I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
W jednym z większych budynków miasta nauki i techniki Artail mieszczą się laboratoria publiczne - tereny gdzie każdy z mieszkańców może wejść i pod delikatnym nadzorem głównego naukowca w laboratorium spróbować własnych sił przy szeregu różnego rodzaju badań czy eksperymentów. Poszczególne stoły laboratoryjne oddzielone są od siebie ścianami działowymi, które zapewniają odpowiednią prywatność każdemu z "samozwańczych naukowców", którzy chcieliby sprawdzić się w tej właśnie roli. Laboratoria wyposażone są w większość potrzebnych do różnych badań narzędzi, a także szereg odczynników, chemikaliów, a także... apteczek, w razie zranienia się podczas badań. Na terenie laboratoriów odnaleźć też można całkiem nieźle zaopatrzoną biblioteczkę, traktującą na szereg tematów naukowych - o biologii, chemii, anatomii, fizyce, matematyce i tak dalej. Sam budynek jest biały, z czerwonym dachem i dużą plakietką po lewej stronie od drzwi wejściowych z napisem informującym o tym, czym ludzie zajmują się w środku.
___________________________
Motywacji dziewczynie tym razem nie brakowało! Po rozmowie z Colette, po wizycie na festiwalu nie tak dawno poczuła, że wreszcie może spróbować zrobić coś konkretnego ze swoimi umiejętnościami, a konkretnie poprawić je, pójść krok do przodu i nauczyć się czegoś nowego, tak by jej kwiatki nie były tylko zwykłymi, może troszkę ładnymi ozdóbkami. Dlatego właśnie dziewczyna wybrała się na teren miasta Artail, do miejsca gdzie dość spokojnie mogłaby poćwiczyć swoje umiejętności, nie bojąc się tego, że ktoś weźmie ją za dziwaka lub zasypie gradem dziwnych pytań i po prostu będzie przeszkadzać. Nawet mimo tego, że czuła się lepiej ostatnio, wciąż wolała przez jakiś czas zachować niski profil i nie pokazywać się zbyt wielu ludziom - czas na rozmowy lepiej było poświęcić na faktyczny trening.
Dziewczyna w mieście zameldowała się wczoraj, wynajęła pokój w hotelu, gdzie przez jakiś czas mogła pozwolić sobie na spokojne przebywanie, a sama momentalnie wybrała się na teren publicznych laboratoriów w Artail, gdzie wręcz przywłaszczyła sobie jedną z salek laboratoryjnych, wcześniej tłumacząc nadzorującemu ją naukowcowi, że doskonale sobie poradzi i że nie potrzeba jej żadnej obserwacji. Zdecydowanie spokojniej się czuła będąc tu w pojedynkę i mogąc spokojnie zająć się przygotowaniem zaklęcia. Pomysł na jedno już miała. Ostatnimi czasy czuła, że jej specjalnością stało się uciekanie i uniki, a przecież nie dobrze było polegać tylko na nich. Chciała stać się bardziej zrównoważoną w tym aspekcie, dlatego postanowiła wyćwiczyć zaklęcia, które umożliwiłoby jej poprawę umiejętności walecznych w bliskim starciu. Stąd pomysł na piło-kwiat, jak pieszczotliwie nazwała swoją ideę Kirino. Kwiat na jej ręce, który mógłby służyć jako piła tarczowa, to był plan. Zaklęcie efektywne i efektowne. Problemów przed nią było jednak szereg - jaki kwiat wybrać, jak dostosować go do swojej dłoni, jak usprawnić jego działania, jak samej się nie zranić, jak go kontrolować. To wszystko musiała starannie ogarnąć i odpowiedzieć na każde z pytań, dlatego pierwszy dzień spędziła w laboratorium siedząc nad książkami zgarniętymi z pobliskiej biblioteczki i przeglądając ilustracje z wieloma kwiatami. Większość z nich znała, ale wolała się upewnić, że kształt, który wybierze na pewno będzie odpowiedni. Pierwszy planem była... stokrotka. Prosta, zabójcza i niezwykle piękna, na swój prosty sposób. Stokrotka posiadała jednak za dużo płatków... Utrzymanie kontroli nad tyloma mogłoby zakończyć się katastrofą, wystarczy przecież, że jeden z nich wypadł spod jej kontroli, a wszystko mogła zakończyć się głupią śmiercią dziewczyny. Stokrotka odpadła, a z podobnych powodów odpadły też inne kwiaty. W pewnej chwili dziewczyna chciała wybrać koniczynkę, jako symbol szczęścia, ale stwierdziła, że nie jest to najlepszy pomysł z uwagi na zaokrąglone płatki, które nie byłyby tak ostre podczas walki. Dopiero po dłuższym czasie, gdy za oknem było już ciemno, zdecydowała się na wybór tej różowego jaśminowca. Pięć płatków, dość długich, całkiem ostrych. Brzmiało dobrze. Dziewczę spakowało toboły i ruszyło do hotelu, przespać noc, a następnego dnia z rana stawiło się z powrotem w laboratorium.
Od tego momentu było już tylko... trudniej. Wybranie kwiatka było najprostsze jak się później okazało. Teraz musiała zrozumieć jak połączyć go ze swoim ciałem, a także jak zwiększyć jego rozmiary, tak by faktycznie mógł posłużyć jako broń. W laboratorium zajęła się tworzeniem odpowiedniej mieszanki odżywczej, która mogła pomóc roślince we wzroście. Taka mieszanka nie musiałaby być później potrzebna jej przy samym zaklęciu, ale chodziło o to, by zrozumieć jakie konkretnie środki wpływają pozytywnie na rozwój kwiatu. Na początku wyszło niezbyt dobrze. Jaśminowiec z początku kompletnie ignorował zabiegi dziewczyny, pozostając neutralnym. Mieszanie różnych strasznych odczynników, które mogły przyśpieszyć wzrost kwiatu - czy to nawozów naturalnych czy sztucznych, czy chemicznych wspomagaczy zakończyło się też w końcu prawie całkowitym zwiędnięciem kwiatu. Dziewczyna odłożyła go na bok, przepraszając za swoje czyny i obiecując odpowiednie zajęcie się nim wieczorem, PWMką wyczarowując kolejnego, tym razem używając też oprócz nawozów i chemikaliów dawki własnej magii - i zadziałało! Kwiat rozrósł się bardzo szybko i był odpowiednich rozmiarów. Należało go tylko połączyć z dłonią... Ale to następnego dnia, bowiem laboratorium trzeba było już zwolnić. Kolejnego dnia dziewczyna zajęła się łączeniem kwiatu z własną dłonią. Trudne, aczkolwiek nie niewykonalne. Już wcześniej przecież zajmowała się zaklęciem, które powodowało wyrzucenie z jej dłoni splotu kwiatów, prawda? Teraz musiała zastosować podobny myk, tyle że pamiętając o tym, by pozostawić odpowiedni luz na dłoni, tak aby można był kwiat oderwać z ręki, a także by mógł się on obracać - miała przecież to być "piła", prawda? Ustalenie odpowiedniego poziomu i głębokości na jakiej kwiat miał być "zagrzebany" w jej dłoni było problematyczne. Wpierw kwiat był osadzony za mocno, tak że dziewczynę aż bolało, a z jej dłoni polała się krew - dzięki Bogu apteczka była blisko, a sama dziewczyna nie krzyknęła za głośno i naukowiec nadzorujący ten teren niczego nie zauważył. Po opatrzeniu ręki dziewczyna eksperymenty prowadziła na zdrowej ręce - i oczywiście przesadziła w drugą stronę osadzając kwiat za płytko, tak że... bardzo szybko wypadł. Cudownie. Poszła w obie strony, więc dopiero teraz zrozumiała jak głęboko powinna osadzić kwiat. Za którymś kolejnym razem udało się go tak osadzić, by nie powodował dyskomfortu. To że w tym czasie jej ręce był niemiłosiernie obolałe to inna sprawa. Należało zostawić dalszą naukę na jutro.
I faktycznie następnego dnia, a także przez kilka kolejnych dni dziewczyna zajęła się już faktycznym przelewaniem energii magicznej do kwiatu i próbami zmuszenia go do obracania. Z początku kwiat ledwo reagował na jej zabiegi - gdy już zaczął się obracać albo robił to zbyt wolno, tak że dla nikogo nie stanowił zagrożenia albo nie potrafił się utrzymać w dłoni dosłownie z niej odlatując. Dwa dni poświęciła dziewczyna na dopasowanie odpowiedniej dawki energii, jaka była potrzebna kwiatu na odpowiednie działanie, a kolejny dzień na nasycenie końcówek płatków kwiatu magią, tak by stały się ostrzejsze. Nie było to proste, a dziewczyna nabawiła się przy okazji kilku kolejnych skaleczeń - tym razem na przegubach i palcach - ale po kolejnym dniu kwiat był gotowy. Gdy już zrozumiała jak dokładnie działa nie potrzebowała też przechodzić wszystkich poszczególnych kroków w przywoływaniu zaklęcia, tak jak wcześniej. Wystarczyło wyczarować jaśminowca i mentalnie nakazać mu pojawić się "wyrastając" z dłoni, a nie w dłoni. I w ten sposób zaklęcie, po całym męczącym tygodniu zostało opanowane, a zmordowana dziewczyna postanowiła przez pewien czas jeszcze pozostać w Artail i odpocząć, przynajmniej przez jakiś czas.
[z/t]
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Laboratoria publiczne Nie Lis 03 2013, 00:47
Kolejny dzień poświęcony na trening w mieście nauki Artail! O tak, Kirino zostało w hotelu w tym miejscu właśnie po to, by móc wytrenować zaklęcie nie jedno, a od razu dwa! Dopiero później miało się okazać czy zaklęcia te okażą się w przyszłości pomocne i sensowne, ale w momencie w którym w głowie dziewczyny zagościł na nie pomysł wiedziała już, że zdecydowanie musie się nimi zająć. Z resztą - planem było zwiększenie swoich umiejętności stanie się silniejszą. A skoro tak większa liczba zaklęć z jakich mogła wybierać była bardziej niż pożądana. Niedawno przyswoiła sobie zaklęcie ofensywne, a teraz dla dopełnienia warsztatu chciała również wyuczyć się czegoś delikatniejszego i bardziej subtelnego, a przy tym pomocnego w trudach walki i znojach, które towarzyszyły ludziom podczas wykonywania misji. Chciała nauczyć się... pomagać innym. Dokładnie. Już podczas walki z inkwizycją była nieźle zirytowana na siebie, gdy nie mogła pomóc rannej dziewczynie na placu, zaraz po tym jak ją znalazła i musiała posiłkować się pomocą mistrzyni Takano. Teraz chciała sama również być przygotowana na podobne sytuacje i móc reagować samemu - stąd narodził się pomocy przekucia części kwiatowych zdolności i właściwości uśmierzających ból i przyśpieszających gojenie ran w konkretne zaklęcie.
Trening rozpoczął się niemal identycznie jak ostatnim razem - wizyta w publicznym laboratorium, gdzie już ją nieco znali, po wcześniejszym tygodniowym w nim pobycie, była oczywistością, również z uwagi na zasób książek, za które ponownie chwyciła się dziewczyna. Tym razem poszukiwała informacji na temat kwiatów leczniczych albo przynajmniej takich, których części - listki, łodyga, kielich - mogłyby pomóc w gojeniu się ran. Sama znała takich sporo, ale zasięgnięcie dodatkowej rady w książkach nie brzmiało jak zły pomysł. Zaczęła więc czytać na temat wszelakich nagietków, rumianków, stokrotek czy aloesu, dowiadując się tyle ile tylko mogła na temat tego w jaki sposób przygotowywane były one przed użyciem. Jak wyglądało przetworzenie części kwiatu w płyn? W jaki sposób robiło się z nich maści? Tego wszystkiego dziewczyna dowiedziała się właśnie z książek i szczerze mówiąc efekty jej pracy się jej niespecjalnie podobały. Uświadomiła sobie bowiem, że co z tego iż ta wiedza skumulowana jest teraz w jej głowie, skoro tak naprawdę dała jej ona do zrozumienia, że same kwiaty prawie nigdy nie leczą. Zawsze wymagają istotnego przetworzenia, nie wystarczyło ich na przykład zjeść albo rozetrzeć na ranie. Owszem, czasami to pomagało, ale nie było wystarczające. Ona natomiast nie miała czasu na to, by podczas walki rozcierać poszczególne stworzone przez siebie kwiaty (bo akurat to problemem nie było), a następnie tworzyć z nich jakieś preparaty. Musiała mieć jakąś prostszą ewentualność, szybszą, taka która nie wymagałaby od niej miliona ruchów, a co najwyżej kilku prostszych.
Drugi dzień treningu i znowu pobyt w laboratorium, powoli zaczynała się czuć tutaj jak w domu. Praca przy stole rozpoczęła się dość łatwo, bowiem od wygenerowania po kilka egzemplarzy każdego z kwiatów, który mógłby przydać się jej do stworzenia zaklęcia. Następnie rozpoczęła dobieranie poszczególnych kwiatów do siebie, tak by utworzyć mieszanki "ziołowe", które mogłyby dać pozytywne efekty w przypadku leczenia ran. Oczywiście, bez użycia magii nie była w stanie sprawdzić jak mieszanki te zadziałają, bowiem gdyby tylko zrobiła z nich sproszkowany pył lub maść, to leczenie i tak trwałoby o wiele za długo by poznać się na ich właściwych efektach, dlatego zaraz po tym gdy utworzyła takie "zbiorki" kwiatów poświęciła dość sporą dozę czasu na to, by duchowo wyczuć, która kompozycja jest najlepsza. Kiri potrafiła przecież wyczuć kiedy kwiaty czuły się dobrze, a kiedy coś im do życia było potrzebne. Teraz musiała tylko dowiedzieć się od nich samych, czy uważały poszczególne kombinacje za dobre czy nie. Jakieś było jej zdziwienie, gdy w większości przypadków okazywało się, że poszczególne zbiory nie były specjalnie ze sobą kompatybilne! Nawet jeśli jeden kwiat uśmierzał ból, to drugi okazywał się nakładać na pierwszy efekt bólu opóźnionego! Gdy inny kwiat przyśpieszał gojenie ran, drugi wdawał się w reakcję alergiczną z trzecim, w ten sposób mogąc doprowadzić do jeszcze gorszych powikłań niż gdyby pozostawić ranę bez żadnej pomocy. Istna masakra! Zaledwie jedna jedyna kompozycja wydawała się działać odpowiednio - uśmierzać ból i generować energię przyśpieszającą gojenie się rany. Oczywiście teraz należało wymyśleć jeszcze w jaki sposób leczenie miało się odbywać, bazując właśnie na tej gromadzie kwiatów, przy czym tworzenie na poczekaniu maści i posypek na rany nie było dobrym pomysłem.
I na to właśnie dziewczyna poświęciła trzeci dzień, zaczynając od wymyślenia sposobu leczenia. Kilka pierwszych pomysłów odpadło bardzo szybko - na przykład ten, który planował generowanie magicznego śluzu, niczym jakiejś pasty, który pokrywałby ranę. Pomysł może i fajny, ale co z tego, skoro nad śluzem dziewczyna kontroli nie mogła mieć żadnej i chwilę po jego wytworzeniu momentalnie przestawał on w jakikolwiek sposób działać zgodnie z planem, a dziewczyna nie była w stanie nagiąć go do swojej woli? Zero właściwości leczniczych. Zero. A dalej? Dziewczyna spróbowała użyć pyłków kwiatów, ale tu też natrafiła na ogromny problem - mianowicie niektóre pyłki z kwiatów, które wybrała wcale nie były ze sobą kompatybilne i w żaden sposób nie działały tak jak pragnęło tego dziewczę. Zrezygnowana Kiri musiała dopiero po dłuższym czasie wpaść na pomysł uczynienia eksperymentalnego kwiatu, który połączy ze sobą właściwości wielu różnych. Płatki jednego. Łodyga drugiego. Pyłek trzeciego. Liście czwartego. Aloes, nagietka, rumianek, lawenda. Wszystkie ich właściwości łączyć się miały ze sobą, tworząc kwiat, niekoniecznie podobny do któregokolwiek z nich, za to posiadający zdolności całej czwórki. Wytworzenie takiego kwiatu z początku też nie było łatwe - trzeba było bowiem pokierować energią magiczną tak, by wszystkie elementy kwiatu harmonijnie ze sobą współpracowały. Przy pierwszej próbie stworzenia kwiatu dziewczyna niemal się nie załamała widząc jak pokraczne dzieło jej wyszło, z listkami zamiast płatków, z łodygą w miejscu kielicha. Przeprosiła w myślach biedny kwiat... i zajęła się tworzeniem dalej. Nie mogła pozwolić sobie na przerwę w tym momencie. Kolejne kwiaty wychodziły lepiej - raz z jednego odpadły wszystkie płatki, a raz brakowało łodygi, powoli jednak dziewczyna doszła do wprawy, która umożliwiła jej stworzenie tego czego chciała - kwiatu, który po zasadzeniu na ranie miał zadziałać na nią kojąco i regenerująco. A jak sprawdzić czy na pewno działa? Proste. Kiri przecięła część własnej ręki, niezbyt głęboko, ale wystarczająco do zasadzenia kwiatu i obserwowała reakcje. Z początku nic się nie działo. Najwyraźniej za mało energii magicznej wpłynęło w kwiat, dlatego następny podobny egzemplarz zawierał jej więcej. Tym razem po wsadzeniu kwiatu ręka dziewczyny niemal całkowicie zdrętwiała, najwyraźniej gdzieś w procesie nasycania kwiatu energią magiczną Kirino musiała przesadzić. Następnym razem już ostrożniej, bez ekscytacji dziewczyna stworzyła kwiat, tym razem jednak postanowiła też utworzyć go bezpośrednio w miejscu rany, a nie "sadzić" po stworzeniu. Z początku bez reakcji, dopiero po pewnych czasie dziewczyna zaczęła odczuwać jego faktyczne regeneracyjne działania! Chyba właśnie ta zmiana przy tworzeniu zaklęcia była odpowiedzią na problemy bowiem... Udało się! Dziewczyna nauczyła się tworzyć kwiat tak jak chciała i zadowolona udała się spakować swoje toboły i wybyć z tego miasta.
Nowego zaklęcia, które miało opierać się na tworzeniu czarnej dziury lub tak zwanej mrocznej materii postanowiłem nauczyć się w ośrodku badań w Artail, w jednym z publicznych laboratoriów. Miało to być moje pierwsze zaklęcie o destruktywnej mocy, dlatego pragnąłem, aby naprawdę było czymś wielkim i niebezpiecznym i groźnym na tyle, że nawet nie bezpośrednie przyjęcie uderzenia może zakończyć się śmiercią. Moja magia polegająca wyłącznie na usuwaniu, mogła stworzyć jedynie czarne dziury, o których wcześniej słyszałem zdolne do zadawania niezwykle niebezpiecznych ran szarpanych na całym ciele. Takie obrażenia wydawały mi się być odpowiednie dla mojej magii.
Chcąc dowiedzieć się więcej rzeczy teoretycznych dotyczących tego procesu postanowiłem udać się do Artail, gdzie moim zdaniem mogłem mieć najlepsze warunki do rozwoju i treningu. Najpierw udałem się do publicznej części laboratoriów, gdzie mogłem w bibliotece przeczytać o tym niezwykłym zjawisku. Znalazłem odpowiednie książki i cały dzień spędziłem na mądrych wykładach, z których zrozumiałem dość sporo dzięki wcześniejszej edukacji na stellańskim dworze. Wiedza ta z pewnością jest niezbędna w celu opanowania takiego zaklęcia, do którego ćwiczeń praktycznych zamierzałem podejść jutro z samego rana.
Po wypełnieniu głowy różnymi formułkami udałem się do hotelu w Artail, gdzie wynająłem pokój, który miał posłużyć jako miejsce regeneracji mojej siły. Dość spory pokój z żaluzjami i sporym szkleniem wyglądał naprawdę świetnie. Łóżko oraz lacrymowa telewizja dodawały tylko klasy temu hotelowi. Położyłem się w wygodnym dwuosobowym łóżkiem i doskonale zdając sobie sprawę z trudności jutrzejszego treningu szybko zasnąłem.
Gaspar
Liczba postów : 168
Dołączył/a : 10/12/2015
Temat: Re: Laboratoria publiczne Sob Sty 09 2016, 22:37
Po obudzeniu się drugiego dnia zjadłem śniadanie przygotowane przez Hotel, w którym zamieszkałem. Jajecznica na bekonie z ciemnym pieczywem była naprawdę pyszna i idealnie pasowała do aktywnego dnia, który planowałem. Noc w hotelu również była wygodna, przespałem całą noc i czułem się należycie wypoczęty. Zaraz po śniadaniu udałem się do toalety, gdzie zaspokoiłem najważniejsze z potrzeb, a następnie udałem się na wyjętą w Artail niewielką salę gimnastyczną, którą planowałem zająć już do końca ćwiczeń.
To tutaj wykonywałem wiele ćwiczeń aerobowych mających podnieść moją fizyczną sprawność. Zacząłem od powolnego truchtu dookoła sali, który miał poprawić moją kondycję i rozgrzać mięśnie, aby potem płynnie przejść do skipów oraz pajacyków. Skłony, który wykonałem potem miały rozciągnąć moje stawy, aby w trakcie intensywnego treningu nic nie strzeliło mi powodując konieczność wizyty w szpitalu i tym samym opóźnienie nauki zaklęcia. Potem kilka innych mało istotnych ćwiczeń jak przysiady oraz pompki. Gdy czułem, że każdy mięsień i staw jest już rozgrzany rozpocząłem właściwy trening siłowy. Zacząłem wyciskać sztangę nad swoją klatą, ćwiczyć triceps z hantlami, skakać przez skakankę i inne ćwiczenia poprawiające moją ogólną sprawność fizyczna. Poprawienie sprawności było konieczne w moim planie opanowania nowego zaklęcia. Oczywiście nie ćwiczyłem bez przerwy. Co pewien czas odpoczywałem nawadniając w tym czasie swój organizm.
Gdy skończyłem trening skorzystałem z prysznica dostępnego już w moim luksusowym hotelu motelowym. Wolałem nie ryzykować, co prawda szybszego prysznica, ale za to wykonanego w dużo gorszych warunkach sanitarnych. Po odświeżeniu się zszedłem na przygotowaną obiadokolację w postaci chłodnika z buraków oraz tostów. Potem w spokoju udałem się do pokoju, gdzie ponownie zasnąłem.
Każdy ciężki trening musi zawierać również element wypoczynku, który ma pozwolić ciału odpocząć przed kolejnym jeszcze trudniejszym dniem. To właśnie wczoraj był ten czas kiedy postanowiłem na chwilę zapomnieć o rośnięciu w siłę i zrelaksować się na codziennych przyjemnościach, drobnych, ale jakże poprawiających humor.
Po obudzeniu się i zjedzeniu luksusowego śniadania składającego się z tostów z dżemem z jakąś zagraniczna kawą wykonaną przez profesjonalnego balistę udałem się na zwiedzanie miasta techniki jakim było Artail, wyjątek w skali całego Fiore. Przechodząc uliczkami miasta widziałem liczne lacrymowe pojazdy, których było znacznie więcej niż w innych miastach. Ciekawiło mnie ile może kosztować taki pojazd i czy warto byłoby wydać na niego taki majątek. Wzdłuż głównych arterii miasta znajdowało się wiele sklepów z nietypowymi wynalazkami, których podziwianie mogło zająć cały dzień. Nie byłem jednak osobą, którą specjalnie one interesowały, preferując tradycyjne metody destrukcji, dlatego udałem się od razu do kasyna, gdzie grając w black jacka jakimś cudem wyszedłem delikatnie do przodu. Za przeznaczone pieniądze udałem się na pikantna pizzę w jednej z restauracji, a następnie do domu uciech publicznych, gdzie spędziłem resztę wieczoru zanim powróciłem do mojego hotelu, gdzie położyłem się spać wiedząc, że kolejny dzień również będzie dla mnie ciężkim treningiem.
Czwartego dnia treningu postanowiłem rozpocząć trening magiczny. Posiadałem już teoretyczną wiedzę odnośnie czarnych dziur oraz mrocznej materii, ale nie miałem pojęcia jak stworzyć ją z pomocą mojej magii, która do tej pory nie miała żadnego ofensywnego działania. Wiedziałem, że aby stworzyć taki twór muszę usunąć wszystko z danego miejsca i punktu. Mój trening wymagał mocnego skupienia i stopniowego usuwania wszystkiego w danym miejscu: powietrza, kurzu, światła, cząsteczek. Nie było to łatwe, gdyż zaraz po usunięciu jednego elementu kolejny powracał na swoje miejsce, albo jego braki uzupełniały się materiałem z zewnątrz. Próbowałem wielu kombinacji dotyczących kolejności usuwania materiałów, ale bezskutecznie. Nie mogłem również trenować cały czas, gdyż trening ten pochłaniał olbrzymie ilości mojej magicznej mocy. Spędziłem tak cały dzień, ale bez rezultatów. Wkurzony wróciłem do pokoju hotelowego, gdzie po zrobieniu awantury w recepcji i zdemolowaniu korytarza prowadzącego do mojego pokoju położyłem się bez kolacji do snu. Jutro znowu zamierzam trenować, nie poddawać się.
Kolejne dni spędziłem na treningu na próbach wygenerowaniu czarnej dziury (oraz dowiedzeniu się, że trening pisemny nie jest obecnie konieczny) z różnymi skutkami. Szybko doszedłem do wniosku, że potęga prawdziwej antymaterii jest dla mnie czymś, czego nie będę w stanie stworzyć z moim obecnym poziomem mocy, ale mogę stworzyć kulę, której deficyt materii i chęć jej wyrównania będzie potrafiła zadawać olbrzymie obrażenia. Taką kulę musiałem jednak przygotowywać przez znaczny czas, a kończyć musiałem chwilowym zatrzymaniem się, aby użyć zaklęcia. Obrażenia od takiej kuli były naprawdę olbrzymie i rozchodziły się obszarowo powodując praktycznie cel moich ewentualnych przeciwników. Trening opłacił się dając mi pierwsze moje ofensywne zaklęcie. Zadowolony z wyników mojego treningu opuściłem Artail.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.