I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Imię : Lindow Nazwisko : Thetmayer Pseudonim : Loki Wiek : Dwadzieścia Trzy Wzrost : Sto Osiemdziesiąt Osiem centymetrów Waga : Siedemdziesiąt Sześć kilogramów Znak Gildii : Lewa Dłoń Gildia : Death Head Caucus Klasa Maga : Zero
Wygląd :
Zacznę od twarzy, która jest przecież naszą najlepszą wizytówką, czymś co nas wyróżnia spośród tłumu innych gęb. Warto wspomnieć, że sam Lindow uważa siebie za przystojnego faceta, komplementując właśnie swoją buźkę. Oficjalnie jednak tego nie objawia, a przeciwnie – wyraża się skromnie o swojej aparycji. Powracając jednak do wątku, jego facjata charakteryzuje się nieskazitelnością, czyli braku choćby odrobiny pozostałości po przebytym okresie dojrzewania. Choć nie używał żadnych specjalnych środków higienicznych, to utrzymał wręcz niemowlęcą cerę. To samo tyczy się reszty skóry, aczkolwiek ta część najbardziej jaśnieje. Co do kształtu głowy, przypomina trochę jajko, przyczepione do długiej szyi do góry nogami; trójkątnie ułożona szczęka z lekko widocznymi wgnieceniami. Podbródek dosyć wąski, nieznacznie wysunięty. Tak więc dochodzimy do końca opisu ogółu i przechodzimy teraz do szczegółów twarzy naszego bohatera. Pierwsze co nasuwa się pod deskrypcję to włosy, czarne i gęste. Charakterystycznie zaczesane do tyłu, swymi końcówkami sięgają kilka centymetrów za początek kręgosłupa. Taka fryzura to wyróżniająca jego lud cecha, którą przeważnie wszyscy z owego plemienia posiadają. Tylko nieliczni wybierają bardziej ekstrawaganckie uczesanie. O czole raczej nie warto wspominać. Natomiast już na brwi można zwrócić uwagę, ponieważ w odróżnieniu do większości mężczyzn, on posiada je delikatnie zarysowane. Zaraz pod nimi patrzą bystro na świat jaskrawe oczy, wręcz ziejące i połyskujące ciemną zielenią. Kolejny argument do opisu jego pochodzenia – ten wzrok dziedziczą jedynie członkowie tego szczepu. Dalej pozostają długi, wąski nos ( oczywiście bez przesady, nie wyróżnia się swoją długością w sposób znaczący ) oraz jasnoczerwone usta, na których często zresztą gości uśmiech. Ostatni element tej układanki czyli uszy; wyglądają jak wlepione w gąszcz włosów, chociaż pozostają całkowicie odsłonięte, ze względu na przylepność fryzury do czaszki. Na tym kończę charakteryzację twarzy. Kolejnym, ważnym aspektem całej aparycji jest budowa ciała. Inaczej mówiąc, liczący ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrost oraz siedemdziesięcio-sześcio kilogramowa waga. Jak widać, proporcje zostają prawie idealnie zachowane, toteż chłopak tak wygląda – wystarczająco szczupły, by nie być chudym oraz dostatecznie wysoki, by nie być małym. Ponadto nie odznacza się widocznym umięśnieniem, co jednak nie oznacza braku siły. Przeciwnie, szerokie ramiona kryją w sobie wielką potęgę. Więc tak ogólnie rzecz biorąc, to prezentuje się jak przeciętny wysportowany dwudziestolatek o kilku cechach indywidualnych, które jednak znacząco wyróżniają go spośród innych. Z drugiej strony, przecież każdy ma swoje atrybuty, które ich cechują.
Spośród ubiorów wybieranych przez Lindow'a wyróżniamy trzy typy :
a) Strój Codzienny – jak sama nazwa wskazuje, najzwyklejsze odzienie na każdą porę, charakteryzujące się prostotą i wygodą. Na czarny podkoszulek wkłada beżowo-różową koszulę z długim rękawem. Do tego dochodzę granatowe dresy oraz skórzane, sportowe buty o ciemnej barwie. Jedynym dodatkiem jest srebrny pierścionek na palcu serdecznym lewej dłoni.
b) Komplet Wieczorowy – w tym wypadku chłopak stawia na elegancję i swojego rodzaju burżuazyjne przedstawienie. Na pierwszym miejscu grubej warstwy ciuchów, czyli pod samym spodem widnieje szara koszulka, dalej czarna kamizelka opleciona kilkoma paskami o brązowym odcieniu. Na całość narzuca długi płaszcz o ciemnozielonym zabarwieniu, pozłacanym przy końcówkach. Dodatkowo kompletu dopełniają skórzane spodnie oraz wyblakłe naramienniki. Buty należą do grona wieczorowych – wypastowane, czarne jak ziemia pantofle.
c) Przyodziewek Misyjny – kombinezon iście przeznaczony do zadań specjalnych i dalekich wędrówek. Poza naturalną częścią ochronną jaką jest skórzana zbroja wykonana z utwardzonych płyt, posiada dodatkowe kieszenie na wszelkiego rodzaju broń czy amunicję, pas umożliwiająca przechowywanie miecza, futro otaczające barki, ramiona oraz szyję, na których widnieją dwa symbole wilka. Strój jest obdarzony także wzmacnianymi trzewikami oraz rękawiczkami, które pełnią funkcje ochronne przed zimnem. To samo tyczy się reszty dodatków – w miejscach upalnych sam ubiór sprawia niemały trud i jest rzeczywiście zbędnym bagażem. Co innego tyczy się mrozów północy, gdzie sprawuje się wręcz wyśmienicie.
Charakter :
Przejściowy sangwinik o morderczych skłonnościach. W skrócie opisana osobowość jednego mężczyzny. Jednakże nasz bohater nie jest osobą, którą powinno się streszczać. Należy do grupy ludzi, o których naprawdę warto coś napisać i kilka pustych słów i określeń nie wystarczy. Odwołując się jednak do podanego typu charakteru – owszem, pomimo swojej przynależności i kilkoma wybrykami, zachowuje raczej spokój, aniżeli rozgoryczenie i gwałtowność. Nie potrafi obyć się bez zainteresowania jego osobą innych, a mówiąc ściślej – musi być w centrum uwagi. W przeciwnym razie rozprawia się z niechcianym jednostkami w sposób dosyć odmienny do jego usposobienia. Jednakże nie mówię to o przesadnej władczości – raczej woli przyporządkować się osobom silniejszym i z nich czerpać przykład. Obierać wzorce zachowań, ambitne cele oraz spełniać marzenia, jakiekolwiek by one nie były. Wierzy w nieograniczoną wolę oraz zdolności ludzkie. Kieruje się zasadą "wszystko jest możliwe", a objawia się to w wielu aspektach życia codziennego, jak chociażby przyjmowanie zleceń wydających się niemożliwych do wykonania. I warto też dodać o zmienności, nie cierpi rutyny i ciągłego, monotonnego trybu życia. Może właśnie dlatego dołączył do takiej gildii? A co z tym idzie, ma pozytywne nastawienie do walk i wojen – argumentując swoje przekonanie zabijaniem nudy oraz wybijaniem słabszych jednostek. Dokładnie, choć nie wywyższa się ponad normy, to ma negatywny stosunek do osobników nie posługujących się magią, uważając ich za gorszych i niegodnych egzystencji w świecie, w którym czary są powszechnie stosowaną sztuką. To też jest kolejny powód jego uczestniczenia w DHC – w takim społeczeństwie może spokojnie wyrażać swoją rasistowską opinię oraz realizować postawiony sobie cel, którym jest wyczyszczenie królestwa z "podłych naśladowców człowieka". Pozbawienie kogoś życia nie sprawia mu większych problemów, jeśli chodzi o słuszną, przynajmniej dla niego, sprawę. Z drugiej strony nie morduje niewinnych magów i pomimo własnych przekonań, często też zostawia pozostałych w spokoju, jeśli oczywiście nie narażą się mu jakimś głupim zachowaniem. A ten odbiera chociaż najmniejszy żart czy głupstwo jako obrazę i szybko rozprawia się z takim wesołkiem. Muszę też dodać trochę o tej dobrej stronie chłopaka, jaką jest obszerne zajmowanie się filozofią oraz rozmyślaniem nad sensem życia. Swoje myśli spisuje w specjalnym dzienniku, niektóre przebłyski przekształca w dzieła literackie. Ze względu na swoje umiejętności nie postrzega świata zewnętrznego jak większość mieszkańców Ziemi – doszukuje się prawdy, większość zjawisk sprawdza pod kątem ich realności. Czy aby przypadkiem nie żyje w świecie iluzji? Choć pytanie wydaje się troszkę bezsensowne, to dla Lokie'go jest podstawą egzystencji. Za wszelką cenę chce na to odpowiedzieć, potwierdzając swą wypowiedź faktami, których wciąż szuka. Nie wiadomo dlaczego, do spełnienia tego celu wybija niemagiczną ludność, jak zresztą wcześniej wspomniałem. Może uważa, że takim sposobem wreszcie pozna tajniki świata; a może jedynie chce zaspokoić jakieś żądze. Sam tego nie wie, ale pewne jest jedno – walka to wielki ubaw i dobry sposób na rutynę. Przejdźmy dalej – co z podejściem do innych? Do kobiet, rówieśników, starszych? Więc... do płci przeciwnej ma nadnaturalną słabość. Nie chodzi tylko o zachwyt nad pierwszą lepszą panienką. On po prostu nie wytrzyma bez kontaktu, także zresztą seksualnego z inną dziewczyną. Z zamiłowaniem poszukuje tej jedynej... myśli, że to może być receptą na jego problemy i nieszczęścia. Jeśli chodzi o staruszków – szanuje ich i uprzejmie odnosi się do elit inteligencji magicznego społeczeństwa. Wiedzę stawia na drugim miejscu, zaraz po miłości, w kategorii najważniejszych wartości. No cóż, to chyba koniec. Powiem jeszcze tyle, że chłopak już od dzieciństwa gardzi swoim pochodzeniem, postrzegając swoich współplemieńców jako odłam zwykłych ludzi, nie posługujących się magią, co zresztą mija się w większości z prawdą. Zainteresowanie, tych przecież też nie można pomijać. Pasje, hobby – nadają prawdziwy sens naszemu życiu, wiążąc się w pewnym sensie z marzeniami i celami. Ale nie odbiegając od tematu – mężczyzna interesuje się sztuką, historią nowoczesnego królestwa Fiore oraz podróżnictwem. Co do pierwszego zagadnienia, poza literaturą zajmuje się muzyką, a ściślej, grą na gitarze. Ponadto odwiedził kilka miast ważnych historycznie dla kraju oraz jako jeden z nielicznych zdołał przejść przez Crocus żywy. Ostatnim, bardzo istotnym aspektem całego charakteru naszej postaci jest jego skłonność do alkoholu, a co się z tym wiążę – pewne nieokrzesanie. Pod wpływem tej magicznej substancji zbawiającej świat potrafi wyczyniać naprawdę niesamowite cuda, staje się wówczas kimś zupełnie innym. Po kilkunastu kieliszkach traci kompletnie świadomość otoczenia, w takim amoku nie raz kogoś zabił, oczywiście przez przypadek. Z drugiej strony, alkohol pomaga mu w nabraniu jeszcze większej śmiałości i odwagi, co pozwala na podróż ku kobietom jego życia!
Historia :
Dawno, dawno temu, a dokładniej to dwadzieścia trzy lata temu, w odległej krainie królestwa Fiore, gdzieś na wschodnim krańcu państwa, swe spokojne i pokojowe życie prowadziło małe plemię, zwane Theormirdianami. W sumie mało kto wiedział o ich istnieniu, rzadko ingerowali w świat zewnętrzny, zajmując się głównie własnymi sprawami. Wielkie zmiany miały dopiero nadejść, gdy na świat przyszedł syn wodza – Lindow. Dzień zapowiadał się niezwykle upalnie. Większość zwierząt, podobnie zresztą jak mieszkańcy wsi, starali się chronić przed palącymi promieniami, kryjąc się w cieniach drzew oraz chłodniejszych pomieszczeniach budynków mieszkalnych. Trzyletni chłopiec stał teraz na środku drogi, przypatrując się nadjeżdżającej karawanie. Tylko on znajdował się otwartej przestrzeni, reszta pochowała się po kątach. Otóż właśnie nadchodził wielki Pan tej ziemi, przynajmniej za takiego się podający, po zbiórkę comiesięcznej opłaty za zamieszkiwanie "jego krainy". Ludzi traktował gorzej niż najgorsze monstra. Gardził nimi, wyzywał, często używał przemocy, wyręczając się przy tym muskularnymi ochroniarzami. Nikt nie ośmielił się mu przeciwstawić, większość bała się nawet zbliżyć do despoty. Jednakże mały chłopczyk stojący na drodze tego monstrum nie spodziewał się żadnych konsekwencji. Nie mógł wiedzieć jak to się skończy, wcale tego pania nie znał. Wbrew wszelkim obawom mieszkańcom stojącym kilka metrów dalej, wóz zatrzymał się przed tą małą, dłubiącą w nosie małą przeszkodę. Oczywiście sam właściciel tego pięknego powozu nie raczył wysiąść, ale zamiast jego na drodze pojawił się nie kto inny, jak prawa ręka szefa – Dark. Wygolony, dwumetrowy osiłek wyglądał jak kolejny wybryk natury. W przeciwieństwie do swoje pracodawcy nie był aż tak gruby, aczkolwiek widać było, że lubi sobie podjeść. Najpierw powoli rozejrzał się wokół, ale spod szkieł okularów przeciwsłonecznych nie dojrzał niczego. Dopiero spuszczając głowę w dół, dostrzegł zbędnego smarkacza. - No chłopczyku, nie wiesz, że ustępuję się miejsca starszym? Chyba nie szukasz kłopotów, co? K Ł – O – P – O – T – Ó – W? - przeliterował, widząc, że trzylatek nie nadąża w interpretacji słów. Gdy ten nic nie odpowiedział, tylko stał wryty w ziemię z wyraźnie zaciekawioną miną, łysy podszedł ze złością i chwycił za kark bachora, który automatycznie się rozpłakał. - Tylko teraz mi tu nie becz! Szefie, co mam zrobić z tym smarkaczem – krzyknął, cofając się do karawany. Gruby Joe, bo tak został nazwany przez tutejszą ludność, z niesmakiem spojrzał na dzieciaka i pociągnął duży łyk z butelki whisky. - No proszę, nasz drogocenny synek myrmindona. Masz jakiś problem, mały? - parsknął, zacierając ręce. Zdawał sobie sprawę, że ten bachor może być najlepszą kartą przetargową. Z takim argumentem będzie mógł spokojnie kontrolować każdy ruch przywódcy wioski. - Zabieraj go na tył – warknął, gdy uśmieszek spełzł mu z twarzy. Posiadał on tak jakby dwie strony swojej osobowości. W jednej przypominał miłego, otyłego właściciela ziemskiego łasego na słodycze i pieniądze. Natomiast w swym drugim wcieleniu zachowywał się jak żądny bogactwa i władzy boss mafii. Jednej, jak i drugiej osoby zdecydowana większość wręcz nienawidziła. Tak jak rozkazał, masywny ochroniarz wręcz wrzucił trzylatka na tyły wozu, przywiązał jakimś sznurem do poręczy i zostawił, beczącego wniebogłosy. Krajobraz w czasie drogi zmieniał się diametralnie. Z bogatych w roślinność i leśne zwierzęta lasu przeobraził się w zniszczony przez dymy fabryczne i działalność człowieka pustkowie. Tutaj jednak ulica została wyłożona kamieniami, co dodawało uroku, a jednocześnie podkreślało bezduszność tego miejsca. Oddychać w takim klimacie trzyletniemu dziecku było bardzo ciężko, jeszcze ciężej, gdy klatkę piersiową krępował gruby sznur. Chociaż chłopiec starał się powstrzymywać łzy, to jednak nadal pochlipywał. Ochroniarz wyraźnie się niecierpliwił, miał dość wiecznego tych jęków, aczkolwiek choćby najmniejszy ruch w jego stronę, a pracodawca skinął głową i robił groźną minę, co automatycznie oznaczało wycofanie. Po kilkunastu minutach ścieżka kończyła się – wjeżdżali na obszar pokryty lśniącymi płytkami. Przed bramą do wielkiego pałacu karawana się zatrzymała. W towarzystwie dwóch sługusów najpierw wysiadł możnowładca, dopiero za nim dwójka ochroniarzy, w tym wyraźnie zdenerwowany strażnik, który usatysfakcjonował się dopiero, gdy mógł odwiązać bachora i powlec go do środka. Czwórka wartowników ukłoniła się swemu panu i pospiesznie otworzyła bramę. Kroki jego były ciężkie niczym tupot pędzącego słonia. Nikt jednak nie ośmielił się choćby uśmiechnąć. Wszyscy znali okrucieństwo grubasa i stosunek do innych. Choćby najmniejsze żarcik mógł skończyć się dożywotnim więzieniem lub śmiercią dla dowcipnisia. Toteż, gdy ten kroczył przez długą alejkę otoczoną pięknymi lampami, każdy padał na kolana bądź osuwał się w cień, nie chcąc mu zawadzać. Jedynym odważnym był sam syn władcy, który wybiegł ojcu na przywitanie. - Ojcze – skinął głową, po czym dołączył do eskorty, obejmując prawą rękę taty. To piekielne latorośle zachowywało się jeszcze gorzej od starego. Codziennie kazał przyprowadzać sobie młode panie, bo sam oszpecony przez matkę naturę, nie mógł zdobyć sobie dziewczyny. Co noc gwałcił przyprowadzane mu kobiety, często śmiertelnie zabawiając się z "koleżankami", jak zwykł je nazywać. Nikt oczywiście nie mógł mieć do niego pretensji – kto by się zresztą odważył? Nic więc dziwnego, że towarzyszyły mu też półnagie służebnice. Jak widać, rozpusta w pałacu osiągała zenitu. Mały król z własną armią siał panikę i strach wśród mieszkańców, ale żaden z nich nie potrafił wreszcie pokonać tyrana i przywrócić pokój tej wyniszczonej krainie. Tym bardziej nikt nie mógł się spodziewać, że wybawcą uciśnionych będzie właśnie ten mały chłopczyk, którego wielki władca porwał. Powracając jednak to wydarzeń z tamtejszej nocy. Po pokonaniu głównej ścieżki weszli do ogromnego budynku, którego drzwi zdobione były drogocennymi klejnotami. Pierwsze pomieszczenie wyglądało jak wielka sala balowa – trzy długie stoły bogate w różną żywność i napitek, kryształowy żyrandol, rząd krzeseł i obrazów, cztery kolumnę podpierające tę potężną konstrukcję. Już w tym miejscu władca wraz z synem i strażą przyboczną podążyła dalej naprzód, natomiast łysy ochroniarz zaniósł chłopaka w lewą stronę. Początkowo szli pięknym korytarzem, później skręcili w stronę schodów, które ostatecznie prowadziły do cel. Mężczyzna wepchnął go do pierwszej lepszej, zamykając na dwa spusty - Nawet nie próbuj mi tu wyć smarkaczu. I tak masz nienaganne warunki – warknął, po czym powrócił do reszty. W więzieniach obok kłębiły się, wręcz stada posądzonych, zwykle za byle błahostki. Jeden nawet coś głośno postękiwał, aczkolwiek inni przyzwyczaili się do tego jazgotu, bo nie zwracali nań żadnej uwagi, a pogrążyli się w rozmowie ze współlokatorami. Niestety, trzylatek siedział sam i przeraźliwie wystraszony usiadł w kącie, zanurzając głowę pomiędzy nogi. Chwilę później zasnął. Następnego dnia obudził się już w sali kongresowej pałacu, gdzie na tronie siedział obecny władca, jego syn oraz obok dostarczały im rozrywki dwie, urocze i młode panie. Loki siedział przywiązany do krzesła, gdy gruby pisał, a raczej dyktował list do ojca dzieciaka, w którym miał zawrzeć warunki wypuszczenia. W końcu po kilkunastu minutach, karząc sługom, by przeczytali od nowa napisaną wiadomość :
W sprawie zaginięcia Twojego syna, za którym zapewne teraz tęsknisz, wiem więcej niż mogłoby Ci się wydawać. Znalazłem biednego chłopczyka w środku lasu, gdzie siedział wystraszony i zapłakany pośród krzaków. Niezmiernie jest mi przykro z tego powodu, aczkolwiek musiałem go przyprowadzić do mojej rezydencji. Zostanie oczywiście wypuszczony, jeśli zgodzisz się na kilka zasad, które niniejszym przedstawiam : a) przez moje zapotrzebowanie, zwiększam tym samym dziesięcinę do 2/3 Waszych plonów + dodatek w formie dziesięciu tysięcy klejnotów miesięcznie, b) rozporządzisz dekret, w którym oświadczysz, że jestem prawowitym władcą tych ziem, niezmierzonym twórcą, potężnym i sprawiedliwym sędzią, c) potępisz wszelkie bunty wobec mnie i zakażesz zawiązywania jakichkolwiek konfederacji, d) zrzekniesz się prawa myrmindona i powierzysz to stanowisko mojemu synowi. Joel van Grun Hellsing
Naturalnie Joe mógł zwiększyć opłaty bez jakichkolwiek podstępów, aczkolwiek pomimo swej bezduszności znał potęgę poparcia ludności. Dodatkowo ojciec smarkacza nigdy samowolnie nie abdykowałby, a w takiej sytuacji, sprawa wydawała się jasna – on musiał to zrobić! Z każdym słowem uśmiech mężczyzny się powiększał, a radość czerpał z samego patrzenia na cierpiącego chłopaka. To jego brudne uzależnienie czerpania smutku i żałości innych. Wręcz nasycał się tym, żadne danie nie mogło równać się ze smakiem cierpienia drugiej osoby. Ten plugawy osobnik był zły wręcz do szpiku kości. Nic dziwnego, że nadal nie miał rodziny, a syna potajemnie adoptował, gdyż sam nie mógł mieć dzieci. Wiązało się to z wypadkiem, który wydarzył się kilkanaście lat temu. Jednakże powracając do tematu... kurier szybko odebrał list i pędem ruszył w stronę wsi. W tym czasie dzieciak znów został przeniesiony do celi, tym razem przez innego osiłka. Tam miał spędzić cały czas, aż do przyjścia odpowiedzi na żądania. Nikt się nie mógł spodziewać, że ona nigdy nie nadejdzie.
Rok X788 Maj
Minęło siedem lat odkąd Lindow Thetmayer został porwany z rodzinnej wioski i zesłany z pałacu do kopalni kilkaset kilometrów dalej. Ojciec chłopca nigdy nie odpowiedział, o dziwo, większość ludności zniknęła wraz z nim, kiedy przyszła wiadomość o rzekomym znalezieniu Loki'ego w lesie przez Joel'a. W tym czasie dzieciak harował jak wół, już od sześciu lat waląc dzień w dzień w skałę, by dokopać się przynajmniej do odrobiny złota. Przez pierwsze trzy lata w sumie nie robił nic, zesłany w tamte tereny otrzymał kiepską opiekę w domu dla sierot, fundowanym zresztą przez Władcę. Tylko, że ta nazwa była jedynie przykrywką, potwornego ośrodka dla dzieci, w którym przygotowywano je do niewolniczej pracy i wpajano im, że są bezwartościowe i niepotrzebne nikomu. Toteż szukając sensu życia oraz przez przymuszenie, od szóstego roku życia uczęszczali do kopalni złota. Te manufaktury były bardzo ważnym źródłem dochodu dla pana tych ziem. Poza naturalnym haraczem i kilkoma małymi rozbojami okolicznych wsi, nie posiadał wielu sposobów na pieniądze, toteż zniżał się do wykorzystywania dzieci. W czasie tych prac rozgrzewała się nienawiść i chęć zemsty w młodej duszyczce tego niewinnego chłopca. Nie mam co w tej kwestii do opowiadania – zdobył kilku przyjaciół, wygłodził się praktycznie na śmierć, a w czasie swojej pracy kopał w ukryciu dziurę w jaskini, by kiedyś znów wyjść na wolność. Pomimo swojego wieku radził sobie całkiem nieźle, a udając przykładanie się do pracy, zaskarbił sobie koleżeństwo naczelnika, który w przeciwieństwie do swojego pana, okazał się naprawdę w porządku gościem. Dopiero po czterech latach nadarzyła się okazja, by znów zobaczyć światło dzienne. Od godziny szóstej do szóstej siedział zakuty pod ziemią, toteż przez ten cały okres, ani razu nie ujrzał słońca. Ani razu – jak zamknięty w klatce pies...Była na oko godzina szósta, ponieważ nadzorca jak co dzień przyszedł, by zabrać całą gromadkę do schronu, na "kolację" oraz wypoczynek. Wczoraj padł Nate – najlepszym przyjaciel Lindow'a. Tym razem za mężczyzną nie poszli wszyscy, trzech zostało w kopalni, narażając się na zatrucie gazowe i srogą karę; na szczęście dowódca nie zauważył braku i po chwili całe pomieszczenia zostało puste, prawie puste. Z ukrycia jako pierwszy wyszedł dziesięcioletni Thetmayer. On zawsze musiał stać na przedzie, być swoistym przywódcą grupy. Zaraz za im wyszedł syn zmarłego czarodzieja klasy S Nicki'ego oraz cichy, aczkolwiek niesamowicie potężny fizycznie Mike. Cała trójka niczym myszy przekradła się przez korytarz, szepcąc do siebie jak duchy. - Wyraźnie nikogo nie ma, idziemy – syknął którychś z nich, przyspieszając kroku. Ciśnienie i podniecenie wręcz nie pozwalało oddychać, chłopcy przerażeni, ale i pełni nadziei oddychali piętnaście razy szybciej. Z każdym krokiem przybliżali się do upragnionego celu – do wolności. Przyzwyczajeni do ciemności błądzili wzrokiem po ścianie, by tylko znaleźć tą klapkę, pod którą mieściła się kilkuset metrowa dziura. Zaniepokojenie rosło, sto kroków, dwieście, a jej nie ma. Dochodzili powoli do końca. - Jesteś pewny, że to tu? Nic nie widzę. Jeśli nie zgłosimy się zbiórkę, już po nas. - Nie panikuj, to na pewno tutaj – odrzekł, zawsze pewny i gotowy Loki. Jak zwykle miał rację, chwilę po tych słowach ujrzeli przed sobą kilka niewielkich, drewnianych desek. Thetmayer bez zastanowienia sieknął z całej siły kilofem w to miejsce. Coś się posypało, drewno padł z trzaskiem na ziemię. Ku ich oczom widniał wąski, długi tunel ciągnący się na niezliczoną ilość metrów. - Nie ma czasu, wchodź – ponaglił kolegę Mike. Ten zwinnie wskoczył przez otwór, skulił się do pozycji półsiedzącej, po czym pomógł wejść dwójce przyjaciół. Wszyscy się położyli i wolnymi, precyzyjnymi ruchami pieli się w górę. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie, zbliżali się do nowego szczęścia. Pierwszy załamał się syn Nicki'ego. - Eeej, czy na pewno to podziała. Końca nie widać. Lindow, chyba źle oceniłeś nasze możliwości. Wiem, że starałeś się jak mogłeś, ale my stąd nigdy nie wyjdziemy. Lepiej wrócić i nie dostać ochrzanu za niesubordynację. W końcu co nam mogą zrobić? Potrzebują przecież rąk do pracy. Młody nie wiedział co odpowiedzieć. Szczerze to też wątpił we własne możliwości, aczkolwiek wierzył, wierzył, że się uda! Na pomoc przyszedł trzeci z grupy uciekinierów. - Zamknij się i idź. Mam dość ciągłego życia w strachu, że coś wybuchnie i będzie po nas. Ufam mu od samego początku tego gówna. Teraz albo nigdy! - zakrzyknął, zwykle cichy i spokojny. Te słowa dodały otuchy Loki'emu. Przyspieszył ruchy, tym samym zwiększając prędkość całego orszaku. Jeszcze tylko trochę! Naprawdę zostało niewiele. Czuł to! Nie, on to wiedział! Po kilku minutach poczuli łaskotanie wiatru. Pięli się teraz ku górze, co dodatkowo utrudniało tę przechadzkę. Musieli chwytać się nogami i rękoma ścian z ziemi, by przypadkiem nie spaść i nie stracić życia. O ile Mike i Lindow przestrzegali tej zasady, to wystraszony i niepewny kolega wykonywał niespokojne ruchy. To musiało się źle skończyć. Jedno złe podciągnięcie, ziemia osunęła się spod palców małego górnika i... koniec. Spadł z czterdzieści metrów dół, obijając ściany głową. Słychać było tylko trzask pękających kości. Łzy przyjaciół poleciały razem z nim. Teraz nikt nie miał siły się odezwać. Wspinali się dalej, na tym świecie nie ma miejsca na współczucie. Tego obaj się nauczyli. Tym kierowali. Tylko wobec siebie byli życzliwi. Blask księżyca – kilkanaście sekund po tym tragicznym wydarzeniu ujrzeli to, czego tak bardzo pragnęli. Świecące gwiazdy, niebo. Wystarczyło zrobić już kilka metrów, by wyjść na powierzchnię. Zmotywowany Lindow wręcz skoczył w górę, mocno złapał się krawędzi i odepchnąwszy się od ścianki, wylądował na trawie, tak delikatnej i łagodnej, jak sobie wyobrażał. Mike miał trudności z wydostaniem się, aczkolwiek mu też udało się tego dokonać. Leżeli teraz na bujnej łące, jakoś po północy. Wszystko kwitło, widocznie zaczęła się już wiosna. - Udało się nam Mike, naprawdę to zrobiliśmy! - wrzasnął z radości Thetmayer. Kolega odburknął mu coś niezrozumiale. Teraz nie miał sił na nic, musiał chwilę odetchnąć. Mimowolnie złożył się do snu, mieli wówczas wszystko gdzieś. Liczyła się wolność, upragnione zwycięstwo. Następnego dnia dwójkę przyjaciół obudził poranny śpiew ptaków. Zwykły ranek wydawał się dla nich cudem, w porównaniu do piekła, jakie przeżywali przez ostatnie lata. Wtedy byli budzeni przez okropny dźwięk dzwonka – tutaj przyroda przywoływała ich do przeżycia następnego, pięknego dnia. Coś jednak było nie tak. Chociaż Loki mimo ciężkich warunków w kopalni, czuł się nadzwyczajnie dobrze, ale jego kolega – pylica zżerała go od ponad roku. Nic na to nie mógł poradzić, a nieprzyzwyczajony do świeżego powietrza organizm natychmiast zareagował nasileniem się choroby. Miał umrzeć dosłownie za trzy, może cztery minuty. W tym momencie nie dał rady nawet się podnieść z ziemi. Kaszlał tylko głośno i mamrotał niezrozumiale. Uśmiech spełzł z twarzy Theormirdiana. Błyskawicznie podbiegł do przyjaciela, mając już łzy w oczach. Domyślał się, co może mu być. Nic nie potrafił zrobić. Absolutnie nic. W milczeniu uklęknął nad ciałem i chwycił mocno dłoń leżącego. Wyłącznie tyle mógł zrobić. Półmartwe oczy chorego ostatni raz spojrzały na kumpla - Lindow, dla mnie to chyba koniec – uśmiechnął się ponuro, ale nie wyszło mu to najlepiej. - Wiem, że kimś wreszcie się staniesz. Chcę żebyś mi obiecał jedno – zniszcz tego gnojka, co pozbawił nas najlepszych chwil życia. To musi się skończyć... mu...si – ostatnie słowa wypowiedział z wielkim trudem, kaszląc przy tym krwią. Chwilę potem zamknął oczy, ułożył twarz w stronę nieba i zasnął, zasnął snem wiecznym. Roztrzęsiony chłopak jeszcze przez kilkanaście minut trzymał rękę zmarłego. Nigdy nie spotkał się z czyimś odejściem... nigdy się nie spodziewał, że będzie musiał oglądać tyle śmierci w jednym dniu. Nikt nie mógł się tego spodziewać, szczególnie dziesięciolatek, który praktycznie nie znał życia. Jednak wstał, zacisnął pięści, wytarł załzawione oczy rękawem i podnosząc wysoko głowę, zawołał : - Ja Przysięgam! Przysięgam, że skończę na zawsze rządy tego łajdaka. Przysięgam na własną krew, że zakończę to wszystko. Wszystko! Powrót do rodzinnej wioski zajął ponad miesiąc. Podróżnik całkowicie nie zdawał sobie sprawy ze swojego położenia. Wylądował gdzieś na pustkowiu, tylko trochę zalesionym i bogatym w dary natury. Początkowo wyruszył na zachód, ale szybko został nakierowany w przeciwną stronę przez spotkanego handlarza, który właśnie powracał ze stron, z których dzieciak pochodził. Co w tym czasie jadł? Żył niczym pustelnik, wyszukiwał korzonki, zbierał jabłka czy maliny, odżywiał się tym, czym podarowała go przyroda. Nie mógł narzekać na brak szczęścia, w ciągu tych trzydziestu dni praktycznie nigdy nie zaznał głodu, a pijąc z okolicznych rzeczułek, nabierał powoli siły. Dalej przypominał wygłodzonego nastolatka z patologicznej rodziny, aczkolwiek wcale się tak nie czuł. Coraz częściej próbował polować, raz nawet udało mu się złapać królika, więc kolację miał z głowy. Pomimo swojego młodego wieku radził sobie doskonale. Już na tym etapie wiedział, że nie może na nikogo liczyć. Sam zdobywał każdy szczyt. Stracił przyjaciół, znajomych i bliskich. Nie posiadał nic, oprócz kawałka drewna, porwanych łachmanów oraz ukrytej mocy, która miała się wkrótce objawić. Takim jednak sposobem trafił wreszcie na rodzime tereny. Jednakże to, co tam zastał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Budynki spalone, garstka ocalałej ludności, chroniąca się w okolicznych lasach. Chłopak miał jednak szczęście – spotkał starca, który był świadkiem wydarzeń sprzed kilku lat. - Widzę, że nie pochodzisz z tych stron synu. Wiele się tutaj zmieniło, nazbyt wiele. Pan Joel umarł na wskutek choroby, rządy przejął jego chciwy syn – Mirdian. Zniszczył to całe państewko w ciągu zaledwie kilku miesięcy! Przeciwstawiła mu się jedynie grupa buntowników, na której czele stał myrmindon dawnego ludu Theormidianów. Po zaginięciu syna całkowicie stracił głowę. Nie myślał o niczym innym, jak tylko zemście nad porywaczami. Jak wspomniałem, zaszył się wraz z kilkoma ludźmi w puszczy, gdzie przez dobrych dwanaście miesięcy przygotowywali się do powstania. Z czasem dołączyło do nich jeszcze setka, może dwie rosłych mężczyzn. Stworzyli naprawdę silną armię. Do dziś toczą potyczki o wolność. Jonathan nie może pogodzić się z utratą potomka. Dalej go szuka, a żałość zabija w mordowaniu przeciwników. No cóż, to chyba tyle, co powinieneś wiedzieć. Dam Ci tylko jedną radę – nie zapuszczaj się na północ. Osiłki Mirdiana wybijają wszystkich, którzy przekraczają tamtejszą granicę. Jeśli nie szukasz zwady, wracaj skąd przyszedłeś. Niespokojne czasy nastały, oj niespokojne. Tak więc przedstawiała się obecna sytuacja. Jednak jego ojciec nie był tchórzem, a przeciwnie – stawił opór napastnikom. Dziesięciolatek poczuł dumę, że ma takiego tatę. Jak najszybciej mógł udał się w stronę puszczy, gdzie po kilkudniowych poszukiwaniach odnalazł kryjówkę buntowników. Niestety, w ten sam dzień jego ojciec umarł z powodu odniesionych ran. Rozpoznał syna, gdy ten klęczał nad ciałem poszkodowanego. Jedyne co zdążył powiedzieć, to że go kocha i powierza tytuł wodza ludu. Tym samym Lindow Thetmayer został ostatnim Theormiardianinem. Naturalnie w takim stanie nie mógł prowadzić tego urzędu. Podczas, gdy większość jednostek toczyła partyzancką wojnę z najeźdźcami, chłopak uczył się od tamtejszego kapitana podstawowych zasad walki oraz taktyki. Nabrał masy, wydoroślał, a gdy osiągnął wiek pełnoletności ( 16 lat ), został oficjalnie mianowany myrmindonem. Nikt nie dowierzał, w jakim tempie ten młodzieniec się rozwinął. Nikt też nie dowierzał, jakim cudem on przeżył. Skazywany na porażkę przekroczył kolejną granicę. Kilkanaście tygodni po osiągnięciu tego statusu, ruszył na czele tysięcznej armii na główną posiadłość despotycznego władcy. Tam stoczyła się bitwa godna największych potyczek w dziejach ludzkości. Nikt nie znał jeszcze magii, a na pierwszym planie stały machiny oblężnicze. W tejże bitwie zasłynął ze swej dzielności i waleczności Lindow. Ostatecznie pokonał młodego lorda, samemu jednak odnosząc poważne rany. Pomimo tak wielu strat, było to naprawdę pamiętna noc. W taki sposób runął despotyzm panujący w tej krainie od przeszło stu lat. Proroctwo się spełniło – porwany przez chciwego władcę chłopak pokonał jego potomka i przywrócił pokój swojemu ludowi. I to tylko mając szesnaście lat dokonał tak wielu rzeczy. Wykazał się hartem ducha i niezłomnością. Zasłynął jako taktyk, wojownik i logistyk. Nie wiedział, że pewne osoby go obserwują i to od dłuższego czasu. Pewna organizacja, poszukująca nowych członków. Gildia, mająca kilka interesujących celów, które jakoby pokrywają się z aspiracjami Thetmayera. Wkrótce mieli go z rekrutować, ale... z tym było trzeba jeszcze poczekać. Kilka miesięcy, może lat? Trzeba wypatrzeć ten właściwy moment.
Listopad X798
W listopadzie roku x798 zakończyła się egzystencja grupy buntowników pod przewodnictwem niejakiego Lindowa Thetmayera. Ostatni z przedstawicieli tej walecznej organizacji umarł, a pozostawiony sam sobie dwudziestoletni myrmindon zaprzestał dalszej działalności i podążył własną drogą. Kraina, w której urzędowali rozkwitła sama z siebie. Wyswobodzona z rąk najeźdźców mogła na nowo rozpocząć życie. Przez ostatnie cztery lata od pamiętnego dnia, w którym obalili stuletnie rządy dynastii von Hellsing. W tym okresie nie musieli z nikim walczyć, toteż Loki wolał zgłębiać tajemnice magicznych mocy. To właśnie one uratowały go przed śmiercią, gdy odniósł śmiertelne rany w starciu z Mirdianem. Tamtej nocy wydarzyło się coś niezwykłego – na drugi dzień młodzieniec wstał jak nowy narodzony. Od tamtego czasu szukał odpowiedzi na dręczące go pytania, a te przywiodły chłopaka do tajemniczej organizacji Death Head Caucus. To właśnie jej przedstawiciele obserwowali nieświadomego Lindowa, czując, że ten kryje w sobie niewyobrażalną moc. W końcu moment spotkania musiał nadejść, po czterech latach zwłoki. Dobijała wtedy godzina północna, kiedy ni stąd, ni zowąd pojawiły się dwie zakapturzone postacie. Wcześniej, to znaczy dwa dni temu, otrzymał list z miejscem i datą spotkania. Lindow nie śmiał zabrać głosu, wpatrywał się jedynie w płomienie rozpalonego ogniska. Wsłuchiwał się w trzaskanie ognia, nucąc pod nosem ulubioną melodię. Wtem poczuł dziwny chłód na karku, naprzeciw niego usiadł starzec oraz młoda kobieta. Pierwszy odezwał się siwy mężczyzna, odsłaniając nieco twarz, oświetloną przez blask ogniska. - Cieszymy się bardzo, że przyjąłeś nasze zaproszenie. Jak się domyślam, masz wiele pytań, na które My znamy odpowiedzi. Jednakże na wszystko przyjdzie czas. Na początek się przedstawimy. Ja jestem Nicolas, czarodziej klasy S. A to – w tym momencie wskazał na piękną panią, która śmielej odsłoniła całą twarz, zdejmując kaptur – jest Laura, moja córka i także członkini naszej gildii. My już wiemy jak się nazywasz, daruj sobie te grzeczności – oznajmił, gdy Lindow chciał podać swoje imię. Ograniczyli się do uścisku dłoni. - Wyjaśnię Ci, po co tutaj się znaleźliśmy. Otóż po kilku latach obserwacji dostrzegliśmy pewną niezwykłość w Twojej osobie. Nie chodzi mi teraz o Twoje zdolności przywódcze czy walki w zwarciu. Te są na pewno wysokie, aczkolwiek takie umiejętności posiada bardzo wielu ludzi. Nas interesuje to, co masz w środku. To, co pozwoliło Ci przeżyć starcie z Mirdianem i to, co tak naprawdę podtrzymuje Cię w przeżyciu. Jak myślisz, dlaczego nie umarłeś, pracując cztery lata w kopalni? Dlaczego nie umarłeś, chociaż przedziurawione zostały trzy czwarte Twojego ciała. Dlaczego nadal żyjesz, kiedy wszyscy bliscy umierają? O tym właśnie mówię – te wszystkie zjawiska można nazwać, darem... magią – mówił powoli i wyraźnie, z charakterystycznym dla starców mądrym akcentem. Posiadał coś w swoim głosie, co przyciągało uwagę. - Zbadaliśmy to i owo, i doszliśmy do pewnych wniosków. Więc... Twoje niezwykłe umiejętności wiążą się z zakazaną magią, bardzo rzadko spotykaną wśród tutejszych mieszkańców. Ba, nie znam osoby, które zdołałyby taką moc posiąść. Jestem całkowicie pewny, że zdajesz sobie z tego sprawę. Chcesz dowiedzieć się o tym więcej, prawda? - Jasne – odparł zaciekawiony chłopak. - Tak więc słuchaj. W tej chwili nie mam zbyt dużo czasu. Muszę załatwić pewną... sprawę, toteż zaraz będę znikał. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, bądź w tym samym miejscu dokładnie za tydzień. Nie spóźnij się! - ostatnie zdanie wypowiedział z niebywałą stanowczością. Chwilę później ulotnił się wraz z towarzyszką. - Przyjdzie? - zapytała dziewczyna - Pewnie, znam takich jak on. Takiej okazji nie przepuszczą – odparł staruszek, po czym szybkim krokiem zniknęli w gąszczu lasu.
Ostatni tydzień przeznaczył na poszukiwaniach informacji o gildii Death Head Caucus. Odwiedziwszy miasto Oak, gdzie jak mu wiadomo, urzędował pewien czarodziej handlujący informacjami na przeróżne tematy, ruszył wgłąb lasu, by odszukać kryjówkę tej organizacji. Niestety, wiadomości które otrzymał okazały się błędne, a on sam zmarnował trzy dni na bezowocną eksplorację wyznaczonego terenu. W szósty dzień po wizycie starca i młodej dziewczyny, ostatni raz odwiedził rodzinną wioskę. Ta rozwijała się tak prężnie, że w ciągu tych kilku lat osiągnęła statut miejscowości. Urząd myrmindona pełnił teraz brat Mike'a – kolegi Loki'go. Choć dynastia Theormirdianów praktycznie wygasła ( Lindow jest jej jedynym przedstawicielem ), to pomimo braku tej tradycyjnej rodziny, wieś utrzymywała inne obyczaje, związane właśnie z tym ludem. Nikt jednak nie ośmielił się nazwać jego przedstawicielem – wszyscy uważali Theormidianów jako wielkich bohaterów i Loki'ego, wybawcę całej hołoty, ogłosili "Wielkim Założycielem". Toteż jego wizyta rozniosła się hukiem po okolicznych terenach. Przygotowano wytrawą ucztę, chłopak mógł bawić się do rana, zapominając o wszelkich problemach. Nie potrafił jednak odwieść myśli o zbliżającym się spotkaniu – perspektywa nowego życia i szkolenia się w magii wydawała się wręcz jedynie snem, marzeniem większości dzieciaków. Atoli następnego ranka ruszył w umówione miejsce – wszystko było rzeczywistością. Zapomniał tym samym, jak brutalny jest świat zewnętrzny. Za kilka godzin miał się o tym przekonać. Godzina zero zero nadchodziła, młodzieniec zniecierpliwiony siedział na pieńku, skubiąc znalezione drewienko. Wtem usłyszał szept, ktoś widocznie nadchodził, nie kryjąc swej obecności, aczkolwiek wyraźnie rozbrzmiewał jednostajny tupot dwóch stóp – zbliżała się tylko jedna osoba. Thetmayer podniósł zmęczony wzrok na przechodzącą przez krzaki wysoką dziewczyną, ubraną w ten sam strój co przedtem – ciemny płaszcz z szerokim kapturem. Młodzieniec automatycznie zadał sobie pytanie, gdzie jest ten staruszek, z którym tydzień temu rozmawiał. Tę myśl pochwyciła opierającą się o drzewo tajemnicza kobieta. -Nie pytaj... powiedzmy, że w ostatnim czasie nabawił się kilku... problemów – jej głos brzmiał tak błogo i pięknie, że czarnowłosy od razu poczuł coś dziwnego w głowie, jakby usłyszał pieśń syreny wołającą go do siebie. Była to iście podstępna sztuczka z repertuaru iluzji tej młodej damy. Jak później miał się dowiedzieć, opanowała magię urojeń. Dzięki tym zdolnościom zdobywała sympatię większości osób i przekonywała ich do swoich racji. - Jak Nicolas wspomniał na naszym ostatnim spotkaniu, dzisiaj uzyskasz odpowiedzi na wszystkie pytania. Więc proszę, pytaj oznajmiła, siadając na pieńku obok i krzyżując nogi. Coś biło od niej dziwnego, co można było bardzo łatwo wyczuć. - Więc tak... - zaczął – zacznijmy od początku. Kim Wy do cholery jesteście, że od początku obserwowaliście moje życie? - Myślę, że sam możesz odpowiedzieć na to pytanie. Ale dobrze... jesteśmy przedstawicielami gildii magów o nazwie Death Head Caucus. Dążymy do zjednoczenia świata, zlikwidowania tyranii, jakiej Ty doświadczyłeś w całej swojej egzystencji. Dlatego właśnie wybór padł na Ciebie – nienawiść do niesprawiedliwości zakiełkowała w Tobie już od dziecka i do dziś zdołała się zaskakująco rozwinąć. Pomijając niesamowite zdolności jakie posiadasz – stanowisz jednostkę wręcz przystosowaną do naszych planów. Wydawało się, że słuchający nie ma wyboru. Jakby nadawca manipulował myślami, poczynaniami, a nawet emocjami drugiej osoby. Loki wbił swój wzrok w jarzące się zielenią oczy mówczyni, nie mógł oderwać spojrzenia, choćby tego chciał. Właśnie, mimo jakichkolwiek chęci, czuł, że musi się zgodzić. Musi podjąć to ryzyko, ta kobieta jest kimś dobrym. Nie, wiedział, że to nie prawda. A jednak, ulegał, z sekundy na sekundę uzależniał się od niej co raz bardziej. Nie mógł nawet wykrztusić żadnego słowa, proste skinięcie głową świadczyło o wszystkim. - Cieszę się, że rozumiemy. Praktycznie jesteś już z Nami, aczkolwiek twoje członkostwo musisz jeszcze potwierdzić – usunąć przeszłość. A nie przedłużając – wybij całą rodzinną wioskę. Nie oszczędzaj nikogo. Uczucia psują ludzi, ty musisz się ich pozbyć, a to jest najlepszy sposób na tego dokonanie. Chłopakiem wstrząsnęło. Jakby paraliżujący dreszcz przeszedł jego ciało, od głowy do samych czubków palców stóp. Dopiero teraz spuścił wzrok, wstał jak porażony. Wycelował palec wskazujący w tajemniczą nieznajomą - Jesteś chora, co? Porządek świata? Mam wybić całą moją rodzinę. Za chu*a nie zrobię tego, choćbym miał posiąść całą moc tego świata. Uczucie podporządkowania zniknęło. Obudził się znowu ten porywczy, stanowczy Lindow Thetmayer – kochający bliskich i dążący do ładu. Lecz stało się coś niesamowitego. Piękna czarodziejka wstała, zdjęła kaptur i szepnęła do zaskoczonego dwudziestolatka : - Zrobisz to, ponieważ tego pragniesz. Chwilę potem pocałowała go w policzek i odsunęła na krok. Taki kontakt całkowicie uzależnił naiwnego chłopaka od tej diablicy. Cofnął się, zamknął oczy i niczym zombie rzekł : - Zrobię to, ponieważ tego pragnę. Nieznajoma uśmiechnęła się, nałożyła ponownie kaptur i wyjęła z kieszeni mały kamyk, na którym wyryto emanującą energią runę. Przyłożyła ją do czoła młodzieńca, który całkowicie nie reagował. Szepnęła kilka zdań i ścisnęła przedmiot, krusząc go na kawałki. Błyskawicznie odskoczyła, po czym zaciekawiona zaczęła obserwować, jak ten odpowie na to uwolnienie. Jak się było można spodziewać – odblokowanie pełni mocy magicznej wyzwoliło potężną dawkę siły. Wokół półprzytomnego czarnowłosego utworzyła się mroczna aura, która wręcz... unicestwiła wszystko w promieniu pięciu metrów. Wszelkie istoty żywe jak drzewa czy nieżywe jak głaz zostały... wysłane w nicość, pozostawiając po sobie jedynie proch. Po chwili tajemnicza poświata zniknęła, pozostawiając po sobie jednak sporą dawkę energii. Kobieta schowała się z piekielnym uśmiechem na ustach. - Wiesz co masz robić – zasyczała, po czym zwyczajnie zniknęła, rozpływając się w powietrzu. Młodzieniec pół przytomny jak strzała przebiegł przez gąszcz lasu i po chwili znalazł się na skraju wioski, trzymając mocno topór w ręku. Tej nocy popłynęły strumienie krwi - owładnięty tajemniczą mocą spotkanej czarodziejki zaglądał do każdej chaty, wyżynając mieszkańców niczym wilk rozpruwający stado zabłąkanych owieczek. Nikt nie miał prawa przeżyć, została tylko pustka i jarząca się w blasku księżyca czerwień.
Styczeń x801
Huh, zadziwiająco piszę się w trzeciej osobie. No cóż, może uda mi się przerobić ten niedorobiony tekst na prawdziwą książkę? Od ostatniego wydarzenia minęły kolejne trzy lata, kurcze jak ten czas szybko leci. Pewnie zastanawiasz się, co było potem? Hm, chyba nie warto opowiadać. Zrobiłem kilka rzeczy, z których dzisiaj nie jestem dumny. A ta Magia Śmierci? Cholerne dziadostwo tak namieszało mi w głowie, że już nigdy nie będę tak jak kiedyś. Wiem, że kilka kwestii pozostaje niejasnych – mam dziury w pamięci, spisałem tylko te wydarzenia, które tak naprawdę jako tako pamiętam. Jeśli zauważyłeś jakieś nieścisłości, nie przejmuj się – przerób tak opowiadanie, by ich nie zawierało. Nikt przecież się nie domyśli, że taka powieść może być oparta na faktach – bzdury. No cóż, mam nadzieję, że sprostasz wyzwaniu. Pamiętaj by pozmieniać nazwiska i nazwy – nie chcę, bym miał przez to kłopoty.
P.S Przepraszam za wszelkie nieścisłości językowe - raz pisałem w 1os. raz w 2.
Pozdrawiam Lindow
Umiejętności :
Sokolooki ( lv.1 )
Kocie Uszy ( lvl.1 )
Ninja ( lv.2 )
Ekwipunek :
Tomahawk
20 x Sztylety do Rzucania
1,500 Klejnotów
Rodzaj Magii : Magia Zmysłów - bardzo ciekawa i niezwykle rzadko spotykana zdolność wpływania na odczucia, reakcję oraz zmysły innych istot. Jest jakby słabszą wersją zakazanej magii podporządkowania, aczkolwiek w tym wypadku mag nie potrafi przejąć władzy nad przeciwnikiem, a jedynie uniemożliwić mu prawidłowe funkcjonowanie. Te właściwości mogą też działać pozytywnie na autora magii, który może tym samym powiększać zakres możliwości własnych zmysłów.
Pasywne Właściwości :
Percepcja Doskonała - wytrenowany organizm chłopaka, w połączeniu z nienaturalnymi zdolnościami magii wzmacniającej narządy awansował słuch, węch, dotyk, wzrok i smak na całkowicie wyższy poziom. Skutkuje to działaniem umiejętności związanych z percepcją równym wyższym poziomowi danej zdolności ( posiadając pierwszy level np. Sokolego Wzroku, korzystamy z możliwości, które nam daje level drugi )
Przeciwko Zbłąkaniu - prosta, aczkolwiek niezwykle przydatna umiejętność, będąca wynikiem kilkunastu dni treningów nad odpornością. Przechodząc natychmiast do sedna - wszelkie iluzje związane z blokadą zmysłów nie funkcjonują jak trzeba, a te poniżej rangi B wcale nie działają.
Zdrowy Organizm - wszelkie choroby związane z uszkodzeniem narządów odpowiadających za kontakt ze światem zewnętrznym nie wpływają negatywnie na organizm chłopaka. Innymi słowy, czarodziej jest odporny na wszelkie tego typu zarazy.
Zaklęcia :
Ranga B
Blokada Zmysłów
Opis : To zaklęcie skupia najistotniejszą cechę magii zmysłów, wiążącą się z zatrzymywaniem działania wrogich narządów, odpowiadających za kontakt ze światem zewnętrznym. Nie jest to w żaden sposób iluzja, tylko magiczne zerwanie nerwów, które umożliwiają funkcjonowanie wzroku czy słuchu. Nie wpływa to w żaden sposób negatywnie na resztę organizmu. Sam czar odbywa się poprzez ingerencję w ciało przeciwnika za pomocą jakiegokolwiek zmysłu - może być to jakieś zdanie usłyszane przez wroga, jego dotknięcie bądź spojrzenie w oczy. Jedynie samoczynne wyłączenie tych narządów może uchronić przeciwnika przed tym zaklęciem. Czas trwania blokady jednego zmysłu to minuta ( powiedzmy, że cztery posty ), natomiast każde zatrzymanie działania innych narządów, skutkuje skróconym czasem aktywności zaklęcia o dziesięć sekund ( 1 turę ). Reasumując, zatrzymanie wszystkich narządów zmysłowych trwa jedynie dziesięć sekund ( 1 turę ). Możemy także zablokować własne zmysły, aczkolwiek w tym przypadku zaklęcie trwa wedle woli użytkownika. Taka akcja może posłużyć nam np. do nieusłyszenia wrogich dźwięków. Czas Odnowienia : W zależności od czasu trwania, jedna tura po zakończeniu działania zaklęcia.
Ostatnio zmieniony przez Lindow Thetmayer dnia Pon Gru 09 2013, 16:47, w całości zmieniany 1 raz
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Loki Nie Gru 08 2013, 19:39
Z przykrością informuję, że KP przegrało w konkursie. Proszę przerobić kp - na magię nie zakazaną lub jeśli postać nie do użytku to zgłosić mi na pw, a wtedy pójdzie kp do archiwum.
Lindow Thetmayer
Liczba postów : 3
Dołączył/a : 29/11/2013
Temat: Re: Loki Pon Gru 09 2013, 16:49
Zmieniona i gotowa do oceny.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Loki Sro Gru 11 2013, 01:06
PWM: 1. Odpada za mocne 2. Jak wyżej 3. To też, wybacz.
Zaklęcia: 1. O ile się nie mylę człowiek ma 5 a nie 4 zmysły. Na dodatek wyłączenie jednego zmysłu trwa 3 posty, 2 trwa 2 posty a trzech 1 post.
Lindow Thetmayer
Liczba postów : 3
Dołączył/a : 29/11/2013
Temat: Re: Loki Sro Gru 11 2013, 08:51
Oczywiście, że ma cztery, aczkolwiek w przypadku wyłączenia wszystkich - bariera co do trwania znika i zwyczajnie trwa jeden post / dziesięć sekund. Jednakże w tym wypadku usunięcie tych trzech PWMek całkowicie rujnuje magię, toteż w najbliższym czasie ją przeredaguję.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Loki Sro Gru 11 2013, 09:11
Cytat :
jego facjata charakteryzuje się nieskazitelnością, czyli braku choćby odrobiny
Brakiem.
Cytat :
Z drugiej strony, przecież każdy ma swoje atrybuty, które ich cechują.
To nie błąd, ale lepiej brzmiałoby 'go'.
Cytat :
Do tego dochodzę granatowe dresy
DochodzĄ.
Cytat :
pas umożliwiająca przechowywanie miecza
UmożliwiającY.
Cytat :
i kilka pustych słów i
Czasem zamiast 'i' można użyć czego innego...jak np. 'oraz'.
Cytat :
stojący na drodze tego monstrum nie spodziewał
Przed 'nie' przecinek.
Cytat :
wcale tego pania nie znał.
Pana.
Cytat :
Wbrew wszelkim obawom mieszkańcom stojącym kilka metrów dalej
Mieszkańców - a po tym przecinek.
Cytat :
małą, dłubiącą w nosie małą
Powtórzenie.
Cytat :
że lubi sobie podjeść
Piszesz w czasie przeszłym, więc 'lubiŁ'.
Cytat :
W jednej przypominał miłego, otyłego właściciela ziemskiego łasego na słodycze
Przed 'łasego' powinien być przecinek.
Cytat :
miał dość wiecznego tych jęków
Wiecznego tych jęków? Nie po polskiemu to jest napisane...
Cytat :
Choćby najmniejsze żarcik
Najmniejszy.
Cytat :
Jedynym odważnym był sam syn władcy
Po tym co potem piszesz, dobrze byłoby nakreślić jego wiek...
Cytat :
Powracając jednak to wydarzeń
Do.
Cytat :
cztery kolumnę podpierające
Kolumny.
Cytat :
Myrmindon
Po pierwsze nie wytłumaczyłeś co to jest, więc posłużyłam się netem...który mówi, że nie ma czegoś takiego i poprawia na 'Myrmidon', a nie Myrmindon. Tak więc jeśli to nazwa Twoja to powinieneś napisać co to jest...a jak nie, to znaczy, że za każdym razem robiłeś w tym błąd.
Cytat :
czerpał z samego patrzenia na cierpiącego chłopaka. To jego brudne uzależnienie czerpania
Powtórzenie.
Cytat :
Wczoraj padł Nate – najlepszym przyjaciel Lindow'a
Najlepszy.
Cytat :
Zaniepokojenie rosło, sto kroków, dwieście, a jej nie ma.
Czas przeszły powinien być - 'nie było'.
Cytat :
Jeśli nie zgłosimy się zbiórkę
NA zbiórkę.
Cytat :
drewno padł z trzaskiem na ziemię.
Padło.
Cytat :
Ku ich oczom widniał wąski
Nie po polskiemu napisane...
Cytat :
Z czasem dołączyło do nich jeszcze setka
DołączyłA.
Cytat :
Pomimo tak wielu strat, było to naprawdę pamiętna noc
ByłA.
Cytat :
na które My
Po co jest ta duża litera?! x_X
Cytat :
wiadomości które
Przed KTÓRE zawsze przecinek.
Cytat :
Godzina zero zero nadchodziła
Za dużo 'zero'.
Cytat :
co raz bardziej.
Razem - coraz.
Cytat :
Praktycznie jesteś już z Nami
I znowu niewyjaśniona duża litera...po co to...
Cytat :
Owładnięty mocą Zakazanej Magii poszybował w kierunku rodzinnej wiosce.
Wioski.
Cytat :
Przepraszam za wszelkie nieścisłości językowe - raz pisałem w 1os. raz w 2.
Ani razu nie napisałeś w drugiej osobie...Była pierwsza i trzecia. Druga osoba to 'ty'. Pierwsza 'ja', a trzecia 'on'. W skrócie to tak.
Poza tym zmieniając magię musisz zmienić nieścisłości w części opisowej. Zapewne są też gdzie indziej, ale dam przykłady, które rzuciły mi się w oczy.
Cytat :
Jak myślisz, dlaczego nie umarłeś, pracując cztery lata w kopalni? Dlaczego nie umarłeś, chociaż przedziurawione zostały trzy czwarte Twojego ciała. Dlaczego nadal żyjesz, kiedy wszyscy bliscy umierają?
Cytat :
Więc... Twoje niezwykłe umiejętności wiążą się z zakazaną magią, bardzo rzadko spotykaną wśród tutejszych mieszkańców.
Cytat :
Jak się było można spodziewać – odblokowanie pełni mocy magicznej wyzwoliło potężną dawkę siły. Wokół półprzytomnego czarnowłosego utworzyła się mroczna aura, która wręcz... unicestwiła wszystko w promieniu pięciu metrów. Wszelkie istoty żywe jak drzewa czy nieżywe jak głaz zostały... wysłane w nicość, pozostawiając po sobie jedynie proch.
Jak wspomniałam pewno masz tego więcej, więc musisz część opisową dostosować do nowej, nie-zakzanej magii.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.