu, w którym pozwoli sobie na każdą, najdrobniejszą fantazję? Wybór był prosty, choć niekoniecznie satysfakcjonujący w tym momencie. Pognała konia z bicza, sprawiając, że powóz pognał prosto północnym gościńcem w stronę Lutei. Tętent kopyt spłoszonego zwierzęcia dało się słyszeć jeszcze w oddani, zanim całkowicie zapadła cisza. Teraz była tylko ona i nieprzytomny starzec. Oraz rosnąca potrzeba działania. Nie tracąc czasu, Niya zarzuciła na siebie zdecydowanie lepiej zbudowanego mężczyznę na plecy i ruszyła w las. W lesie przecież miały się czaić bestie, prawda? Och, nie mogła się doczekać tego momentu. Musiała jednak wszystko przygotować. Nawet ciężar nieprzytomnego ciała nie mógł jej zabrać tej adrenaliny, która buzowała w jej żyłach. Podniecenie sprawiało, że w zasadzie nie zwracała uwagi na nieprzytomnego starca, a jego ciało zdawało się być lekkie jak piórko. W jej wyobraźni szalał chaos. Im głębiej szła w las, tym mniej światła przedzierało się przez gęste listowie wysokich, wiekowych drzew. Idealnie. Droga już dawno zniknęła za plecami Malinki. Gdy uznała, że jest dość głęboko, rzuciła ciałem o pień drzewa. Była w stanie się wspiąć i obserwować, a jednocześnie było na tyle wysoko, by nie musiała się obawiać ataku... chociażby niedźwiedzia, ale też przy schodzeniu wiedziała, że nie zrobi sobie krzywdy. Idealne miejsce. Pozostał jeden, drobny element, by przygotowania były kompletne. Skalpel wbił się w udo niezwykle miękko i gładko, jakby skóra nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody. Tak, ostrze chirurgiczne były doprawdy niezwykłe. Były niewielkie, łatwo mieściły się w dłoni, a ostrością przewyższały ten cały badziew, który sprzedają początkującym magom. Tak samo, jak przy wbiciu, pociągnięcie w dół nie napotkało najmniejszego oporu, rozcinając nogę w długości i odsłaniając solidny kawał mięśnia. Krew wylewała się z przerwanych naczyń, szybko nasączając spodnie staruszka i powoli kapiąc na trawę. Kropla, za kroplą. Mężczyzna już nigdzie nie pójdzie. Jednak nie było to wszystko. Starzec wciąż tkwił w objęciach Morfeusza, a cała przyjemność omijała jego starczą świadomość. Nie mogło tak być. Nawet jeżeli Niya uderzyła nieco mocniej, niż zamierzała, nie mogło tak być. Musiał się obudzić~! Pałka ponownie znalazła się w dłoniach dziewczęcia, ponownie z bardzo jasnym celem. Widziała w swojej głowie, jak miażdży najpierw jego nogę, całkowicie niszcząc integralność jego kolana. Głośny trzask pękającej rzepki mogłaby rozpoznać wszędzie. Krew i okruchy kości bryznęły dookoła, a agonalny krzyk jakiegoś człowieka rozniósł się po okolicy. Jęki i wrzaski przewoźnika docierały do uszu Niyi. Czy mogło być coś lepszego? Baiser ponownie poszedł w ruch, tym razem za cel mając łokieć. Jednak tym razem Niya nie trafiła tam,gdzie chciała, jako że cel, choć nie mógł już chodzić, wciąż mógł aktywnie poruszać rękoma. Pałka z wielką mocą trafiła w przedramię mężczyzny, wywołując jego kolejny wrzask, coraz mniej przypominający człowieka, a coraz bardziej niezwykle zranione zwierzę. Kość była złamana. Przebijała się przez jego skórę, niemalże w triumfie, ociekając czerwoną posoką. Gdzieś, pod tą czerwienią, kryła się jedyna w swoim rodzaju biel. Serce biło jej jeszcze mocniej. - Ojejku, jejku, dobrze się bawimy, czyż nie? - rozległ się za jej plecami dość wysoki, męski głos.
Niya
Liczba postów : 62
Dołączył/a : 02/04/2017
Temat: Re: Północny Gościniec Wto Lut 20 2018, 23:28
Starzec okazał się lżejszy, niż Niya zakładała. Nie wiedziała na ile to kwestia jej siły, na ile wagi mężczyzny, a na ile... adrenaliny i ekscytacji. Oh, tak długo się głodziła nie tyle z chęci, a z pewnego przymusu. Niewiele czasu minęło odkąd widziała ich Corinnne, Rin i Alex, a później została opętana, by na końcu zamordować rzekomego profesorka w naprawdę brutalny sposób. Powoli, powolutku pojawiała się tu i tam, a połączenie jej z podwójnym morderstwem w Stelli również nie należałoby do najkorzystniejszych. A więc ukrywała się w sterowcu i zwyczajnie była grzeczna. Całe szczęście odezwała się Nanaya i teraz... oj, teraz mogła szaleć do woli. Nie zamierzała się ograniczać. Mistrzyni jasno zaznaczyła, że sposoby pozyskania serca nie mają znaczenia, bo liczy się sam organ. No to Malinka zamierzała dać upust swej pasji. W jej myślach aż huczało od pomysłów. Pierwsze odnosiły się do samego woźnicy - co mu zrobić, by krwawił i by nie próbował gdzieś uciec czy odpełznąć. Jednocześnie nie mogła być to rana zbyt śmiertelna, bo musiał krzyczeć i wykrwawiać się długo. Kto jak kto, ale sadomasochistka znała się na tym doskonale, więc ustalenie planu nie należało do najtrudniejszych. Kolejne myśli były mniej sprecyzowane, a bardziej ogólne. Nie wiedziała jak mogą wyglądać bestie, na które przybyła zapolować. Mogły być naprawdę różne skoro wpływała na nie potężna magia, zdolna wypaczyć ich istnienie. Niya wiedziała jak się obchodzić z ludźmi i podstawowymi gatunkami zwierząt, ale potworami? Nie chodziło o brak wiedzy jak zabić - to było zawsze banalne. Pozbawianie życia było prostsze niż jazda na rowerze. Każdy to potrafił, było to najzwyczajniej instynktowne i nie trzeba było się tego uczyć. Problemem było to, że Malinka nie miała pojęcia na ile może sobie pozwolić i jakich tortur użyć, aby wyciągnąć jak najwięcej cierpienia. Dlatego też zakładała, że mimo pewnej mutacji bestii, z pewnością przypomina swoją właściwą formę, a więc u podstawy jest podobna. Dzięki temu panna Framboisier mogła założyć jakie punkty należy omijać w anatomii, by nie doprowadzić za szybko do śmierci. W końcu znalazła idealne miejsce. Z dala od drogi i w zacienionej części gościńca. Starzec został oparty o drzewo, na które Malinka spokojnie mogła się wspiąć oraz być na nim względnie bezpieczna. Nie chodziło jej tak naprawdę o bezpieczeństwo, a o element zaskoczenia, by pojmać bestię jak najbardziej żywą i daleką od śmierci, aby dopiero później ją zamęczyć. Nie upewniała się zbyt długo, gdyż jej ręce już drżały z ekscytacji. Myśli skierowały się do momentu, w którym woźnica krzyczy. Chciała już to usłyszeć, chciała ujrzeć jego wykrzywioną w cierpieniu twarz. Przeszła do działania. Skalpel był naprawdę wspaniałym narzędziem, gdyż potrafił przecinać ciało bez najmniejszego problemu. Takie rany z założenia należały do mniej bolesnych, a bardziej groźnych, jednak nie do końca tak było. Oczywiście w rękach amatora bardziej niebezpieczny był zardzewiały nóż, który tworzyłby brudne, poszarpane rany trudne do zaszycia i zatamowania krwi. Jednak to skalpel umożliwiał otworzenie ciała tak, by nie zbliżyć ofiary do śmierci, a samemu umożliwić sobie bardziej bolesną torturę. Tak miało być z profesorkiem, który niestety skonał, zanim Niya zdążyła mu zaszyć pod skórą nasączoną krwią oraz solą szmatę, by ten przeżywał nieludzkie katusze. Tego samego zardzewiałym czy nawet normalnym nożem nie dałoby się uczynić tym bardziej - może i zadawał sporo bólu, ale też za bardzo zbliżał do zgonu. Nie dotyczyło to skalpela i wiedzy gdzie ciąć oraz jak. Noga starca została rozpruta. Krew obficie zaczęła się sączyć, a oczy Malinki błyszczeć. Uśmiech powoli się poszerzał, ale to nie było to. Woźnica wciąż pozostawał nieprzytomny, a więc omijała go cała ta wspaniała zabawa! W pośpiechu panna Framboisier przywołała Baiser i wykonała potężne uderzenie w kolano nieszczęśnika. Gdy usłyszała ten specyficzny, przepiękny trzask, to po jej plecach przeszły ciarki. Tak, to były te same, które normalni ludzie odczuwali podczas słuchania doskonałej muzyki, która wpadała idealnie w ich gust. Kawałki kości uniosły się w powietrze tak samo, jak krzyk mężczyzny. Jego gardło zostało rozdarte głośnym okrzykiem cierpienia tak, jak udo za pomocą skalpela. Jeden, potężny krzyk, a za nim miał nastąpić drugi. Więcej, więcej! Uśmiech Niyi zrobił się groteskowo szeroki. Wpatrywała się w starca jak zupełna maniaczka. Chłonęła widok jego bólu, napawała się nim oraz tym, że to ona go dokonała, to ona była źródłem katuszy. Kolejne machnięcie nie trafiło tam, gdzie powinno, ale Malinka i tak była zadowolona. Otwarte złamanie przedramienia i tak uniemożliwiało jakiekolwiek próby obrony czy ucieczki. Los woźnicy został przypieczętowany. - Haha! Więcej! Głośniej! - krzyknęła radośnie, wręcz błogo, gdy całą ciszę wypełnił kolejny krzyk - tym razem lepszy niż poprzedni. Ból wykraczał poza zmysły mężczyzny. Przynajmniej chwilowo. Cierpienie zdzierało z niego ludzką powłokę i wyłaniało bestię, która ranna cierpiała i najpewniej chciała tylko przeżyć. Instynkt samozachowawczy musiał mu szaleć - tego Malinka była pewna. Traciła nad sobą kontrolę, serce przyśpieszyło, oczy były nienaturalnie szeroko otwarte, a usta wywinięte w obłąkanym uśmiechu. Baiser po raz trzeci znalazł się nad prawym ramieniem przygotowując do kolejnego ciosu. Uderzenie miało zostać skierowane w dół, by trafić w krwawiącą nogę, a dokładniej w łydkę. Nie chciała celować w tułów, jeszcze nie teraz. Musiała stopniowo zwiększać dawkę. Zamęczę go teraz. Wycisnę z niego wszystko! Niech zaleje krzykiem gościniec! Tak, to zadziała lepiej niż długie zawodzenia! Teraz symfonia, a później bestie! Jej myśli nie potrafiły już trzymać się rozsądnego planu. Chciała go zabić teraz, a nie czekać, aż ten zostanie rozszarpany przez bestie lub skona samemu, by później wyżyć się na istotach magicznych. Nie potrafiła się powstrzymać, ani chwili dłużej, więc musiała wymyślić sobie uzasadnienie, by nie czuć się winną. W końcu zależało jej też na odpowiednim wykonaniu misji. Nic z tego. Pałka już miała pójść w ruch, gdy nagle... została zatrzymana. Nie bezpośrednio, lecz samym głosem. Nie spodziewała się męskiego, wysokiego głosu za swoimi plecami. Nie słyszała jak się zbliżył, ale to ją akurat nie dziwiło - w końcu woźnica krzyczał, a ona była pochłonięta zadawaniem mu bólu. Niya na chwilę zastygła w bezruchu. Baiser stabilnie utrzymywał się nad ramieniem, a twarz nieco znormalniała. Błysk w oku pozostał, a także ten zadowolony uśmieszek, jakby Malinka przeżywała przed chwilą lub nawet wciąż naprawdę niesamowitą przyjemność. Jakby... się spełniała. - Oh, dobrze? Proszę mi nie ubliżać. - w tym momencie pałka opadła, zaś sadomasochistka powoli obróciła się w stronę nieznajomego. Baiser zawirował zataczając w powietrzu koła, jej oczy wyrażały drapieżność, którą nabyła nieświadomie przez tyle dokonanych mordów o nieludzkim okrucieństwie (Drapieżca lvl 1), zaś usta... pozostały te same. Na ile było to możliwe, to wpatrywała się w oczy mężczyzny, by powoli się oblizać. - Bawię się wyśmienicie. - dodała, gdy język już skończył zwilżać wargi. Nadgarstek wykonał ostatni obrót ulubioną zabaweczką Malinki, by zwinnie zarzucić ją na prawe ramię sadomasochistki. Jej głowa przechyliła się w lewo. - Chcesz się dołączyć? - zapytała półgłosem, jakby zapraszała go do zabawy, o której nie powinni słyszeć inni. Oczywiście nie brała go za swego... kompana w tej wspaniałej frajdzie, a bardziej jako materiał, narzędzie do zabawy. Jak wycisnę już wszystko z tego starca, to będę mogła zamęczyć jego! Myśli natychmiast skierowały się w stronę zaspokajania tego wiecznego pragnienia cierpienia. Im więcej, im bardziej, tym lepiej. Zupełna maksymalizacja była najważniejsza. Niya nie chciała się ograniczać, dążyła do swego marzenia. Mieli cierpieć wszyscy i ponad jakąkolwiek skalę, a najlepiej po wsze czasy. Początkowo nie zakładała nawet żadnego planu uniku, gdyby nieznajomy spróbował ją zaatakować. Nie ruszyłaby się nawet milimetra, ani nie drgnęłaby oprócz jednego ruchu - błyskawicznego, potężnego uderzenia Baiserem z ramienia. Od prawej, do lewej, by trafić go - niezależnie czy przed tym jak sama oberwie, czy po tym. Oczywiście był to plan jakby mężczyzna chciał ją zaatakować bezpośrednio, a jeżeli byłby to atak dystansowy... cóż, przyjęłaby go na siebie, chyba że skierowany byłby w głowę lub serce - wtedy postanowiłaby wykonać unik. Każdy inny, który nie zabiłby jej natychmiast zostałby przyjęty na ciało. Masochizmowi też się coś należało.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Północny Gościniec Nie Mar 04 2018, 19:19
MG
Mężczyzna był bardzo specyficzny. Pierwszym, co zauważyła Niya, był kolor żółty. Nie jakiś tam słomkowy czy brudny, a czysty, niemalże emanujący swoją własną, neonowa aurą, żółty. I był dosłownie wszędzie. Ubrany w garnitur blondyn, miał pasujące do koloru spodnie, a cały komplet niemalże krzyczał "Witajcie w świecie ekstrawagancji, gdzie każdy pokaz nowego pogwałcenia czyjegoś wzroku jest nagradzany oklaskami!". Spod żółtego garnituru błyszczała nieskazitelnie biała koszula, a pod szyją zawiązany miał czarny krawat. Jego włosy były w kolorze pięknego żółtka, natomiast oczy błyszczały czystym złotem. Na głowie miał czarny cylinder, a w ręce czarną laskę zakończoną haczykiem. Na nogach błyszczały wyglancowane czarne lakierki. Obserwował czynności Niyi z zaciekawieniem i niesamowicie szerokim uśmiechem, całkiem podobnym do tego, który prezentowała dziewczyna. - Dołączyć się? Och, nie nie, nie będę psuł ci zabawy. Nie przystoi to takiemu dżentelmenowi, jak ja, prawda? - Oparł się na swojej lasce, patrząc za ramię sadystki na woźnice, który już nie krzyczał, ale za to zdawał się wydawać z siebie błagalne pojękiwania w stronę nieznajomego. Zaśmiał się krótko, przymykając oczy, po czym wrócił spojrzeniem na Niyę. - Przybyłem obserwować. Nic wię-cej - dodał, przeciągając sylaby.
Niya
Liczba postów : 62
Dołączył/a : 02/04/2017
Temat: Re: Północny Gościniec Pią Mar 16 2018, 04:39
Żółty. Niemalże oślepiający żółty. Gdyby nie szaleństwo Niyi, to zapewne pisnęłaby z samego zaskoczenia tą nagłą, intensywną barwą pośród gęstwin gościńca. Nie da się przygotować na tak jaskrawy kolor pośród stonowanych brązów i zieleni. Ale Malinka była wariatką i jej procesy myślowe, a także instynktowne zachowania znacznie odbiegały od normy, chociaż w jej przypadku był to tak mocne odchylenie, że należało mówić o jej psychice jako przeciwności normalności, a nie pewnej... mutacji czy wypaczenia zdrowego rozumu. Jej bordowe oczka szybko skierowały swe spojrzenie na nogi nieznajomego jegomościa i powoli kierowały się ku górze, by dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie. Nie wyglądał jak ktoś, kto by w tym lesie żył czy przebywał chociażby tymczasowo. Jego nagłe pojawienie się za plecami nie było niczym wartym uwagi, gdyż Malinka nie dbała o otoczenie, gdy zadawała to rozkoszne cierpienie nieszczęsnemu woźnicy, ale teraz zaczęła się zastanawiać na ile była nieuważna, a na ile to żółty panicz pojawił się znienacka. Lewa dłoń puściła Baiser, gdy nieznajomy zaczął swoją wypowiedź. Poprawiła swoje włosy, które zaczęły się przyklejać do jej lekko wilgotnej i delikatnie zarumienionej twarzyczki. Wciąż czuła przyjemność, chociaż jej w tym momencie nie zadawała, bo była świadoma, że pechowiec za nią cierpi nieludzkie katusze z jej powodu. W dodatku wciąż go słyszała, chociaż akurat zmienił swe zwierzęce jęki i ryki na znacznie bardziej człowiecze odgłosy - słowa. Błagania też były wspaniałe! Odnosiły się nie tyle do sadyzmu fizycznego, a psychicznego. Malinka uwielbiała, nie, kochała, nie, ubóstwiała! Tak, ubóstwiała, gdy jej obiekty zabawy zaczynały błagać. Tkwiła w nich ta drobna iskierka nadziei, że może to wszystko się skończy dobrze, może przestaną cierpieć, może ten potwór w skórze drobnej dziewczyny zostawi ich w spokoju. Oj, jej ubóstwianie nie było po prostu zamiłowaniem do słuchania tych błagalnych próśb i obietnic bogactw oraz innych niesamowitych rzeczy. Chodziło o to, by tą iskierkę nadziei podsycić, dać jej knot, który mogłaby rozpalić. Wystarczyło zapytać co może ktoś zaoferować, ile może dać, jak wiele dla nas zrobi. To dawało nadzieję, że Niya naprawdę zastanawia się i jest jakaś cena, która może ją przekonać. Ale Malinka tylko droczyła się. Zadeptanie iskierki było zbyt proste, zbyt łatwe i nieznaczne. Nikt nie zwracał uwagi na iskierki, które gasły, ale świeca to co innego. Sadomasochistka ubóstwiała zdmuchiwać ogień z tej świeczuszki nadziei. Była to naprawdę okrutna tortura psychiczna, gdy zabierało się nadzieję, którą się dawało. Ta frajda definiowała jakim monstrum była panna Framboisier. Nieznajomy skończył swoją wypowiedź, a Niya rozłożyła ręce razem ze swoją pałką i przewróciła oczyma jakby rozczarowana tym wszystkim. Westchnęła głośno, ostentacyjnie i oparła Baiser znów o swoje prawe ramię, lecz lewa ręka swobodnie spoczywała na bioderku. - Marny z Ciebie dżentelmen. - odparła na początek i uniosła lewą dłoń z wystawionym paluszkiem wskazującym ku górze, jakby chciała coś zaznaczyć. - Kiedy wirtuoz gra, to publiczność milczy. - odezwała się karcącym tonem i pokiwała palcem, niczym jej nieszczęśliwego żywota matka, gdy dawała kolejną reprymendę. - Jeżeli przybyłeś tylko obserwować, to należało tylko obserwować i nie odzywać się. Korzystając z poprzedniej analogii - nawet jeżeli będę kontynuowała utwór tak samo wspaniale, jak wcześniej, to i tak pozostanie on przerwanym i dokończonym, a więc naruszonym w swej integralności. - dłoń powędrowała znów na bioderko. - Co to za dżentelmen, który nawet się nie przedstawi, gdy rozmawia z damą? - naprawdę był marnym dżentelmenem i Niya zamierzała mu to wytykać, bo nie lubiła, gdy ktoś przerywał jej frajdę. W tym momencie nieco zaczynała się wahać czy żółtego jegomościa też należy zatłuc na śmierć, czy lepiej zostawić go w spokoju, bo jest on tylko zbędnym kłopotem. Prawdziwym zwrotem akcji byłaby informacja, że to on jest tą wypaczoną magiczną bestią, na którą poluje Malinka, ale sadomasochistce ciężko było w to uwierzyć czy nawet wziąć pod uwagę. To by musiało oznaczać, że istnieje w tym lesie więcej takich ekstrawagantów w garniturach jak on. Plan obrony był wciąż taki sam jak wcześniej, chociaż nazwanie go obroną to zbyt wiele. Tak czy inaczej - zamierzała go wykonać, gdyby nieznajomy spróbował ją zaatakować. A woźnica za nią krzyczał i błagał, tylko umilając pogawędkę. Jednak Niya czuła narastającą chęć do zadania więcej cierpienia, a jak wiadomo co poniektórym - była fatalna w kontrolowaniu swych żądz. Im bardziej błagał staruszek, tym bardziej Malinka chciała go zmiażdżyć, złamać jego psychikę, odebrać nadzieję i wycisnąć z niego tak wiele bólu, jak tylko się dało. Więcej i więcej, aż w końcu zdechnie! Ale jeszcze nie teraz, jeszcze chwilkę. Powstrzymywała się tylko dlatego, że wiedziała, iż staruszek nie ucieknie i nie umrze tak szybko. Krwawił obficie, cierpiał znacznie, ale wciąż miał siły. Musiała poczekać, bo mogło się okazać, że będzie miała drugi obiekt do zabawy, kolejny instrument, na którym mogłaby zagrać wirtuozerię pieśni katuszy i agonii. Podobało jej się myślenie o sobie w ten sposób - wirtuoz tortur, artystka bólu, malarka cierpienia. Istniało tyle porównań, ale chodziło o jedno - ból.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Północny Gościniec Nie Gru 16 2018, 19:01
MG
Trójkątny uśmiech zdawał się nie znikać z ust mężczyzny, nawet, gdy Nyia strofowała go za przerwanie jej zabawy. Najwidoczniej nie przeszkadzało mu takie zachowanie, choć jasne było, że zabójczyni nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw. Nie przestawał patrzeć prosto na twarzyczkę czarnowłosej, całkowicie ignorując stękania i błagania woźnicy. Nie przyszedł to po niego. - Och, racja. William Waltz, do usług szanownej panienki - przedstawił się, delikatnie dotykając ronda swojego kapelusza. - Skoro już zyskałem twoją uwagę, jakkolwiek barbarzyńskie wydaje się przerwanie spektaklu, myślę, że czas byś zajęła się swoim właściwym zadaniem, nie uważasz, Madame? - stwierdził beztrosko prostując się i wymierzając koniec swojej laski wprost w woźnicę, który zamarł w swoich lamentach. - A to znaczy, że nie będziesz go potrzebować, prawda? - dodał, już całkowicie obojętnie, choć na jego ustach wiąz tkwił uśmiech.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.