I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Imię: Vattier Jean Charles Pseudonim: kpt. Moreau Nazwisko: de Sade Płeć: M Waga: 81 kg Wzrost: 189 cm Wiek: 23 [14 luty x779] Gildia: Grimoire Heart Miejsce umieszczenia znaku gildii: Niebieski, lewa pierś Klasa Maga: Mag klasy 0
Wygląd: Ot nasuwa się stwierdzenie, taki przyjemny nieszkodliwy koneser alkoholu. Z jego niebieskich oczu, choć pooranych alkoholowymi przekrwieniami, zwyczajnie dobrze patrzy. I jeszcze ten pogodny uśmiech ust wąskich, tchnący swobodą jakąś, jest tak przyjemny dla obserwatora, iż sprawia, że od razu lepiej mu się robi na duszy, tak jakby cała wiara w dobro ludzkości mogłaby być nagle dzięki temu jednemu gestowi odzyskana. W tej twarzy z pozoru wymizerowanej ekscesami hedonizmu, każdy, kto przyjrzy się uważniej znajdzie ducha pogodę i obiecującego kompana, gdy tylko pozwolić jej kącikom warg powędrować do góry a oczom przyjemnie się zmarszczyć, jak to ma miejsce przy prawdziwej radości. Bladobrązowe włosy rozchełstane we wszystkie strony we wszystkie strony, w ogóle nie burzą obietnicy dobroci zawartej w tym człowieku, czasami można odnieść wrażenie, że wręcz go dopełniają. Widać, że to ktoś, dla kogo prezencja zewnętrzna nie bardzo się liczy i każdego potraktuje, jak równego sobie, czy to niskiego, czy grubego, czy dziwkę portową, czy też damę. Można, by pomyśleć, że wzrost stanowi swoistą bliznę na białym ciele, bo przecież, to nieprzyjemne, gdy ktoś patrzy na nas z góry. Nic bardziej mylnego, jeden serdeczny gest, jak położenie ciężkiej dłoni na ramieniu i uśmiech pogodny starczy, by zniwelować to uczucie przykre i dodać otuchy. No i jeszcze ten mundur – niebieski. Niebieski, jest przecież kolorem zaufania i odzienie służbowe samo w sobie, też budzi, jakiś respekt podświadomy w człowieku. Nic jedynie przygarnąć takiego do serduszka.
Charakter: Istnieje stare ludowe porzekadło, że pozory bywają często mylące. Osobnik ten jest żywym i jaskrawym najbardziej tego przykładem. Pozornie przyjemna aparycja ukrywa człowieka pozbawionego najzwyklejszej ludzkiej moralności, za to kierującego się, jakimś własnym kodeksem wydumanym. Te oczy, które zadają się nie wyglądać poza kolorowy świat napojów wyskokowych w rzeczywistości bacznie obserwują rzeczywistość i przesyłają synaptyczne sygnały do tego głównego ludzkiego organu, gdzie są obrabiane i kategoryzowane, by służyć, jak najlepiej. Oczywiście nie dobru ogólnemu a jego posiadaczowi. Ktoś nieznający tego oto tego społecznego pokraki, może sobie pomyśleć, że naprawdę czerpie on radość z życia. Nie pomyli się, co prawda, ale jest to stwierdzenie, tak bliskie prawdzie, jak piernik wiatrakowi, mają tyle samo liter. Nic więcej. Bo owszem rzeczy cieszą tego człowieka cieszą, ale nie jest to nic więcej, jak tylko łza dla cieniów minionych. Dla tego najbardziej wyuzdanego z hedonistów, to jak tysięczny papieros dla nałogowego palacza, nigdy nie smakuje tak samo, niczym ten pierwszy. Toteż w ostatecznej syntezie zyskujemy człowieka niby czerpiącego przyjemność z powziętych działań a jednocześnie znudzonego i zblazowanego do szczętu. Nie róbcie sobie nic moi Drodzy z tych manier wyszukanych, jeśli nie czyni tak dla tego, że w ten sposób, go wychowano, to będzie to robił dla własnej korzyści. Nawet się nie obejrzycie, gdy miłe słówka staną się zawoalowanym kpiącym szantażem a miłe przemiły uśmiech nagle nasączy się jadem cynizmu. Możecie tego nie dostrzec. Trudno dostrzega się takie rzeczy, ale klnę się grób mojego Pana Dziadka, że tak właśnie jest. Mimo tego, że w bracie moim, dawno już umarło wszystko, co przyzwoite, jest w ludziach, jakiś ogarek z jego życia dawnego, gdy był jeszcze żołnierzem Seven pozostał. Wykazuje on niebywałą lojalność, jak na tak skończoną szumowinę, ale tylko osobą, do których, jak sam uważa przynależy, które sam sobie ceni. Strzeżcie się wszystkiego, co wam obieca, bo mogą być to słowa węża, owiniętego wokół gałęzi jabłoni. Gotowego. Gotowego, by ukąsić. Mogą, ale nie muszą i to jest najstraszniejsze.
Historia: Lubisz takie historie, nieprawdaż moja Droga? Jedną taką mogę Ci opowiedzieć i to szczególna historia. Napij się proszę wina Panienko. Specjalnie zlazłem połowę miasta żeby zdobyć je dla Ciebie. Otóż właśnie, to nie kolejne wino z drogiej winnicy, ale takie własnego rękodzieła, wyprodukowane przez pewnego staruszka, którego po poszukiwaniach siermiężnych znalazłem. Oferowałem mu za to siedem dziesiątych rozkoszy dość sporą sumkę, ale on powiedział tylko, że dla braci żołnierzy wszystko, bo sam kiedyś zaznał wojskowego żywota i dał mi za darmo. He he he zupełnie tak, jakbym się w ciągu tej mojej egzystencji robaczej nawojował tak strasznie i walczył tyle razy narażając swój żywot własny na szwank ostateczny. Co? Ja? Nie dziękuję najdroższa. Zostawię całe tylko tobie. Wiem, że od dawna takiego pragnęłaś. Ja zupełnie nie przepadam za winami, gin to jest, jedyna rzecz, która jest mi potrzebna, ale rączkę twoją ślicznie porcelanową ucałuję z przyjemnością. Tak Panienko Wiktorio, historie są, jak takie wina domowe, bo czym świeższe tym więcej w nich prawdy. Później te wszystkie smaczki produkcji odpływają gdzieś w niebyt starczego wysublimowania i ich prawdziwa natura się zaciera. Ta jest na szczęście całkiem świeża, obejmuje przecież mój znowu nie, tak długi żywot. Toteż rozkoszuj się proszę tą nutą zbyt krótkiego leżakowania i drobinek osadu, które przedostały się w sposób przypadkowy. Warto zacząć od mojej matki. Była magiem, ale nie takim, co realizuje zlecenia. Podróżowała i starała się wykorzystać swój talent żeby pomagać ludziom. Jest z niej całkiem dobra uzdrowicielka, toteż podróżowała sobie od wioski do wioski i starała się uczynić żywot plebejuszy, choć trochę bardziej znośnym. Nie da się ukryć, że rycie całe życie na poletku, czy katorżnicza praca w kopalni nie może być przyjemna, ale staje się o wiele bardziej nie znośna, gdy cierpi się przy okazji na podagrę. Miała misję, jak to się mówi, ale coś jej się szybko ta misja znudziła, bo gdy tylko poznała mego Pana Ojca – przyszłego Markiza de Sade, jakoś już, tak nie było jej spiesznie do prostaczków. Nawdychała się miazmatów luksusu, jak od dziecka wdychamy je my, szlachetnie urodzeni. Mój Pan Ojciec, zasługujący już wtedy, na jakąś nagrodę w stylu hedonista roku, chyba na swoje własne szczęście stracił dla niej głowę. Cóż na pewno na szczęście moje i mojej siostry, bo trudno byłoby nam wyrosnąć z nasienia posianego na brzuszek, jakiejś arystokratki równie pięknej, co przypadkowej. Spotkanie to sprawiło, że zaczął zbierać wymiociny swego życia na jakieś jedno miejsce tak, by nie plamiły szlachetnej posadzki naszego rodu. Charles de Sade, mój Pan Dziadek sytuację tą przyjmował, jak to się mówi, z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony to, iż syn jego rodzony przestał trwonić rodzinny majątek w sposób zatrważający było istną harmonią dźwięków dla jego uszu a znowu z drugiej fakt, że jego następca, którego tak można korzystnie wydać za mąż obnosi się z jakąś przybłędą brzmiało, jak kwintet pijanych skrzypków z trzeźwym organistą na spółkę. Ach była persona z tego mojego Pana Dziadka. Dobre imię rodziny zawsze najważniejsze… A każdy grosz liczył, jakby w przyszłości miałby mu tych monetek braknąć i musiałby się udać na żebrać o kawalątek chlebka. Wystawiłby rachunek własnej matce, za to, że mogła urodzić tak wspaniałego człowieka, jak on. Niefartownie zmarła zanim do perfekcji doprowadził liczenie finansów. Toteż wyobraź sobie, co się działo, jak moi rodzice oświadczyli, że się pobierają. Musiał biedny apopleksji dostać a podobnież jeszcze przez pół roku nie odzywał się później do nikogo w domu, tylko na służbę warczał, niby jakiś pies łańcuchowy. Tyle jego, co się pogniewał, bo o ile sąsiedzi i podwładni a czasem król młody nawet, traktowali słowo Charlesa, jak jakiś imperatyw ostateczny, to syn jego własny nie bardzo. Bo cóż też mógł zrobić swojemu jedynemu dziedzicowi. Wystarczy, że Tatko mój zrzekłby się majątku i już całe misterne plany o wielkości rodu zostałby zalane gnojówką niebytu. Plebsem mój szanowny Dziad zawsze gardził i gnojówka nierozerwalnie, jest z tą warstwą związana, toteż do sytuacji takiej dopuścić nie mógł i pozwalał swojemu pierworodnemu na wszelakie brewerie z tą najbardziej szaloną – znaczy się pomysłem ożenku – włącznie. Wręcz kipiąc złością słabo tajną przetrwał te dantejskie sceny, jakim było w jego mniemaniu to huczne tygodniowe wesele, co za nie zapłacił z własnej kiesy rażąc przy tym organizatorów gromami lodowatego spojrzenia. Poprawiło mu się dopiero, gdy ja przyszedłem na świat. Tu się opłaciły wszystkie cierpienia i wydatki mordercze. Bo nie mogąc wychować syna wedle swojego uznania, umyślił sobie wychować porządnie wnuka – porządnie znaczy się wedle swego jedyne słusznego mniemania… Oj przewróciłby się w grobie, stary dobry Charles, gdyby zobaczył, co się teraz dzieje. Nic złego tak naprawdę mi w życiu nie zrobił, więc mam nadzieję, że tego po prostu nie widzi. Dziadek umyślił sobie, że skoro wojsko zrobiło z niego mężczyznę, to zrobi i ze mnie, toteż pisany był mi chyba ten los odkąd się urodziłem. Opowiadał mi o swoich egzaltowanych czynach a mojej siostrze mówił, żeby sobie poszła coś pohaftować, bo to niepomiernie ważne dla kobiet. Tak właściwie, jak o tym pomyślę, to chyba nawet nie pamiętał, kiedy się urodziła. Ja zaś zupełnie odwrotnie kochałem swoją małą siostrzyczkę i chyba kocham ją na dal, choć podejrzewam, iż sztylet wbity prosto w oko, jest aktualnie jedynym afektem, jakim jest mnie w stanie obdarzyć. Bo widzisz ona chyba zawsze uważnie słuchała tego jego ględzenia o spuściźnie i wielkości rodziny, et cetera et cetera i wzięła to sobie wszystko bardzo na poważnie do swojego dziewczęcego serduszka. Jednak trochę się zagalopowałem. Bo przecież w dobrej historii wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Napijesz się jeszcze? O tak! Z rozkoszą moja najdroższa jeszcze ci naleję. Z siostrą spędzałem zawsze bardzo wiele czasu, przynajmniej do czasu, gdy zostałem zwolniony od drakońskiej szkolnej ustawy wprowadzanej przez belfrów dziadkowych, Chciał nam po prostu zapewnić gruntowne wykształcenie. Matka też przykładała do tego swoją kobiecą dłoń pokazując nam, jak wygląda etykieta, muzyka, sztuka, poezja i przede wszystkim jej fach magia. Ja się tym średnio interesowałem, ale uczyłem się pilnie tego wszystkiego, bo cóż nie chciałem sprawić jej zawodu. Moja siostra była w tym lepsza, w ogóle do wszystkiego przykładała się bardziej niż ja. Wolny czas spędzaliśmy razem z matką, na zajęciach, o których już wspomniałem, albo bawiliśmy się z psami. Mieliśmy charty. Widziałaś kiedyś prawdziwego charta Kochanie? To piękne majestatyczne psy, w szczególności, gdy biegną. Nie marnotrawmy jednak czasu, gdyż czas, jak rzeka, bieży nieubłaganie. Pora jest zaiste późna i już niewiele nam go zostało. Gdzieś te wszystkie szczęśliwe wspomnienia dzieciństwa zatarły się w mętnych odmętach niepamięci. Stało się tak, gdy już niedługo, po tym wysłano mnie w wieku 16 lat do Akademii Wojskowej Seven, by tam wykształcić mnie na oficera. Przez parę lat faktycznie udawało mi się być grzecznym studencikiem i rzuciwszy się w wir nauki starałem się pojmować, jak najwięcej wiedzy. Wracałem do domu chwaląc się zdobytymi wynikami a później znowu rzucałem się w wir obowiązków. Co? Nie, nie Kochana… My młodzi dobrze urodzeni, nie mieliśmy czołgać się po okopach. Masz poczucie humoru… Ha ha ha już widzę tych wszystkich paniczyków tytłających się w błocie. Nam pisane były cele znacznie bardziej górnolotne, praca w sztabie na ten przykład. Na nieszczęście tej łajby, co się zwie ojczyzną, bo powierzenie niektórym moim kompanom od kielicha stada spasionych tuczników, było zadaniem, które w sposób iście geometryczny przerastało ich kompetencje. Lecz znów odbiegłem od tematu. Choć niezbyt, bo o nabywanym doświadczeniu będzie tu mowa. Za pewne wiesz moja droga, że człowiek odsunięty od troskliwej matczynej piersi i taki, który wydostał się po za zasięg karzącej ręki rodziciela… Hmm, choć, co do mojego Pana Ojca nie jest zbyt adekwatne, bo zawsze uważał, że dzieciom można pozwalać na wszystko a one już się same wychowają na własnych błędach, lepiej w tym czasie napić się winka i przyrżnąć pokerka ze znajomkami. Nie poszła w las ta ojcowa nauka, bo gdy rzadziej zacząłem odwiedzać rodzinne gniazdo odkryłem, że faktycznie dobrze się jest od czasu do czasu dobrze rozerwać. Uczyłem się nadal dobrze i byłem się nie chwaląc jednym z niewielu, których umiejętności, jakoś uzasadniały bytność w akademii, ale gdy tylko wypadł z rąk ciężar podręczników generała de Novembre, które kształciły nasze umysły pod kontem kryptografii… To się zaczynały orgie pijackie. I co tu dużo mówić, niczym mój Pan ojciec strasznie się w tym rozmiłowałem. Ach to wspaniałe uczucie, gdy jedną rękę trzymasz na kobiecym udzie a drugą popychasz swe pieniądze na zatracenie, bo w ręce masz marną parę. To było życie. Jeszcze dobrze nie zdążył mi z powiek spłynąć czar czerwonych zasłon domu rozpusty a tu spadło lat dwadzieścia jeden na kark i przyszedł koniec edukacji i czekała nas praca, którą wykonywać raz lepiej, raz gorzej. Nie przeszkodziło mi to wcale przepijać wolnego czasu, powiem więcej, czyniłem tak dwójnasób w lęku, że już niedługo zakwaterują mnie w jakimś pałacu leśnym, gdzie szyszki będą wbijać mi się w lędźwie a woda stanie się najbardziej z wyskokowym z mych napojów. Tak się jednak nie stało, bo przydzielono mnie akurat do pułkownik de Melistoqe, której odziały kwaterowały się w mieście opodal stolicy. Toteż dalej mogłem wieść nocny żywot hulaszczy a w dzień planować wraz ze sztabem mej przełożonej manewry. Lubiła mnie Pani pułkownik, nie raz przymykała oko na to, że wyglądam rano, jakbym zwiedził wszystkie karczmy w mieście. I ja też żywiłem do niej głęboki szacunek, bo ona nie tylko widziała we mnie kogoś na kształt ucznia, ale też poznała z ludźmi, których słowa miały sporą wagę. Właśnie wtedy, jak mi się zdaje o moim życiu zaczęła decydować seria pewnych nieszczęśliwych przypadków. Wszystko zaczęło się na tej paradzie z okazji Święta Wojska, gdy już sobie przemierzyliśmy ulice stolicy krokiem defiladowym, wszyscy zatrzymaliśmy się na placu Sprawiedliwości. Swoją drogą to śmieszny widok, jak Ci wszyscy niedouczeni oficerkowie mężnie prężą swoje klaty pokazując, jacy to z nich żołdacy na schwał, jednak, jakby ich obedrzeć z tych szat niebieskich, nagle okazywali się zwykłymi różowymi ludkami, nieumiejącymi dobrze opanować sfory rozbrykanych szczeniaków. Stroniąc od tego towarzystwa popijałem sobie na tym placu piersiówkę z pewnym starszym lejtnantem. Humor miałem wyborny, bo już padła komenda spocznij, już się trochę nieładu porobiło i każdy czekał, jeno przemówienia książęcego i balu po nim. Tylko był mały szczegół kosmaty, co mi przeszkadzał. Jakiś piesek się do mnie przyszwendał i uczynił sobie z mojej nogi swoisty obiekt upodobania. Znosiłem to cierpliwie przez, czas jakiś, ale wreszcie mając dość nagabywania postanowiłem nauczyć psiaka żołnierskiego moresu poprzez bliższe zapoznanie go z kwestią twardości oficerskich butów. Przyjął lekcję z iście rozdzierającym zawodzeniem a ja zdałem sobie sprawę, iż popełniłem błąd straszliwy. Ten o to szczur przez nazbyt wielu mylnie przypisywany do rodziny psowatych okazał się być – o zgrozo – pupilem marszałka Duvall. Ten zobaczywszy, jaki los zgotowałem, jego chyba jedynemu prawdziwemu przyjacielowi, wpierw spurpurowiał, jakby zaraz, jakiś bliżej nieokreślony kardiologiczny problem miał mnie wyprawić na tamten świat a później zrugał, mnie słowami bardzo niepasującymi do osoby jego urodzenia. Dobrze, że Pani Pułkownik się za mną ujęła, bo pewnie kazałby mnie oćwiczyć tam na miejscu przy wszystkich. Po wszystkim pomyślałem sobie, że limit przykrości na dzień dzisiejszy się wyczerpał i dalej będzie tylko lepiej. Byłem niestety w błędzie. Na balu, jak to na balu, trochę się potańczyło, trochę wychyliło trunku, tak żeby świat był bardziej kolorowy. W stanie już sporawego upojenia zapoznałem pewną Panienkę, urocza, choć niezwykle nudna na dłuższą metę. Tylko, jakoś tak się nieszczęśliwe złożyło, że zdradziła mi fakt, iż nazywa się Duvall dopiero po tym, jak wsadziłem jej rękę w gorset i jeszcze inną część ciała gdzie indziej. Oczywiście myślała, że teraz weźmiemy ślub i będziemy razem wychowywać gromadkę bachorów, ale w kilku słowach sprawiłem, że wizja ta prysnęła niczym sen, jakiś złoty. Zapamiętała mi to bardzo dobrze i nie omieszkała wspomnieć ojczulkowi po paru dniach, jak to podły de Sade ją wykorzystał do zaspokojenia swej chuci wszetecznej. Gdybyśmy wtedy już nie byli oddelegowani do pewnego przygranicznego miasteczka, gdzie zaczęły się, jakieś rozruchy buntownicze, to pewnie już bym dyndał na drzewie w marszałkowym ogrodzie, jako swoista ozdoba, dopóki nie rozdziobałby mnie kruki i wrony. Na szczęście złożyło się, tak jak złożyło i byłem gdzie indziej już w gotowości bojowej. Nie zapowiadało się żeby doszło do jatki, ot zwykły motłoch protestujący, bo jakiś tam dekret im się nie podobał. Zbyć można było to machnięciem ręki, bo w razie potrzeby z łatwością byśmy ich pognali solidnym żołdackim buciorem. Sytuacje mają to do siebie, że lubią się komplikować i było, tak i tym razem. Rychło okazało się, że władza powzięła postanowienie, że wyślą kogoś z rodziny, jaśnie nam panujących żeby uspokoić sytuację w sposób delikatniejszy a my mieliśmy dopilnować, by Duchessie młodej nic się nie stało. Zrobiło się z tego utrapienie, bo choć Duchessa Moniqe była z Miłościwie nam panującymi dość daleko spokrewniona, to jednak krew nie woda i Pani Pułkownik na zmianę musztrowała nas po równo i chowała się popalając w ukryciu papieroska za papieroskiem. Nikt, by jej słowa nie powiedział, bo wszyscy uwielbialiśmy ją, jak się uwielbia dobrego dowódcę, ale ona twierdziła, iż damie ogólnie to nie przystoi. Wszystko w porządku Kochana? Gorąco Ci? To pewnie od tego wina, co, jak co jest ono trochę mocniejsze od tych leżakowanych po sto lat. Niedługo Ci przejdzie. Eskortowaliśmy młodą Duchessę, na orędzie, które miało być remedium na wszelakie perturbacje społeczne. Cóż tu rzec, tłum jest głupi w tłumie i nie dostrzegając cudowności tego rozwiązania zdecydował, że lepszym sposobem na życiowe niewygody będzie obrzucać Duchessę Moniqe kamieniami. Dziwnym szczęściem stałem akurat obok niej i w przypływie, jakiegoś zdziecinniałego heroizmu, skoro tylko pierwsze płody matki ziemi świsnęły w powietrzu, rzuciłem się, by osłonić ją własnym ciałem od niechybnego losu pierwszej lepszej ladacznicy. Szkoda tylko, że nie wiele więcej pamiętam, bo przy tej całej odwadze, tak wyrżnąłem w łeb, że odpłynąłem w niebyt omdlenia. Po przebudzeniu wiele rzeczy się zmieniło, przede wszystkim, to, że Moniqe w nagrodę za mój czyn do obrzydzenia szlachetny mianowała mnie swym obrońcą, do czego miała prawo wedle, jakiejś starej tradycji, która jeszcze istnie, głównie dla tego, że jeszcze istnieje. Pusty śmiech mnie brał na to wszystko, bo jakoś banalne zdawało mi się łażenie za swoją damą krok w krok i wieczna obrona jej czci, ale zgodziłem się, bo była tak nieziemsko śliczna, istna róża na tym zwalisku kompostu zwanym Erthland, Nikt, kto choć miał trochę poczucia estetyki w duszy nie mógł przejść obok niej nie zachwyciwszy się, w znacznej opozycji do Ciebie muszę zaznaczyć. Och zachowaj oburzenie, na to jak skończę, pewnie z chęcią byś mnie teraz spoliczkowała, ale masz już problemy z motoryką… Posiedź grzecznie i poczekaj, aż skończę Decyzja ta wprawiła całe dowództwo nie lada osłupienie. Rwali sobie moi przełożeni włosy z głowy zdając sobie pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść. Jakiś młodszy lejtnant pokerzysta nałogowy ma pilnować króla krewnej? No jak to? Ostatecznie awansowali mnie o dwa stopnie, tak żeby to, jakoś wyglądało, bo wszystko już wszystko toczyło się tak oficjalną lawiną, że próbując ją zatrzymać można było ulec zmiażdżeniu, co najwyżej. Tak właśnie zostałem kapitanem, ale już wtedy pokery nałogowe nie były mi w głowie. Zakochałem się, jak ten pierwszy lepszy gówniarz, w sposób w ogóle nielicujący do dwudziestu dwu letniego mężczyzny. Już tylko to mi sprawiało radość, że mogłem snuć się za nią krok w krok i zdałem odrzuciwszy precz wszystkie zgubne nałogi poprzedniego życia i zrobiłem to tylko po to żeby się jej przypodobać. Zdałem sobie sprawę z tego, że mogę być bardziej szczęśliwy dopiero wtedy, gdy się dowiedziałem, iż i ona odwzajemnia moje uczucie. Na wieść o tak świetlanej przyszłości mój Pan Dziadek, aż zacierał ręce. To teraz dopiero rzeką złotą popłynie mamona i wpływy do kiesy rodu de Sade. Precjozów tych się jednak nie doczekał, bo dwa dni później poślizgnął się na schodach i roztrzaskał sobie czaszkę na pół. I tak, by pewnie osunąłby się z tego ziemskiego padłu na wieść o tym, co zdarzyło się później. Serce pękłoby mu, gdyby się dowiedział, że żadna złota rzeczka, jednak nie popłynie. Po pogrzebie nieco zasępiony żyłem sobie własnym życiem. To ona była moim słońcem, które odganiało chłód straty, jak się okazało, tak ważnej dla mnie persony, jaką był Markiz Charles de Sade. To, jakieś głupie na swój romantyczny sposób, ale dla mnie nasze uczucie, było lekiem na przykrości egzystencji. Dawno już zapomniałem o Marszałku Duvall, ale on jakimś trafem dziwnym cały czas pamiętał o mnie. Przekonałem się o tym boleśnie, gdy nocą ciemną wywlekli mnie od mej ukochanej z naszego wspólnego łoża. Później siedząc w ciemnej wilgotnej celi miałem wiele czasu na uzmysłowienie sobie, że to on, jest tak naprawdę odpowiedzialny za rzeczy stan obecny. Potwierdziło się to po wizycie smutnych panów, którzy to przerwali po długim czasie moją przykrą samotność i zaczęli opowiadać mi rzeczy, których, jak mi się zdawało stworzyć nie można było. Usłyszałem o podłym zamachu, który sam szykowałem za pieniądze z obcych krajów. O tym jak złamałem przysięgę i splamiłem honor mojej rodziny, jakby po tych wszystkich pijackich breweriach mojego Pana Ojca, coś z niego jeszcze zostało. Plwałem sobie na to śliną gęstą, dopóki nie przyszedł list, który jasno mówił: „ukochany, nie chciałam, ale musiałam”. Mam go jeszcze ot tu. Zdrada ta, choć nie zostawiając śladu na ciele odcisnęła zraniła mnie tak strasznie, jak żadna broń nie umie. Popadłem w jakąś dziwną umysłową malignę i przeleżałem otępiały, nie wiem ile czasu. Ocknąłem się po prawdzie dopiero, gdy wywlekano mnie z celi na egzekucję, jak mniemałem w cichej radości ducha. Przeznaczenie, jednak okazało się okrutniejsze, bo wylądowałem w zamkniętym powozie wraz z Panią pułkownik, która wcisnęła mi w dłonie mundur i te oto fałszywe papiery, które świadczą, iż jestem kapitanem w stanie spoczynku. Darowała mi też trochę grosza bym miał, za co żyć, albo bardziej pić, później pożegnała się i w żołnierskich słowach przyznała, że nie potrafiła znieść niesprawiedliwości, która mnie spotkała. Później wywieźli mnie za granicę. Prze czas, jakiś po prostu się upijałem, ale w końcu, gdy monetki się skończyły trzeba było szukać okazji do zarobku. Wtedy też sobie przypomniałem o tych wszystkich sztuczkach magicznych, które pokazała mi matka i zacząłem robić z nich użytek najmując się dla różnych grup złej prominencji. Zdradzałem takowe nie jednokrotnie, tylko po to żeby mieć z tego, jakąś korzyść. Bo widzisz i po tym, jak ona nazwała mnie zdrajcą przestałem mieć przed tym, jakieś opory, w jakiś sposób uczyła mnie tym, jak mnie opisała w swych zeznaniach, a czego nie omieszkała pominąć w swym liście podkreślając, jak bardzo tego żałuje. Ja też żałuję, że to zrobiła, żałuję do tej pory. Nie uznawałem nic, czemu mógłbym być wierny, aż wreszcie pośród tych wagabundów i zaprowadził mnie na pokład pewnego sterowca. Dopiero tam miesiąc temu zdałem sobie sprawę, że bycie wiernemu samemu sobie, pomimo tego, kim się stałem, muszę być wierny jeszcze czemuś, jak byłem wierny armii, jak byłem wierny jej. No cóż, czas się zbierać. Strasznie się pocisz prawda? Podobnież to normalne, choć sam muszę przyznać nie wyznaję się na truciźnie. Za to osoba, od której ją otrzymałem wie o tym sporo więcej niż, co nie, co i mówiła mi, że tak właśnie będzie. Widzisz kolory o wiele jaskrawsze prawda? Ten specyfik właśnie dla tego nazywają Barwami Zmierzchu. Nie pozostawia po sobie żadnych śladów, tak jak żaden ślad nie pozostał po naszej potajemnej schadzce. Miło było komuś wreszcie trochę o sobie opowiedzieć, to znaczna ulga, całe szczęście nie muszę się martwić, że opowiesz tę powiastkę, którejś swojej błyskotliwej przyjaciółce… Błyskotliwej, to oczywiście ironia, której nie pojmiesz, bo jesteś ich warta moja Droga. Być może dzięki nim moja siostra wpadnie na mój trop, bo z tego, co wiem od jakiegoś czasu szuka mnie dość intensywnie, ale cóż mi to, Kiedyś będziemy musieli się spotkać. Tymczasem żegnaj Ty moja pokraczna istoto i tak okłamałem i prócz tego, co Ci opowiedziałem kłamałem odnośnie wszystkiego, byś uwierzyła, że chcę zdobyć Twoje serduszko, jestem po prostu odpowiednim człowiekiem do tego rodzaju prac. W kwestii mojego nazwiska, jak już pewnie nawet ktoś na Twoim poziomie intelektualnym się zorientował, też cię okłamałem. Nie nazywam się kapitan Moreau. Jestem Vattier Jean Charles de Sade i przesyłam właśnie twemu Panu Ojcu pozdrowienie, od Grimoire Heart, z którego miał czelność szydzić. Au revoir Mademoiselle.
Umiejętności fabularne: Etykieta – niezbędna do obracania się w wyższych sferach. Trzeba wiedzieć, jak się ukłonić, jak utytułować i wreszcie, jakim sztućcem, co się je. Ogólna idea tej umiejętności, jest raczej zrozumiała.
Znawca sztuki – trzeba trochę z nią obcować, żeby umieć ją ocenić. Który wierszyk jest ładny a który jest gniotem? Ten obraz można powiesić w galerii, czy może raczej warto go przeznaczyć na opał? Czy występujący w Le Mode kwartet smyczkowy dobrze przykrywa do kotleta, czy może powoduje torsje? Człowiek taki nie tylko potrafi ocenić poziom tych rzeczy, ale też fachowo je nazwać.
Kryptografia – jeśli ktoś nie należy do grona wtórnych analfabetów odczytanie listu nie powinno mu sprawić większych trudności. A co jeśli zapisać go w sposób taki, którego odczytanie warunkuje posiadanie odpowiedniego klucza? Przeczytanie czegoś takiego jest trochę trudniejsze.
Zablokowane: Treser, Mistrz trucizn, Samotny wilk, Regeneracja, W czepku urodzony, Prekognicja
Ekwipunek: stary wymięty list, papierosy dobrej marki w miękkim opakowaniu, stalowa piersiówka z burbonem, szpada, sztylet za pasem, benzynowa zapalniczka
Rodzaj Magii: Neuromancer
U podstawy tej magii leży jej wersja wcześniejsza opracowana przez Anne de Sade. W pierwotnym założeniu za pomocą energii magicznej miała wpływać na organizm, tak by pobudzać szybszą regenerację tkanek, wytwarzaniem przeciwciał i wszystkie te inne rzeczy, które miały za zadanie wyprowadzić ludzki organizm, z jakiejś godnej pożałowania dysfunkcji. Rzecz równie skuteczna, co wymagająca nieludzkiego wysiłku woli, jak i sporawych pokładów magicznych. Neuromacja, jest jej zmodyfikowaną wersją dostosowaną do innych potrzeb. U podstawy nadal leży idea wpływania za pomocą energii magicznej na jego funkcjonowanie, jednak w celu tymczasowego wzmocnienia go (aspekt Vitality) lub też wręcz przeciwnie osłabienia (Aflliction). Jej cechą charakterystyczną jest, to, iż jako sama energia, jest niezbyt widoczna i najczęściej, jedynym sygnałem dla osoby trzeciej, rzucanego zaklęcia, jest wypowiedziana, jego nazwa lub formuła. Działa jedynie na tkanki w pewnym sensie żywe, zamiana ciała w wodę lub jakiś rodzaj energii zawiesza działanie jej właściwości lub zaklęć.
Pasywne Właściwości Magii Aflliction: Twithing hands – jak sama nazwa wskazuje powoduje u danej jednej jednostki drżenie dłoni. Jeśli chwyt jest solidny nie stanowi to przeszkody, jednak o wykonywaniu precyzyjnych czynności można zapomnieć. Działa na okres jednego postu, jeśli dotknie się bezpośrednio ręki przez dwa posty, ale można wykorzystać to tylko raz na jakiś czas.
Vitality: Touch of peace – posiada działanie odwrotne od poprzednika. Po dotknięciu uspakaja drżenie ciała wywołane, jakimkolwiek czynnikiem np. zimnem. Nie znaczy, to, że obiekt zimna nie czuje, po prostu nie drży. Powstrzymuje drżenie na okres 1 rundy.
Vitality: Painkiller – właściwość z której może skorzystać tylko użytkownik magii. Na okres czasu jednego postu odcina sygnały bólowe płynące do mózgu. Podobnie, jak powyżej, jest to jedynie tymczasowa eliminacja objawu a nie samej przyczyny, toteż nadmierne szafowanie tą właściwością powoduje najczęściej jeszcze silniejsze uszkodzenia.
Aflliction: Mentally blind – chwilo zmniejsza możliwość logicznego myślenia u rozmówcy. Jednak argumentacja mająca na celu przekonania go muszą być nadal logiczne i trzymać się ogólnego obrazu świata. Nie da się komuś wmówić, że świnie latają. Traktowane jest, jakby użytkownik wobec zaklętego posiadał 0,1 retoryki.
Aflliction: Danger - wywołuje u blisko stojącej osoby nieznaczny dyskomfort na okres jednego postu.
Vitality: Clear vision – w sytuacji wolnej od zagrożenia pomaga celowi wejść w stan skupienia i dostrzegać zależności między niektórymi faktami. Szczególnie tymi, jasno wyłożonymi. O cudach jednak mowy tu nie ma, nie nauczy się chorego na dyskalkulię robić rachunków różniczkowych, ale pozwala lepiej zrozumieć dobrze wyłożony punkt widzenia. Traktowany, jako krótki buff do inteligencji o wartości 0,1.
Aflliction: Stomach ache - wywołuje u ofiary niedyspozycje żołądkową, która sprawia wrażenie, która sprawia wrażenie prowadzącej do wymiotów. Nie mniej jest to tylko wrażenie, bo samych torsji nie powoduje. Zasięg 1 m, postacie z Kontrolą 1 mogą zrozumieć, że są pod wpływem magii.
Zaklęcia:
Word of mayhem: Painful silence [c] – powoduje u ofiary nagły i bolesny skurcz języka i mięśni szczęki, co skutecznie uniemożliwia jej wydawanie dźwięków. Działa przez dwa posty o ile rzucający znajduje się w odległości 15 metrów od celu.
Word of meyham: Awkwordness [c] – zaklęcie z rodzaju debuff. Zmniejsza szybkość danej osoby o 1/3. Działa jeśli postać w momencie rzucenia zaklęcia znajdowała się w odległości 15 m.
Word of mayhem: Blurred Vision [c] – zaklęcie debuff. Powoduje nagłe osłabienie wzroku zdebuffowanego. Zmniejsza to jego celność przy wszelakich próbach ataku dystansowego o 1/3. Działa jeśli w momencie rzucenia zaklęcia cel znajdował się w odległości 15 m.
Word of life: Synaptic speed [c] – poprawia wydolność ruchową, w konsekwencji czego szybkość wzrasta o 1/3, jeśli w momencie rzucenia czaru ta osoba znajdowała się w odległości 15 m.
World of mayhem: Mind Fly [d] – dekoncentruje przeciwnika, przy tym nieznacznie utrudnia mu to ułożenie taktyki walki. Zasięg 5 m, działa przez jedną rundę, później nie można użyć go na tej samej osobie przez trzy posty.
Ostatnio zmieniony przez Moreau dnia Nie Mar 18 2018, 23:45, w całości zmieniany 6 razy
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: kpt. Moreau Wto Mar 13 2018, 21:54
WIPuję.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: kpt. Moreau Nie Mar 18 2018, 19:16
Część Opisowa jest ok.
Umiejętności fabularne są ok.
Umiejętności - ok.
EQ -
Magia - skupisz się głównie na buffach i debuffach. PWM - PWM masz generalnie za silne. PWM to coś pokroju bazy, na której mogą rosnąć silniejsze zaklęcia lub też niewinnych sztuczek, które choć mogą wpływać na przebieg walki, nie są głównym czynnikiem, który decyduje o statystykach (brzydko ujmując).
Aflliction: Twithing hands - Będąc bardzo blisko osoby (pół metra od niej i mniej) jesteś w stanie wywołać drżenie rąk na krótką chwilę (1 post). Jeżeli bezpośrednio dotkniesz rąk, drżenie będzie trwało dwa posty, ale nie będziesz w stanie ponowić tej sztuczki przez jakiś czas (zależne od MG).
Vitality: Touch of peace - Tak samo jak powyżej.
Vitality: Painkiller - jesteś w stanie nieznacznie stłumić odczuwany ból na jeden post.
Aflliction: Mentally blind - Stanowczo za silne. W obecnej wersji to zaklęcie rangi około C.
Aflliction: Danger - Tak jak powyżej i wymaga nieznacznej edycji.
Vitality: Clear vision - Jak powyżej.
Aflliction: Painful silence - Jak powyżej.
Zaklęcia
Word of life: Anormal reactions - Średnio opisane zaklęcie, wiec zróbmy to tak. Zwiększenie reakcji 1 celu w zasięgu 10m od Moreau o 40% sprawi, że tenże osobnik będzie szybciej rozpoznawał zagrożenie i na nie reagował, ale nie wpływa to w żaden sposób na zdolność do uników. Te dwie rzeczy nie są ze sobą powiązane. Trwa 1 post.
Word of meyham Awkwordness - Zmniejsza szybkość poruszania się osoby o 1/3 jej podstawowej wartości, jeżeli w momencie rzucenia zaklęcia postać była nie dalej jak 15m od rzucającego. Trwa trzy posty.
Word of mayhem: Terryfaing Pain - Hm... Kurczę, ciężko mi przełożyć odczuwanie bólu na zmniejszenie siły przeciwnika. Przekonaj mnie lub robimy edit spella.
Word of life: Synaptic speed - zwiększa szybkość poruszania się osoby o 1/3 jej podstawowej wartości jeżeli w momencie rzucania zaklęcia postać była nie dalej jak 15m od rzucającego. Trwa 3 posty.
World of mayhem: Mind Fly - ranga?
Moreau
Liczba postów : 14
Dołączył/a : 18/02/2018
Temat: Re: kpt. Moreau Nie Mar 18 2018, 23:00
POPRAWIONE
Aflliction: Twithing hands – jak sama nazwa wskazuje powoduje u danej jednej jednostki drżenie dłoni. Jeśli chwyt jest solidny nie stanowi to przeszkody, jednak o wykonywaniu precyzyjnych czynności można zapomnieć. Działa na okres jednego postu, jeśli dotknie się bezpośrednio ręki przez dwa posty, ale można wykorzystać to tylko raz na jakiś czas.
Vitality: Touch of peace – posiada działanie odwrotne od poprzednika. Po dotknięciu uspakaja drżenie ciała wywołane, jakimkolwiek czynnikiem np. zimnem. Nie znaczy, to, że obiekt zimna nie czuje, po prostu nie drży. Powstrzymuje drżenie na okres 1 rundy.
Vitality: Painkiller – właściwość z której może skorzystać tylko użytkownik magii. Na okres czasu jednego postu odcina sygnały bólowe płynące do mózgu. Podobnie, jak powyżej, jest to jedynie tymczasowa eliminacja objawu a nie samej przyczyny, toteż nadmierne szafowanie tą właściwością powoduje najczęściej jeszcze silniejsze uszkodzenia.
Aflliction: Mentally blind – chwilo zmniejsza możliwość logicznego myślenia u rozmówcy. Jednak argumentacja mająca na celu przekonania go muszą być nadal logiczne i trzymać się ogólnego obrazu świata. Nie da się komuś wmówić, że świnie latają. Traktowane jest, jakby użytkownik wobec zaklętego posiadał 0,1 retoryki.
Aflliction: Danger - wywołuje u blisko stojącej osoby nieznaczny dyskomfort na okres jednego postu.
Vitality: Clear vision – w sytuacji wolnej od zagrożenia pomaga celowi wejść w stan skupienia i dostrzegać zależności między niektórymi faktami. Szczególnie tymi, jasno wyłożonymi. O cudach jednak mowy tu nie ma, nie nauczy się chorego na dyskalkulię robić rachunków różniczkowych, ale pozwala lepiej zrozumieć dobrze wyłożony punkt widzenia. Traktowany, jako krótki buff do inteligencji o wartości 0,1.
Word of mayhem: Painful silence [c] – powoduje u ofiary nagły i bolesny skurcz języka i mięśni szczęki, co skutecznie uniemożliwia jej wydawanie dźwięków. Działa przez dwa posty o ile rzucający znajduje się w odległości 15 metrów od celu.
Word of meyham: Awkwordness [c] – zaklęcie z rodzaju debuff. Zmniejsza szybkość danej osoby o 1/3. Działa jeśli postać w momencie rzucenia zaklęcia znajdowała się w odległości 15 m.
Word of life: Synaptic speed [c] – poprawia wydolność ruchową, w konsekwencji czego szybkość wzrasta o 1/3, jeśli w momencie rzucenia czaru ta osoba znajdowała się w odległości 15 m.
DODANE
Aflliction: Stomach ache - wywołuje u ofiary niedyspozycje żołądkową, która sprawia wrażenie, która sprawia wrażenie prowadzącej do wymiotów. Nie mniej jest to tylko wrażenie, bo samych torsji nie powoduje. Zasięg 1 m.
Word of mayhem: Blurred Vision [c] – zaklęcie debuff. Powoduje nagłe osłabienie wzroku zdebuffowanego. Zmniejsza to jego celność przy wszelakich próbach ataku dystansowego o 1/3. Działa jeśli w momencie rzucenia zaklęcia cel znajdował się w odległości 15 m.
World of mayhem: Mind Fly [d] – dekoncentruje przeciwnika, utrudnia mu wykonanie czynności opartych na intelekcie. Zasięg 10 m
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: kpt. Moreau Nie Mar 18 2018, 23:29
PWM i "stare spelle" OK.
Nowe PWM
Aflliction: Stomach ache - wywołuje u ofiary wrażenie niedyspozycji żołądkowej. Działa tylko na 1 osobę w zasięgu 1m. Postacie z Kontrolą powyżej 1 mogą zrozumieć, że są pod wpływem magii.
Nowe Zaklęcia
Word of mayhem: Blurred Vision [c] - ok
World of mayhem: Mind Fly [d] - Lekki rework bo nie jasno opisane zaklęcie. Dekoncentruje przeciwnika w zasięgu do 5m i utrudnia mu nieznacznie korzystanie z umiejętności z grupy wiedza i wiedzy, które posiada. Trwa jeden post. Nie możesz użyć ponownie na tej samej osobie przez następne 3 posty.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.