Imię:- Wszystko zaczęło się od...
- Zamknij mordę. Ślepiec opowie to lepiej niż Ty.
- Że co proszę?
- Bydło.
- Kretynie, to się w ogóle nie rymuje!
- Właśnie dlatego masz zamknąć mordę, nie umiesz współpracować. Opowiadać też nie.
- Czy matka Cię kiedykolwiek kochała?
- Ciebie za to za często ojciec kochał w nocy i widzisz, jakie są tego efekty!
Szarobury wilk zamruczał gardłowo, czując w powietrzu zapach pieczonego mięsa. Rozwalił się wygodnie obok nóg swojego właściciela, nie potrzebując do szczęścia niczego więcej aniżeli jakiegoś ochłapu z góry i wyuzdanej namiastki wolności. Barry "Tęga Głowa" doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał zamiaru zbytnio rozpuścić swojego podopiecznego. Potrzebował równie groźnie wyglądającej bestii co on sam, nawet jeśli usposobienie miał raczej łagodne. Obcowanie z naturą po nocach i to szczególnie w tamtejszych terenach było wręcz pomysłem samobójczym, nie wspomniawszy oczywiście o głupocie osoby, która na realizację ów idei wpadła. Mężczyzna jednak, według potencjalnego obserwatora oczywiście, wydawał się chłopem z krwi i kości, który ciemności i baby się nie boi. Mimo wszystko pomyślunek też jakiś miał, dlatego w zalesione góry raczej sam się nie zapuszczał. A skoro na wyprawy oprócz swojego wiernego towarzysza musiał zabierać tego wymoczka "Złote Kłosy"... Nie pozostało mu nic innego, jak chociaż basiora wytresować na - tylko w teorii - agresywne i stanowiące zagrożenie zwierzę. Barry sięgnął za pazuchę i dorzucił drewna do ognia, czujnym wzrokiem obserwując dodatkowo ciemną gęstwinę drzew. Chociaż był dzieckiem przygarniętym, odmieńcem wśród plemiennych pobratymców, przejawiał wyjątkowe zdolności do tropienia i myślistwa. W młodości spotkał się z wieloma szykanami i niepotrzebnymi niesnaskami, które kiedy już dorósł, zaprzestały mieć miejsca. Nikt nie był na tyle głupi, żeby spróbować się z największym samcem w wiosce. Jego niepotrzebne wspomnienia odległych czasów przerwało sapanie i urywane dyszenie. W ostatniej chwili zdążył się odwrócić, by złapać złotowłosego gamonia w locie ptaka, ażeby nie wpadł prosto w palenisko.
- Co Ty do latawicy nędzy wyprawiasz? - warknął, dobitnie szarpiąc wątłym ciałem młodzieńca. Finalnie usadowił go na zwalonym drzewie tuż obok siebie, chociaż ten tak niemiłosiernie się trząsł, że zajęło mu to dobre parę minut, nawet jeśli nie narzekał na brak siły.
- Mówię do Ciebie! - warknął, chwytając jego twarz i próbując napotkać spojrzenie rozszalałych gałek ocznych. Co go do cholery tak przestraszyło? Złote Kłosy nie był największym twardzielem jaki stąpał po ziemi, ale w jego indiańskich żyłach nie znalazł tchórzostwa. Coś wyjątkowo brzydko pachniało i wcale nie miał tutaj na myśli spoconego od wędrówki cielska. Warga Barry'ego zadrżała nerwowo, kiedy w końcu towarzysz z przymusu spojrzał na niego. Wybałuszone z przerażenia oczęta młokosa przeraziły również mężczyznę. Potrząsnął nim odruchowo, ukradkiem spoglądając na basiora. Ten jednak spokojnie ograbiał kawał mięsa, całkowicie nie reagując na zaistniałą sytuację, co dziwnie uspokoiło Tęgą Głowę, nawet jeśli w głębi duszy coś mu podpowiadało, że jednak nie wszystko jest tak jak powinno... Jego zaskakująco inteligentne przemyślenia potwierdziła ciężka, skórzana torba, która wylądowała wprost na zdezorientowanej twarzy. Z pobliskiego drzewa zeskoczyło coś o sylwetce człowieka, a melodyjny, wwiercający się w umysł śmiech rozbrzmiał na niewielkiej leśnej polanie, gdzie rozłożyli swój obóz.
- Tsa... Mogłem się domyślić. Nie powinnaś właśnie pleść koszyczków z innymi pannami z wioski, siostrzyczko? - Właśnie dlatego wilk nie zareagował. Zapomniał, że skurczybyk niestety ma jeszcze jednego pana, a właściwie panią. I co więcej - niestety poważa go bardziej od niego.
- A czy Ty nie powinieneś przypadkiem znaleźć sobie w końcu kobiety, zamiast zadowalać się drzewami, braciszku?
- Niech Cię, Shanda. - Jej imię nawet w jego ustach brzmiało wyjątkowo drapieżnie i egzotycznie. Często żałował, że był tylko przybranym dzieckiem i nie mógł otrzymać równie pięknego imienia, co jego młodsza siostra.
- Wydaje mi się, że to niezbyt trafne określenie - odpowiedziała smukła dziewczyna, potrząsając lekko głową, by pozbyć się z pięknych włosów paru niepotrzebnych liści.
- A to dlaczego? - mruknął, kładąc torbę - jak podejrzewał - z prowiantem koło swej nogi.
- Zasadniczo jak mnie szlag, to Ciebie też. Więc uważaj, czego sobie życzysz.
Ogromny pióropusz zatrząsł się, kiedy usiadła tuż obok niego ze zniewalającym uśmiechem na ustach.
Pseudonim: - Zawsze była dobrym dzieckiem...
- Hej, czy Ty jesteś w telewizji, że zaczynasz nawijać taki stek bzdur? A może chcesz nam zaserwować płaczliwą historyjkę?
- A czy dasz mi szanownie skończyć przynajmniej jedno zdanie? Nawet nie pozwoliłeś mi się porządnie rozkręcić!
- Po pierwsze - to ja jestem tutaj od kręcenia; z takim wyrazem twarzy to możesz zakręcić ewentualnie pranie w pralce. A po drugie - czy nie mówiłem Ci, żebyś się uciszył? Nic o niej nie wiesz.
- Ja? Nic o niej nie wiem?! Mieszkałem z nią w jednym domu!
- Ale to ja zrobiłem jej dziecko.
Shanda miała pietra pierwszy raz w życiu. I to całkiem sporego pietra, większego nawet niż największe niedźwiedzie z jej rodzinnych okolic, a trzeba przyznać, że takie giganty były w stanie uchować się tylko w tamtejszych rejonach. Robiła już przecież różne rzeczy, które uchodziły jej płazem, ale to... Czuła, że ojciec ją nabije na pal, rozszarpie, rzuci psom i wydziedziczy. Nie była pewna w jakiej kolejności to nastąpi, ale miała nadzieję, że w odrobinkę innej. Ich namiot był najokazalszy w całej wiosce, wymalowany w najprzeróżniejsze wzory, odnowiony tejże wiosny, kiedy obchodzono urodziny Shandy. Ona za to nigdy ich nie lubiła - postępująca starość nie była dla niej powodem do świętowania, dlatego nie rozumiała swojego plemienia, kiedy wiwatowali na jej cześć właśnie w takim dniu. Tak czy siak teraz miała zupełnie inne zmartwienie. Miękka trawa pod bosymi stopami zdawała się być niczym kolce, gdy wracała do domu jakoby na ścięcie, a przecież w normalnych, bezstresowych okolicznościach chłonęłaby to genialne dla siebie uczucie jak gąbka. Z wykrzywionym grymasem na ustach przystanęła przed największą płachtą materiału - prowizorycznym wejściem, bo ostatni silny wiatr porwał skrupuletnie rozstawiony przedpokój. Dziewczyna wzięła kilka większych oddechów stricte uspokajających skołatane nerwy i odsunęła zasłonę. Mieszanina zapachów i dusznego, przesyconego dymem powietrza dotarła do jej nozdrzy i odurzyła na parę sekund, jak to zazwyczaj się zdarzało, kiedy przekraczała granicę pomiędzy światem zewnętrznym, a domem rodzinnym. Rozglądnęła się uważnie, ale poza żarzącym się paleniskiem właściwie nie przyuważyła niczego godnego uwagi. Kto był na tyle nierozsądny, by zostawić coś takiego? Zmarszczyła brwi i ruszyła do kąta po średnich rozmiarów wiadro. Z westchnieniem ulgi potwierdziła fakt, że jest już napełnione wodą i wcale nie musi się fatygować do strumienia po nową porcję życiodajnego napoju. Chlusnęła zamaszyście na palenisko, a jej uszu dobiegł przyjemny syk umierających iskier. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie..
- Pustynna Nawałnico, kto opętał Twój umysł, żebyś gasiła palenisko tuż przed porą obiadową?
Shandę przebiegł dreszcz strachu. Matka była w domu, chociaż dzień wcześniej wspominała o pójściu z innymi kobietami na plecenie koszy. Musiała jej powiedzieć tak czy siak, bo za parę miesięcy nie wywinie się od wyjaśnień, a wolała mieć to już za sobą..
- Matko, ja...
- Wiem.
Że co? Dziewczyna nie zdążyła skończyć, kiedy matka przygarnęła ją do siebie i opatuliła masywnymi ramionami. Shanda nie wiedziała, jak zareagować. Śmiać się czy płakać. Brać nogi za pas czy stać w bezruchu. Dopóty dopóki rodzicielka trzymała ją w stalowym uścisku, nie ośmieliła się poruszyć choćby o milimetr. Nie omieszkała się za to odezwać, a właściwie wyjąkać parę nieznaczących słów:
- Co? Ale.. Jak? Kto? Gdzie? Kiedy? Skąd?
- Ojciec też wie. Uspokój się. Będzie dobrze. Nie bez powodu duchy wybrały Cię przecież Pustynną Nawałnicą, prawda?
Brązowowłosa poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, kiedy całe napięcie powoli zaczęło opuszczać jej ciało, a spięte mięśnie nagle się rozluźniły. Potrzebowała wsparcia, szczególnie teraz. Szczególnie, kiedy wiedziała, że nosi pod sercem dziecko i które musi urodzić, nawet w wieku szesnastu lat.
Nazwisko: -
Płeć:- Równie dobrze mogłaby być facetem.
- O..szalałeś? Z TAKIM opancerzeniem?
- Że c.. Prostak!
- Ja? Jestem po prostu facetem.
- Facetem, a nie mężczyzną!
- Za to Ty chyba nie jesteś żadnym z nich, dziecinko.
Cała wioska wiedziała, że nadeszły dni bliskie dniu rozwiązania żony wodza i nie należy mu stawać na drodze, jeśli chce się zachować życie albo znajdować się w jednym kawałku. Wódz był człowiekiem sprawiedliwym, silnym, odważnym i szanował członków swojego plemienia, ale ci dobrze wiedzieli, jak wygląda właśnie taki okres w jego życiu, bo przeżyli ich.. no tak jakby z cztery. Do tej pory krążyły legendy o tym, co stało się ze śmiałkiem, który ośmielił się zaburzyć już i tak znerwicowaną psychikę wodza przy pierwszym takim okresie, gdy jeszcze nie wiedziano, co właściwie było na rzeczy. Od tamtego czasu nikt nie próbował zbliżyć się do niego choćby na paręnaście metrów, pozostawiając jego histeryczną duszę w pełni spokoju. Ludzie szeptali, jakoby wiązało się to z kolejnymi rozczarowaniami, którymi głównym powodem byli nieudolni potomkowie. Żona wodza była postawną, silną babą - ideałem kobiety jako gospodyni, matka i małżonka. Niestety każdy chłopiec, który wychodził z jej łona, był całkowitym przeciwieństwem rodziców. Często ślamazarni, pozbawieni cech przywódczych i jakichkolwiek zdolności do polowania automatycznie skreślali się jako potencjalni pretendenci do przejęcia władzy i pieczy nad plemieniem po ojcu. Co prawda dobrym kandydatem był Barry "Tęga Głowa", ale jego wykluczało akurat to, że nie pochodził z czystej linii. Przygarnięto go gdzieś pomiędzy drugim a trzecim porodem, gdy znaleziono go porzuconego w lesie. Społeczeństwo właśnie w ten sposób tłumaczyło sobie zachowanie wodza i może nawet mieli w tym wszystkim całkowitą słuszność. Dlatego paręnaście dni przed narodzinami piątego dziecka (szóstego w liczbie) przywódca oznajmił wszem i wobec:
- Na złość duchom! Mój kolejny potomek będzie wodzem, nawet jeśli będzie kupą łajna!
Powiedział to całkowicie odruchowo, będąc wyprowadzonym z równowagi przez żonę. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że to duchy zrobią mu na złość.. W odpowiednim terminie urodziła się w końcu przepiękna dziewczynka o włosach koloru krowiego łajna, dokładnie tak jak to zapowiedział. Niestety słowa danego na forum plemienia nie mógł już cofnąć.
Waga i wzrost: 53 kg/167 cm
Wiek: Z tego, co wiem, to raczej jakieś dziewiętnaście lat.
Gildia: -
Miejsce umieszczenia znaku gildii: -
Klasa Maga: Zerowa, rzecz jasna, według narzuconych zasad.
Wygląd: - Była jedną z...
- Chyba jedyną.
- Co Ty opowiadasz? Mieliśmy mnóstwo ładnych dziewczyn w wiosce!
- Ładnych może i owszem. Ale tylko jedną wyjątkową.
- Mówisz tak, bo była Twoja!
- Mówisz tak, bo jesteś zazdrosny. I dałeś się złapać najbardziej szpetnej kobicie świata.
Shanda nie od zawsze była zgrabną dziewuchą. W dzieciństwie, z tego co opowiadała jej matka i inne wioskowe kobiety, zaliczała się raczej do dzieci pulchniutkich, ale niezbyt grubokościstych. Mimo to nie jadła zbyt wiele, bo wstydziła się swojego wyglądu. Imponowali jej genialnie zbudowani wojownicy indiańscy, ich wyeksponowane mięśnie, które chętnie podziwiała przy okazji każdej wyprawy wspinaczkowej. Zazwyczaj stała tylko na dole, bo ojciec nie pozwalał jej na manewrowanie na wysokościach - nie tylko z obawy o córkę, ale przede wszystkim dlatego, że z pewnością by ich spowalniała brakiem kondycji. W wieku czterech/pięciu lat rozpoczęły się więc regularne poszukiwania potomkini wodza, kiedy ta znikała na wiele godzin z oczu swej rodzicielki. Znajdowano ją przeważnie w trakcie spartańskich prób zrzucenia nadwagi i wyrobienia masy mięśniowej poprzez wspinaczkę, wdrapywanie się na drzewa, ręczne łapanie ryb w strumieniu i walkę z rozjuszonymi wiewiórkami. Wielokrotne lanie sprawione przez ojca nie dawało zbytniej poprawy, bo sytuacje powtarzały się raz za razem, aż w końcu zaprzestano poszukiwań księżniczki. Później wcale tego nie żałowano, gdy okazało się, że Pustynna Nawałnica dorównuje sprawnością fizyczną najlepszym mężczyznom z wioski. Urodą natomiast przewyższała kobiecą część ludności, niejednokrotnie wywołując na twarzach swoich rywalek grymasy zazdrości i zniesmaczenia. Smukła sylwetka, ostre, drapieżne rysy, włosy koloru ciemnego błota i równie brązowe, wielkie oczy zwracały na siebie znaczną uwagę, większą niż ich właścicielka chciałaby otrzymywać. Po ciąży wiele się nie zmieniło - powtórzyły się rutynowe ćwiczenia i wróciła do dawnej, piórkowej wagi, chociaż jej opancerzenie wcale nie zmalało, co niezmiernie ją poirytowało. Ze swej indiańskiej społeczności zabrała tylko przepiękny pióropusz. Od dawien dawna preferowała raczej wielkomiejski, dziwny ubiór i styl, który wziął się w jej życiu nie-wiadomo-skąd. Baby wioskowe plotkowały, że spotkała kiedyś wszędobylskiego podróżnika, chłopca, który zakręcił jej w głowie, ale mąż Nawałnicy szybko ukrócił to gadanie w samiutkim źródle.
Ojciec dziecka natomiast cholernie zwracał uwagę na drobne usta, nosek i uszka, które to niezgrabnie sobie umiłował. Shanda jednak nie potrafiła żyć w ten sposób. Nie potrafiła być matką, żoną; nie potrafiła żyć w ograniczeniu i ustalonych zasadach dokładnie tak, jak jej matka. Shanda chciała żyć. Właśnie dlatego musiała uciec.
Charakter: - Wydaje mi się, że nie powinniśmy o niej rozmawiać..
- Dlaczego niby nie? Dlaczego nie mógłbym mówić o swojej żonie?
- Została wygnana..
- Nie. Sama odeszła. Z własnej woli opuściła mnie, swoje dziecko i wioskę.
- Starszyzna ją przeklęła, ojciec się jej wyrzekł..
- A jednak składa za jej dobry los ofiary bogom każdej nocy. Tak samo jak ja. Tak samo jak jej matka i reszta mieszkańców wioski. Wszyscy to robią za plecami każdych i udają, że tylko bogowie znają ich intencje.
Piętnastoletnia dziewczyna stała na wysokim, drewnianym palu usytuowanym w centralnym punkcie wioski. Jej drobne ciało oblewał pot i przyklejały się do niego pyłki kurzu, gdy próbowała uskutecznić trudną sztukę bezruchu pod czujnym okiem mieszkańców wioski. Płaciła w ten sposób za wszystkie przewinienia, których się dopuściła, a jakie to dopiero teraz dotarły uszu wodza i ze spiętrzoną siłą pogwałciły jego umysł. Shanda jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że wolała spędzić wieczność, tkwiąc na kawale drewna jak idiotka, aniżeli przyznać się do błędu i okazać skruchę czy jakąkolwiek oznakę słabości psychicznej. Nie ruszyła się nawet o milimetr, kiedy trzy godziny temu słuchała lamentu ojca, zmieszanego z groźbami, niespełnionymi nadziejami i czymś, co wyczuwała w jego głosie bardzo mocno, ale sama nie potrafiła tego nazwać:
Historia: Umiejętności: 1)
Zapasy
Magiczne [1] - Kobieta może i nie wygląda na hardą i sprawia raczej wrażenie niewinnej istotki, ale jak przyjdzie koza do woza, to potrafi zdrowo wytargać młokosów za zniszczone ubrania. I to nawet nie siłą własnych mięśni, a najzwyczajniej w świecie mocą swoich zaklęć, które w pewnym stopniu przewyższają siłą przebicia czary przeciętnego czarodzieja.
2)
Skrytobójca [1] - Zdobycie tej umiejętności dla dziewczyny zwanej Pustynną Nawałnicą musiało być niewymownie trudne. Przez lata jednak ćwiczyła się w walkach z nieuchwytnymi wiewiórkami i niczym piaskowe tornado walczyła o orzechy, które nierzadko miały być podstawą do jej przeżycia, gdy postanawiała spędzić noc w gęstwinie puszczy. Swoją zręczność wykształciła także dzięki mozolnym próbom ręcznego łapania ryb w potoku, co również zajęło jej dłuższy okres czasu.
3)
Sprinter [1] - Shanda wychowała się na górzystym, zalesionym terenie, gdzie codzienne eskapady były generalnie wymogiem zdrowego trybu życia i pewnego przygotowania do przetrwania w ciężkich warunkach zimowych. Urządzała więc sobie spartańskie przebieżki, niezwykle wzmacniając przy tym mięśnie nóg i psychikę potencjalnego sprintera. Może właśnie dlatego jest nieco szybsza od przeciętnego człowieka i dużo sprawniejsza od opasłych mieszkańców wielkich miast, którzy to nie zaznali pracy fizycznej i koczowniczego trybu egzystowania.
Ekwipunek: Rodzaj Magii: Pasywne Właściwości Magii Zaklęcia: