I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Sro Paź 10 2012, 19:27
MG
No więc miała się właśnie rozpocząć kolejna walka osoby zwanej Don Vito. Jak się dostaliście na arenę?Nie chce mi się jako leniwemu Mg wymyślać historii dla walki pozafabularnej, która i tak nie ma wpływu na rozgrywkę więc może lepiej po prostu pominę ten fragment. Opowiem wam za to rzecz dużo istotniejszą z waszego punktu widzenia, a mianowicie to jak wyglądało wasze pole walki. Byliście w pomieszczeniu, które miało wymiary około 20x20 metrów. Sufit znajdował się na wysokości około 8 metrów. Posadzka podzielona była na kwadraty o wymiarach 2m x 2 metry. Niektóre z tych kwadratów były czerwone. Ogólnie wyglądało to mniej więcej tak:
Literka L to kafelek z Lucyferem, literka D to kafelek z Donem, p to puste pole, a c to pole czerwone. No, ale co ważniejsza niż moja epicka mapka dla was... Te czerwone pola co pewien czas wybuchały strumieniem ognia (mniej więcej 10 sekund się paliły i 10 sekund strumień gasł... i tak na przemian. Wy jesteście ustawieni do siebie po przekątnej. Mam zaszczyt oznajmić wam, że walkę zaczynacie, kiedy wszystkie czerwone pola zapłoną ogniem. A i posadzka jest z ceramiki. Więc jest dosyć śliska, ale nie do przesady. Tak jak płytki w łazience. Kto pierwszy napisze ten atakuje. Powodzenia.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pią Paź 12 2012, 19:04
Walki, czyli coś co nigdy nie znudzi się typowemu rozchichotanemu kretynowi. Najlepsze w walce jest to że każda jest inna, na swój sposób nietypowa. I teraz było jakoś inaczej. To nie było pole na którym mógł się śpieszyć. Tutaj korzystanie z Kaiokena wiązało się z dodatkowym niebezpieczeństwem. Ale Kaioken nie był jedynym zaklęciem Vita. Oj nie, miał on w zanadrzu coś jeszcze. Nawet więcej niż jedną sztuczkę bo w gruncie rzeczy jego magia polegała na szybkiej eliminacji przeciwnika. A co najszybciej go wyeliminuje? Przewaga liczbowa! Bo jak mawiali najstarsi górole, w kupie siła. Kupy nic nie ruszy. Tak więc Vito zaczął od... spacerku. Ot powoli szedł do przodu uważając na śliską podłogę. No i oczywiście ruszył gdy wszystkie płomienie rozbłysły. Szedł jedynie tą bezpieczną ścieżką. Prosto na przeciwnika. Ale gdy dotarł na odległość jakichś czterech metrów, zatrzymał się. Jednak co jeżeli przeciwnik nie będzie czekał aż się Vito ruszy i przemieści się gdzieś na bok? Ano Vito dokładnie obserwuje przemieszczającego się agresora i w razie czego zmienia sam swoją trasę uważając jednak na czerwone płytki. Tak czy siak chce osiągnąć odległość 2-6m od przeciwnika. Kiedy już znajdzie się na tej odległości sam ryzykować nie zamierza. Używa klona który ma podejść do przeciwnika i zadać mu cios prawym sierpem na skroń, a następnie kontynuować zmasowanym atakiem lewej i prawej piąchy na facjatę tamtego.
Go??
Gość
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pią Paź 12 2012, 19:55
Walka, bójka, rozróba nazywajcie to jak chcecie, jednak dla Lucka to po prostu zwykły, nikomu nie wadzący wpier*ol. Czasami takie poobijanie się po buziach, łamanie kości, skręcenia i inne pierdoły tego typu to nic złego, każdy przecież lubi wygrywać, dominując nad innymi, zwłaszcza jeśli chodzi o przedstawicieli płci męskiej. Dobrze, jak to zauważył Lucuś, jego koleżka ruszył do przodu, można moment poczekać, aż odda on jakiś atak, ale cóż z drugiej strony jeśli on wykona tam jakąś tam wykoksioną akcję to z Lucyfera może pozostać mokra plama. Chętnie, by mu zaserwował jakieś combo, ale trzeba cierpliwie czekać nad jego ruch oraz okazję, jaka dałaby mu możliwość objęcia prowadzenia w tym jakże to fascynującym pojedynku. Nie pozostając w tyle zrobił to samo, powoli acz opanowanie zbliżał się do niego, ze swych pleców ściągnał swój połyskujący oręż, czysty jak nigdy, polerowany tuż przed samą walką. Rzecz jasna używał drogi, która nie płonęła, bo raczej kontakt z ogniem nie będzie miły dla jego skóry, aczkolwiek chyba nikt nie lubi być poparzonym, zwłaszcza podczas jakiegoś wydarzenia, a walka z oparzeniami byłaby uciążliwa. Gdy tylko gasły płomienie on przechodził. Żeby blisko nie podchodzić kolega Lucyfer, pomyślał chwilę jak może zrobić to na dystans. W końcu wpadł na jakiś pomysł, wziął zamach i użył jednego ze swoich czarów, mowa o Demon Wave, który miał za zadanie pociąć oponenta mężczyzny. Może tak od kopa, ale lepsze to niż gapienie się w niego i czekanie niż go pobije.
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pią Paź 12 2012, 21:43
MG
No dobra. Tak więc od razu stwierdzam, że rozumiem, że mogłeś chcieć go załatwić na dystans Lucyfer. I mimo tego, że był post obronny dałbym Ci możliwość zaatakowania, a Donowi obrony, gdyby nie olbrzymia nieścisłość w twoim poście. Najpierw do niego idziesz, a potem używasz zaklęcia dystansowego. Niby okej, ale Don też atakował z dystansu. Tyle, że podał odległość, a ty nie. Dlatego nie zaliczam twojego ataku jako próba przerwania jego ciosu, a jemu zaliczam atak. Tak więc klon podszedł do Ciebie i uderzył prawym sierpem, a chwilę później berserkowskim atakiem obiema rękami w twarz. Oberwałeś tak mocno, że ległeś na ziemi, a obok Ciebie zapalił się płomień. Trochę bliżej, a otrzymałbyś dodatkowe obrażenia. Ale w sumie ten atak klona uratował Ci życie. Kiedy nie widziałeś swojego przeciwnika, jego widok zasłaniał Ci klon, niespodziewanie klon zniknął, a tuż nad twoją głową przeleciało Ci gigantyczne ostrze sztyletu przeciwnika. Ostrze przebiło się przez klona niszcząc go, ale na szczęście nie zadając Ci śmiertelnych obrażeń. Tą ukrytą akcję również zaliczyłem choć mam pewną uwagę do Dona. Następnym razem jak ukrywasz się za klonem przed widokiem przeciwnika przynajmniej o tym wspominaj w swoim poście. Następnym razem jak będziesz się za nim ukrywał, a przeciwnik nie będzie się tego domyślał nie zaliczę Ci PWM. Tym razem to zrobiłem, bo w sumie tylko MM straciłeś.
Stan. Don Vito Ferliczkoni -> nic, MM=78% Lucyfer -> Boli Cię mocno szczęka. Będziesz miał pod okiem siniaka. Ciosy były raczej bolesne. Lekko Cię zamracza. Chyba straciłeś ząb. Teraz leżysz jakieś 4 metry przed prawdziwy Vitem.
Don-> obrona Lucyfer -> atak
Go??
Gość
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pią Paź 12 2012, 22:30
Jednak nie poszło tak, jak nasz kolega Lucek, w swym banalnym planie miał zamiar. Ząbek zrobił mu papa, wizyta u człowieka od zębów go czeka, no to tak dentysta. Szybko trzeba było podnieść się z ziemi, przecież to nie dopuszczalne, by się wylegiwać w środku pojedynku prawda? Lekko chwiejąc się Lucyfer podniósł swoje gnaty. Obolałe i to nawet bardzo, ale nic na to nie poradzi, mógł w sumie nie rzucać się tutaj w wir walki, a iść tylko do domu, siąść na dupsku i wylegiwać się do końca dnia. No dobra, pora się odpłacił pięknym za nadobne. Dobra, teraz trzeba zrobić to tak, by przeciwnik dostał od Lucka dość mocno. Zacisnął rękę na swojej kosie, po czym zamierzał się rzucić na niego ze złością, a i odpłacić za ząbek, bo chyba go połknął. Pewnie teraz miał ochotę krzyknąć "revenge!!!" ale się powstrzymał od krzyczenia jak idiota. Zadałby mu najchętniej parę cięć z lewej, jakiś szybkich w okolicach ręki, a i może na wykończenie z prawej strony z nogę.
(W sumie to moja pierwsza walka i nie wiem, czy to dobrze piszę, więc sorry jak coś za problemy)
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pią Paź 12 2012, 22:46
Oj no i z szybkiego zakończenia walki nici. No nic, zdarza się, nie wolno się łamać, za to należy cieszyć z ran zadanych oponentowi. No i oczywiście, wypadało wygrać jakąś tę walkę. Tak więc co zrobił Vito? Poczekał aż przeciwnik wstanie oczywiście. Dać wrogowi wstać dobra rzecz, czasem się przydaje i te sprawy, a akurat tym razem była to znacznie lepsza metoda. Tak więc przeciwnik wstał i rzucił się na przeciwnika... rzucił ale w jakim sensie? No zakładam że chodzi o bieg a że przeciwnik nie uściślił... No więc, Vito reaguje w sposób zależny od jednej rzeczy - sposobu ataku. Atak od lewej jest zrozumiały, problem jednak stanowiło co innego mianowicie zamach! Im większy zamach tym szybciej Vito dostrzegł atak, logicznie. Więc mamy dwie opcje a w obu zaczynamy tak samo mianowicie kiedy przeciwnik "rzuca się" na nas... my biegniemy na niego. Potencjalne zderzenie atakiem nie jest, Vito po prostu sobie biegnie. No ale jeśli przeciwnik się zatrzyma to Vito też, chodź Vito zatrzyma się też w momencie ataku. A jak przed powyżej opisanym atakiem broni się Vito? Jeśli zamach kosą jest mały a co za tym idzie siła ciosu drastycznie mniejsza, zaś odległość Vita od przeciwnika wynosi właśnie długość kosy (tj. nie zdążył dobiec) to stara się usunąć nieco w tył, jednocześnie wysuwając swój sztylet w przód i ociera go o kose w celu delikatnego zmienienia jej trajektorii i sprawieniu by poprzez ześlizgnięcie po sztylecie poleciała nieco dalej. Ma to na celu danie Vitowi możliwość złapania kosy lewą dłonią tuż za ostrzem a następnie, obrotu na lewej stopie w prawo i po ciągnięciu kosy w miejsce w którym stał wcześniej. Jeśli jednak zamach będzie duży a Vito ma więcej czasu na reakcję lecz mimo wszystko do przeciwnika nie dobiegnie, to ustawia się przodem do kosy jednocześnie w taki sposób by ostrze przeszło sobie obok, a on zgarnął z drzewca. Bowiem uderzenie drzewcem chce przejąc a następnie po prostu złamać. Ostatnia opcja to ta w której zdążył dobiec do przeciwnika. W takim wypadku oczywiście biegnie dalej, ale łapkami osłania głowę.
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pon Paź 15 2012, 19:43
MG
No więc Lucyfer wstał i rozpoczął próbę odpłacenia się Donowi za próbę ataku na jego skromną osobę. Razem z kosą rzucił się w stronę Vita i zaatakował kosą próbując wykonać cięcie. Ponieważ nie napisałeś na jakiej jest ono wysokości zakładam, że jest to najprostsze cięcie równolegle do ziemi na wysokości mniej więcej łokci przeciwnika. Don miał nieco mniej czasu na reakcję, ponieważ jak sam napisałeś były to szybkie cięcia zostałe więc zmuszony do odskoku w tył. No i próbował zepchnąć ostrze kosy swoim sztyletem. Jak odskok był dobrym wyjściem przy cięciu tak próba z parowaniu dwuręcznej broni drzewcowej zwykłym malutkim sztyletem było już nieco głupszym pomysłem. Uderzyłeś niby w ostrze kosy, ale skończyło się na tym, że przeciwnik wybił Ci sztylet z ręki, który poleciał na bok [trochę się też ślizgał po powierzchni] na koniec areny. I tak zostałeś pozbawiony broni. A to nie było wszystko ponieważ przeciwnik nie zamierzał przerywać ataku i powtórzył to Cięcie. No i tutaj było gorzej. Nie napisałeś co robisz przy powtórce ataku. Zakładam, że może spróbowałeś odskoczyć, ale nie zdążyłeś. Oberwałeś w prawą rękę która zaczęła krwawić. Na szczęście nie ucięli Ci jej. Ale na twoim miejscu nie próbowałbym nią szaleć. Pozostałych ataków Lucyferowi nie zaliczam. Ponieważ nie napisał ile dokładnie Cięć tylko parę... czyli dwa. A ataku na wykończenie nie mogłeś zadać, bo Don jednak miał się jeszcze dobrze, nie musiałeś go dobijać. Następnym razem pisz " cztery cięcia z lewej, a potem cięcie w nogę". Oto wasz nowa mapka, o której ostatnio zapomniałem. Za jekieś 2s. zapalą się czerwone pola.
stan: Stan. Don Vito Ferliczkoni -> Prawa ręka niezdatna do walki. Jeżeli nie będziesz uważał to odpadnie. MM=78% Lucyfer -> Boli Cię mocno szczęka. Będziesz miał pod okiem siniaka. Ciosy były raczej bolesne. Lekko Cię zamracza. Chyba straciłeś ząb. Teraz leżysz jakieś 4 metry przed prawdziwy Vitem.
Atak Don , Obrona->Lucek
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Sro Paź 17 2012, 12:27
Stracił sztylet? Nic wielkiego. Pora zacząć atakować bo w obecnej sytuacji długo nie pożyje. Oczywiście gdy kosa cięła jego rękę syknął z bólu i złapał się za grabę. Machanie łapskiem w takiej sytuacji przyprawi go o więcej bólu a raczej nie był jakimś ultra nieczułym koksem który od tak, ów ból, zignoruje. Tak więc machanie grabą chwilowo nie wchodziło za bardzo w grę, a to niedobrze bo prawa łapa była u niego tą lepszą. Tak więc, nie tylko stracił możliwość szeroko pojętego używania prawej ręki ale też sporą część własnych możliwości. Znowu więc następuje stworzenie klona, którego zadaniem jest zmasowany atak na osobę Belfa. Stworzony zostaje po prawej stronie Dona i zrazu rusza po skosie na przeciwnika, atakując go od jego lewego boku. Jeśli się odwróci to ofc. pluje mu w oczy. Zaczyna się od wejścia partyzantem na "bok", oponenta. Parowanie ataku drzewcem kosy skończy się powtórzeniem tego ataku, raz, drugi, trzeci aż do złamania drzewca. Jeśli przeciwnik odskoczy do tyłu, to dalej na niego napieramy, w celu sprawienia by zatrzymał się na czerwonym polu, więc logicznie gdy na nim stanie to zaprzestajemy kopniaków. Niech się spali a jak. Jeśli postanowi wykonać uniki na boki, to partyzant zakończy się opuszczeniem nogi na ziemię i wybicie z niej w kierunku przeciwnika który po odskoku w bok będzie miał mniejszy pęd od klona, po wybiciu w kierunku przeciwnika następuje zamach pięścią i cios w twarz w celu przeprowadzenia operacji plastycznej. Znaczy się, przemodelowaniu twarzy przeciwnika. Gdy cios dojdzie do celu/lub nie, na tym akcja się nie kończy. Jeśli przeciwnik oberwał z pięści, to zaraz po tym nadchodzi kolejny partyzant na klatę. Jeśli zaś zablokował cios, to druga pięść opada na skroń przeciwnika. Oczywiście tę bliższą skroń i oczywiście używana na samym początku pięść to oczywiście pięść lewa, co by prawą zostawić do dobijania. A partyzant ofc. z prawej nogi. Co jeśli jednak przeciwnik odrzuci kosę i w momencie partyzanta złapie ciecia(tj. klona) za nogę? To cieć spróbuje drugą, kopnąć go w nadgarstek. Oczywiście istnieje szansa że przeciwnik postanowi wziąć nogi za pas, co wtedy? Ano pamiętając że przeciwnik jest nieco zamroczony, Vito oryginalny używa na nim podwójnego widzenia a klon goni łebka, z zamiarem podłożenia mu nogi. Oczywiście uważa by nie wejść w czerwone pole. Gdy po podłożeniu nogi oponent się przewróci to klon skacze i obunóż upada na plecy przeciwnika, by zaraz po tym prawą nogą kopnąć go z całej siły w potylice.
A co w tym czasie robi prawdziwy Vito? Bo przecież nie popija herbatki. Ano zdejmuje koszulę i robi prowizoryczną opaskę uciskową na wysokości łokcia. Aczkolwiek przerwie to w razie potrzeby, bowiem gdy skończy lub będzie musiał przerwać z powodu akcji przeciwnika które zaraz opiszę to używa Kaiokena. I co wtedy? Jeśli użył Kaiokena nim skończył bandażować rękę, tj. Coś poszło nie tak z akcji klona opisanych powyżej, to zaraz po użyciu Kaiokena, podbiega do przeciwnika uważając na czerwone pole i używając podwójnego ciosu, schyla się uderzając przeciwnika lewą pięścią w brzuch. A z jego prędkością przy Kaiokenie schylenie się będzie dość szybkie i zaskakujące. Zaraz po tym wstaje i prawą nogą kopie przeciwnika w jaja. Sprawiedliwość nie istnieje! Jednak jeśli dał radę założyć opaskę a akcje klona powyżej wyszły to Vito w kaiokenie jest już jedynie od dobicia przeciwnika. Jeśli przeciwnik wszedł w ogień to wtedy i tylko wtedy Vito kaiokena nie używa. Jeśli przeciwnik przy ataku klona odskoczył w bok i dostał lub z jakiegoś powodu nie dostał w skroń, to Vito podbiega do przeciwnika od boku i z pełnego obrotu kopie przeciwnika prawą nogą w żebra. Kończąc po tym kopniaku doskokiem do przeciwnika i uderzeniem wewnętrzną stroną lewej dłoni w tors. Jeśli przeciwnik złapał ciecia za nogę, a Vito wciąż tamował krwawienie to od razu zaprzestaje tego ruchu i bez znaczenia czy akcja klona wyszła czy nie podbiega do przeciwnika zajętego klonem i kopie go prawą nogą z bliższy staw kolanowy przeciwnika. Kopie w sensie naciska stopą staw, tak by wygiął się do wewnątrz, kopie oczywiście od boku. Tego zewnętrznego. A następnie kończy ciosem lewej pięści na twarz tamtego. Ostatnia opcja to ucieczka przeciwnika. Jeśli klon nie daje rady go dogonić lub już dogonił i mocno skrzywdził to Vito podbiega do przeciwnika i a) Jeśli wciąż biegnie to wjeżdża mu z papcia na plecy a następnie nie tracąc pędu ląduje oboma kolanami na karku. b) jeśli klon już go skrzywdził to po dobiegnięciu Vito uderza kilka razy stopą w głowę tamtego. Jeśli tamten ma siły i łapie stopę Vita to ten przechyla swój środek ciężkości i lądując na przeciwniku wbija mu lewy łokieć w nerki używając podwójnego ciosu. Oczywiście przy bieganiu uważa na czerwone pola i ewentualnie je wymija.
Go??
Gość
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Wto Paź 23 2012, 21:22
No dobrze Lucyś w końcu coś mu zrobił, nie jest tak źle jak przypuszczał, jednak za dobrze też nie jest to, że dał radę mu rozciąć łapkę to nic wielkiego, aby wygrać musi zrobić coś jeszcze. Do tego tamten gościu trzyma się całkiem dobrze mimo tego, a jeszcze trzeba pamiętać tą jego ostaniom sztuczkę z klonem. Teraz się tylko zastanowić nad dobrą obronną przeciwko jego atakom. Niby rękojeść, by się do tego nadała, ale ona jest dość cienka, więc jego pięści mogłyby przelecieć między nią, więc chyba najrozsądniej będzie blokować jego ataki metalowym ostrzem kosy, tak to będzie dobry pomysł. Będzie bezpieczny za metalem, a rękojeść jak łatwo nie pięknie tak czy siak. Oczywiście jeśli będzie próbował go kopnąć czy coś to Lucek się odsunie o parę kroków do tyłu, ale będzie musiał uważać na czerwone pola. Zawsze może blokować jego ataki i się ruszać w końcu nigdzie niema napisane, że nie może się ruszać podczas blokowania. Jednak problemem dalej są mroczki w głowie, oj tam trzeba będzie się w końcu ogarnąć i coś z tym zrobić. Mag próbował się nieco ogarnąć, by nie skończyć marnie w tej kolejce. Bo raczej nie chciałby zakończyć swojego życia w taki sposób, albo przynajmniej przegrać walcząc z nim. Oczywiście będzie trzymał ostrze na wysokości klatki piersiowej bokiem, by ostry koniec był skierowany w prawo, bądź lewo, zależy z której strony przeciwnik będzie kopał, al to też wiąże się z tym, że Lucek będzie musiał trzymać rękę wysoko na drzewcu (mimo iż kosa nie jest z drewna XD) Ale to szczegół, oczywiście drugą rękę będzie miał w gotowości w razie gdyby coś poszło nie tak, a przeciwnik będzie próbował go kopnąć, lub zdzielić w twarz. Ale jeśli próbowałby uderzyć z prostego kopa, tzn. partyzanta to Lucek cofnie się krok do tyłu, by uniknąć kolizji z jego stopą. Więc plan jest taki, blokować ostrzem kosy, trzymać osty koniec bokiem, w lewo albo prawo, zależy gdzie przeciwnik będzie kopał, po czym przy próbie partyzanta cofnąć się i nie dać trafić. Najważniejsze jest także to, by uważać na nogi i nie dać się przewrócić, więc trzymać je mocno na ziemi, a jak będzie próbował go podciąć to nastąpić mu na nogę.
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Nie Paź 28 2012, 11:36
MG No więc Don Vito stworzył swojego klona, który postanowił zaatakować Dona z partyzanta [używaj normalniejszych słów, a nie każ słowników przeglądać >.<]. Cofałeś się w stronę czerwonego pola i byłeś zmuszony zablokować uderzenie, aby nie wpaść w zakazane pole. W sumie obrona kosą nie była złym pomysłem. Tyle, że sama technika obrony już nie. Blokowałeś ostrzem kosy partyzanta klona, ale co się stało? Ano klon kopnął w to ostrze i przebił się dalej. Nie miałeś na tyle silnego chwytu, aby powstrzymać takie kopnięcie. Obróciło Ci kosę w rękach wokół osi a uderzenie przeszło [w zasadzie były dwie opcje bloku. Albo blokowałeś płaszczyzną szerszą kosy i wtedy właśnie obróciłoby Ci ją w rękach moim zdaniem, albo tylną częścią ostrze, ale wtedy płaszczyzna bloku byłaby nie wystarczająca. I nie słuchaj Dona... gdybyś blokował drzewcem lepiej byś wyszedł... Magicznej kosy tak łatwo bym nie złamał.] Partyzant poszedł w klatkę co odebrało Ci nieco tchu i odepchnęło do tyłu. Przynajmniej tyle dobrze, że się odwróciłeś i nie oberwałeś pod żebra. A co do prawdziwego Dona. Założyłeś swoją opaskę uciskową, ale nie zdążyłeś już podjąć akcji ataku. Dlaczego? Ano teraz była kolej Lucka na kontratak. Liczę, że nie użyłeś jeszcze kaiokena... i tak możesz zrobić to w jednej chwili.
Stan: Don Vito Ferliczkoni -> Prawa ręka niezdatna do walki. Jeżeli nie będziesz uważał to odpadnie. Powoli zaczynasz tracić w niej czucie. Ale nie wykrwawisz się... chyba... o ile w miarę dobrze ją założyłeś. A wiesz, że z twoja inteligencją... MM=78% Lucyfer -> Boli Cię mocno szczęka. Będziesz miał pod okiem siniaka. Ciosy były raczej bolesne. Chyba straciłeś ząb. Oberwałeś w klatę z tego powodu masz problem z oddychaniem. Przez co szybciej się męczysz, a bardziej nadwyrężające ataki mogą spowodować bolesny ucisk klatki piersiowej. Teraz leżysz jakieś 7 metry na skos od prawdziwego Vita, jakiś metr od klona.
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Pon Lis 05 2012, 21:34
Oj cholera, cholera… nie ciekawie się zrobiło, trzeba w końcu zacząć zadawać jakieś obrażenia, a nie się opierdzielać na ziemi i próbować złapać oddech. Chłopak skoczył na proste nogi, ledwo dysząc. Najlepiej teraz będzie się pozbyć jego klona tego obdartusa i oddać mu za wybity ząb i oko. Pierw wziąć zamach na wysokości ramion klon, proste cięcie, nic żadnych jakiś takich wygibasów, jeśli się uda go rozwalić za pierwszym razem to rzucić się w kierunku Dona i zadać cięcie na wysokości klatki piersiowej, które mam nadzieję, że trafi i go potnie na dwa plasteki, jeśli będzie próbował się oddalić, chłopak zrobi parę kroków do przodu i uderzy go cięciem z zamachem za pleców (chodzi mi o to, że cięcie nie będzie zadane bokiem, tylko jakby ktoś uderzał młotkiem w ziemie). Jeśli jednak nie uda się zniszczyć klona, chłopak będzie próbował go do skutku się go pozbyć, nie będzie się bawił z nim w uniki czy też inne podchody, czyli seria cięć, 5 ciosów, jak nie da rady to spróbować go ominąć i zaatakować prawdziwego, tak jaki był plan na początku, czyli patrz 6 linijka od góry. Jeśli dalej to nie skutkuje, to chłopak używał zaklęcia Demon Wave, by przynajmniej ono trafiło w niego, wypuszczone na wysokości kolan, więc chłopak przykuca, zaraz po wypuszczeniu, od razu cofa się do tyłu i staje, przed wrogiem...
(Cholera, muszę następnym razem się mniej opierdzielać z postami @.@ i udać się na jakiś trening, by w końcu ogarnąć jak powinno się walczyć xD)
Asthor
Liczba postów : 1213
Dołączył/a : 01/09/2012
Skąd : Olkusz/Gliwice
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito Nie Lis 18 2012, 11:03
MG
Don nie odpisuje więc... Co tu dużo pisać... Don i jego klon stał jak wryty. Nic nie zrobił kiedy kosa Lucyfera siała spustoszenie. Najpierw trafiła w klona, który puffnął, a następnie ruszył w stronę Dona zadając kilka cięć, które zarżnęły widocznie odmóżdżonego w tej chwili Dona. Niestety przegrał więc tą walką. Rany nie pozwoliły mu na dalsze zmaganie się z wrogiem. Zwycięzcą zostaje przez długotrwały brak odpisu Lucyfer.
PD -> Don +1PD za karę, że tak zakończyłeś walkę. Lucyfer -> +3PD
Sponsored content
Temat: Re: The fight of the evening Lucyfer x Don Vito
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.