I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
W skład wioski wchodzi kilka domów z polami, ułożonymi na planie okręgu. Z zewnątrz znajdują się największe pola, wewnątrz zaś, domy szlachciców, jeden sklep, karczma i chata znachora. Na małym wzniesieniu w centrum wioski stoi dom wodza wioski. Wioska otoczona jest przez żyzną równinę. Na północnym wschodzie widać nawet Shirotsume.
Autor
Wiadomość
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Sob Lis 03 2012, 13:24
No to wiadomo... że owy "zombie" był człowiekiem. Haha... no to teraz trzeba będzie rozwiązać problem, poruszającego się "zombie" z siekierą. Dodatkowo w okolicy zaczęli się pojawiać inne "zombie". Może będą tańczyć do Thriller'a? Raczej nie... więc trzeba zacząć działać. Mag ruszył biegiem w stronę zombiaka z siekierą. Jedną ręką przygotował się do obrony przed siekierą, zmierzał również wyrwać ową broń z rąk mieszkańca. Drugą ręką natomiast trzasnąć mu w szczękę, a skoro owa rączka była pokryta metalem. Zapewne zadziała to jak obuch, co spowoduje przewrócenie się delikwenta lub też utratę przez niego przytomności. Jeśli udało mu się powalić wroga i wyrwać mu siekierę, butem przyciska mieszkańca do ziemi i szybko "rozpuszcza" ostrze siekiery tak, by stal z którego było wykonane "rozlało się" na większości drzewca, mając w ten sposób swoistą "maczugę"? Jeśli owy zombie pod butem dalej się rusza, mag uderza pałką w jego skroń. Coby wysłać go na spoczynek. Oczywiście stara się tak dostosować siłę, by nie był to wieczny spoczynek... a jedynie tymczasowy. Jeśli uda mu się to, to opiera o ramie swoją nową broń i rozgląda się/próbuje wywęszyć źródło kontroli owych "istot". Dlaczego? W końcu muszą być przez coś kontrolowani... przez coś, lub przez kogoś, a owe coś/ktoś będzie emanował większą energią niż jego podwładni. Jeśli natomiast nie dało to żadnego efektu, będzie trzeba przebić się przez tych kilku mieszkańców, starając się ich obezwładnić. Następnie kieruje się w stronę centrum wioski. Może to sprowokuje owych przestępców, albo znajdzie tam coś ciekawego. Źródło magii? Chyba że, to właśnie przez ową broń którą stworzyli Ci magowie, kontrolowani są ludzie, a skąd najlepszy będzie zasięg na całą wioskę? Właśnie centrum wioski. Może stoi tam dom sołtysa czy kogoś takiego. Kolejnym krokiem jest również szybkie zwiedzenie wioski i sprawdzenie którego miejsca "wieśniacy" bronią najbardziej, bo zapewne tam będzie jego cel...
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Nie Lis 04 2012, 13:42
MG
Koniec wycieczki krajoznawczej i zbędnej gadaniny. Pan policjant, postanowił wymierzyć sprawiedliwość tępym "zombiakom". Ruszył biegiem do tego najbliżej niego, gotując rękę do obrony, ale przeciwnik był zbyt wolny by cokolwiek zrobić, cios w szczękę powalił go na ziemię i... i właściwie wykluczył z dalszej zabawy. Biorąc pod uwagę brak broni, Lav użył siekiery i zrobił sobie z niej pałkę, już mniejsza o to że stal z której wykonano siekierę nie była najlepszej jakości. Liczyło się to że zrobił sobie prowizoryczną pałkę. Nie wyczuwając obecnie żadnej energii magicznej, ruszyłeś pędem ku środkowi wioski, uderzając z rozmachu kolejnego zombie w twarz. Ten padł jak rażony gromem i już więcej nie wstał. Dwa kolejne też powaliłeś nie odnosząc właściwie żadnych ran. To nie był przeciwnik godny ciebie, na dodatek żadnego z mieszkańców nie zraniłeś! Kierując się ku środkowi miasta przebiegłeś obok spichlerza i wtedy właśnie, gdy na małym wzniesieniu w oddali widziałeś dom sołtysa, oberwałeś z "Fajerbola" w prawe ramię. Siła uderzenia posłała cię na ziemię, ale właściwie nic ci się nie stało, widać bł to bardzo słaby fajerbol no i chroniła cię zbroja. Po twojej prawej stał człowiek okryty purpurowym płaszczem. Człowiek którego widziałeś pierwszy raz na oczy. Na dodatek szybki rzut okiem dookoła spowodował że dostrzegłeś coś, co ci się nie spodobało. Z budynków i za nich zaczęli wychodzić mieszkańcy, posuwistym, metalicznym krokiem. Każdy też miał broń. Nóż, nożyczki, widły. Na pierwszy rzut oka było ich około dwudziestu. Wszyscy w odległości mniej więcej 30m od ciebie. Tylko mag stał nieopodal, jakieś 6m przed tobą -A mogłeś ni wychodzić z pokoju. Wtedy umarłbyś szybko i bezboleśnie.- Powiedział do ciebie spokojnie, cichym i nieco władczym głosem mag. Widać że znalazłeś jeden ze swych celi.
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Nie Lis 04 2012, 15:43
Tak! W końcu się doprosił! Trzeba przyznać, że trochę musiał poczekać, ale nic nie może wiecznie trwać! Chociaż nie wyglądało to tak, jak chciał. W końcu wylądował na ziemi uderzony czarem. Zaraz po tym dookoła niego pojawili się "zombiaki". Kolejna rzecz która nie była zbyt dobrą wiadomością. Byli zbyt blisko. Jednak w końcu znalazł swój pierwszy cel! To się teraz liczyło. Dlatego też, zamiast podnieść się do pozycji stojącej, klęczał na jednym kolanie. Podniósł wzrok na owego maga. - To by było za nudne nie uważasz? - powiedział metalicznym głosem, a zaraz wokół niego zaczęły wyskakiwać kolce. Tak, użył zaklęcia "jeżyka", jednak dodatkowo skupił energię by pozbyć się szpikulców, a w zamian tego pojawiły się kule. To odrzuci mieszkańców i nie powinno wbić się w ich ciała, a jedynie pobijać. Przeciwnik (mowa tu o magu), też był w zasięgu czaru więc dodatkowy pozytyw. Zaraz po tym zaklęciu ruszył naprzód w kierunku maga. Oczywiście kolce przed nim schowały się/zniknęły co kto woli. Ściskając w jednej dłoni swoją broń zmniejszał odległość od celu, który prawdopodobnie również został uderzony. W końcu nie miał za dużego pola manewru. stał w odległości 6 metrów gdzie zaklęcie miało zasięg do 15m. Dlatego też zakładając, że zbliżył się do niego, wyprowadził atak pałką w jego bark. Co by sprawić nieco bólu a później powalić kolesia na ziemię. Gdzie przycisnąłby butem jego krtań. Z podeszwy wysuwałoby się powoli małe ostrze. Wtedy mogliby pogadać. Tradycyjne pytanie... gdzie ukrywa się reszta i gdzie jest broń, oraz kto kontroluje mieszkańców. Reszta nie była istotna. Chociaż jeśli to się nie powiedzie, będzie trzeba gonić za magiem. Starając się uniknąć jego wszelakich ataków. Kiedy będzie miał dobrą pozycję, rzuci w niego też pałką. No co? Próbować zawsze trzeba, mimo wszystko policjant stara się najpierw obezwładnić przeciwnika, zamiast go zabijać...
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Nie Lis 04 2012, 19:10
MG
Lav bynajmniej nie zamierzał dyskutować z przeciwnikiem, błyskawicznie użył swojego zaklęcia i to w iście kreatywny sposób! Jednak nie był jakimś mistrzem magicznym no i ta nieco bardziej skomplikowana akcja nie wyszła mu w stu procentach poprawnie. Fakt stworzył kule ale nie ze wszystkich kolców. Część z zombiaków oberwała kulami i przewróciła się na ziemię... po to by zaraz się podnieść, zaś z Magiem było chyba gorzej, cios z takiego bliska był ciężki do uniknięcia co mu się właśnie nie udało. Jego lewa ręka była bez wątpienia złamana a sam mag leżał na ziemi. Przycisnąłeś nogę do gardła przeciwnika, myśląc że z ostrzem na gardła stchórzy i zacznie gadać, on jednak wiedział, że już nie żyje, że nie puścisz go dalej z tego powodu zabarwił się na pomarańczowo i eksplodował. Na szczęście byłeś na tyle inteligentny że w momencie nabrania pomarańczowej barwy przygotować się do ucieczki, z tego powodu prócz szoku i ponownego przewrócenia jedynie twoja prawa noga była poparzona. Poparzenie nie było super poważne ale w obecnej chwili znacząco utrudniało ci bieganie, właściwie ta czynność z powodu bólu była odradzana. Poparzona jest noga od kostki po kolano, czyli cała łydka. Zombie podzieliły się na dwie fale, jedna jakieś 15m od ciebie i druga jakieś 20m. Mogłeś oczywiście je wyminąć i ruszyć do Sołtysowego domku.
Stan: Prawa łydka poparzona, utrudnia ci bieganie. 90%MM
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Nie Lis 04 2012, 21:12
No cóż... widocznie nie ma już starych dobrych przestępców którzy jakoś walczyli o swoje życie. Przyszła moda z południa na samobójcze ataki i proszę! Co się dzieje z dzisiejszym światem przestępczym? No cóż, o tym można pomyśleć kiedyś tam, na stare lata, przy rozpalonym kominku z kubkiem kakao w dłoni. Nie teraz! Dlatego też policjant znów podniósł się na równe nogi klnąc w duchu na ból łydki. Będzie musiał odbić to sobie na kolegach owego delikwenta. Mimo wszystko ruszył w kierunku domu Sołtysa w miarę żwawym krokiem uważając na nogę. Gdy jakiś zombie podejdzie za blisko to zdzieli go pałką. W końcu oni posługują się metalowym "orężem" co w jego przypadku nie jest żadną przeszkodą. Najwyżej przegryzie widły czy też nożyczki... Tak stanął kilka kroków przed drzwiami. Za pomocą konstrukcji przywołał filar, który wyłażąc spod ziemi pod kątem zadziałał jako taran i wbił się w drzwi i razem z nimi wpadł do środka jak najdalej mógł, czyli aż natrafił na ścianę. Dlaczego tak? Możliwe że były tam jakieś czujniki czy coś... to raz, może ktoś czekał za drzwiami? To dwa. Później wycofał filar i ostrożnie wszedł do środka. Rozglądając się uważnie. Wie że oni tu są... oni też wiedzą, że tu jest... czego jeszcze do szczęścia trzeba? - Puk puk... - rzucił pod nosem przekraczając próg, jeśli nie było potrzeby wyskoczenia ponownie na zewnątrz to postawił grubą metalową ścianę podpartą jednym filarem. Coby zombiaki tak łatwo nie wlazły. Czas na przeszukanie posiadłości... chociaż najbardziej logiczną wersją była piwnica prawda? Jednak trzeba było chociaż w małym stopniu "ubezpieczyć sobie plecy".
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Nie Lis 04 2012, 23:55
MG
Laveth jak na prawdziwy żelazny czołg przystało, nie miał większych problemów z mini armią zombie. Gdy dotarł pod sołtysowe drzwi, zrobił wjazd niczym Rambo na monopolowy. Dostanie się do środka został skwitowane krótkim puk puk, a drzwi zaplombowane, co by się zombie potem po korytarzach nie pałętały. Łatwiejsza część planu za Lavciem czas na część trudniejszą. A mianowicie poszukiwania, te jednak nie były zbyt trudne bo swych potencjalnych przeciwników Lavcio znalazł już w salonie! żadnych okien, tylko dwie pary drzwi, te przez które wszedł Lav i jedne po lewej. Pokój miał 12 na 12 metrów znajdowały się w nim regały z książkami przy bocznych ścianach, kominek na przeciw Lavetha a po środku stół, kanapa i dwa fotele. Na fotelach siedzieli domniemani łowcy głów, teraz już bez ran, a pan szafa nawet rękę znów miał, a na kanapie znajdował się... karczmarz! Na stole przed nimi spoczywał zaś chropowaty kamyk wielkości kurzego jaja, pulsujący i świecący delikatnie na żółto. - Ech szkoda że przeżyłeś kolego. Teraz mamy tylko dwa wyjścia z sytuacji. Możemy cię zabić lub ewentualnie... przyjąć. Możesz zastąpić miejsce Jeremiego którego jak widzę, zabiłeś.- Rzucił do ciebie prosto z mostu Leo. Zobacz jak prosto! Myślałeś że będziesz szukał i szukał a tu wszystko masz na wyciągnięcie ręki.
No proszę! Pani Fortuna widocznie dziś mu w jakimś stopniu sprzyjała. Będzie musiał jej się odwdzięczyć ... jakoś... kiedyś tam przy okazji. Znalazł się teraz w salonie, w którym spotkał starych znajomych i właściciela przybytku w którym miał zatrzymać się na noc. Teraz wszystko składało się w logiczną całość. Więc owa czwórka... teraz trójka była zamieszana w to wszystko. Szczerze powiedziawszy karczmarza nie podejrzewał, aż tak. Jednak ta dwójka, od razu wylądowała w tym kręgu i to po krótkiej rozmowie jaką przeprowadzili. - Więc w miasteczku nic się ciekawego nie dzieje? No cóż, jakby nie brać pod uwagę "nocnego" życia to może macie racje. Zawszę tu tak jest? Czy może przygotowaliście tą scenę specjalnie dla mnie? Wasze rany to iluzja, będąca częścią sztuki? - powiedział spokojnie metalicznym tonem. Pociągnął delikatnie nosem. Chciał sprawdzić jedną rzecz, czy Ci dwaj są prawdziwi. Może to kolejna sztuczka? Nie powinno być trudne, bo znał ich "zapach". - Niestety... nie miałem tej przyjemności z jak go nazwałeś... Jeremim? Sam się wysadził... - westchnął wzruszając ramionami, unosząc lekko dłonie na boki. Niby prosta gestykulacja podczas rozmowy, wielu ludzi gestykuluje wiesz? Jednak to nie miało tylko na celu podkreślenia bezradności w wyniku samoistnej śmierci ich towarzysza. Z dłoni maga wysunęły się małe ostrza i kiedy opuszczał je. Ostrza wystrzeliły w kierunku łowców. Chciał się upewnić czy aby to nie są iluzje, tak dokładnie... w końcu za pomocą węchu też mógł do tego dojść. Jednak kiedy już miał pewność, że obecni tu nie są iluzjami w kilku długich krokach starał się zmniejszyć odległość do nich, czy też znaleźć się bardziej na środku pokoju. Następnie wokół niego wyrosła żelazna kopuła nabijana kolcami, a zaraz przy kopule zaczęły wyłaniać się kolce, rozchodząc się właśnie od niej. Chwilę później kolce z kopuły zostały wystrzelone w każdym kierunku za sprawą silnego uderzenia od wewnątrz. Po użyciu tych zaklęć, mag zdejmuje kopułę, cały czas będąc gotowym do obrony czy też uniku.
Jeśli natomiast to definitywnie są iluzje, podchodzi powoli w ich kierunku. Sprawdzając jak zareagują. - Długo jeszcze będziemy bawić się w te sztuczki?
No tak. tak, Lavcio miał szczęście widać fortuna mu sprzyjała. Ale Lavcio nie pierwszy lepszy noob i przed iluzją spróbuje się wybronić! Dlatego też prócz niuchania które powiedziało mu że zapach tych ludzi jest identyczny z zapachem który wyczuł w karczmie, do na dodatek miotnął w nich ostrzami. Ale były to malutkie i słabe ostrza, więc uniknięcie ich nie stanowiło najmniejszego problemu dla przeciwników którzy spodziewali się mniej więcej takiej akcji i uchylili się na bok. Definitywnie jednak nie dawałeś im czasu na normalną rozmowę którą widocznie miałeś głęboko gdzieś. Zamiast tego użyłeś iron shield i chowając się pod stalową kopułą zbombardowałeś przeciwników kolcami. Jednak nie mogłeś spod zamknięcia zobaczyć efektu swojego czynu dlatego postanowiłeś zdjąć z siebie kopułę i wtedy ze zgrozą odkryłeś że... nie mogłeś. Zapomniałeś jak! No to tak jakby byłeś w czarnej dupie, nie tylko nie wiedziałeś jak zdjąć z siebie kopułę, ale nie wiedziałeś też co z przeciwnikami na zewnątrz. Co gorsza, to była kopuła wiec... tlenu nie starczy ci na specjalnie długo. Jak przyjdzie co do czego to się po prostu udusisz, więc kombinuj jak wyjść.
Stan: Prawa łydka poparzona, utrudnia ci bieganie. 74%MM
No.... i dupa. Pani Fortuna widocznie miała już lepsze rzeczy do roboty o tej porze nić pilnowanie małego policjanta na służbie. Nie mógł zdjąć kopuły... zapomniał? Jak to możliwe... no cóż, w tej sytuacji pozostało mu tłuc głową w przysłowiowy mur prawda? Otóż nie mili państwo! Lav miał jeszcze kilka możliwości by się stąd wydostać. Pierwsza z nich polegająca na kreacji metalu. Policjant przykłada dłoń do którejś ze ścian i powoduje rozerwanie kopuły. Tak by spokojnie mógł z niej wydostać, czy też nawet spowodowanie by cała kopuła "zeszła się" w formę kuli która upadnie obok maga. Chociaż głównie chodzi o zrobienie przejścia tak, by mag bez problemu mógł się wydostać. Oczywiście uważając na ewentualny atak. Drugim sposobem jest przywołanie czterech filarów które niczym tłoki uderzą równo w kopułę coby spowodować jej "odrzucenie". Jeśli to nie zadziała... trzeba będzie spróbować efekt odwrotny. Mianowicie od kopuły wysłać kilka filarów, które uderzą w podłoże.
No cóż, jakkolwiek zmyślna była to pułapka było to o wiele za mało na smoka żelaza jakim był Laveth. Z tego też powodu kreacja metalu wystarczyła by wydostać się z pułapki. Kiedy wyszedł na zewnątrz gotów do obrony zauważył że Leo już nie żyje a karczmarz ma przebite lewe ramie i widocznie jest już zmęczony. Tym czasem brakowało ostatniego z mężczyzn a raczej prawie brakowało, bo ten odsuwając się poza zasięg twego wzroku, bardziej z tyłu twojej kopuły nagle wybiegł od twojej prawej i zamachnął się dłonią by uderzyć prosto w ciebie, na szczęście miałeś całkiem niezły refleks i uniknąłeś ataku okręcając się jednocześnie na pięcie, tym czasem pięść przeciwnika która swoją drogą była dziwnie szara, uderzyła w twoją kopułę i dosłownie zdarła z niej część żelaza, które odleciało w kąt. Przeciwnik odwrócił się w twoją stronę i ponowił atak zamachując się prawą pięścią, celując w twoją twarz. Nadmienić należy fakt że w twoje łydki wbijał się stolik, a do uszu dobiegł szmer głosu, zapewne karczmarz rzucał jakieś zaklęcie.
Stan: Prawa łydka poparzona, utrudnia ci bieganie. 74%MM
Udało mu się! a raczej... oczywiście, że mu się udało... hem hem. No nic, przechodzimy dalej! W momencie kiedy unikał ataku Vene, podczas obrotu zamienił swoje ręce za pomocą zaklęcia "Iron Sword" i wyprowadził atak, kiedy to dłoń przeciwnika wbiła uderzyła o ścianę. Jednym ostrzem starał się uderzyć pionowo w rękę przeciwnika, a dokładniej tak powyżej łokcia. Drugą natomiast ciął horyzontalnie najlepiej by wykonać dekapitacji na Vene. Jeśli to się uda, kieruję rękę w kierunku sofy na której znajduje się karczmarz... a może skoro powinienem użyć formy Karczmarz? (Zresztą będzie mu to pewno obojętne). Smoczy zabójca wydłuża w błyskawicznym tempie swoje ostrze, tak by przebiło mebel jak i przestępce. Czy tam też samego przestępce, jeśli ten się ruszy. Jeśli to się uda, zdejmuje zaklęcie z jednej ręki i rozgląda się za magicznym kamieniem... Gdy go znajduje podnosi ostrożnie kamień i sprawdza... hm... czy też raczej upewnia się że owy kamyczek nie emanuje mocą... która jest niebezpieczna. Jeśli taka energia jest wyczuwalna, będzie musiał otoczyć kamyczek żelazną otoczką. Tworząc w ten sposób komorę na owy kamyczek. Wtedy dopiero go chowa. Następnym krokiem będzie ostrożne przejście do następnego pomieszczenia. Kiedy upewni się, że nie ma już żadnego maga, ostrożnie spaceruje po chacie szukając metalowych przedmiotów które mógłby zjeść. Dopiero gdy przeszuka wszystko, zdecyduje się na wyjście na zewnątrz, zdejmując uprzednio zaklęcie blokujące przejście, wtedy też zobaczy co się stanie z mieszkańcami.
Jeśli jednak atak się nie powiedzie, ponownie użyje zaklęcia jeżyka (C), możliwe od tak nie zabije Vene, ale powinien tym razem dobić Karczmarza.... wtedy walczy z Vene, starając się odciąć kończyny czy też głowę.
Tak! Byłeś bystry, byłeś cwany, co to dla ciebie kontratak!? Przemieniłeś swoje łapki w dwa nagie miecze, pierwszy cios posłałeś w rączkę tamtego, miecz... wbił się ledwie co w szarawą skórę przeciwnika i utknął, zaś drugi cios który nastąpił chwilę po pierwszym, został zablokowany drugą ręką faceta, również należy zaznaczyć że szarą. A dokładniej został zablokowany dłonią w którą to po prostu pochwycił twój miecz. Zaraz po tym nim zdążyłeś zareagować okręcił się i ciągnąc za miecz który złapał w rękę przypieprzył tobą o stalową kopułę którą to sam zrobiłeś. Może i byłeś odporny na żelazo, ale nie byłeś odporny na obuchowe uderzenia. Na szczęście cios ten jedynie cię zaskoczył no i wybił powietrze z płuc, ale teraz to przeciwnik atakował a był nawet całkiem silny bo znów nim zareagowałeś, zaraz po uderzeniu w pozostałości "Jeżyka", uderzyła w twoją głowę szara pięść Vene'a. Cios był na tyle silny że zabolała cię głowa a podłoga pod tobą i pod nim po prostu zarwała, oboje spadliście piętro niżej do... piwnicy! Piwnica zaś była pustym pomieszczeniem o wymiarach 10x10m. No prawie pustym po za tobą, w lewym narożniku piwnicy były schody do góry, zaś za Vene'm w lewym narożniku był żeliwny piecyk i nieco węgla. Pomieszczenie oświetlały liczne żarówki rozwieszone u sufitu. Twarz Ven'a nie wyrażała emocji i teraz chyba czekał aż ty zaatakujesz. W prawej ręce, na wysokości nadgarstka, miał wcięcie po twoim mieczu, niezbyt grube, góra na 0.3mm ale jasno pokazywało ci że jego ręce nie są normalne, bowiem nie tylko nie broczyły krwią co w środku wydawały się równie szare i twarde.
Stan: Prawa łydka poparzona, utrudnia ci bieganie. Ta misja zaczęła cię męczyć. 58%MM
No cóż... tego mógł się spodziewać, jednak za bardzo zaufał Pani Fortunie, która zadrwiła sobie z niego... już któryś raz dzisiaj. Przez co został powalony na ziemię... nie. On został po prostu w nią wbity, z taką siłą że przebił się aż do piwnicy. W duchu dziękował sobie... a raczej smokowi... dzięki któremu ma tą budowę ciała. Jak również kolesiowi od zaopatrzenia służ porządkowych, u którego zamówił sobie ową maskę. Bo najwidoczniej była ona dalej cała... Gdy wylądował w piwnicy postarał się by jak najszybciej wylądować na równych nogach i starając się nie spuszczając przeciwnika z oczu, rozejrzeć się mniej więcej po pomieszczeniu w którym się znajdowali. Następnie przyjrzał się ręką Vene.... były cholernie twarde, tylko nie mógł (a może mógł) na pierwszy rzut oka określić rodzaju materiału w które zamienił ręce. - A chciałem tylko odpocząć w tej wiosce - powiedział nieco zmęczonym głosem. Tak tak... był już nieco znużony tym wszystkim - jak zgaduję nie podzielisz się informacją o twojej magii? Szczerze wątpił, że dostanie odpowiedź, a może jednak? Cóż... zobaczymy. W razie ataku przeciwnika, mag stara się uniknąć jego ciosów, czekając na moment w którym się odsłoni, czy też raczej by miał dogodną pozycję by wyprowadzić cięcie w nogi przeciwnika. Celując szczególnie w zgięcia kolan i ścięgna. Oczywiście gdy nadarzy się okazja, mag stara się sprawdzić czy da radę użyć kreacji na przeciwniku... Jeśli natomiast przeciwnik nie udzieli mu odpowiedzi czy też owa odpowiedź nie będzie... hm... brana pod uwagę. W końcu na każde pytanie można odpowiedzieć na tysiące sposobów, a żaden z nich nie będzie na nie "odpowiedzią" prawda? Wtedy postanowi sam sprawdzić z czego są łapy tego niedźwiedzia. Wystrzeliwuje jedno z ostrzy w przeciwnika. Oczywiście jest gotowy na to, że w takim stanie, Vene może pochwycić ostrze, ale właśnie o to chodzi... wtedy przez ułamek sekundy stara się użyć kreacji na jego rękach. Np. wybić na jego łapie jakiś symbol... jakiś prosty, ale żeby był dobrze widoczny. Wtedy będzie wiedział, że ma nad nim przewagę. Zaraz po tym, zanim niedźwiedź rzuci nim, niweluje zaklęcie z przetrzymywanej ręki, by ją uwolnić.
Przeciwnik olał cię całkowicie, ot rozmowa z tobą nie należała najwidoczniej do jego priorytetów. Zamiast tego postanowił rzucić się na ciebie niczym alkoholik na kieliszek wódki. Ty jednak przewidziałeś to i wykonałeś zgrabny unik, teraz zresztą mając więcej czasu i będąc przygotowanym na atak z tak bliska, spostrzegłeś z czego wykonana była ręka przeciwnika, był to minerał, z grubsza przypominający kamień ale dokładnego materiału tej skały nie byłeś w stanie określić, zresztą nie jesteś geologiem, na skałach się nie znasz prawda? Tak czy siak nim zdążyłeś wykonać jakiś atak, przeciwnik zniknął! Ba... nie tylko zniknął, ty go nawet nie słyszałeś! Za to uderzenie które nadeszło po krótkiej chwili już odczułeś, na dodatek nadal niewiele poza posłaniem na ziemię ci nie zrobiło. Za to spostrzegłeś nad sobą, przy dziurze w podłodze, karczmarza. No to jeden przeciwnik zniknął a drugi się pojawił. Tylko który ci pieprznął?
Stan: Prawa łydka poparzona, utrudnia ci bieganie. Ta misja zaczęła cię męczyć. 58%MM
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Wioska nieopodal Shirotsume Sob Lis 10 2012, 22:03
Rach ciach! Jeb! Leży. Kategorycznie za wiele razy lądował na ziemi... kategorycznie za wiele. Jednak były tego pozytywy. Wiedział przynajmniej z czego jest łapa owego niedźwiedzia. Dodatkowo zauważył innego przeciwnika przez którego ten wielki niedźwiedź zniknął. Jen znika drugi się pojawia co? Było pewne że ten pierwszy nie zniknął na zawszę, a jedynie ukrył swoją obecność. Dlatego też, trzeba było szybko sprawdzić jedną rzecz. Jaką? Czy da się wywąchać owego mięśniaka. No ale przejdźmy do sedna... By się podnieść człowiek zazwyczaj wykonuje pewien ruch... jedną ręką podpiera się i podnosi, drugą nieco wyciąga przed siebie by przenieść ciężar... no to Lav zamiast przenieść owy ciężar, wystrzelił ostrze w kierunku Karczmarza, jeśli go trafi, szybko zmienia delikatnie kształt ostrza, by zaczepić się o jego ciało i ściągnąć go na dół wraz z skracającym się ostrzem, no i Lav tak podniesie się na nogi. Jeśli ten odskoczy, ostrze kieruje się dalej aż do sufitu. Wtedy też tam się zakotwicza i Lav "zmniejszając" ostrze podciągnie się na piętro. Tam uwalnia ostrze i zaczyna gonić Karczmarza by go zabić. Jeśli obie te opcje się nie udają, zrywa się na nogi... i wydłużonym ostrzem macha po całej piwnicy. No chyba że wyniucha osiłka, to wtedy postara się uderzyć na niego... ale odczeka na odpowiedni moment kiedy będzie się wydawać, że policjant nie zna prawdziwej pozycji niedźwiedzia.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.