//Nudne, nie czytajcie. Jedynie fabularne wytłumaczenie pewnych nieuniknionych błędów które mogą(Ale nie powinny) się pojawiać//
W moim zawodzie ceni się dokładność. Jak każdy kronikarz, muszę jak najdokładniej zbierać i spisywać wszelkie informacje o zdarzeniach przeszłych oraz teraźniejszych. Daty, nazwiska, miejsca - to wszystko zawsze musi się zgadzać. Nienawidzę historycznego zakłamania, domysłów, fałszu, jaki wkrada się często w naszą historię. Jestem perfekcjonistą który każdy, najmniejszy ślad, bada aż nie wyciągnie z niego wszystkiego. I właśnie dlatego spisuję dzisiaj tą notkę. Jest to myśl, domysł którego tak nienawidzę a na którego nie mogę nic poradzić w tym świecie przesiąkniętym magią. Ale, jeśli to czytasz nieznana mi osobo z przyszłości, pozwól że opowiem ci tą historię od początku.
Mój dobry przyjaciel, Eklamir, swego czasu zaprzyjaźnił się z nowo przybyłym do miasta kowalem. W odróżnieniu ode mnie, ów kowal - Joran, lubił łowić ryby. Była to oczywiście też pasja Eklamira, szybko więc się dogadali. Ja trzymałem się z daleka, zatopiony w księgach, cyfrach i nazwiskach. Spisując informacje ze świata. Jednak, drugiego dnia czwartego miesiąca roku x533, Eklamir z Joranem, stanęli w moim progu, pokłóceni nie na żarty i domagający się mojego sądu. Zdziwiło mnie to wielce, bo dyplomata a tym bardziej sędzia ze mnie żaden, jednak ci nalegali, to im rzekłem, by wpierw powiedzieli na czym polega sprawa. Otóż przez mieścinę naszą płynie rzeka, zwana Valką. Valka, niedaleko za naszym miastem, rozszerza się, tworząc jezioro. Jezioro to - Karpia twarz - było przedmiotem sporu. Otóż Eklamir wspomniał Joranowi, jak to wraz ludźmi z miasta pracował w pocie czoła, owe jezioro tworząc. Bowiem Karpia twarz była jeziorem sztucznym, które w X524 wykopali. Joran tedy obruszył się wielce, twierdząc że chociaż nie pochodzi z Lajceva, to o Karpiej twarzy słyszał, bo jak meteoryt uderzył, to i w jego wiosce huk było słychać a pielgrzymki do miejsca zderzenia były częste. Moje miejsce w tym sporze, było proste. Jako kronikarz, najlepiej wiem jak było i miałem wskazać kto mówi prawdę, a kto jak pies łże. Rzecz jasna osobiście pomagałem kopać jezioro więc od razu wskazałem Eklamira jako tego, który prawdę rzecze. Joran obruszył się jednak i nie zaakceptował prawdy, domagając się dodatkowych świadków. Wydawał się tym tak przejęty, jak by wariował. Tak tedy myślałem. Poszliśmy my z nim jednak do karczmy, gdzie popytaliśmy ludzi jak było. Takiego mordobicia, dawno nie oglądałem. Połowa karczmy że kopane, druga połowa że meteor. Mało tego znalazł się człowiek z kawałkiem owego meteorytu. Zbadanie tego fenomenu zajęło mi trochę czasu, a zbadać musiałem, bo zakłamania w historii nienawidzę. Trzy lata chodziłem, pytałem, radziłem się magów, geologów i specjalistów od gleb. Ba, nawet innych kronikarzy. Koniec końców, sprawy nie rozwiązałem. Obie wersje wydają się równie prawdziwe. Nie podziałała tutaj również żadna magia, niszcząca czy zmieniająca wspomnienia. I po tych latach myślenia, wnioski do których doszedłem, sprawiły że odłożyłem pióra i księgi. Nie mogłem dłużej, spisywać historii, skoro nie mogłem zachować perfekcji.
Nie ma jednej historii. Istnieją inne światy jak chociażby - o czym nie wielu wie - Edolas. Te światy nie różnią się wiele. Każda nasza decyzja, rozdziera nasz świat, tworząc nowe. Skoro więc istnieją różne światy, to istnieją i różne historie. A kiedy dwa światy się ze sobą zderzają i łączą, mamy dwie różne wersje historii. Dlatego historia, choć z pozoru fałszywa, może być prawdą. A to, co wydaje się nam prawdą, to co jest prawdą, w pewnym momencie, może okazać się fałszem. Jeśli więc ktoś wam kiedyś powie że pierwszym magiem był nie Agalast, a niewolnik z Dessertio, to uważajcie, bo być może wcale nie jest szaleńcem.