Liczba postów : 64
Dołączył/a : 12/04/2017
| Temat: Rin Sro Kwi 12 2017, 20:17 | |
| Płeć: ♀ Wzrost: 164 Waga: 52 Wiek: 17 Data urodzenia: ? [7 IV X785] Przynależność: Fairy Tail Znak Gildii: czarny, za lewym uchem Znana jako: Corinne Elizabeth Bailey Ekwipunek: - Szalik, utrzymujący u dziewczyny stałą temperaturę ciała, niezależnie od warunków atmosferycznych, o ile nie są one wywołane przez magię; - naszyjnik z zawieszką - płaskim, przezroczystym kryształem, w którym umieszczono fragment skorupy jaja Exceeda. - Historia:
7 VII X789, górskie pustkowia na północy Fiore. - Lepiej już wracajmy, zanim zrobią się z nas bałwany. - burknął głośno i z wyraźną złością, bo przemarzał już do kości od jakichś dwóch, cholernie dłużących się godzin marszu w tej śnieżycy, na jakimś zapomnianym przez ludzkość zadupiu. Z trudem stawiał kolejne kroki, bo warstwa śniegu sięgała mu połowy ud. Ze względu na aurę, widoczność ograniczała się do zaledwie kilkunastu metrów, choć Jeanowi to i tak nie miało prawa przeszkadzać, bo, nawet w najlepszych warunkach, nie był zdolny dostrzec niczego poza czubkiem własnego nosa. Przynajmniej zdaniem jego towarzyszki. - Akurat Ty nie masz się czego obawiać, większym bałwanem już nie możesz być. - zripostowała pół żartem, pół gniewnie i pewnie uśmiechnęłaby się złośliwie do brata, gdyby nie silny podmuch wiatru, zmuszający ją do ukrycia twarzy za rękawem grubej, narciarskiej kurtki. - Powinniśmy już prawie... Patrz! - przerwała w połowie zdania, bo, jak się okazało, nie 'prawie', a 'już' byli tam, gdzie zmierzali. Potencjalnie. Wskazała palcem na porzuconą w śnieżycy, przyprószoną śniegiem stertę tkanin, czy też jakiegoś sukna, która właśnie pojawiła się w ich nikłym zasięgu widoczności, po czym, na tyle, na ile pozwalały okoliczności, pospieszyła w jej kierunku. - Jak chciałaś dostać nowy koc, mogłaś po prostu... Uważaj, tam się coś rusza! - spostrzegawczość brata okazała się jednak nieco lepsza, niż oceniła ją Jane, bo zdążył on wykrzyczeć ostrzeżenie, zanim dziewczyna dobiegła do tajemniczych tekstyliów. - Zostaw to, odsuń się, chodźmy stąd. - usiłował przekonać siostrę do taktycznego odwrotu, choć jednocześnie sam stawiał kolejne kroki w stronę dygoczącej kupy szmat. Po chwili obydwoje w bezruchu przyglądali się czemuś, co rzeczywiście przypominało koc. Albo raczej długi, damski szalik w kratę. Młodsza z rodzeństwa pochyliła się nad warstwą materiału, a w tej samej chwili, spod tkaniny wyłonił się gadzi palec zakończony krótkim pazurem i jeszcze szczelniej owinął szalem resztę ciała. - Kurwa, to smok! - przerażony Jean wrzasnął i, w zamyśle, odskoczył, co, w tej sytuacji, skończyło się natychmiastową utratą równowagi i wylądowaniem plecami w półmetrowej zaspie śniegu. Czując sypiący mu się na twarz, lodowaty puch, szybko zdołał ochłonąć. - To dziewczynka, idioto. Zabieram ją stąd. Wracamy. - choć nie miała pewności, że to właśnie po nią zostali tu wysłani w ramach misji odnalezienia źródła oślepiającego błysku pośród górskich pasm, wolała nie ryzykować dalszych poszukiwań kosztem zdrowia drobnej, rudowłosej istotki. Słów brata wolała nie komentować na głos, choć chłopak zdecydowanie powinien mocno puknąć się w czoło. Kilkukrotnie. Smoki zniknęły. Dawno. Bodajże dziś mijała dwunasta rocznica tego wydarzenia. Poza tym... Raczej żaden smok nie wyglądał, jak wyziębiona pięciolatka.
- Charakter:
7 IX X801, budynek gildii Fairy Tail. - Cześć, młoda. - gdy tylko zeszła po schodach i znalazła się w głównym pomieszczeniu gildii, usłyszała znajomy głos. Uśmiechnęła się, choć chyba bardziej do siebie, niż do witającego ją jegomościa. Była przekonana, że Jean mógłby ją witać jeszcze przed zobaczeniem jej sylwetki pojawiającej się na parterze, bo, jako jedyny tutaj, natychmiast rozpoznawał odgłos jej kroków, i to już od momentu, w którym ledwo zdążyła się zebrać do wstania z łóżka. Rozpoznawał zresztą również odgłosy należące do wszystkich pozostałych osób tu obecnych, więc jej przypadek nie był wcale niczym wyjątkowym. Niemniej, dla zmysłów starszego kompana była z każdym dniem coraz bardziej pełna podziwu. - Musisz mi pomóc. Wybieram się z Jane na misję. W mroźne, psia ich mać, góry. Wiesz, zawieje, zamiecie, lawiny, potwory. Zaginione małolaty. Odmarzające członki. Przydałby mi się Twój sza...- Nie ma mowy. - przerwała mu, zanim chłopak zdążył wypowiedzieć ostatnie słowo. TO słowo. Ich poranne rozmowy coraz częściej zaczynały się właśnie w ten sposób. Od próby wyłudzenia od niej najcenniejszej rzeczy w jej życiu. I, coraz częściej, Rin rozpoczynała dzień właśnie od tych trzech słów. Tak naprawdę, nie miała nic przeciwko takim rytuałom. Zwłaszcza, że akurat te były niegroźne. Na jej słowa, Jean zareagował uśmiechem, który, promiennie i z nawiązką, odwzajemniła. - Herbaty? - w odpowiedzi zaledwie pokiwała ochoczo głową, przysiadając się jednocześnie do stolika zajętego przez starszego z rodzeństwa Bailey. Po chwili miała przed sobą chmury pary unoszące się znad kubka z cudotwórczym, gorącym napojem. - Tyle lat, a Ty nic się nie zmieniłaś. Tak samo milcząca, tak samo skryta, wciąż ciekawa wszystkiego i pojawiająca się wszędzie tam, gdzie nie powinno Cię być, co? Tylko chodzisz trochę mniej zmarznięta. - nie zareagowała, uważnie wsłuchując się w, niezwykle przenikliwą i drobiazgowo przedstawioną, charakterystykę swojej osoby, autorstwa, bezbłędnego w analizie profili psychologicznych, przyszywanego brata. Człowieka, jakże wielu, talentów. - No i... Urosłaś. Tu i tam. - przed dalszym opisywaniem swoich spostrzeżeń powstrzymała go prawdopodobnie świadomość bliskości ostrej krawędzi szponu dziewczyny względem jego krtani. Zaśmiał się nerwowo. W odpowiedzi otrzymał triumfalny chichot.
- Wygląd:
7 VI X802, Fairy Hills. - Oczywiście, że idzie z nami. Jeżeli będzie chciała. - siedząc na parapecie w oknie swojego pokoju, usłyszała fragment rozmowy toczącej się między dwójką jej przybranego rodzeństwa, najwyraźniej kierującego swoje kroki ku jej pokojowi. Natychmiast zamknęła trzymaną w dłoniach książkę i rzuciła ją na łóżko. Nie musiała korzystać z pomocy zakładki, by zapamiętać, gdzie się zatrzymała. Numer strony - 77 - i tak z pewnością nie mógłby jej wypaść z głowy. Wypadło z niej natomiast wszystko to, co w ciągu ostatnich kilku minut udało jej się przeczytać na temat przeznaczenia, fatum, czy predestynacji. Nareszcie bowiem nadszedł ten wyczekiwany moment, kiedy znów miała okazję udać się na misję z obydwojgiem rodzeństwa. A, choć efekty takich wypadów nie zawsze były takie, jak w założeniu być powinny, to zyskane w ich trakcie wspomnienia były warte każdej sumy kar pieniężnych i każdej otrzymanej reprymendy. Nic nie potrafiło zastąpić tego szczęścia w czystej, skondensowanej postaci. Cori doskoczyła do dużej szafy z lustrem, z którego to spojrzały na nią błyszczące radością, ciekawskie, bliżej niezidentyfikowanego koloru, dryfującego na zmianę gdzieś między zieleniami, a błękitem, oczyska, wokół których grasowała nieposkromiona burza rudych włosów. Pełen niecierpliwości i ekscytacji uśmiech obnażał jej białe kły. Nie potrzebowała dużych zmian w ubiorze - do jeansowych spodni dobrała wygodne, solidne buty, na ramiona narzuciła beżowy kardigan, a na wypadek letnich upałów zabrała biały, pleciony kapelusz z seledynową kokardą i... niepasujący absolutnie do niczego szalik, którym natychmiast owinęła szyję i odsłonięty przez wyciętą koszulkę dekolt. Nie zastanawiając się dłużej, złapała w dłoń spakowany, znacznie wcześniej przygotowany do podróży plecak i wybiegła z pokoju. - Gotowi? - zapytała głośno, ku zdziwieniu wchodzącej dopiero po schodach siostry, mającej właśnie zamiar zaproponować jej wspólne wyjście. - A nie mówiłem? Szkoda nóg, gówniara wszystko słyszy! - stojące naprzeciwko siebie dziewczyny usłyszały rozbawiony krzyk Jeana, który postanowił poczekać w progu akademiku. - I kto to mówi... - mruknęła pod nosem starsza z sióstr, teatralnie przewracając oczami i kręcąc głową. - Słyszałem! Umiejętności: Kontrola [3], W czepku urodzona vel Szczęściara [2,5], Prekognicja [2], Percepcja [1,5]. Niedostępne w paczkach: Kontrola przepływu magii, Analityk, Taktyk, Bariera umysłowa. Umiejętności fabularne:'Smoczę' - palec wskazujący prawej dłoni od knykcia pokryty jest wytrzymałą, bladozieloną łuską i kończy się krótkim, ostrym pazurem; 'Exceed' - jej oczy w ciemności stopniowo zaczynają przypominać kocie, co pozwala jej widzieć w tych warunkach lepiej, niż innym osobom; 'Kocyk!' - ten nierozerwalny związek i komfort, jaki ze sobą niesie sprawia, że odbieranie wszystkich innych bodźców, a zatem po prostu percepcja, jest wzmożona o 0.5 poziomu. Bez towarzystwa szalika, kara do percepcji wynosi -1 poziom. Bardzo prawdopodobne stają się również napady paniki, stany lękowe i kryzys emocjonalny. Lepiej zatem nie próbować separacji. |
|