I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Sporych rozmiarów, trzypiętrowy, idealnie bialutki budynek, na ścianach którego malowniczo wspina się bluszcz, a dostępu do którego broni duży mur zbudowany z wysokich na 2,5 metra, finezyjnie wygiętych, metalowych prętów o ostrych zakończeniach. Brama szeroka na sześć dobrze zbudowanych osób, zamknięta na ogół jest przed wszystkimi niepowołanymi do wejścia ludźmi i bardzo rzadko można zobaczyć by faktycznie się otwierała. Za bramą często można zobaczyć różne ludzkie sylwetki - czy to kamerdynera, służek czy też samego pana tego domostwa bawiącego się w ogrodzie wraz ze swoimi goścmi, ogrodzie znajdującym się przed posiadłością, który, według rachunków "na pierwszy rzut oka" byłby w stanie pomieścić imprezę dla kilkudziesięciu osób. Od bramy do posiadłości ciągnie się ładna, wysypana białym żwirem droga, długa na kilkanaście metrów, otoczona z obu stron wysokim do ramion żywopłotem.
-|*|-
MG:
To właśnie na kilka metrów przed dużą bramą z wygrawerowaną, złotą uśmiechniętą buzią, z pewnością świadczącą o co nieco ekstrewaganckm guście właściciela budynku, zatrzymaliście się w drodze tutaj. Nie posiadaliście zbyt wielu informacji poza tym, że trzeba dostarczyć "coś" "gdzieś" bezpiecznie i szybko, wszystkich szczegółów mieliście się jednak dowiedzieć już na miejscu, w środku. Ponoć ktoś miał was tutaj przywitać i zaprowadzić bezpośrednio do pana Jokeone'a, tak by ten osobiście mógł wtajemniczyć was w szczegóły zadania. O dziwo jednak, przed posiadłością nie było nikogo kto mógłby rzucić wam chociaż zdawkowe "cześć" albo "won stąd". Byliście sami, kompletnie sami, oddzieleni od waszego zleceniodawcy bramą i kilkunastoma metrami spaceru do jego posiadłości. Za bramą natomiast widzieliście w pewnym oddaleniu pięć czy sześć osób, z twarzy podobnych kompletnie do nikogo. Wyglądało na to, że już od początku ktoś lub może coś (Przeznaczenie? Bóg? Los?) postanowiło utrudnić wam skontaktowanie się z waszym klientem...
Zaraz po tym jak Itai przeszedł przez buźkę ta momentalnie zamknęła się z głuchym hukiem, jednocześnie nieruchomiejąc i nie wydając z siebie już żadnego odgłosu. Nie zareagowała nawet gdy chłopak nazwał ją złotkiem, zupełnie jakby kompletnie straciła zainteresowanie wszystkim co znajdowało się po drugiej stronie lub wręcz jakby straciła umiejętność mowy, wcześniej tak mocno nadużywaną. Cóż, nie było to już waszym zmartwieniem, znajdowaliście się koniec końców już za nią, niezależnie od tego co się z nią teraz stało przed wami postawione było inne zadanie. Itai rozglądając się po okolicy nie wychwycił niczego specjalnie przydatnego - ot, za bramą rozciągał się całkiem obszerny ogród, po lewej strony od bramy znajdowało się parę stołów i krzeseł, po prawej natomiast kilka całkiem dorodnych drzew, w tym jedno, które wcześniej zwróciło jego uwagę podczas obszukiwania okolic bramy. Do drzwi wejściowych posiadłości dzieliło was wciąż kilkanaście metrów, znajdowaliście się bowiem zaledwie 2 metry od bramy wejściowej, wprost na żwirowej drodze prowadzącej do posiadłości.
Mężczyzna zbliżył się do was w tempie niemal błyskawicznym, choć jeszcze przed chwilą wydawało się, że wcale tak szybko się nie poruszał. O dziwo jednak, nie zatrzymał się nawet na chwilę przy was, a mijając was podszedł do bramy i chwilę przy niej pogmerał wyciągając jakąś dziwną, czarną, niewielką kasetkę, którą następnie przyłożył do ucha i znieruchomiał z uśmiechem na twarzy, co chwilę powtarzając pod nosem "dobrze, dobrze, wspaniale, cudownie!".
W tej samej chwili gdy mężczyzna zajmował się bramą, wy zauważyliście, że kremowowłosy, chudy mężczyzna, wzrostu podobnego do Itaia i fioletowych oczach, wraz ze swoim towarzyszem również się do was zbliżali, a po chwili i oni wkroczyli na żwirowaną ścieżkę. Teraz gdy mogliście się im już nieco dokładniej przyjrzeć zauważyliście, że jeden z nich, konkretnie kremowowłosy, na fioletowej koszuli ma niewielkie ślady słabo widocznej, aczkolwiek wyglądające na świeżą, krwi. Drugi z mężczyzn, białowłosy o brązowych oczach, niższy o kilka centymetrów od towarzysza, spoglądał na niego z delikatnym obrzydzeniem w oczach, wyraźnie trzymając się ręką za czoło, w dobrze znany wszystkim geście rozczarowania. Obaj byli młodzi, a przynajmniej na takich wyglądali.
- Makura, z nimi również mogę się pobawić? Proszę, nie mogę wytrzymać już tej nudy... - powiedział kremowowłosy do swojego towarzysza, spoglądając na was z niewinnym, kompletnie pozbawionym agresji uśmiechem na twarzy. - Barik, uspokój się i przestań się wygłupiać, nie przyszliśmy się tu wydurniać, rozumiesz prawda...? - odpowiedział mu niemal natychmiast nieco zmęczonym i dziwnie zachrypniętym, nie pasującym do konstytucji własnego ciała, głosem chłopak, który najwyraźniej nazywał się Makura. - Ale, ale... - Barik był widocznie niepocieszony odpowiedzią swojego towarzysza, aż smutny grymas twarzy wdarł się przebojem na jego lica - Popatrz na nich, oni sami chcą się zabawić i dostać przytulasa! Prawda? - wyższy chłopak z pary spojrzał na was wzrokiem przepełnionym oczekiwaniem, mając nadzieję na rychłą odpowiedź. Drugi z chłopaków nie odpowiedział już nic na te słowa, jednocześnie spoglądając również na was, choć bez większego zainteresowania, tak jakby to wszystko nie było jego sprawą, a waszą. Najwyraźniej on miał to wszystko gdzieś. Oddaleni byliście od siebie zaledwie o 3 metry.
Cantarella przygotowywała w głowie mowę, którą miała zamiar wygłosić, gdy domniemany kamerdyner podejdzie do dwójki dostarczycieli. Wyprężyła się dumnie, pragnęła skarcić gospodarza za okazany im brak szacunku. Kiedy mężczyzna zbliżył się do nich, otworzyła usta, jednak zaraz potem zamknęła je, widząc, iż on omija ich i podchodzi do ogrodzenia. - Istne kpiny. – Prychnęła, ponownie krzyżując ramiona. – To chyba oznacza, iż sami musimy zaprowadzić się do posiadłości. – Oznajmiła, wzdychając ciężko. Zanim zdążyła ruszyć przed siebie, ujrzała zbliżających się do nich dwóch mężczyzn. Nie wyglądali na służebnych, a co więcej budzili w młodej kobiecie pewnego rodzaju niepokój. Jeden z nich miał na koszuli krew, która wyglądała na świeżą. - Świetnie, jeszcze więcej dziwolągów. – Burknęła pod nosem. Gdy jeden z nich przemówił, zamilkła. Nie zrozumiała treści dyskusji, jednak czuła, że ich obecność nie zwiastuje niczego dobrego. Cantarella pospiesznie rozejrzała się, próbując ocenić położenie w jakim się znaleźli. - Miej się na baczności. – Zwróciła się do towarzysza, mrużąc delikatnie powieki. Kiedy mężczyzna imieniem Barik swe słowa skierował ku nim, Ella posłała mu jadowity uśmiech. - Nie jesteśmy zainteresowani zabawą z wami, mamy lepsze rzeczy do roboty. – Rzekła, żywiąc drobną nadzieję, że zejdą im z drogi. Najprawdopodobniej jednak nie będą chcieli tego zrobić, toteż przygotowała się mentalnie do ewentualnej obrony. - Jeżeli chcesz od kogoś otrzymać przytulasa, to proponowałabym najpierw wyczyścić koszulę. – Dodała.
Dziwne, czy ten jegomość nie powinien do nas podejść i zaprowadzić nas do zleceniodawcy? W sumie to mi to nie przeszkadzało, przynajmniej nie musieliśmy z nim rozmawiać. Natomiast kolejne osoby, które napotkaliśmy w środku już mi tak nie przypadły do gustu. Ciekawiła mnie natomiast ta plama krwi, na koszuli tego wyższego. Gdyby to nie było związane z moją misją to bym się tym nie interesował, jednakże byliśmy w posiadłości naszego zleceniodawcy, co oznacza, że każda krew może pochodzić od niego co jest równoznaczne z brakiem zapłaty. Na co nie mogłem pozwolić. Dlatego też jestem zmuszony do rozpoczęcia konwersacji, niechętnie ale jednak. Nawiązując już do tej krwi, to może zdradzisz nam co Ci się stało, że się tam znalazła? Po spotkaniu tych dwóch stałem się bardzo wyczulony, bo w każdej chwili mogą wykręcić jakiś numer. Jestem gotowy aby każdy ich atak odeprzeć moim ostrzem.
Barik zdziwił się lekko na wasze słowa, a następnie wzrok skierował niemal natychmiast na swoją koszulę, a konkretnie na miejsce, które oblepione było ciężką, czerwoną mazią. Krwi nie było za dużo, ale mimo wszystko dość oczywiście odznaczała się na jego ciuchach, do tego stopnia, że naprawdę trzeba by się było postarać by jej nie zauważyć. I wyglądało na to, że Barik się postarał.
- O, a to się skąd tutaj wzięło? - zapytał smagając swoim palcem powierzchnię powoli schnącej na jego ubraniu krwi, tak bezpardonowo wytkniętej mu przez waszą dwójkę, a następnie wkładając swój palec do buzi - Hej, Makura, to smakuje trochę jak... trochę jak... Hej, to jest krew!? - zapytał jeszcze bardziej zdziwiony niż wcześniej. - Oczywiście, że to krew Barik - potwierdził przypuszczenia kolegi jego partner. - Czy... czy to moja krew? - ponownie, tym razem nieco naiwnie, zapytał najwyraźniej niezadowolony ze skali odpowiedzi Makury Barik. - Nie Barik, to nie twoja krew. Pamiętasz tamtych miłych ludzi przed wejściem do posiadłości? Pamiętasz prawda? Powinieneś pamiętać ludzi, których odesłałeś pośpiesznym do... domu... - - Szczerze mówiąc nie pamiętam, ale na pewno dałbym im przytulasa gdybym ich ponownie spotkał - uśmiechnął się do swojej wyobraźni kremowłosy chłopak - ...już to zrobiłeś - skwitował tylko Makura, po czym odwrócił się do was i tym razem przyjrzał się już wam nieco dokładniej, jednocześnie sięgając do kieszeni i wyjmując z niej niewielkich rozmiarów sztylet - Teraz moja kolej... - powiedział uśmiechając się w dość okropnie nienaturalny sposób, zupełnie jakby jego twarz nieprzyzwyczajona była do wykonywania tak spontanicznych gestów mimicznych oraz zaczął zbliżać się do Itaia. Po chwili jednak przystanął i spojrzał gdzieś za wasze plecy. Sztylet momentalnie powędrował z powrotem do kieszeni, czemu towarzyszyło westchnienie rozczarowania ze strony Barika.
- Witam, witam, serdecznie witam! - usłyszeliście głos, który jak okazało się po chwili należał do chwilę wcześniej przechodzącego obok was jegomościa. Najwyraźniej zakończył on swoje interesy przy bramie i teraz zamierzał zająć się w końcu wami. Prawdopodobnie kwestia priorytetów. Taka brama musi mieć swoją wartość. - A więc to wasza czwórka zgłosiła się do pomocy przy eskortowaniu przesyłki? Cudownie, cudownie! Choć mógłbym przysiąc, że otrzymaliśmy zgłoszenia od większej ilości osób... Cóż, jak to mówią, przetrwali najlepsi i do odważnych świat należy! - człowiek ten popisywał się wyjątkowo pogodnym usposobieniem, do tego stopnia, że aż trudno było uwierzyć, że przed chwilą was zwyczajnie zignorował.
- Jeśli państwo pozwolą, proszę za mną, wyjaśnię szczegóły zadania wewnątrz budynku... Chyba, że chcą państwo porozmawiać ze sobą przez chwilę? - dodał opromieniając was swoim uśmiechem do tego stopnia, że Makura musiał aż zmrużyć swoje oczy spoglądając na niego. Mężczyzna wyglądał na dość spostrzegawczego, z łatwością bowiem zrozumiał, że prowadziliście przed chwilą rozmowę. Wciąż nie mieliście pojęcia kim tak naprawdę jest ten starszy pan, ale wyglądało na to, że sprawy wreszcie zaczynały nabierać sensu. Makura posłał wam ostrzegawcze spojrzenie, zdające się wręcz być nasycone niechęcią, a Barik uśmiechnął się pod nosem mamrocząc coś o "przytulasach po zmianie ubrania", najwyraźniej słowa Cantarelli potraktował dość dosłownie. Obaj ruszyli jednak za starszym jegomościem, jakby zapominając o rozmowie przed chwilą prowadzonej między wami. Oczywiście mogliście spróbować ich zatrzymać i dokończyć waszą rozmowę, ale tamta dwójka wyraźnie nie miała na to teraz ochoty. Czyżby to obecność starszego pana podziałała na nich tak kojąco?
Cantarella
Liczba postów : 13
Dołączył/a : 03/04/2013
Temat: Re: Posiadłość Jokeone'a Sob Kwi 20 2013, 15:26
Cantarella wsłuchiwała się w rozmowę dwóch nieznajomych mężczyzn, zastanawiając się, czego oni właściwie chcą. Pozornie wesołe zachowanie jednego z nich nie pasowało jej do jego zamiarów, bowiem z dyskusji wynikało, że pozbywali się ludzi, którzy zechcieli odwiedzić posiadłość. Może byli kimś w rodzaju straży? Z drugiej jednak strony, nie wyglądali na wartowników, bardziej przypominali jej podrzędnych rozbójników. Utwierdziła się w swym przekonaniu w momencie, gdy mężczyzna imieniem Makura dobył sztyletu i skierował się ku Itaiowi. Nie myśląc wiele, przestąpiła mu drogę, zasłaniając tym samym towarzysza. Był to odruch, na który nie miała wpływu. Zanim zdążyła sięgnąć za cholewę buta, aby wydobyć nóż, rozbójnik schował broń. Zaskoczona bohaterka zastygła, przekręcając głowę delikatnie w prawo. „Ciekawe, co kombinują?” Pomyślała. Nie dane było jej długo czekać na odpowiedź, bowiem chwilę później pojawił się człowiek, którego wzięła wcześniej za kamerdynera. - Czwórka? – Powtórzyła z zaskoczeniem, zerkając na nieznajomą dwójkę, która chwilę wcześniej chciała się ich pozbyć. – Nie mówcie mi, że… - Zanim zdążyła dokończyć, elegancki jegomość potwierdził jej obawy. Mieli współpracować z ludźmi, którzy najwyraźniej pozbywali się wszystkich potencjalnych kandydatów, wyrządzając im krzywdę. - Wspaniale. – Mruknęła do towarzysza tak, że tylko on był w stanie ją usłyszeć. Musiała przyznać, że nie mówił za wiele, ale akurat to jej nie przeszkadzało. – Musimy mieć ich na oku. – Westchnęła. Dostarczycielska misja sama w sobie nie sprawiała wrażenia trudnej, jednak jeżeli oni będą im towarzyszyć, zapewne taką się stanie. - Już zdążyliśmy się poznać, więc nie ma takiej potrzeby. – Odparła z udawanym uśmiechem. Uchwyciła niechętne spojrzenie Makury. Chwilę walczyła ze sobą, by nie pokazać mu języka, jednak zdrowy rozsądek wygrał. Prychnęła, a potem udała się za mężczyznami. Mamrotanie Barika sprawiło, że dostała gęsiej skórki. Miała nadzieję, że nie wziął jej słów na poważnie. Przez całą drogę towarzyszyło jej uczucie niepokoju, a dodatkowo robiła się senna. Gdyby tylko mogła zdrzemnąć się parę minut, odzyskałaby wtedy siły. Wielu ludzi powtarzało jej, że marnuje życie na sen, ona jednak nie mogła się z tym zgodzić, bowiem wcale nie postrzegała tego, jako marnotrawstwa. - Nie mogę się doczekać, aż poznam właściciela. – Zaśmiała się sama do siebie. Odkąd przybyli na miejsce, spotkało ich tak wiele dziwnych rzeczy, że przeczuwała, iż zleceniodawca będzie wisienką na szczycie tortu osobliwości.
Itai
Liczba postów : 40
Dołączył/a : 26/01/2013
Skąd : Racibórz
Temat: Re: Posiadłość Jokeone'a Nie Kwi 21 2013, 12:39
W mgnieniu oka wszystko się wyjaśniło. Przez to, że ten koleś wyjął nóż, a jegomość opowiedział nam o innych chętnych na misję. Doszedłem do wniosku, że Ci dwaj po prostu wyeliminowali konkurencję, w sumie nie głupie dostaną więcej kasy. Chwilę szliśmy razem za jegomościem, a kiedy zapytał się o to czy nie chcielibyśmy zostać na chwilę na zewnątrz wyczułem idealną okazję. Stop, mamy jeszcze sobie kilka spraw do wyjaśnienia. Proszę na nas poczekać wewnątrz, za chwile do pana dołączymy. Kiedy już jegomość odejdzie z pola widzenia, zdejmuję Playfire z ramienia i ustawiam się w pozycji bojowej. Załatwmy to tu i teraz Domyślam się, że tamta dwójka zrozumie, że nie mam zamiaru z nimi współpracować i zakończyć to zanim dobrze się zacznie. Jestem gotowy na odparcie ataku, jeżeli ich ostrze dotknie mojej skóry, to używam Kyokusen tak aby ostrze stało się tępe i nie przecięło mojej skóry. Oczywiście jest to ostateczna forma obrony, jeżeli uniki i walka moim Ringbladem nie wystarczy i jakoś uda mu się przedrzeć przez moją obronę. Obserwuje obydwóch moich przeciwników i staram się dostrzec jakieś cechy specjalne które w jakiś sposób mogą zdradzić mi ich taktykę czy też styl walki. Czekam na ich atak.
[C] Kyokusen (z jap. wygięcie) Polega na wygięciu dowolnego przedmiotu, (np. broni) tak aby nie był zdatny do użytku. (np. wygięcie miecza, czy zaplątanie z niego supła. Działa na przedmioty niemagiczne wielkości co najwyżej miecza)
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Posiadłość Jokeone'a Nie Kwi 21 2013, 14:47
MG:
Wyglądało na to, że dwójka naszych bohaterów nie dogadała się co do jednego planu postępowania w sprawie Makury i Barika. O ile Cantarella skłonna była udać się za nimi do środka, o tyle Itai miał zdecydowanie inne wobec nich plany. Starszy jegomość kiwnął tylko głową na słowa chłopaka, a następnie otworzył drzwi, przeszedł przez nie i pozostawił je lekko uchylone - niechybny znak, że jesteście mile widziani w środku, gdy tylko... "porozmawiacie". Mężczyzna albo nie miał nic przeciwko temu byście się pomordowali albo zwyczajnie nie miał pojęcia, że poza rozmową szykuje się przed posiadłością coś zdecydowanie bardziej krwawego.
Problem w całej sytuacji polegał jednak na różnicy zdań między Itaiem a Cantarellą. Być może gdyby lepiej porozumieli się, zwłaszcza przed tym jak chłopak zaproponował Makurze i Barikowi pozostanie na zewnątrz, cała sytuacja przybrałaby nieco inny wymiar, a tak... Makura spojrzał jeno na Barika, a ten skinął głową, tak jakby potrafili się komunikować w pełni nie używając słów. Może mieli zaplanowany sposób działania w takiej sytuacji? Nie było to kompletnie jasne dla żadnego z was. Jasne było jednak, to co stało się w następnej chwili.
Cantarella, która zmierzała w kierunku w drzwi została w jeden chwili pochwycona przez jakąś ciemną, niejasną i kojarzącą się z mgłą esencję, na tyle jednak materialną by spokojnie zacisnąć się na niej i uniemożliwić jej jakikolwiek ruch. Sekundę później, ta sama esencja z dość sporą prędkością wrzuciła ją przez rozchylone drzwi do wnętrza posiadłości w sposób jak najbardziej bezpardonowy i beznamiętny. Chwilę później za esencją podążył Barik, który nie przestawał się do siebie uśmiechać, a następnie, delikatnie zamknął za sobą drzwi. Posiadłość wewnątrz wyglądała całkiem bogato. Od wejścia do budynku rozciągał się w linii prostej duży, czerwony dywan, który prowadził wprost do monumentalnych schodów, prowadzących na wyższe piętro, z którego jednak obserwować można było bez trudu wszystko co działo się niżej. Po lewej stronie od wejścia, jak i również po prawej, idealnie symetrycznie, ustawione były rzędy drzwi, po 3 dla każdej strony, wszystkie zamknięte. Idealnie na wprost od bramy, po przejściu przez schody widać było natomiast kolejną, całkiem sporą, zdobioną bramę, również póki co zamkniętą. W tym momencie, poza Barikiem, Cantarellą i starszym jegomościem, w środku znajdowały się również dwie pokojówki przy drzwiach po lewej stronie, oraz jeden służący przy dużej bramie naprzeciw głównego wejścia. Po ciemnej esencji nie było śladu, a Cantarella leżała nieco pogruchotana 2 metry od wyjścia na zewnątrz, a drogą z powrotem zagradzał jej nie kto inny, jak kolega od przytulasów, który spoglądał na nią, z, o dziwo, niewinnym i zatroskanym uśmiechem.
Itai pozostał na zewnątrz, mierząc się oko w oko z Makurą, który oparł się o drzwi wejściowe do posiadłości, skrzyżował ręce i spoglądał na chłopaka z lekkim zainteresowaniem, które okazywał niedbale poprzez przekrzywienie głowy w bok. - Słuchaj, jakkolwiek Ci tam na imię... - zaczął nieco ściszonym głosem, jakby obawiając się o to, by nikt go nie słyszał. - Mi jest wszystko jedno, naprawdę. Możemy równie dobrze zakończyć twoją egzystencję tutaj i nie będę z tego powodu płakał. Problem jest w tym, że jeśli ja zabiję Cię tutaj, albo - tu białowłosy o bladej skórze zaśmiał się -... ty mnie, w co, nawet nie wiesz jak bardzo, ale jednak wątpię... to raczej nie będzie nam dane zająć się misją. Nie sądzę, by ten cały paniczyk tutaj chciał powierzyć swoją cenną przesyłkę mordercy, wiesz? - rzucił niby bez większego znaczenia uwagę Makura, a następnie wskazał palcem na jedno z okien po lewej stronie od drzwi, z którego wychylała się twarz jakiegoś dziecka, wpatrującego się w was zaciekawieniem. Makura pomachał chłopczykowi. - Mi to wszystko jedno, jak już mówiłem, Barik i tak jest już w środku, a twoja koleżanka chyba nie zacznie rozróby wewnątrz tego budynku, prawda? Nie jest aż tak... lekkomyślna. Chyba. Więc jak będzie?- Makura spojrzał na ciebie z oczekiwaniem, oczekując twojego ruchu, odpowiedzi lub jakiejkolwiek reakcji.
Tak, bohaterowie zdecydowanie nie dogadali się, co do planu działania. Cantarella uznała, że wywołanie bójki mogłoby zadziałać na ich niekorzyść, bowiem jeżeli zleceniodawca zobaczyłby to, na pewno nie zechciałby im powierzyć czegoś ważnego. Nie zaskoczyło ją zniechęcenie Itaia, przecież tamta dwójka groziła im niedawno, jednak liczyła na trochę rozwagi z jego strony. Niestety, przeliczyła się. - Poczekaj, możemy to załatwić później, teraz… - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ jakaś ciemna, mglista esencja pochwyciła ją. Ella poczuła się przez chwilę, jakby jechała w wagoniku kolejki górskiej, pozbawionej pasów bezpieczeństwa. - Tylko mną nie rzucaj! – Zawołała, przypominając sobie, jak parę godzin temu wypadła z wozu. Tamto nie było przyjemnym przeżyciem, to również się na przyjemne nie zapowiadało. Barik jednak miał swoją wizję wprowadzenia jej do środka, dlatego kiedy tylko znalazła się na wysokości uchylonych drzwi, została przez nie brutalnie wrzucona. Jej bezwiedne szybowanie trwało zaledwie chwilę, w tym czasie jednak zdążyła zrobić pewną rzecz. Kiedy jej lekko obite ciało spoczęło na ziemi, ona westchnęła głośno. Było to westchnięcie człowieka, który zasnął.
Cantarella rozejrzała się po szarej Pustce. Zawsze twierdziła, że trochę tam ponuro, nie rozumiała, jak duchy mogą w niej przebywać bez trwogi. Z drugiej strony, czy miały jakikolwiek wybór? Raczej nie. - Problemy na froncie? – Zapytał duch talizmanu lenistwa, pojawiając się nieopodal bohaterki. – Mam wkroczyć? – Jego ektoplazmatyczne oczy zalśniły w ekscytacji. - Nic z tych rzeczy, po prostu jakiś rozbójnik gruchnął mną o ziemię. – Westchnęła, przeczesując palcami włosy. - Umarłaś?! – Zapytał z nadzieją Ace. - Nie! – Burknęła Ella, krzyżując ręce. – Ucieszyłby cię ten fakt?! – - Pewnie, wreszcie działoby się tutaj coś ciekawego. – Odparł, układając usta w podkówkę. - A nie pomyślałeś o tym, że nie mógłbyś wtedy korzystać z mojego ciała? – Zapytała wiedząc, że duchy uwielbiały czuć się żywe, nawet przez zaledwie kilka minut. - Masz rację. – Pokiwał głową. – W obawie o nasze ciało, proponuję, żebyś wróciła. – Dodał. - Chcę jeszcze chwilę odpocząć, nie zrobią nam teraz krzywdy, bo zależy im na zleceniu. – Usiadła, okręcając wokół palca loka. – Nie martw się, obudzę się w odpowiednim momencie. –
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Posiadłość Jokeone'a Nie Kwi 28 2013, 10:51
MG: @Itai:
Makura spoglądał przez jakiś czas na Ciebie zastanawiając się czy aby na pewno dobrze zrozumiałeś jego słowa i podjąłeś odpowiednią decyzję. Widać postanowił dać Ci chwilę do namysłu bo milczał przez kilka minut wraz z Tobą, pozwalając Ci przemyśleć wszelkie za i przeciw. Milczałeś jednak tak długo, że Makura widocznie uznał, że zgadzasz się z jego wytłumaczeniem i rozumiesz co powinieneś zrobić. Uśmiechnął się do ciebie na swój własny, nieco przerażający sposób, a potem wszedł przez uchylone drzwi do posiadłości. Zostałeś sam na zewnątrz budynku z praktycznie tylko jedną opcją - ruszyć za nim. Jeżeli dążyłeś do konfrontacji, teraz mogło być o to nieco trudniej.
@Cantarella:
Śpiąc niewiele jest się w stanie odnotować co do tego, co dzieje się wokół Ciebie. Ty dodatkowo zasnęłaś w pobliżu człowieka, który jeszcze jakiś czas temu obiecywał, że obdarzy Cię przytulasem, gdy tylko nadejdzie taka potrzeba. A teraz, mimo, że wciąż śniąc, poczułaś jak podnoszą Cię z ziemi czyjeś silne ręce. Cóż, czasem lepiej jest nie zasypiać.
[Itai, wybacz, ale tydzień czasu na odpis to całkiem sporo, a z tego co widzę nigdzie nie zgłaszałeś nieobecności. Akcja ruszyła dalej, ale spokojnie możesz dalej uczestniczyć w misji]
@Edit (15.05.2013): Czekam jeszcze tydzień, do przyszłego piątku i zamykam temat, a misja skończy się niepowodzeniem.
Drzwi do posiadłości Jokeone'a zamknęły się za wchodzącym do środka Makurą, a gdyby Itai miał na tyle chęci by podejść do nich i również spróbować wejść przez nie ze zdumieniem mógłby odnotować, że drzwi pozostają zamknięte. Chwilę później sfora dzikich psów pojawiła się wybiegając w szaleńczym biegu zza prawego boku domu, widocznie starając się dobrać do twojego tyłka albo jakiejkolwiek części ciała, którą łatwo byłoby pogruchotać. Nie miałeś innego wyjścia jak w podskokach i bardzo żenującym stylu uciec przed zwierzątkami, tych bowiem było zbyt dużo i walka z nimi mogła skończyć się tylko masą ran, a być może nawet śmiercią. Na dodatek przy wybieganiu przez otwartą bramę, ta zamknęła się tuż za tobą, odrywając kawałek spodni, idealnie na wysokości twojego tyłka. Tak, odchodziłeś z posiadłości jak KTOŚ! ...a przynajmniej jak ktoś zabawny.
Co działo się z Cantarellą w środku? Ktoś wie? Cóż, prawdopodobnie nikt, jako, że drzwi do posiadłości pozostały od tego momentu zamknięte, a nikt nie widział jakoby dziewczyna opuszczała to miejsce, czy to dzień czy w nocy. Być może wciąż była wewnątrz wraz z Barikiem i Makurą. Kto wie?
Misja zakończona niepowodzeniem. Cantarella, jeśli chcesz wrócić na fabułę daj mi znać na PM to obgadamy jak to zrobić, póki co pozostajesz zaginiona. Itai, nie zdziw się jeśli czasem ktoś zaśmieje się na twój widok, ponoć historia twojego gołego tyłka do dziś opowiadana jest w okolicznych gospodarstwach domowych.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.