I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Znajduje się jakieś 5km od stolicy, jest to mały obóz, z którego wyrusza największa karawana tego państwa, kierując się przez pustynię i zmierzając ku Bosco, Romerum i Fiore. Jedyny przetarty pustynny szlak. A także ostatnie miejsce przed pustynią, gdzie można napić się wody i uzupełnić swoje zapasy. Oczywiście to pustynia, wiec cena wody, sięga astronomicznych sum.
Wędrówka... Trwała już? Podróżował? Willcio postanowił podłączyć się pod grupkę, a raczej karawanę, licząc, iż za wiele pytań nie zostanie skierowanych do niego. Przyglądając się uczestnikom i słuchając, co owi ludzie mogą mieć do powiedzenia! Plotki, ploteczki, pogłoski... Zwykle w takich warunkach wiele się dało odkryć ciekawostek, o których ludzie by nie pomyśleli! Święta woda... - pomyślał tylko nastolatek, który zapakował w miarę starannie i by zbytnio nie uwierało go w plecy, torbę. Podróżny bagaż, który był względnie adekwatny, a może nawet ciut większy niż mógł udźwignąć. Mówi się, że lepiej ciut więcej niż za mało, nie? Najwyżej odrobinę się pomęczy i najwyżej zbuduje podczas wędrówki, a może innej formy lokomocji mięśnie, jakich mało! Udowodni pewnym gburliwym ludzikom, co są uber pro wspaniali, że on też potrafi i da radę naprawić, co przez niego poszło źle! Cofnie swego pecha? Możliwe! Na pewno znajdzie wodę! Jakoś... Chyba. Tak. Tylko, gdzie zacząć? Kiedy będzie mógł ruszyć? Miasto? Pustynia, czy jeszcze inna forma otoczenia? Z jednej strony naiwna ciekawość zżerała go od środka, jednak nie wypada od tak chodzić "podjaranym" nowymi doznaniami, prawda?
Co zaś z ubiorem i bagażem? Jak ten pierwszy nie stanowi aż takiego kłopotu, tak wypada zacząć od prowiantu! Sporo wody, a dokładniej ta stanowi główną miarę. Oczywiście swoje wyposażenie bojowe, a także... Kilka konserw, suszone mięso, a z soczystszych rzeczy parę daktyli i odrobina winogron - dla swoistej różnorodności smakowej. Ilości... No odpowiednie do potencjalnej pojemności plecaczka! Co jednak z ubiorem dość małomównej osóbki? Więc... Można go nazwać kilkuelementowym, bo oczywiście część garderoby spoczywa w odpowiednim miejscu w celu potencjalnej jej zmiany, acz mnóstwa "dodatkowego bagażu" nie ma co się spodziewać... Ot przeciętne ilości, jakie przeważnie się zabiera, a i jakie ma się sposobność pomieścić ze sobą. Co w ich skład wchodzi? Głównie bielizna na zmianę i takie tam, a poza tym jakaś cieplejsza bluza na chłodne noce. Dodatkowo odpowiednio podpięty został śpiworek, coby cieplej było nocą! Tak! Wszystko dość szczegółowo rozplanowane przed wyruszeniem! Właśnie... A w ciągu dnia wygląda mniej więcej, o tak.
Podróż dalej trwała, a mimo wszystko informacji zbytnio nie przybywało, ale jakoś powinien chyba je zdobyć, prawda? Musiał zapewne spytać innych, a najprostszym rozwiązaniem jest w końcu zapytać się osoby, która dowodziła ową ekspedycją. Tacy przeważnie wiedzieli najwięcej, albo wiedzieli chociaż kto wie, dlatego też... - Em... Przepraszam? - zaczął tylko, jakby próbując zwrócić uwagę potencjalnie Sambuta, bądź kogoś kto przewodził aktualnie karawanie. - C-czy słyszał pan może o świętej wodzie? - nie ma to jak właściwie pytanie prosto z mostu, ale no cóż poradzić, prawda? Liczył się czas, to też nie było go na jakieś gierki słowne, czy rozległe wstępy i podchody do zadania jednego prostego pytania, nie? - Wie pan, gdzie może być? A kto mógłby wiedzieć? - oczywiście te pytanie zależne od wiedzy osobnika. Bo jeśli słyszał i wie, to po co zadawać ostatnie pytanko prawda?
Ubrany w białe szaty i turban mężczyzna, o ogorzałej od skóry słońca i bystrych migdałowych oczach, zmierzył Willa, podskakując na grzbiecie swojego wielbłąda. Z początku nic nie mówił, ale po dłuższej chwili w końcu odpowiedział, chodź jego mowa była dość nieskładna.-Nie interesować, nie jego sprawa.-Odpowiedział Sambut, w dość prosty sposób. Zresztą, reakcja ta była dość logiczna. Niemniej, po tych słowach, mężczyzna przestał na razie zwracać na Willa uwagę.
Westchnięcie... I to na dodatek dość ciężkie. Może i nieco nietypowa reakcja, jak na jedenastolatka, ale właściwie idealnie odzwierciedlająca jego radość z usłyszanych słów. Słów, które ostatecznie wniosły tak wiele, że śmiało można było to przyrównać do poziomu szczęścia dostarczanego przez Willa innym! Ujemne... ta. - Ale... - wymsknęło się dość ciche, a i urwane stwierdzenie, gdy nastolatek jedynym co mógł akurat dojrzeć w tym momencie to brak zainteresowania jego sprawą. Co zresztą się dziwić, prawda? Kto by się przejmował pierwszym lepszym dzieckiem, które niczym rzep, czepiający się psiego ogona, zawraca ci cztery litery! Jednak Willcio dość uparty człek, a i przed wyjazdem chociażby był na targu, to co nieco rozmów i negocjacji się widziało! - A jeśli by to panu jakoś pomogło! Ja się czegoś dowiem, a pan na tym skorzysta? - rzucił, chcąc póki co przynajmniej przyciągnąć uwagę mężczyzny, skupić ją na sobie! Jak go zainteresuje, to może nawet omówi się rzeczywiście takie rzeczy, a przynajmniej spróbuje się to zrobić! Tak! Acz... Brązowooki raczej wątpił w jakikolwiek sukces swojej próby, więc pewnie spróbuje ciut nudniejszej metody potem, a dokładniej... - A nie opowiedziałby pan czegoś o samym Desetrio? - shsh że nazwę kraju przekręcił, bo kto od niego by wymagał pamiętania dokładnie wszystkich zgłosek! Ba! Jeszcze może miejsce na globusie? Zabawne! Może kiedyś, ale teraz były ważniejsze inne sprawy! Priorytety, a potem nudy, jak nauka... może.
Słysząc co ma mu do powiedzenia Jedenastolatek, Sambut tylko westchnął. Co on mógł niby od dziecka dostać? Cukierka? Spojrzał za siebie, jakieś 40km na południowy-wschód od ich obecnej pozycji szalała burza piaskowa. Ale na pustyni to było jak rosyjska ruletka i ta, mogła nadejść do nich, bardzo szybko.-Pospieszcie się! Chcę zdążyć do oazy przed zmrokiem.-Wrzasnął do ludzi za sobą i przyspieszył. Tak, całkowicie zignorował Willa.
Jak do ściany... Niby Willcio się odzywał. Niby słowa padały z jego ust w kierunku Sambuta, jednak żadna odezwa nie nadchodziła. Cisza... Bezkresna cisza przerywana tylko odgłosami przemieszczającej się po pustyni karawany i ewentualnie powiewów suchego wiatru. Tylko tyle umiał osiągnąć? Naprawdę aż takiego pecha sprowadzał na swoje otoczenie, że nie chciał nikt mu odpowiedzieć? Ani słowem... Żadnej wypowiedzi, poza kilkoma wyrazami ze strony mężczyzny, po których Will tylko zamilkł, przełykając ślinę i postanawiając dalej milczeć. Przynajmniej na razie. Mieli dostać się do oazy, dlatego też chłopaczek zrezygnowany spuścił wzrok w dół podróżując dalej i czekając na spokojniejszą okolicę, czy moment postoju w rzeczonej oazie! Byle się nie zgubić. Co zaś gdy/jeśli już dotrą? - Przepraszam, że tak panu zawracam głowę... - rzuci cicho, a na dodatek tyle słów na raz, robiąc tylko krótką przerwę po pierwszym słowie, aby dodać po dłuższej chwili ciszy. - ...jeśli nie znajdziemy wody, to Kele... Kene... - zaciął się, bo weź tu spamiętaj te wszystkie obce nazwiska słysząc je raz, czy dwa i to podczas takiego zamieszania! - Pan K zniszczy wszystko i nie będzie już karawan, nie będzie Dessertio, czy też pana... - urwał tutaj, licząc, że może ciut informacji z jego strony coś zdziałają. Może jakoś pomogą mu zdobyć chociaż szczątkowe wiadomości, prawda?! Chociaż odrobinę... coś.
Tuż przed zmierzchem karawana dotarła do oazy, mężczyźni rozbili obóz a kobiety przywiązały wielbłądy i pozwoliły napić się im wody z małej sadzawki. Słysząc po raz kolejny zaś jęczenie dzieciaka, Sambut, zatrzymał się, sapnął i otarł pot z czoła, drugą ręką klepiąc Willa po głowie.-Póki pustynia, póty karawana. Pustynia wieczna.-Stwierdził spokojnie i znów oddalił się od Willa, zająć się swoimi obowiązkami. Cóż, chyba nikt nie traktował poważnie, dzieci...
Ile zajęła im dalsza podróż? To pewnie ciężko stwierdzić, a przynajmniej z punktu widzenia nastolatka, który bądź co bądź raczej nie przejmował się w tej okolicy zegarkiem, a raczej tym, aby się nie zgubić. Właśnie... Jednak w końcu byli ciut bezpieczniejsi, a i mogli odpocząć od nieustannej wędrówki. Jałowej, jak odpowiedzi na jego pytania! Nie był przecież aż takim dzieckiem, aby go ignorować, no! Acz... na samo poklepanie po głowie, jakoś tak wewnętrznie, ale też i zewnętrznie, spiął się, spoglądając dość zszokowanym wzrokiem na sylwetkę mężczyzny, który powoli zaczynał się oddalać... zostawiać Willa znów samego sobie! Bez odpowiedzi! - Myli się pan... - mruknął tylko cicho pod nosem, acz pewnie nikt inny poza nim tego nie usłyszał. Chyba. Wieczna pustynia... Właściwie ciekawy motyw i w sumie zastanawiające, ile w tym zdaniu może być prawdy! W końcu ludzie jakoś się rodzą, a pustynie... Skąd się właściwie biorą?!
Niestety nie miał zbytnio czasu na rozważania, tyczące się genezy wielkich piaskownic, czy też innych elementów przyrodniczych, bo jednak nie w tym celu tutaj się znalazł! Nie. Miał znaleźć wodę... Musiał ją znaleźć! Potrzebował tych informacji, a niestety dla Sambuta, ciemnowłosy raczej tak łatwo nie odpuści, dlatego po ogarnięciu się z lekkiego letargu, spróbuje dogonić biednego, zamęczanego mężczyznę, acz... pierw próbując pomóc mu jakoś w pracy! Nakarmić zwierzęta? Spróbować rozłożyć namiot? Podać jakieś coś do czegoś?! Wszystko po to, aby móc prowadzić dalszą konwersacje, czy to po pracy, czy nawet w jej trakcie! Czemu? Szczerość? - Potrzebuję tej wody... proszę... muszę ją znaleźć... Jeśli się nie uda... wtedy pan P... przeze mnie... - rzuci tylko chłopaczek, spoglądając w kierunku mężczyzny, acz w momencie owego spojrzenia owe kawałki pewności siebie jakby zaczęły uchodzić, ustępując wątpliwościom. Czyżby mieli rację, że temu nie podoła, ale... ale... - JA! Zrobię... wszystko? Naprawdę. Proszę... - dodał tylko po chwili, zaczynając ciut głośniej niż przeważnie, acz właściwie kończąc dość łamliwym i niepewnym głosem, ledwo odróżniającym się od szeptu ilością decybeli. Desperacja? Był gotowy rzeczywiście zrobić wszystko - oczywiście w mniemaniu wszystkiego, jak na dziecko, a nie wszystko wszystko - a może raczej po prostu nie chciał zawieść. Nie chciał by słowa tamtego człeka sprzed gildii okazały się prawdą. Nie chciał, ale... czy tak właśnie nie było?! Zresztą, kto by go potraktował poważnie, nie?
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Karawana Sambuta Sob Gru 21 2013, 22:13
MG
Upierdliwość to zła rzecz, a ostatnio cechowała coraz większą liczbę młodych. A że Sambut, wbrew pozorom, człek o dobrym sercu był, to zlitował się nad malcem, który wydawał się mocno tą sprawą poruszony.-Gdzieś na pustynia. Żodyn nie wie gdzie, koczownicze plemię.-Zaczął, z zamyśleniem wskazując horyzont.-Oni wiedzieć i tylko oni. Ale oni niebezpieczna droga. Nie pójść sam.-Poklepał Willa po plecach i odszedł na dalszy obchód.
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Karawana Sambuta Nie Gru 22 2013, 11:45
Cierpliwość ponoć opłaca, jednak czy odpowiedzi zadowoliły Willa? Właściwie to tak, acz zarazem też nie. Niby dowiedział się czegoś nowego... Niby wiedział kogo szukać, aby się dowiedzieć, ale ostatecznie... nie mógł iść sam? - Dlaczego? - padło tylko krótkie pytanie z ust Willa, jednak ten postanowił poczekać i nie narzucać się aż tak Sambutowi w przeprowadzanych przez niego zadaniach i dać mu wszystko skończyć. Po co? Żeby ostatecznie zadać mu jedno pytanie, gdy tylko znów mężczyzna będzie miał ciut więcej wolnego! - A jak wyglądają? - rzucił wtedy owe pytanie, bo przecież... - Muszę ich znaleźć...
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Karawana Sambuta Nie Gru 22 2013, 12:07
MG
Pierwsze pytanie było dość proste w odpowiedzi.-Pustynia niebezpieczne.-Podał dość logiczny powód, tego a nie innego zdania na temat samotnej wyprawy Willa. Pozostawała jeszcze jednak druga sprawa ale co do niej...-Poznasz. Pewno poznasz.-I tyle w tym temacie. Więcej mówić nie chciał. Widać byli na tyle specyficzni, że chłopak powinien rozpoznać ich od razu i nie potrzebował do tego mylących wskazówek Sambuta.
Will
Liczba postów : 574
Dołączył/a : 01/10/2013
Temat: Re: Karawana Sambuta Nie Gru 22 2013, 19:38
Słuchał kolejnych odpowiedzi i już właściwie większość wiedział, jednak wolał przeczekać na w razie co w osadzie nieco czasu. Nieco, a dokładniej do chwili, aż potencjalna pogoda na horyzoncie się uspokoiła, a i wszystko zdawało się względnie bezpieczne do podróży i wyruszenia w drogę. Odejścia... Znów jak tchórz. Tego właśnie chciał? Wiecznie uciekać przed problemami? - Przepraszam... - zaczął tylko ponownie, a raczej próbował kontynuować wcześniej poruszane tematy, bo jakoś wypadało nawiązać do tego, a nie podchodzić na zasadzie "hej ty". - ...nie udzieliłby pan kilku porad, jak sobie dać radę? Albo... Pożyczyć ciut sprzętu, czy też... przewodnika? - nie wiedział, czy używał odpowiednich słów, a tym bardziej, czy nie próbuje nadużyć życzliwości tego człowieka, który mógłby go spokojnie mieć w czterech literach i jechać dalej. Przed siebie, nie bacząc na takiego ciemnowłosego! Ba! Takie utrapienie, co nie chce się odwalić. - Jeśli trzeba to... - urwał tutaj, bo pewnie finansowo go by na to nie było stać, a zresztą kursy walut i inne takie! - Od-odpracuję? - dokończył po chwili dość niepewnie, przyglądając się swojemu bagażowi, swojemu ekwipunkowi i innym ważnym rzeczom, aby przygotować się do drogi. Więcej informacji, może wsparcie materialne na czas podróży... Nadrobione zapasy? - D-do zobaczenia? - rzuciłby tylko raczej do siebie, niż do kogokolwiek z karawany, którą właściwie miał zamiar opuścić... chyba. I - czy oni kiedykolwiek się jeszcze spotkają?
Zapewne zt, acz wolałbym przed next postem wiedzieć, co i jak z potencjalnym "wsparciem" ze strony karawany w które w sumie wątpię, ale shsh
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Karawana Sambuta Nie Gru 22 2013, 23:05
MG
Widząc co planuje Will, Sambut westchnął i podrapał się po głowie. Sam miał dzieci, a nawet małego wnuka, dobrze wiedział że rodzice tego malca, nie chcieli by, by coś mu się stało. Poza tym wysyłanie go samego na pustynie, było prawie jak by wysyłał tam swego syna. Nie mógł jednak mu nikogo wypożyczyć, dlatego podszedł do Willa i gdy stał tak obok niego, uderzył go wyćwiczonym ciosem w kark, pozbawiając przytomności.-Wybaczyć. W mieście znaleźć.-Powiedział, Biorąc Willa na ręce i składając na wielbłądzie. O świcie karawana dojechała do Kh'oglun, a Will został obudzony i zostawiony w mieście.
//Tworzysz temat w Kh'oglun i tam piszesz, możesz od razu wychodzić, możesz coś robić, jak chcesz//
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.