I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
W skład wioski wchodzi kilka domów z polami, ułożonymi na planie okręgu. Z zewnątrz znajdują się największe pola, wewnątrz zaś, domy szlachciców, jeden sklep, karczma i chata znachora. Na małym wzniesieniu w centrum wioski stoi dom wodza wioski. Wioska otoczona jest przez żyzną równinę. Na północnym wschodzie widać nawet Shirotsume.
Laveth w końcu dotarł do wspomnianej w liście wioski. Oczywiście nie paradował w rzucającym się zbytnio w oczy mundurze, a raczej owy mundur okrył pod szarą szatą i podróżnym płaszczem. Cień rzucany przez kaptur, zatrzymywał się na jego masce. Następnie chłopak dotknął dłonią maski, modyfikując jej kształt tak, by stworzyć wnękę na wysokości ust, jak i lekko ją przebudować. Zaraz po tym, jego ręka przejęła właściwości żelaza. No i znów użył przebudowy na swojej żelaznej ręce, tak by wyglądała ona na protezę. Całą tą przemianę przeprowadził jeszcze zanim wkroczył do wioski, tak "przemodelowany" ruszył w kierunku karczmy. O tej porze pewno będzie tam sporo ludzi, może wyłapie jakieś ciekawe informacje. Na czas zadania będzie podawał się za podróżnika-odkrywcę który zapuszcza się w różne zakamarki świata, by odkryć cuda magii.... przez co stracił rękę no i częściowo twarz... Ogólnie dziś posiedzi sobie w karczmie i posłucha, a później wynajmie tu nocleg, by odpocząć i zebrać informacje jakie wyłapał w karczmie. Jeśli natomiast z jakiś powodów karczma będzie pusta. Wynajmie pokój na nocleg i spędzi tam noc. Oczywiście jeśli już zaśnie, to będzie to płytki sen. Przez co jakieś hałasy mogą go od tak zbudzić.
Słońce chowało się już za horyzontem rzucając pomarańczowe refleksy na trawę. Zimny, porywisty wiatr, targał twój płaszcz, sprawiając że wyglądałeś niczym upiór. Ci nie liczni wieśniacy, którzy jeszcze nie wrócili z pola do domu z zainteresowaniem przyglądali się twojej osobie, jakaś starsza babka, nawet się przeżegnała. Ty jednak nic sobie z tego nie robiłeś, nogi niosły cię do celu a podróż umilała ci symfonia kruczego krakania. Nie zwracałeś większej uwagi na okoliczne farmy, przecież wróg nie będzie siedział przebrany za stracha na wróble, prawda? Poza tym byłeś jedynie nieco dziwnym podróżnym... Dotarłeś do karczmy po kilku minutowym spacerze. Bez zbędnych ceregieli otworzyłeś drzwi aż uderzyło w ciebie ciepło, dźwięk i smród. W środku było wiele osób, co najmniej połowa mężczyzn z wioski się tu zeszła a i kobiet było nie mało. Pod sufitem unosiła się biaława mgiełka z fajek gości. Gdy wszedłeś, wszystkie rozmowy umilkły, spojrzenia skierowały się na ciebie. Byłeś tu po raz pierwszy, zupełnie nowy człowiek, więc wzbudziłeś nawet nie małe poruszenie. Na szczęście ludzie szybko o tobie zapomnieli, wracając do uprzedniej hulanki. Zająłeś stolik najbliżej drzwi, zresztą jedyny wolny w tej zaludnionej karczmie i zacząłeś nasłuchiwać. Niestety ludzie zrobili się chyba nie ufni, widząc siedzącego spokojnie podróżnika, nie zamawiającego nawet szklanki rumu. Rozmowy o ile dotyczyły plotek i innych poufnych rzeczy teraz dotyczyły jedynie pogody i zebranych plonów. Zapewne spędziłbyś tam pół nocy, siedząc tak i słuchając o tym jak to McCarnishom stonki zeżarły ziemniaki, gdyby nie drobny incydent jaki miał miejsce prawie półtora godzina po twoim przybyciu. Bowiem drzwi karczmy otwarły się z hukiem a do środka wtoczył się wielki, prawie dwu metrowy człowiek z bujną czarną brodą. Na plecach miał przewieszony kołczan z bełtami a w prawej dłoni masywną kuszę. Zaś lewa ręka... lewa ręka była poszarpanym i zakrwawionym kikutem. Człowiek dopiero co stracił swą rękę. - George polewaj. Cholera znowu mi spieprzyła.- Rzucił już od wejścia w kierunku karczmarza, który od razu wyjął kufel i zaczął nalewać do niego piwo. Jednak kusznik w drodze do baru rzucił spojrzeniem na ciebie i zatrzymał się. Dopiero teraz zauważyłeś że nie ma lewego oka, które wcześniej skrywał pod opaską, a kikut lewej ręki był przypalony, dlatego też nie krwawił -A ty szczurze? Kim jesteś?- Rzucił nachylając się w twoją stronę. W jego oczach dostrzegłeś nieufność i pewność siebie.
Oczywiście mag nie przejmował się spojrzeniami podczas drogi jak i w karczmie. Wiedział że wygląda inaczej. Jeśli zaś chodzi o wyłapywanie informacji w karczmie, to tutaj sprawy nie wyglądały aż tak kolorowo jak można by było przypuszczać. Mianowicie nasłuchał się rozmów o pogodzie... o ziemniakach i pladze stonek... Mimo wszystko siedział tam wytrwale co jakiś czas mrucząc pod nosem. Trzeba będzie wykupić sobie nocleg, już miał wstać i ruszyć w stronę baru. Gdy nagle drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł wielki.. facet... z brodą..... ....... WIKINGA ! No mniejsza o jego wygląd... chociaż widać było, że ten dzień nie należał do jego najlepszych. Co można było poznać po świeżym kikucie zamiast ręki. Niektórzy mają więcej szczęścia niż rozumu... trzeba będzie się również przyjrzeć sprawie owego "polowania" bo widocznie był to ciekawy temat. Owy mięśniak mógłby się okazać dobrym źródłem informacji. No, ale wszystko to zmyło się wraz z momentem gdy go zauważył i się odezwał... Jak on śmie nazwać go szczurem?! GO! Ta zniewaga... tak tak, na pewno zapłaci za to sowitą cenę. Uśmiechnął się diabolicznie, na szczęście maska skrywała owy uśmiech. Policjant wstrzymał spojrzenie wielkoluda. - Ja? Zwykłym podróżnikiem odpoczywający w tym zacnym przybytku... - powiedział spokojnie, ale i tak maska wzmocniła jego głos, ktoś kto by się dokładniej wsłuchał usłyszałby jeszcze lekki metaliczny zgrzyt kiedy wypowiadał te słowa. Następnie skierował spojrzenie na jego kikuta... - Zły dzień? - spytał jakby to było zwykłe naturalne pytanie... typu "powiedz jak Ci minął dzień". Oczywiście w razie jakiegokolwiek ataku stara się go uniknąć, czy też zatrzymać swoją metalową "protezą". Swoją drogą... jego własna postawa irytowała Zabójcę... ale postanowił jak na razie tak działać, a później się okaże. Jeszcze pod osłoną kaptura rzucił spojrzenie na otaczających go ludzi... tak profilaktycznie, może któryś ma wyryte na czole "jestem tym, którego szukasz".
Po twoich słowach, Wiking nachylił się do ciebie mocniej, tak ze aż czułeś jego oddech, który swoją drogą zbyt przyjemny nie był. Zaczerpnął nozdrzami powietrze i już miał ryknąć ale... -Zostaw go, Vene.- Rozległ się głos za jego plecami. Vene obejrzał się przez ramię po czym znów spojrzął na ciebie gniewnie by zaraz się rozpogodzić i roześmiać. -Spokojnie Leo. Facet ma jaja, bo raczej niewinnie nie wyglądam, a on nic. Przynieś nam drinki, skoro i tak nie ma wolnych stolików... Dosiądziemy się do naszego nowego znajomego.- Rzucił odsuwając krzesło i siadając na dupsku. Dopiero teraz mogłeś dostrzec owego Leo, miał na sobie skórzane spodnie, tors miał odsłonięty a na nim trzy krwawe pręgi, z widocznie wciąż świeżych ran sączyła się krew, u pasa nosił miecz. Miał kręcone brązowe włosy do ramion i piwne oczy a także małą bródkę. Podszedł do baru i wziął z niego trzy kufle piwa i zaniósł je do stolika. -Więc, wybacz mojemu towarzyszowi nieokrzesane zachowanie. Jestem Leo a to Vene łowcy potworów na zamówienie- Rzekł niższy i skinął ci głową podając ci kufel piwa.-Więc co cię tu sprowadza, panie podróżniku?- Zapytał z błyskiem w oku Leo, Vene w tym czasie wyjął z kieszeni fajkę i zapalił. Taką samą fajkę podał Leo a kolejną zaoferował tobie.
No proszę, więc nasz wielki kolega miał... drugiego może nie aż tak wielkiego kolegę. Który okazał się nieco bardziej okrzesany niż ten pierwszy. Aczkolwiek do obu tych panów można było poczuć swoisty szacunek. Patrząc na stan ich ciał, sporo przeszli i to nie dawno. Do tego nie wyglądali na takich którzy by się tym przejmowali. Kto by pomyślał że owi jak się okazało łowcy potworów dosiądą się do niego, ale nie narzekał. Mogą być w końcu pożytecznym źródłem informacji. - Orfen zwany Poszukiwaczem - powiedział spokojnie i skinął lekko głową przyjmując kufel - Co mnie tu sprowadza... w sumie nic konkretnego. Obecnie czekam na kolejne zlecenie, więc podróżuje to tu, to tam dla zabicia czasu. Kto wie, może znajdzie się jakieś zajęcie w międzyczasie... - po tych słowach spojrzał to na jednego, to na drugiego łowcę - Wybaczcie jeśli to będzie za natrętne pytanie... ale co was tak urządziło? Nawet w moim fachu takich ran nie widuje się codziennie.... Jeśli chodzi o papierosa to odmówił, tłumacząc się podniszczonym organizmem.
Tak więc dyskusja między Orfenem a łowcami potworów się zaczęła. Gdy odmówiłeś przyjęcia papierosa, gigant wzruszył po prostu ramionami i wsadził fajkę do kieszeni. W tym czasie Leo kręcił dłonią z kuflem, mieszając piwo i słuchając twojej wypowiedzi. Na wzmiankę o ich ranach zaśmiał się serdecznie. -A czymże to się zajmujesz Orfenie, w jakim to fachu pracujesz, towarzyszu?- Spytał z nieskrywanym zainteresowaniem, opierając głowę na lewej ręce. -Co nas tak urządziło!? Ha, potwora której nigdy żeś na pewno nie widział. W sumie ci tu- Wskazał palcem wieśniaków-Nazywają to wilkołakiem, ale to bzdura. Bardziej nazwałbym to ciekawą krzyżówką wilka i ogra. Wielkie, masywne cielsko, znacznie większe niż cielsko wilkołaka, mimo to owłosione i z wielkimi ostrymi pazurami. Sierść jest zielona, a potwór ma w sobie coś inteligentnego. Tak czy siak, zlecono nam zabicie tego czegoś. Dwa dni już polujemy, w sumie stwór jest ranny, nawet jak go nie znajdziemy wykituje w przeciągu dnia góra dwóch. Ale Leo chce to zabić osobiście...- Powiedział wskazując towarzysza i pociągając spory łyk z kufla.
- Poszukuje.. magicznych przedmiotów i tak dalej. Jeśli jakiś przedmiot ma magiczne właściwości i znajdzie się kupiec. Ja mu takie coś sprowadzam.. no oczywiście nie mówimy tu o zwykłych magicznych przedmiotach. Takie w większości przypadków można znaleźć w sklepach. Chodzi tu bardziej o artefakty. Które zazwyczaj są zabezpieczone pułapkami... Duże ryzyko, duża konkurencja, duże pieniądze. Chociaż takie zlecenia nie trafiają się zbyt często - przechylił ostrożnie kufel wlewając sobie część jego zawartości do ust - jednak największa "zabawa" jest podczas działania na własną rękę, swoją drogą czasami próbuje łączyć owe zabaweczki w jeszcze większą "zabawkę". - Skończył i wysłuchał wypowiedzi kolejnego z łowców. Wielkie włochate ogro coś? Ciekawe... - Kto by pomyślał, że w takiej cichej mieścinie zaczai się coś takiego nie? - spytał trochę cicho, ale na pewno owi łowcy go słyszeli. Znów zerknął na obecnych w karczmie, jednak tylko obdarzył ich przelotnym spojrzeniem. - Pewno nie często coś się tu dzieje...
Ludzie zaczęli powoli wychodzić z karczmy, tylko największe moczymordy zostały w barze. Dwójka twoich towarzyszy i ty jednak dalej siedzieliście i raczyliście się kuflem piwa. Na twoje pytania i wzmianki Leo jedynie wzruszył ramionami. -Wioska, jak wioska. Naprawdę sądzisz że wiele by się tu wydarzyło? Ten potwór to nasza jedyna rozrywka od zeszłego lata, kiedy to znaleźliśmy zombie w stodole w lasach na zachód stąd- Vene zaś skończył palić papierosa i zgasił go spokojnie w popielniczce, uważnie ci się przypatrując. -A więc poszukujesz magicznych przedmiotów, ciekawe zajęcie. Chętnie pogadalibyśmy z tobą, ale pora się zbierać prawda Leo? Musimy dopaść tę bestię póki jeszcze zipie- Rzucił do towarzysza i wstał. Leo zaś spojrzał jeszcze na ciebie-Może się do nas przyłączysz? Takie polowanko od czasu do czasu... potrafi poprawić humor.- Powiedział spokojnie do Lavetha, samemu wstając. I kierując się ku wyjściu. Tak czy siak zostałeś sam, z dwoma lub trzma innymi moczymordami, karczmarzem no i tą dwójką zmierzającą do drzwi.
- No cóż, czasami dobrze jest wierzyć, że coś jest jednak do roboty w okolicy. Przyłączyć do was? Wybacz, jednak potwory to nie moja działka, jeszcze bym wam wchodził w drogę. Jednak dzięki za propozycję. Jeśli jednak owa bestia zacznie wymachiwać jakimiś dziwnymi magicznymi przedmiotami, to wiecie gdzie mnie znaleźć - zaśmiał się krótko. No cóż, karczma już pustoszała, więc można było pomyśleć co dalej. W końcu im miej ludzi tym lepiej... przynajmniej jeśli chodzi o zdobywanie informacji. - Owocnych łowów - pożegnał tamtą dwójkę i wstał powoli. Wziął swoje piwo i ruszył do baru siadając przy nim. - Macie tu wolne pokoje? Spytał spokojnie przyglądając się bez jakiegokolwiek uczucia karczmarzowi. - Spokojnie tu macie co? Wiesz może coś o jakiś magicznych przedmiotach w okolicy? Oczywiście jestem w stanie zapłacić za każdą informację - powiedział nieco ciszej.
Grzecznie odmówiłeś towarzyszom rozmowy i podszedłeś do baru, do karczmarza który akurat pucował zakurzoną szklankę, niezbyt czystą szmatką. Rzuciłeś proste pytanie a potem zadałeś te nieco trudniejsze, oferując także łapówkę. Karczmarz przestał czyścić szklankę i obrzucił cię uważnym spojrzeniem. -Wolne pokoje? Oczywiście. Mam jeden chętnie ci wynajmę po okazyjnej cenie. Co do Magicznych przedmiotów... Jeśli interesuje cię szczęśliwa moneta kulawego Jo to faktycznie taki mamy- Zaśmiał się z żartu który widać tylko on rozumiał i wrócił do czyszczenia kufla. Widać wypytywanie karczmarza nie było jakoś specjalnie dobrym pomysłem. Albo musiałeś skorzystać z rozmowy z wioskowymi moczymordami albo udać się na spoczynek i z rana wpaść na nowy lepszy plan.
No tak... to by było za łatwe prawda? Dlatego też wynajął pokoik i westchnął cicho. - Raczej nie takiej magii poszukuje, no ale dzięki. - Mruknął spokojnie i dopił piwo. Wstał, zerknął jeszcze na owe moczymordy uważnie i ruszył na górę.. czy też do swojego pokoju. Teraz postanowił zrobić coś innego... wywęszyć jakąś magię. Jeśli owy przedmiot jest tak potężny, że rada wysłała od razu go, a nie cienia. To powinien emanować dość odczuwalną energią, a teraz wystarczyło się skupić by to wyczuć. Wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Nie zamierzał spać, raczej wyjrzał przez okno i wypatrzył sobie dogodne zejście, aby wydostać się niezauważonym z karczmy. Miał zamiar spatrolować wioskę pod osłoną nocy, przy okazji starając się wyczuć jakieś źródło mocy. Oczywiście też rozglądał się uważnie, by przypadkowo nie przegapić czegoś istotnego. Mógł oczywiście zniszczyć całą tą wioskę, ale czy to by było właściwe? Możliwe, że jego cele, zostali by zaalarmowani o tym ataku i uciekli (a przynajmniej część z nich) razem z bronią. Pochłonęłoby to wiele niewinnych istnień, a tamci mieliby znów czas by się ukryć i dokończyć swoją broń. Skoro nie było czasu by wysłać tu cienia... to znaczy że to jest zbyt niebezpieczne by bawić się w kotka i myszkę.
Laveth nie był za bardzo zadowolony z odpowiedzi Karczmarza, co za tym idzie postanowił nie przeciągać swojego pobytu w karczmie i wynajął pokój. Udając się do góry przestąpił próg pokoju i zauważył że jest on dość skromny. Ot łóżko, szafa i stoliczek z dwoma krzesłami. Ale w sumie czego się spodziewać po karczmie? Bynajmniej naszemu podróżnikowi ni w głowie były posiedzenia w karczmie. Bawiąc się w Ninja wyskoczył przez okno i na pełnym luzie udał się na zwiad. Nie odszedł jednak daleko gdy jego oczom ukazał się pierwszy nietypowy widok. Mianowicie jeden z mieszkańców stał przed domem i uderzał siekierą w resztki dyni, po chwili, mechanicznie niczym lalka odwrócił głowę w twoją stronę, wzrok miał pusty -Po zmroku, nie wolno wychodzić- Powiedział do ciebie i znów zajął się krojeniem pokrojonej dyni, ale głowy nie odwrócił. Wciąż patrzył na ciebie tymi bezdusznymi oczami. I nagle twoją uwagę odwrócił odgłos eksplozji, powoli odwróciłeś głowę, po to, by dostrzec jak twój pokój w karczmie płonie. Pokój w którym miałeś spędzić właśnie noc.
Popisując się swoimi umiejętnościami ninja zabójca znalazł się poza pomieszczeniem w którym miał spać... jak się chwile później okazało, snem wiecznym. Jednak nie tylko to było w tym wszystkim niepokojące. Mianowicie człowiek, który widocznie od dłuższego czasu rąbał siekierą dynie, zachowywał się zbyt... mechanicznie? Ba nie przerwał nawet rąbania kiedy go zauważył. "Po zmroku, nie wolno wychodzić". Pewno gdyby miał zamiar opuścić karczmę, to miało go cofnąć. By zginął w pokoju. No cóż, jakie to życie jest niesprawiedliwe. Teraz powoli się schylił i podniósł z ziemi dwa małe kamyczki. Pociągnął nosem, sprawdzając czy przypadkiem w pobliżu nie ma jeszcze kogoś. - Nie można wychodzić... a jak wyjdę? - spytał metalicznym głosem, pewno znał już odpowiedź, znając życie osoba powtórzy się jeszcze raz... i kolejny... jak maszyna. Czy też osoba pod wpływem zaklęcia. Teraz zaczął się zastanawiać, co by było gdyby poszedł z łowcami i czy mają oni coś z tym wspólnego. Trzeba było przyznać że ich osoby również były podejrzane. Dlaczego? Mianowicie mówili, że są łowcami potworów... jednak wypowiedź Vene wskazywała poniekąd, że są osobami miejscowymi... no ale to tylko domysły. Teraz jednak skupił się na owym mieszkańcu i rzucił kamyczek tuż obok niego, chcąc sprawdzić jak zareaguje. Jeśli nie zareaguje... a będzie dalej rąbał dynie "patrząc" na niego, to drugi kamyczek poleci w mieszkańca, z małą siłą. Jednak trzeba sprawdzić wszystko. Jeśli na to też nie zareaguje, to spróbujemy z ruchem. W każdej chwili jednak jest gotowy do uniku czy też obrony. Nawet podświadomie oczekuje bełtu między łopatkami, ale wtedy nastąpi przykra niespodzianka. Mag osunie się na kolana a później padnie na ziemie, czekając aż przeciwnik podejdzie. Wtedy to okaże się... że funkcjonariusza na służbie nie tak łatwo zabić. Profilaktycznie mag dotyka swojej maski, by pokryć swoje całe ciało metalem. Oczywiście zmiana ta nie jest widoczna z zewnątrz. Natomiast gdy mieszkaniec nie zrobi nic, na jego kamyczki, pytania i ruch. Podchodzi do niego i daje mu w twarz. Tak tak... sprawdzamy czy da się delikwenta wyrwać z owego zaklęcia czy w czym on tam teraz tkwi.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Sob Lis 03 2012, 12:38
MG
Obecna sytuacja sprawiła że Laveth miał już swoje podejrzenia co do obecnej sytuacji. Czy błędne czy nie, miał się wkrótce przekonać. Tym czasem jego obecnym problemem był mechaniczny człowiek przed nim. Niczym prawdziwy pies myśliwski po niuchał nieco w powietrzu ale poczuł jedynie przyjemne, górskie powietrze. Tak czy siak miał dwa kamienie w łapkach, ale ich użycie właściwie stało się zbędne bo gdy tylko podniósł je z ziemi, mechaniczny mieszkaniec niczym jakieś zombie, ruszyło w jego stronę, ciągnąc za sobą siekierkę. Lav postanowił pobawić się w procarza, pierwszym kamykiem rzucił nieopodal przeciwnika, nie wywarło to na niego wrażenia, drugi natomiast który trafił go w czoło, rozorał mu skórę na czaszce, sprawiając że z czoła zaczęła cieknąć krew. Jednak dalej powoli zmierzał ku policjantowi. Taki plus że przynajmniej Pies, miał pewność że to żywi ludzie. Dlaczego liczba mnoga? A bo gdy dotknął maski by pokryć swe ciało metalem, bardziej wyczuł niż zauważył ruch za sobą. Tak spomiędzy domów wychodziły kolejne bezmózgie postacie, mechanicznym krokiem zmierzające ku postaci Lavetha. Normalnie jak w nawiedzonym mieście.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.