Imię:Adam
Pseudonim: Mimus
Nazwisko: Wagner
Płeć: Mężczyzna
Waga:58kg
Wzrost:172cm
Wiek:49lat
Gildia: Miejsce umieszczenia znaku gildii: Klasa Maga: 0
Wygląd: Niezbyt wysoki chudzielec przypominający siedemnastolatka. Takiego trochę innego. Pod kruczoczarną czupryną średniej długości skrywa niebieskie oczy cechujące się głębokim, przenikliwym acz odrobinę pustym spojrzeniem. Jedno z nich może wydać się przerażającym, ale tylko w określonych momentach ‘użytkowania’. Ma bladą, wpadającą w szarość cerę. Jego twarz jest smukła. Skóra, dodatkowo konserwowana różnymi specyfikami, daje wrażenie sztucznej, co jest efektem kilku lalkarskich operacji. Gdyby ktoś dokładnie przebadał jego ciało odkryłby wiele blizn i szwów wykonanych grubą dratwą, a także brak kilku wewnętrznych narządów. Jednak całkiem nieźle owe blizny ukrywa.
Nosi się na czarno. Zazwyczaj codzienne proste spodnie, koszula, płaszcz z kapturem. Jeżeli w jego najbliższym otoczeniu zobaczysz kilka lalek - uznaj to za całkiem normalne.
Charakter: Nie można powiedzieć, że jest zamknięty w sobie, ale zwyczajnie nie upublicznia swoich emocji. Jest mocną mieszaniną dobra ze złem, szlachetności ze znieczulicą, znakomitego przyjaciela z największym wrogiem. Wyznaje zasadę, że czym ciebie karmią, tym karm innych. Dlatego można spodziewać się różnorodności w podejściu do innych ludzi. Nigdy jednak nie patrzy na kogoś z góry.
Zawsze stara się doprowadzić do końca rozpoczęte zadania, nawet jeżeli trwa to dłużej niż początkowo zaplanowano. Jest opanowany i dość trudno wyprowadzić go z równowagi, jego cechą nie jest także niczym nie wsparta zuchwałość. Trochę niepoprawny marzyciel, ale jak tu można inaczej, skoro ma się taki defekt. W swoim życiu przeżył wiele, widział jeszcze więcej, codziennie słyszy to, co innych przeraża i - mimo to - nie czuje strachu. Czyżby przyzwyczajenie?
Historia: Adam Wagner urodził się w zagranicznej rodzinie prawie pół wieku temu. Chronologicznie był czwartym dzieckiem, a posiadał łącznie szóstkę rodzeństwa. Starszych: Jane, Markusa, Anette; młodszych: Nickolasa, Oliviera i Odette.
Od najmłodszych lat był odrobinę oddalony od zgiełku i szaleńczych dziecinnych wybryków. Niektórzy nazwaliby go nieobecnym. On jednak, nie tylko w przenośni, miał swój świat. Miejsce przez nas zwane zaświatami – piekłem, czyśćcem, niebem – przez mieszkańców równie różnorodnie – Nawie, Xibalba, Tartar, Ki-Gal. Z początku odwiedzał je w snach, później także na jawie. Jednak najczęściej to dusze przychodziły do niego.
Niektórzy uważali, że Adam widzi zjawy jako następstwo rodzinnej tragedii, która wydarzyła się gdy miał zaledwie siedem lat. A było to tak.
***
Burze przechodziły nad regionem cyklicznie w tej fazie roku. Prawie nikogo to nie dziwiło, dlatego też idiotycznym pomysłem wydawało się ‘specjalne przygotowanie’ domu Wagnerów. Jednak tą, która się uparła była ciotka Krisa. Płochliwa kobieta koło sześćdziesiątki, większość życia marnująca na czytanie kiepskich romansideł w bibliotece, w której jeszcze do niedawna pełniła funkcję administracyjną. Mieszczanka. Przyzwyczajona do ciepła, suchej pościeli i nieprzeciekającego dachu. W dodatku stara panna.
Tak się jednak zdarzyło, że Krisa – pieszczotliwie nazywana przez wszystkich ciotunią – trafiła, raz jeden, jak ślepa kura dobrą michę pszenicy. Dokładniej: złoty kupon na loterii. A jako, że dzieci starucha nie miała, to zdecydowała się sumę podzielić w taki sposób, aby dla latorośli – najukochańszych i wspaniałych – jej brata starczyło na życie przyjemne i dostatnie. Przynajmniej na trochę. Oczywiście zadbała też o siebie wykupując prenumeratę romansideł, część lokując na procent, część w nieruchomości.
Co do nieruchomości zaś, to właśnie ona - wpadając na kolejny tydzień z wizytą, o nosie mokrym niczym pies wyciągnięty siłą z błotnej kałuży – obwieściła wszem i wobec:
- Macie natychmiast wyremontować ganek! Toż to cieknie jak… jak… macie i już!
Jak zadecydowała, tak też robić poczęto. Za jej, rzecz jasna, finansowe wsparcie.
Przez burze właśnie robota nieprędko posuwała się naprzód. A to ślisko, to następnego dnia łatę wygięło, to znowu coś pominięte. Głupi ganek zajął prawie tydzień. Ale, przynajmniej na chwilę, było sucho.
Tegoż wieczora rodzina zjadła wspólną kolację. Starsi czytali książki, młodsi rysowali lub bawili się w karcianą wojnę, Adam wsłuchiwał się w rozmowę przyjaciół, a dorośli z wolna kończyli kolejną buteleczkę wsiowego, jabłkowego, wina. Gdzieniegdzie zwanego cidrusem.
Noc była wyjątkowo spokojna, dlatego wszyscy posnęli z uśmiechem. Poza Adamem, który jak zawsze o nocnych godzinach wymykał się aby poleżeć na sianie w stodole i posłuchać opowieści Ondersa, byłego zarządcy w pobliskim garnizonie, któremu to zmarło się przypadkiem podczas rutynowej kontroli broni.
- Także pamiętaj Adamie, raz jeszcze wtóry Tobie powtarzam, pieruna, nigdy w lufę nie zaglądaj. A już po… no, teraz jeszcze nie pijasz, boś za młody… ale, pieruna, po gąsiorku, nigdy! Nigdy!
I tak leciało im do momentu, aż Adam zasnął.
Jane, jak to dobra starsza siostra, wiedziała o tym, że młodzian wybywa poleżeć nocami. Uznawała, że tam lepiej mu zasnąć. W końcu od małego uwielbiał zapach siana i nie dziwiło jej to wcale, że zostało mu tak do dziś. Jak to zawsze też i ona wymykała się w środku nocy aby Adama na rękach zanieść do pokoju, zdjąć ubranie, położyć na leżance. Tym razem jednak obudził ją grzmot, a nie pamięć o młodszym bracie.
Zarzuciła szybko sweter na ramiona i po cichu zeszła na dół starając się omijać te stopnie, które zgrzytem mogłyby pobudzić nie tylko domowników, ale i sąsiednie miasteczka. Wyszła przez naprawiony suchy ganek na dwór. Deszcz siąpił delikatnie, a noc wydawała się wyjątkowo jasna. Pobiegła do stodoły nie oglądając się na nic.
Problemem było to, że Adam nie miał jednego miejsca uznanego jako swoje. Zasypiał wszędzie. Na wozie, pod wozem, przykryty słomą bądź na krokwi, ze zwisającymi w dół rękoma. Jane nieraz musiała się natrudzić aby wgramolić się na drabinę, a potem jeszcze z kilkunastokilogramowym bratem wrócić na ziemię. I tym razem poszukiwania zajęły chwilę, bo Jane, utwierdzając się w przekonaniu, że pamięć o rzeczach ważnych to jej pięta Achillesowa, zapomniała zabrać oliwnej lampy, a ta w stodole nie miała knota.
Kiedy już natrafiła na ciało brata objęła go delikatnie i skierowała się do wyjścia. Nogą uchyliła drzwi, a następnie wrzasnęła jak nigdy wyrywając wystraszonego brata ze snu.
Dom stał w płomieniach.
Ani Jane, ani Adam, nie pamiętali dokładnie wydarzeń tej nocy. Ich dom był jednak zbyt daleko, aby można było liczyć na pomoc kogokolwiek. Pomoc, która dawałaby szansę na ratunek dobytku. Na ratunek ich najbliższych.
Pozostali sami. Tylko oni przeżyli.
Na szczęście uzyskali wsparcie przyjaciela ciotuni, a jednocześnie osoby odpowiedzialnej za jej finanse, która wiedząc o tragedii dołożyła wszelkich starań aby dwójce pomóc. W taki tez sposób Jane, jako starsza, otrzymała pieniądze z funduszu przeznaczonego dla niej i młodszego brata. Nikt nie myślał wtedy, że należała im się pełna kwota. Nikt też nie podejrzewał, że przyjaciel ciotuni pozostałą kwotę zagarnie dla siebie.
Dwójka postanowiła wyjechać. Daleko. Gdzie nie ma burz.
***
Pierwszą, którą dane mu było poznać po wyjeździe była Iga. Rudowłosa nastolatka, córka rolnika, którą zamordowano w przeddzień nowego roku. Jej młoda dusza nie potrafiła, a raczej nie miała czasu, aby pożegnać się z rodziną. Spędzała więc wiele czasu w swoim rodzinnym miejscu licząc, że jej krzyki, jęki, błagania dotrą do uszu najbliższych. Przez kilkadziesiąt lat jednak nic takiego się nie udało. Kiedy umarli jej rodzice dom wyremontował ktoś inny, a zamieszkał w nim Adam wraz ze starszą siostrą.
***
- One tu są, słyszysz?
- Słucham? – Na twarzy kobiety widać było zdziwienie – O kim mówisz?
- Dzieci. Pobawmy się z nimi. Mówią, że jesteś ładna. Lubią Twoje włosy, Jane. Lubisz swoje włosy?
Filigranowa blondynka szybko rozejrzała się dokoła ogrodu aby tylko upewnić się, że nikogo więcej nie ma w pobliżu. Podeszła do chłopca i przycupnęła obok, swoją dłonią przeczesała jego krucze włosy mierzwiąc je delikatnie. Spojrzała w jego błękitne, głębokie oczy i uśmiechnęła delikatnie. Słońce przebijając się przez chmury migotało na ich delikatnych twarzach.
- Masz ochotę na lemoniadę? Zostało nam jeszcze ze śniadania.
- Nie - zagrymasił – ale zjadłbym jeszcze szarlotki. Iga też lubi szarlotkę, Jane. Pobawimy się?
- Tak kochanie. Przyniosę lemoniadę, szarlotkę, jakieś kredki. Porysujemy sobie.
Jane ruszyła w kierunku domu. Ukradkiem otarła zwilżoną łzą powiekę, nie lubiła kiedy Adam wpatrywał się w jej szlochy. Jeszcze bardziej nie lubiła kiedy przywoływał swoich zmyślonych towarzyszy.
To nie tak.
Współczuła mu. Martwiła się. Starała pomóc najlepiej jak mogła, ale w głębi przerastało ją to, że dzieciak nie miał przyjaciół. Żadnych. Z początku uznała to za normalne. Nowe miasto. Nowy dom. Nowa szkoła. Wszystko wymaga czasu, powtarzała niejednokrotnie. I zapewne powtarzałaby jeszcze długo, gdyby nie to, że od przeprowadzki minął prawie rok.
Rok zmarnowany.
Weszła do kuchni. Otworzyła dwudrzwiową szafkę z której wyjęła dwie wysokie szklanki. Odłożyła je na tacę ułożoną na blacie kuchennego stołu i zamknęła drzwiczki. Zdjęła następnie gazę z dzbanka wypełnionego resztą słodkiego napoju, którą nałożyła by zwabione cukrem owady nie urządziły sobie przyjemnego, acz śmiertelnego w skutkach, randez vous, Napełniła szklanki, ponownie nałożyła gazę i odstawiła naczynie na miejsce.
Ze szklankami ustawionymi na srebrnej, pamiątkowej tacy skierowała się do sąsiedniego pokoju. Zabrała kilka kartek i ołówki. Wyszła do ogrodu.
- Zobacz co mam! – Rzuciła z oddali, a Adam w momencie pojawił się obok. Uwielbiał słodkości i ona o tym wiedziała. – Są kredki, kartki, lemoniada… Zapomniałam szarlotki! Zaraz przyniosę. Siedź spokojnie, nie oblej się i uważaj na osy.
Odłożyła tackę na stolik i z powrotem skierowała swe kroki w kierunku domu. Raz jeszcze pojawiła się w kuchni, tym razem aby otworzyć inną szafkę i spod szklanej kopuły wyciągnąć kawałek domowej szarlotki na kruchym, delikatnym cieście. Zapach cynamonu lekko połechtał jej zmysły. Musnęła wargi językiem, jednak poprzestała na jednej porcji ciasta. Trzeba trzymać wagę, pomyślała i ułożyła smakołyk na porcelanowym talerzyku. nałożyła kopułę, pchnęła lekko drzwiczki, a z szuflady wyjęła trójzębny widelczyk.
Kiedy pojawiła się w ogrodzie Adam kreślił coś z zainteresowaniem na kartkach. Spojrzała przez chude ramię chłopca by ocenić jego dzisiejsze dokonania. Zamarła w ciszy, a szarlotka z brzdękiem spadła na posadzkę.
Adam nie zareagował. Jane czuła jak pot spływa po jej dłoniach, łzy po policzkach. Czuła uginające się kolana. Usiadła wpatrując się mętnym, głupim wzrokiem w chłopca, który raz po raz kreślił papier kończąc swe dzieło.
Danse Macabre.
- Iga mówi, że oni tęsknią….
Jęk.
- … ale nie mogą wrócić. Nie mają gdzie mieszkać.
Spazm.
- Ich dusze nie mają gdzie mieszkać. Tak mówi Iga. Może moglibyśmy im pomóc, Jane? Gdzie mieszkają dusze?
Cisza.
***
Jane nigdy wcześniej nie zdawała sobie sprawy z faktu, że skaza na psychice jej brata, według niej, spowodowana tragiczną w skutkach nocą, może mieć aż tak silne skutki. Adam jednak, poza swoją nieśmiałością, lekko introwertycznym podejściem do życia, nie był obłąkany. On miał dar.
Nie tylko widział duchy, nie tylko słyszał, rozmawiał z nimi, potrafił buszować w ich świecie. On je przyciągał. Był kimś, kto potrafił słuchać, rozumieć, dochować tajemnic. Był akceptowany. A jak się później okazało, to był zaledwie początek.
***
- Często z nimi rozmawiasz chłopcze? – mężczyzna po drugiej stronie biurka, łysawy o długich kręconych wąsach lustrował Adama swoimi małymi, skupionymi oczami zza oprawek okularów. – Odpowiedz.
- Różnie, proszę pana. Czasami rano, po lekcjach, długo wieczorami. One potrzebują rozmowy, proszę pana. Iga mówi, że po tamtej stronie czas płynie wolno i można oszaleć tak w ciągłej ciszy. Rozmowa im pomaga. Pan lubi rozmawiać?
- Tak – mężczyzna zapisał coś w kajecie – lubię. To moja praca. Rozmawiam z ludźmi, którzy, jakby to powiedzieć… tego potrzebują. Leży im coś na sercu…
- A mógłby pan porozmawiać z Igą?
Siwowąs zamyślił się.
- Nie wiem Adamie, nie wydaje mi się. Gdyby Iga chciała porozmawiać ze mną, to nie przychodziłaby spotkać się z tobą. Czyż nie?
- Tak. – odparł chłopiec – Tylko, wie pan, ona nie może rozmawiać z każdym. Mówi, że to by było złe, niebezpieczne. Ona nie ufa ludziom. Zranili ją. Ale zabroniła mi o tym mówić. Powiedziała, że to tajemnica. Wie pan co to tajemnica, prawda?
- Tak chłopcze. Wiem. To bardzo ważne aby dochować tajemnicy.
Adam spojrzał w okno z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Na co patrzysz? – zapytał mężczyzna.
- Widzi pan tamtą dziewczynkę?
- K…kogo?
- No tam, za oknem, na drzewie. Tańczy na gałęzi. Widzi Pan?
- Tańczy? – upewnił się rozmówca – Mówisz, że tańczy? Nie wpatrywałem się. Opowiedz mi więcej.
- W sukience. Nie. To koszula nocna. Z misiem. Ma długie włosy i tańczy. Nie widzi Pan? Ona… - chłopiec zawiesił głos – proszę Pana, ona jest na tym obrazie.
Dzieciak wskazał palcem obraz za fotelem swojego gospodarza. Duży, oprawiony w złotą ramę, przedstawiający dwójkę bawiących się dzieci na tle wielkiego domu z ogrodem. Poza dziewczynką, którą widział Adam, był tam też wyższy o głowę, lekko pucowaty chłopiec z blond czupryną.
Okularnik zapisał coś w kajecie.
- Ta dziewczynka, chłopcze, to moja siostra. Obraz był prezentem od dziadków na nasze dwunaste urodziny. Tylko, widzisz Adamie, moja siostra zmarła pięć lat temu na astmę. Więc, kogo widzisz?
- Ale to ona proszę pana. – odparł chłopiec – Na pewno. Ma takie same oczy. Pan poczeka!
Chłopiec zeskoczył z krzesła i pobiegł do okna. Wgramolił się na parapet i szybko otworzył kwaterę.
- Ada…
- Jak masz na imię?!
- …mie, zejdź z tego okna!
- Alice. Proszę pana, ma na imię Alice!
Mężczyzna zamarł z otwartymi ustami. Usiadł powrotem na fotelu. Chwycił pióro, skreślił wszystko, co zdążył zapisać wcześniej podczas rozmowy z Adamem. Zamknął notes.
- Chłopcze, mam do Ciebie prośbę. Chodź tutaj, usiądź. Porozmawiamy o mojej siostrze. Mógłbyś ją tutaj zaprosić?
Tego popołudnia rozmawiali długo.
***
Adam starał się nie martwić więcej siostry swoimi rozmowami o tych, których widzi. Nie zamknął się jednak na zaświaty. Często po lekcjach chodził po mieście w poszukiwaniu nieznanych mu dusz. Wtedy odkrył, że nie wszystkie są dobre, skrzywdzone, zapomniane. Poznał istnienie demonów, jak nazywali je ludzie, których czyny miały na celu jedynie krzywdzenie żywych. Interesował się coraz bardziej wszystkim tym, co nienaturalne, ezoteryczne. Pierwszy raz usłyszał o opętaniu kiedy miał 11 lat. Czytał coraz więcej o wyjcach i zjawach, ale największą wiedzę czerpał wprost od umarłych.
***
- ...ów traktat przedstawia cztery podstawowe formy demonizacji. Vessazione – dręczenie – opisane jako działanie celowo zadające cierpienie, głównie w aspekcie fizycznym. Ossessione – posiadanie – które w odróżnieniu od Vessazione odnosi się do aspektu psychicznego osoby dotkniętej demonem. Infestazione – nawiedzenie – przejawiające się w miejscach oraz rzeczach, które zainfekowane zostały urokiem demona. Possessione – opętanie – czyli wejście demona w człowieka i zawładnięcie jego ciałem…
- Teoretycznie rzecz ujmując, wszystko się zgadza. Tylko, że wy ludzie macie niesamowitą tendencje do nazywania wszystkiego, czego nie znacie, a co pochodzi z zaświatów, demonami. Czy ja wyglądam na demona, chłopcze?
Rozmówca Adama, ubrany w czarny strój przypominający garnitur zdobiony złota nitką, acz dużo dłuższy, szerszy i nabufrowany, był kolejną duszą, która pojawiła się na drodze chłopca. Jako żywa istota miałby dzisiaj co najmniej 450lat, jednak zginął w wieku zaledwie lat trzydziestu paru. Był alchemikiem, którego niebezpieczne eksperymenty doprowadziły do tego, że pół twarzy mężczyzny-ducha była zeżarta przez toksyczne opary.
- Eee… Nie wiem. Nie.
- Ano właśnie! Nie wyglądam! Bo ja, mój drogi, zresztą tak jak wielu innych, na demona bym się nie nadawał! Demonem zostają Ci, których dusza skazana jest na potępienie, a którzy nie godzą się ze swoim losem. Oczywiście nie zawsze. To ciężko wytłumaczyć, nie zrozumiesz.
- Ale… - zawahał się chłopiec – No to czemu zawsze mówi się o demonach?
- Bo, mój drogi, mało kto zna nas. Mało kto w ogóle chciałby z nami rozmawiać. Ty chcesz. Kilku innych też chciało, ale z reguły jest tak, że takie kontakty nie kończą się dobrze. No i nikt nie chce o tym pisać, a nawet jeśli, to łatwiej kogoś nazwać demonem i spalić na stosie, niżeli kombinować dlaczego i przez co.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego te kontakty źle się kończą?
- A, widzisz, to jest tak. Czasem dusza chciałaby się dostać do świata, z którego… zmarła. I wtedy szuka wielu sposobów aby zrealizować swój cel. Oczywiście można próbować tego całego, jak oni to tam nazwali, Infestazione. No i z reguły tak też się dzieje, ale czasem dusza chce przekazać coś szybko, inaczej, najlepiej przez kogoś. I dobrze, jeśli spotka ciebie, chłopcze, bo ty z nami rozmawiasz. Ale jeśli spotka kogoś, kto nie widzi, to jedyną możliwością jest wejść w ciało takiej osoby. Czyli to będzie…
- Possessione… - wtrącił chłopiec
- Tak – zadumał się człowiek z połową twarzy – Possessione. Ale to nie kończy się zaraz wykorzystaniem ciała. My też mamy zasady moralne. Często inne, ale jednak...Tak czy
inaczej niebezpiecznie zaczyna się robić w momencie gdy dusza w ciele boi się, nie akceptuje tej drugiej duszy. One wtedy zaczynają walczyć o ciało. No i wtedy taka osoba, ciało znaczy się, jest w stanie wojny. Miota się, wyje. Odczuwa straszny ból, ma sparaliżowane zmysły, ale wewnętrznie szaleje. Bo praktycznie nigdy dwie dusze nie współgrają ze sobą w taki sposób, aby dzielić jedno ciało. Znowu długo by gadać…
***
Adam wiedział już, że duszę posiada każdy. Wiedział, że kilka dusz nie powinno, aby nie powiedzieć, iż nie może dzielić tego samego ciała. Chłopiec zaczął częściej przyglądać się ludziom dokoła niego, czasami odczuwał wrażenie, że poza ludzkim wzrokiem z głębi ciała zerka nań coś więcej.
Pewnego razu do miasteczka, w którym pomieszkiwało rodzeństwo zawitała trupa cyrkowców. Połykacze ognia, uciekinierzy z płonących klatek, ludzie rzucający nożami, tacy, którzy nie czuli bólu czy zmęczenia. I lalkarz.
Mężczyzna w wieku późnym średnim, lekko już tknięty siwizną w gąszczu swych długich kasztanowych włosów, a i posiadający kilka zmarszczek na twarzy i dłoni. Jednej dłoni.
***
- Co się panu stało? – Zapytał trzynastoletni Adam, który całe popołudnie plątał się po placu, na którym rozstawiano cyrkowy namiot. Mężczyzna nie odpowiadał.
- Proszę pana, słyszy mnie pan? Ta… ręka… to wypadek?
- Niekulturalnie jest zaczepiać starszego od siebie człowieka, nie witając się przy tym, a wypytując o jego zdrowotne uszczerbki. Nie wychowała Cię matka chłopcze?
- Ja… - Adam zawahał się z odpowiedzią. Wizja płonącego domu pierwszy raz od dawna spadła na niego w takim miejscu – Nie. Moja matka… nie żyje. Wszyscy nie żyją, proszę pana. Ojciec, Anette, Nickolas, Markus – wyliczał spokojnie – Odette i Olivier też nie żyją. I ciotunia Krisa też już nie żyje. To dziwne, proszę pana, jak łatwo dzisiaj umrzeć. Nie uważa pan?
Mężczyzna spojrzał na chłopca spokojnym wzrokiem. Na jego niebieskie oczy tak kontrastujące z czarną czupryną. Lekki uśmiech z grupy tych, które wywołują wspomnienia bądź są ich następstwem.
- Lubisz cyrk chłopcze?
- Nie wiem, proszę pana. U nas mieliśmy teatr sąsiedzki. Nigdy nie byłem w cyrku.
- Teatr powiadasz? Rozumiem. Widzisz chłopcze, my też mamy teatr. Ja mam teatr. Jestem teatrem. Może… - zamyślił się – trochę dziwnie to brzmi, wnioskuję po twojej minie, ale potrafię zrobić przedstawienie, którego nie powstydziliby się najlepsi aktorzy świata. To, mój chłopcze, magia!
- Magia? Jest pan magikiem?
- Oj… - zniesmaczył się mężczyzna z przekąsem – magikiem? Magikiem? Jak to brzmi, chłopcze… My tutaj jesteśmy M-A-G-A-M-I. Prawdziwymi.
- Iga mówi, że prawdziwi magowie nie przebierają się za klaunów…
- Kto? Nieważne. Niech mówi. Czasy są ciężkie, chłopcze. A tak można i zwiedzić świata, i zarobić. Jedzenia pod dostatkiem. No i już nie te lata. Oj nie te lata…
- A ile pan ma lat?
- Dużo chłopcze. Naprawdę dużo. Ale nieźle się trzymam.
Mówiąc to mężczyzna uśmiechnął się szeroko dokładnie ukazując swoje białe uzębienie. Odwrócił się do jednej ze skrzyń, którą zajęty był na chwilę przed przyjściem chłopca, a potem wyjął cztery kukły, które posadził na drugiej, nieco większej skrzyni.
- Poznaj moich przyjaciół. René jest rybakiem. Nieszczęśliwie zakochanym w tej tutaj, jakże cudownej urody, Luizé. Czyż nie jest śliczna? – zachwycał się lalkarz kilkudziesięciocentymetrową kukiełką o słomianych włosach, ubraną w szaro-niebieskie skrawki materiału, która ze sztucznym uśmiechem wyszytym dratwą czerwonego koloru siedziała pomiędzy watobrodym René i kolejną kukłą o długim nosie.
- Tutaj z kolei jest książę o majątku wspaniałym i sławie, co by nie mówić, wyprzedzającej jego nieskromną osobę. Szaty, jak widzisz, ma iście królewskie! Trochę obnosi się pychą, trochę cham, ale na wszystkie skarby świata, nie mów mu tego, bo wpada w złość i tą swoją szabelką – wskazał na jakiś drewniany patyk – potrafi narobić majdanu, oj tak!
Adam wpatrywał się z uśmiechem w starca opowiadającego o swoich marionetkach. Nie był jednak zgodny co do urody poszczególnych tworów, a zwłaszcza tego, który zostać miał przedstawiony jako ostatni.
- A to, mój chłopcze, przyjaciel od lat. Wspaniały człowiek, dobry i sprawiedliwy. To, mój chłopcze, jest Edward. Wuj tegoż rybaka, a jednocześnie powiem w tajemnicy, stryj Jean’a, znaczy się księcia. Ale nic więcej nie zdradzę, o nie! Jeśli chcesz wiedzieć więcej, to przyjdź jutro. Zobaczysz przedstawienie i obiecuję, wyjdziesz z zachwytem, a może i niedowierzaniem?
Kolejnego dnia Adam wybrał się do cyrku.
***
Młody Wagner i jego siostra z wielkim zainteresowaniem śledzili losy czterech prześlicznych marionetek, które lekko poruszały się na środku namiotu, pośród naprawdę magicznej scenerii. Chłopiec nie wiedział jakim cudem wczorajsze tandetne szmacianki dzisiaj wyglądały na żywe. Wpatrywał się w jakieś linki, kogoś, kto sterowałby tymi małymi ludźmi. Nie było nikogo takiego. A wczorajszy rozmówca, człowiek lalkarz o brązowych włosach, siedział w pierwszym rzędzie z dumą wpatrując się w swoje dzieło. To musiała być magia. I była.
Magiczne też były inne pomniejsze, lub większe, pokazy dzisiejszego dnia. Adam, zdziwiony i zachwycony jak przewidział cyrkowiec, nie mógł wytrzymać w niewiedzy. Dlatego po jakimś czasie wybiegł z cyrku, zostawiając siostrę na chwilę, kierując się do wozu marionetkarza.
Starszy i młodszy mężczyzna pogrążyli się w długiej rozmowie o sztuce lalek. Magii. O tym jak wiele pracy wymaga perfekcyjne opanowanie sztuki. A w końcu o życiu, Adamie i śmierci. Dar Adama, jak powiedział doświadczony człowiek, to też magia. Rzadka magia.
Cyrkowcy zatrzymali się w miasteczku, również za sprawą poznanego chłopca, na kilka dni dłużej niż planowali. Przez ten czas praktycznie pierwszy raz od wielu miesięcy, a może i lat, Jane czuła, że jej brat ma w sobie odrobinę szczęścia. Oczywiście nie mogła przypuszczać, że Adam jest magiem, gdyż to, przynajmniej do pewnego momentu, zostało tajemnicą zainteresowanych. Oficjalnie chłopiec pomagał lalkarzowi w pracach konserwacyjnych. Nieoficjalnie podpatrywał, a nawet przyuczał, magii lalek. Poza podróżami w zaświaty znalazł swoją nową pasję.
Kiedy kolejny raz trupa odwiedziła miasteczko Adama chłopiec był starszy, wyższy o głowę, ale równie chudy co wcześniej. Zmienił się również w kwestii swoich umiejętności. Opanował, z pomocą swoich zmarłych towarzyszy, zarówno elementy magii dusz, jak i rozwinął zdolności lalkarstwa. W jego szesnastoletniej głowie jednak cały czas błądziły słowa, które kiedyś wypowiedziała Iga.
Ich dusze nie mają gdzie mieszkać.
***
- Rufusie – zwrócił się do lalkarza Adam – czy jest możliwe, aby lalki żyły jak ludzie?
- A czym ja się zajmuję chłopcze?
- Nie. Nie chodzi mi o to, że z pomocą magii tworzysz lalki, kreujesz, nadajesz im ludzkie cechy według własnej woli. Raczej… czy można sprawić aby lalki były ludźmi. Takimi, co stracili swoje miejsce na ziemi.
- Adamie, chyba nie myślisz… - próba pytania była zbędna - …czyli jednak myślisz… Widzisz, mój chłopcze, ja tego nie potrafię. Jestem lalkarzem. Całe swoje długi życie zajmuję się lalkami. W jakimś stopniu, magicznie, też jestem lalką – podniósł do góry swoją sztuczną dłoń – i, wydaje mi się proszę ciebie, że mogłoby to być bardzo niebezpieczne. To chyba nawet byłaby nekromancja!
- Nie. Ja nie mówię o wykorzystaniu zmarłego ciała, nie mówię o kontrolowanym ludzkim Possessione… opętaniu znaczy… tylko o tym, czy można sprawić, że lalka będzie mieć duszę. Tak, wiem. One mają duszę. Ale taką prawdziwą, żyjącą niegdyś.
Lalkarz zastanowił się na chwilę. Skierował do skrzyni z różnymi dokumentami i wyjął owiniętą w szary papier księgę. Przewertował ją pobieżnie, aż natrafił na ciekawy fragment. Odczytał go na głos i zamyślił się ponownie. Adam słuchał.
- Jak widać może być to możliwe. Przy czym, chłopcze, ta księga jest stara. Kiedyś magowie byli potężniejsi, więc nie wiem czy w ogóle by Ci się to udało. Trzeba spełnić wiele wymagań. Nie tylko tych lalkarskich, jak zapewne wiesz, ale i… okultystycznych. Chociaż te drugie tobie akurat są bliskie, nieprawdaż?
- Odrobinę – uśmiechnął się młodzian – wiem na ten temat. A te wymagania, czy są takie same jak dla połączenia ciała z lalką? To znaczy, czy są takie same jak, na przykład, dla ciebie. Twoja ręka…
- Nie wiem chłopcze. Nigdy nie zajmowałem się zamykaniem duszy…
- Rozumiem. Tutaj działa twoja magia, tam aby nie czerpać z mojej to dusza musi panować nad lalką. Dusze, Rufusie, są magiczne. Tak naprawdę wszystko jest magią, a może raczej każdy z ludzi posiada magię. Tylko niektórzy nie potrafią jej użyć, boją się, nienawidzą, albo zwyczajnie… jest ona zbyt słaba aby ją odkryć.
- Adamie, nie wiem czy pamiętasz, ale…
- …ale to ty mi o tym powiedziałeś. Tak, pamiętam. – dzieciak uśmiechnął się delikatnie do rozmówcy.
- Kogo chcesz przywołać?
- Oj, nie. Nie przywołać, nie musze tego robić. Przywoływanie dusz jest trudne, łapanie ich jeszcze bardziej, ale najgorsze chyba jest usunięcie duszy, odesłanie Egzorcyzm znaczy. Rozmawiałem kiedyś z mnichem, który…
- Adamie…
- Igę. Ale nie musze jej przywołać, Iga zna ten świat, wcale dobrze, rzadko umyka do zaświatów. Swoją drogą, czy wiesz, że gdyby jakaś dusza chciała się dostać na ziemię, to wcale nie trzeba jej przywołać? Musi tylko mieć powód, chęć. Długo by gadać.
***
Istotnie, Adamowi przyszło raz spotkać mnicha specjalizującego się w demonologii. Co więcej, miał możliwość obserwowania specjalisty przy pracy. I chociaż pewne elementy wydały mu się śmieszne, bo na zaświatowcach nie robiły żadnego wrażenia – woda choćby, zwana święconą albo krzyż – to z obserwacji wysnuł wniosek, że jedynie pewność siebie i wiara we własne czyny pozwala na stłamszenie duszy. Co ciekawe, czuł, że to nie sam mnich – pomimo wielkiej wiedzy teoretycznej – ową duszę, która chciała przejąć kontrolę nad ciałem duszy prawowitej, doprowadza do stanu bezsilności. To walcząca prawowita dusza z jego pomocą nabiera pewności siebie, walczy, nie poddaje się i wygrywa. Oczywiście zdarzało się, jak relacjonował mnich, że osoba, która wyrwie się z opętania później nie jest do końca sobą. I tutaj Adam dopatrywał się dwóch kwestii. Albo mnich doprowadził do usunięcia nie tej duszy, albo w walce dusza ucierpiała. Oczywiście mogło też ucierpieć ciało. O ile stawy, kości, kończyny wszelakie starano się związać, w zęby wkładano kołek bądź szmatę aby biedaczysko ni języka odgryzło, ni zęba skruszyło, to jednak organy wewnętrzne pod naporem wszelkich przeciążeń były narażone na szkody.
Wagner widział też jak wygląda dusza po egzorcyzmach. Słaba, nijaka, zniszczona wręcz. Zdecydowanie potrzebująca czasu na odbudowanie. Jednak w całej tej bezsilności przejawiająca niesamowitą rządzę walki, łaknąca śmierci. Nie własnej, a ludzkiej.
Po latach praktyki dojdzie jednak do tego, że istnieją inne sposoby aby duszę z nieprawowitego ciała wyrzucić, niżeli tylko podbudzając, jak mnich, do walki. Techniki pozwalające duszę ratować, nie niszczyć. W tamtym czasie jednak miał inne działania na rozkładzie. Pogrążał się w okultystycznych księgach, poszukiwał rozeznania wśród zmarłych, kreował swoje własne lalki zarówno w celach poznawczych, ale też prowadzących do jednego istotnego punktu. Przywrócenia Igi do świata żywych.
Aż w końcu nastał ten dzień.
***
Późną nocą zimowego przesilenia Wagner, ubrany w czarny płaszcz, z kukłą na ramieniu, księgami w torbie, zawiniątkiem ciągniętym jedną ręką po śniegu i Igą jako towarzyszką eskapady pojawił się na oświetlonej księżycem leśnej polanie. Wszystko zaplanował wcześniej. Wyliczył, posprawdzał kilkukrotnie przebieg rytuału, omówił najważniejsze kwestie z Igą, te pomniejsze omówił dwukrotnie, gdyż jedynie ich współpraca mogła przybliżyć działanie do sukcesu. Nie zastanawiał się w owym czasie, co zdecydowanie zrobił po latach, dlaczego Iga jak inne zjawy nie znalazła sobie ciała sama, dlaczego nie wykorzystała swoich zdolności duszy. Tego wieczora wszystko spoczywało na jego niespełna osiemnastoletnich barkach.
Śnieg chrzęścił pod stopami. Lekki wiatr kręcił się dokoła rozwiewając chmury na niebie.
- Pogoda jest idealna. Księżyc pada dokładnie na tę część polany, a poza tym gdyby coś – odpukać pomyślał – poszło nie tak, to nikomu nie stanie się krzywda.
- Jesteś pewien, że to bezpieczne?
- Oczywiście! Właśnie dlatego robimy to dzisiaj. Światło księżyca i przesilenie podobno mają pozytywny wpływ na twoją egzystencję. Nie powinno być dzięki temu żadnych problemów.
Iga nie odpowiedziała nic więcej. Kiedy stanęli w odpowiednim miejscu Adam ułożył kukłę na ziemi i rozpakował zawiniątko. W środku było dziewięć ociosanych hebanowych kii, każdy z nich nosił lekko żłobione runiczne napisy, które ze starannością przez ostatnich kilka tygodni chłopak rzeźbił według wzoru ukazanego w jednej ze ksiąg. Każda z lasek była również zakonserwowana trzykrotnie, a był to warunek konieczny, krwią młodego Wagnera.
Okultysta chwycił każdy z nich i pod odpowiednim kątem wbił w ziemię tworząc znak, w którego środku znajdował się ostatni pal. Do tego właśnie przymocował kukłę, która miała być nowym mieszkaniem dla duszy Igi. Wyciągnął sztylet z kieszeni płaszcza, a następnie naciął wewnętrzną część swojej dłoni, co wywołało grymas na jego twarzy. Strużka krwi skropiła kukłę.
Adam opuścił symbol.
- Jesteś gotowa?
Iga nie odpowiedziała. Skinęła tylko lekko do tego, który mógł ją widzieć. Następnie, tak jak wcześniej omówili, zajęła miejsce w środku znaku, nad kukłą.
Chłopak wyjął z torby księgi, otworzył każdą z nich. Aby upewnić się, że wszystko jest odpowiednio przygotowane wykorzystał pierwszą. Rozpoczynając właściwy rytuał pojednania korzystał z drugiej. Uznał, że nawet jeżeli nauczył się słów na pamięć, poznał każdy z elementów jak własną kieszeń i jest pewny tego, co chce osiągnąć, posiłkowanie się księgą podczas pierwszej próby indywidualnego nawoływania – jak gdzieś wyczytał – będzie najrozsądniejsze.
Z jego ust popłynęły pierwsze inkantacje, ich echo odbijało się dokoła płosząc ptactwo obserwujące ich od momentu gdy tylko przekroczyli granicę lasu. Wiatr zatańczył mocniej po okręgu, a chmury kłębiły się na wysokości tworząc jakby lej ponad okultystycznym znakiem. Adam dokładnie i z energią wypowiadał kolejne słowa wezwania. Czuł jak krew pulsuje w całym jego ciele, czuł przenikające spojrzenia innych zjaw, które zwabione słowami kierowanymi w zaświaty wirowały z wiatrem. Przymknął oczy by nie rozpraszać umysłu, a jego głos był mocny i przepełniony gorliwością.
Pierwszy kij rozżarzył się czerwienią posoki. Dusza Igi drgnęła delikatnie łechtana magią ogarniającą polanę wraz z każdym kolejnym słowem młodzieńca. Drugi z hebanowych rezonatorów spłynął światłem, w którym żłobienia wydawały się płonąć. Potem trzeci i czwarty. Następnie jeszcze dwa i kolejne. Niebo zmieniło swój kolor, jakby to nie była zimowa noc a letni zachód słońca. Grzmoty tworzyły żyłkowaną teksturę pośród chmur. Dusza Igi wraz z ostatnim rezonatorem przybrała kolor karmazynu, a magiczny wiatr targał nią w każdą stronę.
Jęki dotarły do uszu Adama, który przepełniony wrzącą krwią wpadał w trans. Nie czuł nic, nie myślał. Recytował kolejne wersy z pamięci z każdym słowem przybliżając się do kolejnej fazy rytuału. Ziemia płonęła pomiędzy palami tworząc wyraźny zarys okultystycznego znaku. Ciepło iskier parzyło go w twarz, ale ogień palił od wewnątrz. Płomienie rosły w górę w zatrważającym tempie. Ogniste tornado pochłonęło Igę wraz z kukłą tłumiąc wszystko wokół. Jedynie echo wypowiadanych sentencji nadal unosiło się pośród otaczających to miejsce drzew. Po chwili ogień zmienił swój kolor kilkukrotnie, buchając w każdym kierunku, a jednak nie przekraczając magicznych ścian stworzonych przez kije.
Ogień opadł w momencie gdy Adam zamilkł i osunął się na ziemię.
Zimny śnieg, który jeszcze nie zamienił się w błoto, chłodził jego wątłe ciało. Chłopak spojrzał w głąb miejsca gdzie winna znajdować się kukła-ciało Igi. Dziewczyna w drgawkach szamotała się w samym środku, spazmy – choć mogło to wydać się dziwne – targały marionetką. Z wnętrza wydobywał się krzyk.
- Iga…
Szepnął młodzieniec starając się dostać do środka bariery utworzonej z pomocą magii. Na początku podjął wszelkie środki zapobiegawcze, gdyby coś miało iść nie tak, a teraz musiał ostatkiem sił zmagać się ze swoją własną magią spotęgowaną rezonatorami. Czołgał się zostawiając ślady krwi z obolałej lewej dłoni. Po chwili znalazł się obok Igi pogrążonej jakby w padaczce. Nie wiedząc co się wydarzyło nie opuszczał magicznej bariery. I to był błąd.
Fala energii, czarnej i złowieszczej, odrzuciła go w powietrz kiedy tylko chciał dotknąć zamkniętej duszy. Rozbił się z impetem na magicznej barierze czując, jak coś z wielką siłą umysłu napiera na jego zmysły. Jego mózg prawie eksplodował, a z oczu płynęła krew szczypiąca niesamowicie delikatne spojówki niebieskookiego. Krew odbiła się czerwienią w miejscu styku z kopułą i delikatnie płynęła w dół.
To była ona.
Jakimś przypadkiem coś musiało iść nie tak. Dusza Igi oszalała i była rządna krwi, zemsty na ludzkiej rasie. Ale dlaczego – myślał – przecież wszystko zrobiłem dobrze. Przecież… Czy to możliwe…
Krzyk kobiety uderzył w niego, napierając i prawie niszcząc narząd słuchu. Wykrzywił się w grymasie by po chwili upaść na ziemię. Nie czuł siły w nogach ni rękach. Jedynie krew nadal pulsowała ogniem, a zmysły wyczuwały jej duszę.
- Iga…
Wyszeptał ponownie błagalnym tonem licząc, ze dotrze do niej. Pomylił się tak bardzo.
Zrozumiał to dopiero kiedy jego ciało ponownie znalazło się w powietrzu, wykrzywione siłą woli tej, którą chciał ocalić od życia w pustce. Tej, która była mu przyjaciółką przez tyle lat. A ona go zdradziła. Wykorzystała dla własnego celu. Czytał ją ostatkiem sił niczym księgę, już wiedział, że planowała to od dawna.
- Dlaczego
Jęknął, a ona nie odpowiedziała. No jasne, nie mogła jeszcze mówić, powinno minąć trochę czasu zanim będzie potrafiła w pełni korzystać z lalki, jednak to wcale nie dawało nadziei. Była zbyt silna dla wyczerpanego ciała, a może byłaby zbyt silna nawet gdyby był zdrowy i rześki. Zamknął oczy próbując w jakikolwiek sposób jej się przeciwstawić. Nie potrafił.
Naparła na jego umysł pokazując najstraszliwsze obrazy. Ponownie czuł jak płonie, jak każda z jego części pogrąża się w ogniu tysiąckroć gorszym od tego, który podczas rytuału przepełniał jego wątłe ciało. Myślał, że chce pokazać mu cierpienie, które czuła podczas rytuału, ale to nie było to. To było coś gorszego, coś z bardzo dawna. Ludzie krzyczeli dokoła, a smród palonego mięsa unosił się z wiatrem. Dym szczypał zakrwawione oczy. A później poczuł coś jeszcze.
Radość. Nie jej, nie jego. To ktoś inny radował się na widok dziewczyny palonej na stosie, nagiej, pozbawionej wszystkiego co ludzkie. Nie rozumiał tego.
Jęknął z bólu. Czuł jak jego spodnie napełniają się fekaliami.
Zasrana śmierć, pomyślał. A potem nie czuł już nic.
***
Dusza młodego Wagnera nie opuściła ludzkiego padołu. Ciężko powiedzieć czy to ze względu na jasny i konkretny cel dalszej egzystencji, czy przez magiczne zdolności związane z krainą śmierci. Uznany za zmarłego został pochowany kilka dni później na pobliskim cmentarzu. Napis na nagrobku głosił:
Ukochany Brat i Przyjaciel.
Nic więcej.
Jednak ani siostra zmarłego, ani odprawiający ostatnie pożegnanie nie mieli pojęcia, że trumna nie zawiera ciała młodzieńca o kruczych włosach. Wiedział o tym tylko lalkarz z objazdowej trupy cyrkowej. I kilku tamtejszych magów.
Truchło okazało się być w tragicznym stanie. Potrzeba było wiele dratwy, wiele wosku i balsamu, a także wiele magii i typowo nieludzkich rozwiązań aby przywrócić je do kształtu z przed przesilenia. I to się udało.
Młodzieniec wybudził się ze śpiączki prawie dwa lata później i choć nie pamiętał wielu istotnych spraw, to wiedział, że pewne ależy dokończyć.
***
- To był koszmar Rufusie. Nie mogłem jej powstrzymać, musiała planować to od dawna. Myślę, że nawet od chwili, kiedy pierwszy raz ją spotkałem.
- Mhm
- Rufusie, to niemożliwe aby zwykła dusza nastolatki miała taką moc. W dodatku w nieznanym ciele.
- A nie przyszło ci do głowy, chłopcze, że Iga jest wiedźmą? Palenie na stosie było niegdyś bardzo popularne.
- Szkoda, że nie mówiłeś o tym zanim wpadłem na szalony pomysł by przywrócić ją na ziemię… - odrzekł dzieciak.
- No cóż, za pewne sprawy odpowiadamy wyłącznie sami. Zresztą nawet byś nie zareagował. To był twój cel. Nic więcej.
Adam zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Muszę ją odnaleźć, wiesz o tym prawda?
- Wiem. Nie pochwalam. – Rufus pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To ważne. Nie wiemy ile osób do tej chwili zabiła.
- Może nikogo?
- Nie. Czułem, że się mści. To jakaś więź, najwidoczniej kiedy pokazała mi te wszystkie chwile ze swojego życia coś nas połączyło.
- Jest też inna możliwość chłopcze. To ty stworzyłeś jej… ciało. Wykorzystałeś swoją magię. Lalkarze są bardzo związani ze swoimi dziećmi. Oj nie patrz tak na mnie, mówię jak jest…
- Wiem. – odparł młodzieniec – A co gorsza, teraz ja jestem związany z tobą…
- Wcale nie. – zaprzeczył - Owszem, wykorzystałem kilka lalkarskich sztuczek, żeby chociaż trochę przywrócić cię do normalnego… eee… wyglądu. Jednak, mój chłopcze, to były tylko zmiany kosmetyczne.
- Przymocowanie jednej z gałek ocznych na kawałku łańcucha nazywasz zmianą kosmetyczną?! Rufusie, ja się świecę jak świeżo woskowany parkiet!
- Oj… - zamarudził Rufus – wolałbyś przez te dwa lata złapać gangrenę albo inne ustrojstwo? Odleżyny, choćby? Tak jesteś zakonserwowany na długi, długi czas! Zupełnie jak ja.
- Ty się nie świecisz jak psie jajca…
- Trochę pudru…
- Chyba kpisz! – Adam oburzył się na samą myśl.
- Odrobinę. – roześmiał się mężczyzna – A w ogóle jak się czujesz?
- Drętwo. Ale to chyba normalne?
- Oj tak. Pamiętam, że moja ręka nie chciała współpracować przez kilka tygodni. Fakt, że potrafisz siedzieć, a nawet próbujesz chodzić jest zaskakujący.
Adama to jednak nie interesowało. Musiał zrobić jak najwięcej, zebrać informacje, poprawić swoje zdolności, poznać nowe sekrety i rytuał. A wszystko aby odnaleźć i powstrzymać Igę w jej zemście.
- Moje kije. Gdzie one są?
***
Poszukiwania Igi trwały kilka lat. Przez ten czas młody lalkarz okultysta zwiedził wiele miejsc podążając tropem swojej nieszczęsnej kukły. Odwiedzał świątynie i cmentarze, kurhany i zwykłe wioski, nieraz także wielkie miasta. Przez ten czas opanował do perfekcji wymagające sztuki lalkarstwa. Zdolności rozwinął także w kwestii interakcji z duszami. Jego wyczucie poprawiło się zdecydowanie od czasu własnej – prawie – śmierci. Znalazł też nowych towarzyszy. Takich na wzór czterech marionetek z pamiętnej cyrkowej sztuki. Ludzie nie nazywali go więcej Adamem. Teraz znany był jako Mimus.
Ostatecznie, po nitce do kłębka, jego spotkanie z Igą miało miejsce na tej samej polanie, tego samego dnia roku, co nadanie jej nowego ciała zakończone niepowodzeniem.
***
Mimus podążał jej śladem od dawna. Nigdy jednak nie czuł Igi tak blisko, tak dokładnie. Nie spodziewał się również, że los pozwoli im na spotkanie za tym lasem. Zobaczył ją kilka metrów dalej. Czekała, a rozpędzony wiatrem śnieg rozbijał się na jej ciele.
Nie wyglądała jak kukła, którą zbudował. Była prawie identyczna jak jej obraz duszy, który pamiętał.
- Nie spodziewałam się – powiedziała.
- Ani ja. Nowe ciało?
- Spotkałam ją przypadkiem. – uśmiechnęła się – To chyba jakaś moja krewna.
- Jesteś potworem – odrzucił nawet nie myśląc o uśmiechu.
- Oj… - zaszydziła – jak myślisz, czyja to wina?
- Nie ważne. Wiesz po co tu jestem…
Roześmiała się przeraźliwym świdrującym rechotem.
- Ważne mój mały. To ty. Ty doprowadziłeś do tego, że znowu jestem na tym świecie. Chciałeś tego! Czyż nie?
Nie musiał odpowiadać.
- Chciałeś tego jak nikt inny. Taki dobry chłopiec. Ale, musze przyznać, nie spodziewałam się, że cokolwiek z tego wyjdzie. W tym mnie zaskoczyłeś. I jeszcze w tym, że nadal żyjesz. Nie zmieniłeś się nawet zbytnio przez te dziesięć lat.
Uśmiech politowania ogarnął jego twarz. Zmienił się, jednak ona nie mogła o tym wiedzieć.
Szybkim ruchem podniósł rękę za plecy, chwycił hebanowy pal i rzucił prosto w nią. Zrobiła unik, ale zanim tylko zdołała zaatakować musiała unikać kolejnych. On tylko na to czekał posyłając raz za razem rezonatory w ziemię.
Zachowywała się tak, jak kiedyś. Kinetycznym uderzeniem chciała wyrzucić go w powietrze, dorwać, zdusić jego umysł. Tym razem jednak był od niej mądrzejszy, a przede wszystkim szybszy. Uniknął pierwszego uderzenia dość łatwo, a zanim zdołała użyć drugiego łańcuchy z zaświatów zdzieliły ją po twarzy łamiąc szczękę. Zatoczyła się z jękiem, a trupie dłonie silnym uściskiem pochwyciły jej ciało sprowadzając ją na ziemię. Kościste palce wbijały się w jej młode, kradzione ciało ciągnąc w sam środek powstałego znaku.
- Tym razem nie popełnię tego samego błędu.
- Haie ee!
- Nie, nie zabijesz. Lepiej nic nie mów, wiesz, że to tylko pogarsza sprawę.
- Y uyyyne!
- Eh… - westchnął – nie musisz wrzeszczeć. Jest między nami więź. Z początku uznawałem to za minus znajomości, ale ostatecznie okazało się bardzo przydatne. Nie znalazłbym cię gdyby nie wizje. Swoją drogą, postaram się to wykorzystać.
Mimus wyciągnął nóż, ten sam którym dziesięć lat temu nacinał swoją dłoń by splamić krwią kukłę dla Igi. Tym razem jednak zbliżył się do Igi i naciął jej przedramię, syknęła. Krew splamiła śnieg,
- Jak zapewne pamiętasz rytuał wymaga krwi. Ale dlaczego miałbym osłabiać siebie, skoro równie dobrze może to być krew kota, żubra, albo twoja. Nie. Twojej krewnej. Kim w ogóle dla niej jesteś? Pra-praciotką?
- E auye y eeo!
- Darujesz – rzucił spokojnie – bo wcale nie chcę byś umarła. Co, zdziwiona? Magia dusz, umarłych, okultyzm, zwał jak zwał, to bardzo szerokie spektrum możliwości. No, a skoro już raz wykorzystałem lalkarstwo aby potencjalne ciało zdobyć dla ciebie, to nie było problemu aby nie zdobyć kilku innych. Trochę… trenowałem. – mówił dalej przygotowując kolejne elementy, w tym małą pacynkę, która miała posłużyć za nowy pojemnik duszy – I dlatego dzisiaj wcale nie umrzesz, nawet więcej, nadal będziesz mieć to nastoletnie ciało. Ale tylko wtedy, gdy ja tego zapragnę. – uśmiechnął się - A tymczasem to będzie twój codzienny wygląd. No, i nie będziesz już zabijać bez mojego klarownego rozkazu. Rozumiesz?
Nie próbowała mówić, ale Wagner wiedział, że zrozumiała.
- Od dzisiaj, droga Igo, ja będę bawić się tobą, nie ty mną. To jak, gotowa?
***
Tym razem rytuał przeprowadzony przez Wagnera odniósł całkowicie pozytywny skutek. Na wolę Igi została nałożona bariera, która ograniczyła jej żądze zniszczenia, a dodatkowo pozwoliła Mimusowi na kontrolę kobiety. Od tej pory w swoim życiu okultysta wiele razy dokonywał podobnych zabiegów, podejmował się również szeroko rozumianych egzorcyzmów. Jedne kończyły się polubownie między magiem i zbłąkaną duszą, inne niekoniecznie.
Lalkarz wiedział o tym, że jego ukochana siostra ułożyła sobie nowe, szczęśliwe życie. Nie chciał jednak – jako osoba uznana za zmarłą – spotkać się z nią osobiście, obiecał bowiem jeszcze jako chłopiec imieniem Adam, że nie będzie przysparzać jej więcej kłopotów związanych ze swoimi wizjami. Mimo to dusze wędrujące po świecie były w stanie informować go o losie Jane.
Przez kolejne lata 'życia' zajmował się tym i owym. Był cyrkowcem, sprzedawcą, szewcem i grabarzem. Przepracował też dwa lata jako zarządca gospodarstwa. Po godzinach zaś...
Umiejętności: Zapasy magiczne, Geniusz magiczny, Kontrola przepływu magii
Ekwipunek: Torba i jakieś książki, kije z hebanu (całkowicie nie użyteczne do walki), igła, dratwa, jakieś szmatki i włóczki, dwie puste lalki, kij (ten się do bicia nadaje)
Rodzaj Magii: Marionetkarz dusz ( lalkarz umarłych ) – pośród wielu rodzajów magii nie trudno o różnego rodzaju przemiany czy korelacje. Łączenie różnorodnych technik bądź kreowanie własnej prezencji zawsze było i będzie domeną magów. Dlatego również ta magia posiada kilka wspólnych elementów, które zostały złożone tworząc spójną jedność, a wywodzą się z magii dusz, lalkarstwa i nekromancji.
Pozwala ona nie tylko widzieć czy wyczuwać dusze zmarłych, ale także wykorzystywać zjawy dla własnych celów w świecie materialnym. Najczęściej w tym przypadku jako zamkniętej w lalce duszy, co później doprowadza do wykorzystania umiejętności, które ta posiadała za życia.
Pasywne Właściwości Magii Wrażliwość Medium – Mimus widzi, słyszy, odczuwa obecność duszy w danym rejonie. Rozmowa nie jest problemem. Co więcej, prawie zawsze w jego otoczeniu znajduje się jakaś postać w formie ducha, a zna ich wiele.
Wyczucie duszy - potrafi określić kierunek, w którym może znajdować się jakaś zbłąkana dusza. Potrafi określić czy jest to jedna jednostka, kilka, albo kilkadziesiąt ( nekropolia chociażby ).
Wezwanie zjawy – potrafi wezwać zjawy z zaświatów (maksymalnie dwie naraz), które utrzymają się w materialnym świecie i mogą być widoczne przez maksymalnie 6 postów. Nie są one niebezpieczne, co najwyżej mogą kogoś nastraszyć, jednak nie zadają żadnych obrażeń (chyba, że ktoś panicznie boi się duchów, wtedy nie gwarantuję, że nie zejdzie na zawał).
Blokada strachu – pół wieku przeżył otoczony najróżniejszymi zmorami. Nie zna pojęcia lęku. Jedynie zaskoczenie.
Oko lalkarza – to nie jest jego naturalne oko, ale dzięki magii wygląda identycznie co drugie. Posiada jedną ciekawą funkcję – zamocowane jest na srebrnym łańcuszku o długości 3 metrów, którym Mimus może poruszać. Lewitujące oko.
Żywa kukła – część z jego organów została zniszczona, dlatego zastąpiono je z pomocą lalkarskiej sztuki. Odnosi oczywiście rany - złamania, rozcięcia - wpływające na jego ruchliwość, ale sferę bólu ma zmniejszoną i nie obejmuje ona prawej części twarzy wraz z szyją, obu rąk i podbrzusza. Jego krew jest gęstsza, bo zmieszana z płynem konserwującym do lalek, wobec czego ma brunatny odcień i sączy się wolniej. Nie posiada prawego płuca, przez co wytrzymałość i kondycja są zmniejszone. Potrafi zaszyć dratwą mniejsze rany.
Laleczki – potrafi ożywiać lalki w swoim otoczeniu, a także nadawać im iluzoryczny wygląd i wykreowane przez siebie zachowanie. Nie są to oczywiście lalki służące do ataku. Mogą utrzymać się tylko w zasięgu wzroku maga.
Brzuchomówca - sprawny lalkarz powinien operować głosem swoich lalek bez poruszania ustami. Mimus wykonuje to bez problemów, potrafi również określić miejsce z którego dochodzi dźwięk. Podobno trochę czyta z ust...
Trupie spalenie – fizyczna technika, która działa na ciała zmarłych. Mimus dotykiem sprawia, że do truchła wraca duch i przyjmuje cechy żywej osoby, ale tylko jeżeli kontakt jest zachowany. Co więcej taka dusza zaczyna się spalać w swoim ciele. Czas totalnego spalenia trzy posty.
Marionetkowy medyk - potrafi naprawić małe i średnie uszkodzenia lalek, przyszyć, wypchać. Oczywiście zajmuje to trochę czasu.
Złodziej wspomnień – jeżeli w jego otoczeniu jakaś dusza zostaje oddzielona od ziemskiego ciała, to Mimus poznaje jej wspomnienia.
Ponury żniwiarz – potrafi walczyć kosą. Tylko kosą.
Rytuał zamknięcia - jest to sposób pozyskiwania nowych dusz i zamykania ich w przygotowanych wcześniej ciałach. Mimus wykorzystuje podczas rytuału hebanowe kije opisane runami, zwane rezonatorami, a także poświęca dużą część własnej energii.
Wymagania: dusza i wolna lalka. Post minimum 2 strony A4 z opisem przebiegu rytuału.
Laleczki: Koszt wezwania każdej z nich to jak zaklęcie rangi C. Każde kolejne zachowanie wymagające magii czerpie dalej z lalkarza. Mimus może korzystać tylko z jednej lalki (Sieroty traktowane są jako jedna lalka (vide Gemini)) w danej chwili. Oczywiście zakładam, że później tak jak u GM będzie to ewoluować.
Iga Strauss to pierwsza dusza, którą Mimus przywrócił do świata żywych. Dziewczyna zamknięta była w spetryfikowanym ciele jednej ze swoich - jak sama stwierdziła - krewnych, jednak ta postać aktualnie pojawia się tylko w 'dorosłej' formie. Obecne ciało, w porównaniu do oryginału, ma blond włosy. Strauss jest duchem wiedźmy spalonej na stosie wiele lat temu. Przepełnia ją żądza mordu i zemsty, co marionetkarz z chęcią wykorzystuje. Jej domeną jest tele- oraz pirokineza, a ulubionym atrybutem - miotła.
Zdolności: latanie na miotle, Pirokineza rangi C, Telekineza rangi D
Przebywanie w dorosłej formie: max. 4 tury
Odpoczynek: min. 2 tury
Sieroty z Ery, to dusze trójki przyjaciół, których ciała zostały pożarte przez szczury pod gruzami miasta. Pomimo wyglądu dzieci są wyjątkowo zwinne i szybkie, a działając zespołowo również całkiem silne. Ranienie przez którąś z lalek skutkuje miejscowym paraliżem, ugryzienie potrafi doprowadzić do zatrzymania krążenia w kończynie i rozpoczęciu procesu gnilnego.
Zdolności: zakaźne paskudztwa
Przebywanie w dorosłej formie: max. 6 tur
Odpoczynek: min. 2 tury
Ernest był właścicielem gabinetu strachu. Przez wiele lat sprawnie funkcjonował na rynku wesołych miasteczek, aż pewnego dnia zmarł z przyczyn naturalnych. Posiada zdolności iluzji, a jego twory głównie nawiązują do pająków, węży, robali czy nietoperzy, ot takie przyjemne istotki, które uwielbia. Lubi również łańcuchy...
Zdolności: Potrafi odczytać czego boi się potencjalny 'klient' i stworzyć iluzję do rangi B
Przebywanie w dorosłej formie: max. 5 tur
Odpoczynek: min. 3 tury
Marry Ann Oakley od dawna nie jest grzeczną córeczką tatusia. Prawdę mówiąc - nigdy nie była. Od małego interesowała się bronią, materiałami wybuchowymi i jazdą konno. Napady na konwoje, banki, pociągi - uwielbiała to, kiedy jeszcze żyła. Jak mówią: kobiety kochają diamenty - Annie zaś dodaje - jeżeli nie masz nikogo, kto mógłby ci je kupić, zwędź je!
Ta lalka w dorosłej formie posiada dwa pistolety: rewolwer sześciostrzałowy i bardzo nietypowy obrzyn, który pozwala na jeden strzał. Po ponownym wezwaniu lalki pistolety znowu są naładowane.
Zdolności: strzelanie, wytwarzanie ładunków wybuchowych, kradzież
Przebywanie w dorosłej formie: max. 4 tury
Odpoczynek: min. 1 tura
Staronordyjskie wierzenia podają, że człowiek przywdziewający skóry wilków mógł posiąść ich siłę i odwagę. Wierzono później także, że Wilcy posiadają dwa serca i dwie dusze. I jest w tym krzta prawdy. Ragnar to dusza wojownika zamknięta w lalce zwierzęcia, która w dorosłej formie zamienia się w wilkołaka o ostrych zębach, w kutym wieloczęściowym pancerzu i z ciężkim mieczem. Jego atut to siła i wysoka wytrzymałość fizyczna.
Zdolności:walka wręcz oraz mieczem,
Przebywanie w dorosłej formie: max. 7 tur
Odpoczynek: min. 3 tury
Duchy magów: Ernest, Iga - koszt ich magii przechodzi na Mimusa. Czyli wezwanie Igi + użycie telekinezy D trzykrotnie daje 10+6+6+6 =28%MM. Wezwanie Ernesta 10, użycie iluzji - max 16 (określane przez MG) = 26%MM.
Zaklęcia Mimusa:Czas żniw - Ranga D - na końcu kija Mimus tworzy na kształt kosy ostrze, które pomimo swej niestabilnej, duchowej formy, zadaje jak najbardziej fizyczne obrażenia. Trwa: 4 posty.
Trupie więzienie - Ranga C - z ziemi wyrastają cztery kościste dłonie, które łapią cel za kończyny i krępują ruchy.
Wezwanie dorosłej postaci, to tak naprawdę jedno zaklęcie, wobec czego powinno się liczyć, że wykorzystałem 25PD z zaklęciami stricte Mimusa. ALE!!! Jako, że 2 postacie mają zdolności wykorzystania magii, to potraktowałem: Iluzja B, jako 20PD a piro i kine (C i D) jako 15.
Razem 60PD. Uznałem, ze nie może być tak, iż w chwili zamknięcia duszy w lalce bezpośrednio znam wszystkie jej zaklęcia/umiejętności, ale też wymaga to ode mnie PD, aby je zgłębić.
Char Yagoro