I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Enzo Andrea del Verrocchio Czw Mar 12 2015, 23:51
Imię: Enzo Andrea Pseudonim: Double-kill Nazwisko: del Verrocchio Płeć: Mężczyzna Waga: 85 kilogramów Wzrost: 187 centymetrów Wiek: 24 lata Gildia: LS Miejsce umieszczenia znaku gildii: Lewy bark Klasa Maga: 0
Wygląd: Nieraz powtarzano mu, że palenie zniszczy mu przystojną twarz, ale do tej pory na słowach wszystko się skończyło. Obdarzony burzą kruczoczarnych włosów, niedbale opadających na czoło, mężczyzna zdawał się nigdy nie przejmować tego typu gadaniem, a jego niebieskawo-fioletowe oczy z wyższością zdawały się lustrować oblicza tych, którzy ośmielali się go pouczać w sprawie posiadanych nawyków. Jego twarz była jego sprawą, a to że do tej pory nie zarobił na niej żadnych blizn zdawało się być dziwnym i niezwyczajnym cudem. Być może zawdzięczał to dobrze rozbudowanemu ciału, z błogosławieństwem którego spłynęła na niego siła potrzebna do zachowania samego siebie w dobrym zdrowiu? Muskularne kończyny, choć skrywane zazwyczaj pod ciemną marynarką, jednoznacznie dawały do zrozumienia, że mężczyzna ten nie jeden raz, a także nie dwa parał się pracą fizyczną. Wysoki na tyle, by górować nad częścią społeczeństwa, lubił spoglądać na niższych od siebie z uśmiechem politowania kwitnącym na jego dobrze zarysowanych ustach, miną podkreśloną jeszcze przez niezbyt szeroki nos, potrafiący czasem zadziornie unieść z pogardy. Ludzie, którzy mieli okazję spojrzeć mu w oczy, tymczasowo niezasłonięte parą ciemnych okularów, często mówili, że jest bystry i widać to właśnie w jego wejrzeniu. Brwi potrafił ściągnąć jak nikt inny, obdarzony został z resztą nimi na tyle podkreślonymi, by móc zawsze przekazać swe uczucie jedną zmarszczką mimiczną. Jeszcze inni ludzie mawiali, że jest prawdziwym wilkiem, zwracając uwagę na jego nienaganne uzębienie, gotowe przegryźć się przez szyję niejednej z pragnących tego panien. Szepcząc mu na ucho zauważyć można było też, że małżowina uszna była mocno kanciasta, na swój sposób kojarząc się prostotą i rustykalnym wykonaniem budynków, bardziej niż z częścią ludzkiego ciała.
Druga wersja opisu, z mniejszą "narracją":
Spoiler:
Enzo to obdarzony przystojną twarzą, nieraz stającą się obiektem uwagi płci przeciwnej, mężczyzna o burzy kruczoczarnych włosów, niedbale opadających na czoło. Patrząc mu w oczy nie tylko można szybko zauważyć ich głęboki, niebieskawo-fioletowy kolor, ale także dojrzeć da się pewność siebie czy nawet nieznaczny cień lekceważenia zalegający na obrzeżach tęczówek. Całe życie udawało mu się przeżyć, przynajmniej do tej pory, nie oszpecając swojego ciała żadną blizną ani długotrwałą raną, cieszyć może się więc nienagannym wyglądem zadbanego mężczyzny, zawsze starannie ogolonego i nie posiadającego zarostu. Ciało ma zahartowane, jest także porządnie umięśniony, choć może w pierwszej chwili, widząc go w swojej marynarce, nie da się tego tak łatwo dostrzec. Ma dość długie i silne kończyny, zwłaszcza nogi, o dobrze zarysowanych mięśniach. Wysoki na 187 centymetrów, posiada niezbyt szeroki nos, delikatnie zarysowane usta i proste, wyglądające jak niedbale wyciosane z kamienia uszy. Wściekle czarne brwi nie są zbyt grube czy krzaczaste, lecz na tyle znacząco zarysowane, by idealnie oddawać wszelkie stany emocjonalne mężczyzny. Nienaganne jest jego uzębienie - zęby posiada wszystkie, a każdy jeden z nich błyszczy bielą jak świeżo po szorowaniu silną dawką wybielacza. Kolor zębów przyjemnie zgrywa się też z delikatnym różowawym kolorem ust. Mężczyzna swym wyglądem wywołuje mieszane wrażenie człowieka, gdzieś pomiędzy zadbanym lalusiem, a ulicznym rozrabiaką.
Charakter: Pewny siebie. Ile razy tego już nie słyszałem. Ludzie traktują frazę "pewny siebie" jak jakiś wstydliwy stygmat, jakby na tym świecie nie było miejsca dla ludzi innych niż tych zasilających szaraczkowy tłum mięczaków i nieudaczników. Tymczasem ten, który jest pewny siebie i jednocześnie zna swoje możliwości jest w stanie osiągnąć więcej niż żaląca się o wszystko mała menda z niską samooceną. Nie jestem najlepszym człowiekiem na świecie, ale miałem okazję poznać kilku, którzy z całą pewnością twierdzili, że udowodnią mi kto jest lepszy, a gdy przejechali się na własnych czynach uciekali do słówek i kłamstw. Przywykłem choć nieodmiennie sytuacje takie wywołują uśmiech na mojej twarzy. Pomijam już nawet fakt, że zwyczajnie lubię się śmiać i dobrze bawić. Przesadzam ponoć czasami, ale niespecjalnie zwracam uwagę na tego typu komentarze, bo dlaczego miałbym? Jeśli inni nie potrafią się bawić to najwyraźniej nie dorośli do dorosłych rozrywek i powinni zostać w swoim kąciku z klockami lego i budować własne miniaturowe zamki wokół zabiedzonego ego. Nie jestem jednak duszą towarzystwa i nie mam natury showmana. Nie rozumiem ludzi, którzy robią z siebie błazna tylko po to, by innych to bawiło albo czerpią z tego konkretne korzyści. Nie lubię udawać kogoś kim nie jestem i nie robię tego zbyt często. Jeśli kiedykolwiek usłyszysz ode mnie brutalną opinię na swój temat to możesz przynajmniej pocieszyć się tym, że jestem szczery i nie ukrywam niczego przed tobą. Po co chować się za fasadą słów, kiedy jednym celnym komentarzem wyjaśnić można każdą sytuację i opisać każdą osobę? Palenie mnie uspokaja. Nie żebym był specjalnie nerwowym człowiekiem, ale w dymie papierosowym jest coś takiego co sprawia, że czuję się lepiej. Przywykłem do tego zapachu, będąc nim otoczony od małego. Nie palę jednak tak dużo. Nie wszystkie kobiety lubią palaczy, a ja lubię kobiety. Czy one mnie? Kto to wie. Nie wnikam w takie szczegóły, zwłaszcza gdy mogę zapalić jednego po energiczniejszej nocy. Tak, to jeden z tych momentów, przy których papieros pozwala mi nie zapomnieć o tym kim jestem. A kim właściwie jestem?
...trudno to określić. Jestem magiem, to pewne i korzystanie z magii jest umiejętnością zapewniającą mi byt. Trudno mi wyobrazić sobie siebie bez tej zdolności, choć nie ukrywajmy - ludzie bez magii żyją i umierają zupełnie tak samo jak magowie. Nie wydaje mi się bym był złym człowiekiem, choć znajdą się i tacy, którzy tak powiedzą. Żyję z dnia na dzień, z tym twistem, że lubię czasem podjąć jakieś wyzwanie, przypomnieć sobie, że nie egzystuję na tym świecie zaledwie tylko fizycznie, jako ludzka masa mięsa bez konkretnego celu w życiu. Z tym celem to zresztą wcale nie jest tak łatwo, bo właściwie ciężko mi konkretny wskazać. A przynajmniej konkretny taki, którego byłbym w 100% świadomych i mógł po prostu powiedzieć "chcę osiągnąć to". Nie do końca jest mi też potrzebne definiowanie się w ten sposób. Czy nie żyje się lepiej mając przed sobą nieskończone spektrum możliwości niż ograniczając swój przyszły los do konkretnej wąskiej nawy? Zdecydowanie lepiej człowiekowi na duszy, kiedy jego działania mogą przyjąć wymiar jaki tylko mu się podoba, niezależnie nawet od wyników. Grunt to zachować we wszystkim styl, ten poziom bycia fajnym na tyle, by było się wzorem do naśladowania, a nie przykładem przed którym należy innych przestrzegać. Chyba, że to drugie wynika z czegoś zabawnego. Ostatecznie wszystko i tak rozbija się o indywidualne podejście i własną przyjemność.
Ach, nie spodziewaj się też usłyszeć ode mnie tylu słów na żywo. A przynajmniej nie na dzień dobry. Nie powiem, że jestem skryty, bo to byłoby wielkim kłamstwem, ale nie mam tendencji do przegadywania swoich rozmówców. Chyba, że w kłótniach. Albo gdy mogę kogoś wyśmiać. Wtedy bywa różnie. Jestem stosunkowo ekspresywny, ale czasami nawet i mnie dopadnie jakaś chwila przemyśleń. A ty niekoniecznie jesteś osobą, której chcę się zwierzać kolego. Ale hej, nie miej mi tego za złe. Znajdziesz sobie na pewno tysiąc innych koleżków do posłuchania o ich problemach. Pogadasz sobie o przyjaźni i towarzyszach, innych tego typu śmiesznych zabawach też. Jestem bezczelny?
Historia: Kolejne uderzenie prosto w pysk zasłyszeć można było ledwie sekundę przed gardłowym chrypnięciem irytacji. Wcale nie było zabawnie przesłuchiwać więźnia, który zdawał się w głębokim poważaniu mieć wszelkie zabiegi pana "negocjatora", którego głównymi argumentami w rozmowie były miarowe, lecz stabilnie tracące wraz z czasem na sile uderzenia pięścią. Czarnowłosy mężczyzna, przykuty do pojedynczego, prostego krzesła z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w zakrwawioną podłogę oczekiwał kolejnego ciosu. Trudno było określić czy większą satysfakcję sprawia mu obserwowanie własnej wyciekającej krwi czy wysłuchiwania zmęczonych stęknięć swojego oprawcy. On sam też był zmęczony, ale w przeciwieństwie do tępego osiłka, którego twarzy czarnowłosy nie mógł nawet zobaczyć, nie miał zamiaru dać po sobie tego poznać. Zmęczenie i ból towarzyszyło mu dzisiaj cały dzień i nie zapowiadało się na to, by ta sytuacja mogła się szybko zmienić. Chyba, że brutal stwierdzi, że jego ręce wymagają wzmożonej opieki po kolejnej serii ciosów. Chyba dlatego, że to było zabawne mężczyzna zaśmiał się krótko pod nosem, wiedząc jednocześnie, że nie ujdzie to uwadze porywaczowi. Nie musiał długo czekać, gdy mocne kopnięcie w okolicę jego prawego ramienia poniosło go wraz z krzesłem na ziemię. I on musiał zacisnąć zęby gdy odczuł jak lewa ręka przestaje być zgranym kompleksem dopasowanych do siebie kości, a staje się czymś zdecydowanie mniej skorym do odpowiedniej współpracy z resztą układu kostnego. Kat coś do niego krzyczał, ale ciężko w tym momencie było zrozumieć co, gdy mężczyzna zajęty był sprawdzaniem w myślach liczby otrzymanych ciosów. Musiał dokładnie zapamiętać w które miejsce i w którym momencie oberwał. Nie mógł pozwolić sobie o tym zapomnieć, dlatego czasem nie rozumiał wykrzykiwanych z pełną irytacją słów. Pewnie i tak nie odpowiedziałby na nie zbyt grzecznie, więc może zachowując ciszę oszczędzał sobie dodatkowego liczenia. Pomyśleć, że wczoraj jeszcze zajęty był liczeniem ilości papierosów w swojej kieszeni, a teraz obiekt zainteresowania zmienił się tak diametralnie.
Wczoraj... powiedzieć, że nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy to jak widząc ciemne deszczowe chmury powiedzieć, ze zbliża się susza stulecia. Mężczyzna doskonale wiedział, że zadanie, którego się podjął może skończyć się dla niego właśnie w ten sposób, ale gdy z uśmiechem na ustach, gasząc niedopalonego papierosa, zgadzał się na swój udział w przedsięwzięciu myślał raczej o tym jak epicko będzie potem można chwalić się z własnoręcznego pokonania szefa rywalizującej mafii. Niespecjalnie był zainteresowany porachunkami organizacji ojca z tą drugą, choć zawsze uważał, że jego ojciec mimo bycia skurwysynem posiadał chociaż styl. Do tej pory młodzieniec nie brał udziału w żadnej z akcji organizowanych przez Hoshigozrę, choć nosił na palcu sygnet jasno zaznaczający jego przynależność. Nie był zainteresowany. Nie pociągało go to. Zamiast tego lubił znikać co jakiś czas z rodzinnego domu, wybierać się w miejsca nieznane, odwiedzać znajomych i najczęściej sprawiać im problemy. Problemy trzymały się go od zawsze, choć według niego to on lubił za nimi samemu ganiać i stawiać im czoła. Problemem był na przykład fakt, że Hoshigozra chciała koniecznie zmieść z ziemi Savallich, ale za nic w świecie nie potrafiła przejść od słów do czynów. Gdy mężczyzna pojawił się akurat w domu po wizycie w Neverbeen, jego ojciec poprosił go o pomoc w tej kwestii. Śmiech chłopaka wypełnił szczelnie cały dom, gdy tylko ten uświadomił sobie, że jego dumny ojciec prosi właśnie jego o pomoc, ale mimo tego czarnowłosy zgodził się pomóc, gdy tylko usłyszał szczegóły całego planu.
Zadanie było stricte samobójcze i nikt nie starał się tego ukrywać. Regularna bitwa między jednymi i drugimi miała rozgorzeć w dzielnicy fabrycznej jednego z mniejszych miast Fiore - obie rodziny starały się ograniczyć faktyczne straty. Pojedynek miał być honorowy, przez co w tych realiach rozumieć należy brak jakichkolwiek zasad. Czarnowłosy miał nie brać udziału w tych walkach tylko udać się do willi głowy rodziny Savallich - a następnie głowę tę przynieść ze sobą do domu. Bez reszty ciała. Mężczyzna miał zrobić wszystko sam, bez żadnego wsparcia, bez żadnej pomocy. Uśmiech ojca gdy mu to wyjaśniał był na tyle szyderczy, że i sam czarnowłosy nie mógł się powstrzymać od wyszczerzenia własnych kłów. Chciał się go pozbyć. Chciał zniknięcia swojego syna, chciał wyczyszczenia linii rodowej z zakały pokroju jego potomka. Młodszy o 3 lata brat mężczyzny był bardziej niż gotowy do wyjścia z cienia i zajęcia miejsca swojego brata w drodze sukcesji pozycji przywódcy Hoshigozry. Ojciec tak bardzo obawiał się tego, że mężczyzna postanowi przejąć władzę w jego światku, że postanowił pozbyć się go, kiedy jeszcze mógł to w miarę bezboleśnie zrobić. To było na tyle zabawne, że czarnowłosy nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Kto by pomyślał, że ten staruch mógł posunąć się tak daleko, byle go zlikwidować i odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Oficjalnie przecież jego syn odszedłby w chwale, jako bohater, który próbował przechylić własnoręcznie szalę zwycięstwa na stronę własnej rodziny.
Obecna sytuacja nie była jednak efektem bohaterskiej walki ani oddania sprawie. Mężczyzna nie spróbował nawet podnieść ręki na pojedynczego przeciwnika, a gdy tylko dotarł do domostwa Savallich uniósł ręce w górę jednocześnie oznajmiając grupce ochroniarzy swoją tożsamość. Bezpośrednio wylądował w miejscu, w którym teraz był. Ciemnym lochu z przyjemniaczek o ciężkiej dłoni i kiepskiej kondycji, który już ledwo zipał. Obserwowało się to na tyle przykro, że gdy tylko wspomniany oprawca próbował podnieść jego krzesła (a z nim i jego samego) czarnowłosy mocny uderzeniem głowy o ciemię agresora - jak to się mówi - wyłączył mu światło. Więzy, którymi był spętany nie były zbyt dobrze związane, efekt przypadku bardziej niż jakiegokolwiek planu, lecz schowany w kieszeni nożyk też sprawdziłby się niewątpliwie przy próbie uwolnienia. Gdy przemierzał korytarz w poszukiwaniu Niccolo Savalliego, pana tych włości, spostrzegł, że ranek jeszcze nie wstał. Zaskoczyć swój cel w sypialni byłoby co najmniej niezręcznie, dlatego zamiast tego czarnowłosy ulokował się w jadalni, siadając na krześle przy końcu długiego, białego stołu. Niccolo zastał go gdy był w połowie swojego papierosa, z nogami wystawionymi na ten cholernie piękny stół. Mężczyzna widział, że Savalli nie jest zadowolony z faktu pozostawienia na nim brudnych plam, lecz sam też zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu, odsyłając w głąb domu swoją żonę i dwie córki, które wraz z nim przybyły na śniadanie. A potem... panowie rozmawiali ciężkim jak ołów językiem mafijnym.
Czarnowłosy wrócił do ojca z uśmiechem na twarzy jeszcze większym niż gdy widział go poprzednim razem. Siwowłosy mężczyzna ze sporym zdziwieniem przyjął wieść o powodzeniu syna lecz gdy ujrzał przed sobą głowę Niccolo, faktycznie doprowadzoną mu bez reszty ciała, w końcu przekonał się do słów swego syna. W głowie zaświtała mu nawet myśl o tym, że być może dzieciak ten stracony jeszcze całkiem nie jest i warto dać mu kolejną szansę. Teraz jednak nastąpił czas świętowania. Hoshigozra nie tylko wygrała regularną bitwę, która była częścią planu, ale także wyeliminowała głowę przeciwnej organizacji. Dom ojca czarnowłosego wypełnił się tego wieczoru mężczyznami w pięknych garniturach i kobietami w oszałamiających kreacjach wieczorowych. Wino, piwo, brandy czy whisky - wszystko spożywane było w ogromnych ilościach. Tylko nasz mężczyzna nie pił niczego, jedynie odpalając czasem swojego papierosa i z okna spoglądając w przestrzeń. Niektórzy baczni obserwatorzy mogli zauważyć, że brwi czarnowłosego marszczą się co pewien czas, zupełnie jakby ten zastanawiał się nad czymś potężnie. Po kilku godzinach zabawy nikt jednak nie zwracał już uwagi na czarnowłosego, który w międzyczasie ulotnił się z głównej sali, gdzie większość ludzi uprawiała dzikie zawody w piciu. Jego ojciec sam przewodził zabawie i dopiero w późnych godzinach nocnych wrócił do swojego pokoju. Ojciec był samotny. Mimo faktu posiadania trójki dzieci (była jeszcze siostra, której ojciec nie lubił tak samo jak czarnowłosego - a to z kolei zbliżyło do siebie rodzeństwo) jasno widać było, ze doskwierał mu brak pani domu. Miał nadzieję, że po przypisaniu sobie zasług dnia uda mu się doprowadzić którąś ze sobą do łóżka, lecz gorzkie było jego rozczarowanie gdy tak się nie stało. Jeszcze bardziej gorzko było zobaczyć twarz swojego syna, gdy tylko przekroczył próg swojej sypialni. Czarnowłosy czekał na niego w sypialni od dłuższego czasu i nie był sam.
Otaczali go ludzie z rodziny Savallich. Siwowłosy mężczyzna nie rozumiał o co chodzi, tak długo jak nie zobaczył uśmiechu na ustach swojego syna, który przyłożył tylko palec do ust, a następnie wskazał na postać po swojej lewej - Niccolo Savalli, całkowicie żywy, stał u jego boku równie zadowolony co wcześniej podczas balu ojciec mężczyzny. Zanim jednak siwowłosy starszy pan zdołał cokolwiek zrozumieć z tej sytuacji jego czoło przeszyła kula z pistoletu, wystrzelona po cichu, dzięki rewolucyjnej technologii tłumika. Czarnowłosy mężczyzna uśmiechnął się tylko lecz o dziwo Savalli nie byli zadowoleni z tego co się stało. Niccolo podbiegał już do mężczyzny, gdy ten wyciągnął dłoń z pistoletem w jego kierunku. Niccolo struchlał, a czarnowłosy dał ręką znać reszcie ludzi Savalliego by opuścili pomieszczenie. Dopiero gdy zostali sami Niccolo zdecydował się to wszystko wyjaśnić.
- Dlaczego to zrobiłeś? Nie tak się umawialiśmy! Potrzebny był nam żywy... sam chciałeś go żywego, to przecież twój ojciec! - mówił rozgorączkowany Savalli, wciąż z lufą pistoletu wycelowaną we własną skroń.
- Wiesz... - westchnął czarnowłosy mężczyzna, po czym założył ciemne okulary. - Zabić mafijną głowę to jedno. Ale pozbyć się dwóch naraz... Wskaż drugiego takiego jak ja. - po czym spust został naciśnięty.
***
- Pieprzysz Enzo. Powiadam, pieprzysz. - - Twoja sprawa w co wierzysz Ivley. Chyba, że domagasz się kolejnej rundy. - Czarnowłosy Enzo Andrea del Verrocchio leżał rozciągnięty na wygodnym łóżku, a obok niego podobnie rozpłaszczona była urocza dziewczyna o kasztanowych włosach. Nawet pamiętał jej imię. I zebrało mu się na wspominki, choć mógł trochę podkoloryzować faktyczną wersję zdarzeń. Co się zdarzyło to się zdarzyło i to jednak dość wiernie opowiedział. - To swoją drogą, ale nie wierzę w tę historyjkę. Co się niby potem stało? Jakim cudem jeszcze żyjesz? Co z twoją siostrą i bratem? - - Wiesz, że jeśli opowiem ci cokolwiek więcej to możesz znaleźć się w niebezpieczeństwie? - ależ był rezolutny. To przecież nie tak, że już się takowym znalazła będąc z nim tej nocy.
- ...chrzanić, nie pytałam. I tak to wszystko banialuki. - odpowiedziała cicho przytulając się do niego. Tak. I tak za dużo dzisiaj już powiedział. Historia jego brata i siostry nie była historią tego dnia. Ciężko by też było dokładnie wyjaśnić jej to jak znalazł się w tym miejscu żywy i jak to się stało, że był teraz członkiem gildii tak dziwnej jak Lamia Scale. I fakt, że posiadał magię... Niech Ivley uzna to wszystko za jego wymysł. Przy odrobinie szczęścia ci którzy skradają się za jego plecami też tak o tej niewinnej dziewczynie pomyślą...
***
Magia... magia to w ogóle była dla Enzo dziwną sprawa. Kiedy dokonywała się historia dwojga rodów Enzo wcale magii jeszcze nie posiadał. Był tylko człowiekiem, człowiekiem który dość lekko stąpał po ziemi i miał bardzo nierówno pod sufitem, lecz jednak nie posiadał zdolności magicznych. Między innym dlatego jego pistolet z tłumikiem był tak bardzo użyteczny w tamtym czasie, a nie kula ognia wielkości wieżowca, która tak po prostu zmiotłaby obie posiadłości gangów. Dość powiedzieć, że przez pewien czas po tamtym wydarzeniu magia niewidzialności też byłaby bardzo Enzo przydatna. Szalony mógł być, bezlitosny też, ale nie był głupi i wiedział, że nie da rady powstrzymać obu mafii jeśli te tylko zechcą dobrać się mu do skóry i dlatego, kolokwialnie rzecz ujmując, spieprzył jak najdalej tylko się dało od miejsca podwójnego mordu. Nie mógł przecież wiedzieć, że wszystko ułoży się w tak dziwny sposób, że obie mafie skoczą sobie do gardeł zamiast zajmować się nim. Przekonany o tym, że znajduje się teraz w centrum zainteresowania całego świata i że śledzony jest przez co najmniej kilkanaście świetnie zamaskowanych par oczu przemieszczał się przez dłuższy czas z miejsca na miejsce, nie zagrzewając w żadnej lokacji na dłużej łóżka ani nie zostawiając po sobie zbyt bogatego wrażenia. To był jednocześnie nudny i ekscytujący czas - pościg zawsze miał to do siebie, że jednocześnie męczył, irytował i napędzał do dalszego działania. Odbijał się też na warstwie psychologicznej danego człowieka. Będąc długi czas "w biegu" myśli zaczynały uciekać gdzieś w bok, człowiek zapominał o normalnym życiu, za to głowa sama odwracała się co chwilę za siebie, tak by zobaczyć czy ktoś nie przechodzi właśnie po świeżo zostawionych za sobą śladach. Enzo zdawał sobie sprawę z tego, że długo może nie być w stanie wytrzymać takiego życia, nie posiadał jednak żadnego sposobu by skonfrontować się z przeciwnikami, których podsuwał mu jego umysł. W pewnym momencie w ogóle zapomniał o tym, że mógłby przecież skopać im tyłki i w ten sposób się od nich uwolnić - ucieczka tak bardzo wciągnęła go, że zagłuszyła jego bezczelną naturę i chęć do rywalizacji.
To nie mogło trwać jednak wiecznie, tak bowiem jak drapieżnik czasem rzuca się do ucieczki, by potem wrócić na swoje szlaki, tak i Enzo w końcu musiał to zrobić. Potrzebował jednak do tego konkretnego bodźca, odpowiednio silnego, znaczącego i nie do podważenia. Bezczelnego niczym grom z jasnego nieba lub gadający płonący krzak znaku, który wskazywałby mu drogę dalszego działania i który objaśniłby jego nieco zaplątanej we własne zakamarki duszy kolejne kroki. Ironiczne było tylko to, że taki właśnie znak pojawił się wtedy, kiedy Enzo... zabłądził. Był raczej człowiekiem miastowym, nie nawykłym do poruszania się po opuszczonych terenach górskich, zwłaszcza takich, które pokryte były do tego gęstym lasem. Mijał kolejny dzień wędrówki wśród drzew gdy mężczyzna uświadomił sobie, że nie jest w stanie dłużej ignorować swojego żołądka. Burczenie nie było już nawet problemem - bodźce słuchowe nie wpływały na niego tak silnie jak wcześniej, a i bolesne ssanie w żołądku dawało mu znać o tym, że niedługo pożywić zwyczajnie będzie się musiał, jeśli zachować miałby przytomność. Głód nie był jednak jedynym problemem, do niego dochodziło bowiem zmęczenie, powoli wkradające się w powieki mężczyzny i zmuszające je do zamknięcia się, jak i chłód, który z każdą kolejną przeżytą tu nocą potęgował się w zaskakująco przerażającym tempie. O ile na głód Enzo faktycznie nie mógł nic poradzić - co znalazł zaoferowane mu przez las pożerał od razu, lecz było tego zbyt mało by zapewnić mu choćby chwilę ulgi - o tyle w kwestii ciepła próbował wszystkiego. Gdy pierwszy szałas zwalił mu się jednak na łeb, otrzepując swe ubranie z leśnego brudu i wygramoliwszy się spod zebranych patyków Enzo uznał, że powinien skorzystać z czegoś zbudowanego przez matkę naturę. Dłuższy czas błądzenia wpływał niedobrze na jego oczy i Enzo wiedział, że musi odpocząć, był to jednak pierwszy raz w życiu gdy nie miał dla siebie spokojnego kąta, nieważne jak małego. Las w końcu nie posiadał kątów. Las w górach posiadał za to groty.
Teren był to ogólnie górski, więc nie było to tak zaskakujące, gdy Enzo jedną znalazł. Nie dbał w tym czasie już o to czy w środku znajdzie gang rozbójników czy wpienioną niedźwiedzią samicę podczas cieczki - chciał po prostu położyć się i mieć przez jakiś czas wszystko gdzieś, zregenerować siły i odpocząć. Nie zdążył nawet zawędrować zbyt głęboko, gdy sen zmógł go nakazując jego kolanom się ugiąć, a mózgowi wyłączyć się zanim jeszcze ciało uderzyło o ciepłe podłoże. Nie mógł nawet zastanowić się nad względnym ciepłem panującym w jaskini.
Obudził się dopiero gdy mocny powiew wiatru naruszył jego uszy. Przeciąg w jaskini? Enzo nie mógł ryzykować tego, że jeszcze tutaj zachoruje, a wiedział, że w jego stanie wycieńczenia to może stać się dużo łatwiej niż normalnie. Gdy otwierał oczy spodziewał się raczej zobaczyć bezosobową ciemność i pustkę, a na pewno nie ogromnych rozmiarów ślepię, znajdujące się dosłownie przed nim. Z ogromnym trudem zwalczył w sobie ochotę przed tym, by z całej siły uderzyć w nie pięścią, jako odruch panicznego strachu, który na sekundę nim owładnął. Opanował się jednak tuż przed tym, zachowując w ten sposób niewątpliwie życie, przynajmniej na kilka pierwszy sekund. Ślepię oddaliło się od niego po chwili, a mężczyzna mógł zobaczyć, że znajdował się teraz w kręgu wściekle płonącego ognia, który otaczał nie tylko jego samego, ale także kreaturę, która znajdowała się teraz przed nim. Stąd światło, które wypełniało grotę - szybko zanotował jego mózg. Ogień nie był zły, koniec końców zapewniał mu ciepło i poprawiał samopoczucie po błądzeniu w chłodzie jeszcze przed kilkoma minutami... czy właściwie ile spędził czasu w tym miejscu? Zerknięcie na zegarek uświadomiło go, że albo cofnął się w czasie o godzinę, albo przespał tutaj prawie całą 24-godzinną dobę. O ile pierwsza możliwość była całkiem ekscytująca, o tyle druga była bardziej prawdopodobna i jego umysł ku tej się w końcu pochylił. Pochylać nie musiał się za to nad wielką, górującą nad nim figurą smoka.
I nie musiał nawet nad tym myśleć dwa razy. Nigdy nie widział smoka wcześniej, ale jakoś tak to było, że ludzie potrafili rozpoznać akurat ten typ gada od razu. Może to przez ogromne cielsko jakim ten dysponował i stopień zagrożenia jaki odczuwał w tym momencie Enzo? Może skrzydła zwróciły na siebie jego uwagę, a może liczne pomarańczowo-złote łuski jakie pokrywały jego skórę? Ostatecznie mogło to też być wejrzenie oczu potężnej istoty, które niosło za sobą nie tylko agresywność i ostrość, ale też mądrość przynależną istotom, które przeżyły setki lat. Nawet ktoś tak młody i rozbrykany jak Enzo w tamtym czasie potrafił niezwłocznie zrozumieć, że nie ma do czynienia z bazyliszkiem czy wiwerną - smok. To był smok. Na tyle znudzony swoją egzystencją, że pozwolił sobie chyba na chwilę zabawy z czarnowłosym chłopakiem, darując mu trochę życia przed tym jak miałby zostać pożarty w całości, jak szybko konstatował w swym umyśle Enzo. Smok jednak długo milczał wpatrując się ledwo co przebudzonego mężczyznę, a i ten nie miał odwagi odezwać się do niego ani słowem. I może tak było lepiej, bo gdyby popełnił jakąkolwiek gafę w kontakcie z tą istotą, to mogłoby się to dla niego źle skończyć. A gafę by popełnił. Uświadomił sobie to bardzo szybko, gdy smok przemówił.
- Slinthariana. Ty? - zapytała smoczyca, której głosu nie dało pomylić się z męskim za żadne skarby świata. - Twe imię. Miano. - powtórzyła, gdy Enzo zajęty był napawaniem się jej głosem. Nie spodziewał się, że tylko głos jest w stanie tak łatwo wpłynąć na niego, poruszyć go do głębi i zawładnąć jego myślami. Głos był niesamowicie piękny, tak piękny, że Enzo fizycznie chciał go dotknąć i zbliżyć do swoich warg, tak by móc napawać się nim bez końca. To były zaledwie krótkie frazy, a tak nim wstrząsnęły. - Enzo. - odparł zdawkowo, nie chcąc zakłócać swym własnym nastroju jaki zbudował ton smoczycy. - Zostaniesz zjedzony, Enzo. - oznajmiła kompletnie tym samym, wywołującym dreszcze na całym ciele chłopaka głosem. Smoczyca mrugnęła powoli, gdy zobaczyła, że chłopak nie reagował na jej słowa. Nie poruszył się, nie zdusił nawet okrzyku, nie próbował uciekać, nieporuszony tkwił zasłuchany w jej słowa, próbując je zapamiętać i wyryć w duszy. - Jesteś nudny. - dorzuciła, wprawiając go w jeszcze większe oszołomienie, co z kolei niechcący wprawiało i ją w zakłopotanie. Odbierał jej zabawę, oczekiwaną radość z pożerania człowieka, który nie mógł do ostatnich chwil pogodzić się ze swoim losem. Powoli traciła apetyt.
- Jesteś piękna... - wykrztusił w końcu z siebie mężczyzna, kompletnie nie mając tego na myśli. Nie podobała mu się ani trochę fizycznie, do cholery jasnej, była pieprzonym smoczyskiem, z kłami większymi od jego ramion i cielskiem, którego... tu przestańmy. To co powiedział nie mogło być niczym innym niż słodkim (wręcz przesłodzonym) kłamstwem, gdyby nie fakt, że mężczyzna spoglądał na nią przez pryzmat jej głosu. Nie widział tak naprawdę w jej miejscu istoty żyjącej i oddychającej jak on, słyszał za to głos, który nie chciał by ustał. Gotów był powiedzieć jeszcze niejedno, byle wydobyć z niej kolejne zdania i nie doprowadzić do zamknięcia się jej buzi... choć buzią tego nazwać się za bardzo nie dało. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak bardzo idiotycznie musiał wyglądać marny człowieczek rzucający takim zdaniem do olbrzymiej istoty jaką była Slinthariana. Wyglądał tak nawet dla niej, lecz zaskoczenie jej w tym momencie zagrało na jego korzyść. Jak wiele razy zdarzyło się by do jaskini smoka zawędrował człowiek, a następnie rzucił w "potwora" nie nożem czy mieczem, a komplementem? Smoczyca daleka była od wpadnięcia w samozachwyt po tych słowach, nie spąsowiała też na twarzy i to nie tylko dlatego, że taka reakcja fizjologiczna charakterystyczna była tylko dla ludzi. Zaśmiała się gardłowo. - Może zostawię cię przy życiu na trochę dłużej. -
Dokładnie tego oczekiwał Enzo. Dalsze życie oznaczało więcej możliwości wysłuchania tego co miała do powiedzenia. I jakoś tak to się stało, że "trochę dłużej" przerodziło się z kolejnych godzin w dni, a z dni w miesiące. W grocie ciężko było dokładnie ustalić upływ czasu, a Enzo niespecjalnie się tym przejmował. Dni spędzał na rozmowach, czyli tym czego najbardziej pragnął. Zauważył, że z początku sam zmuszał się do wymyślania nowych tematów rozmów, bo Slinthariana nie była sama z siebie najbardziej rozmowna, lecz po pewnym czasie i ona zaczęła się odzywać sama z siebie. Temat pożarcia go nigdy nie wrócił, za to pojawiły się całkiem nowe, kompletnie nieoczekiwane, które coraz częściej zajmowały miejsce ciszy. Slinthariana z rzadka potrafiła zapytać Enzo o świat na zewnątrz groty, co uświadomiło chłopaka w tym, że smoczyca rzadko wybywała ze swojego legowisko. Kompletnie przypadkiem odkrył, że skrzydła smoczycy nie były w stanie unieść jej ciała. Nie tylko były poniszczone, ale ona sama była zbyt ciężka, zbyt wielka dla nich. Czarnowłosy mężczyzna zastanawiał się czy smoczyca pośród swego własnego rodu uchodziła za piękną czy raczej tą odrzucaną z powodu swej brutalnej urody. Wraz z biegiem czasu zaczynał też przyzwyczajać się do jej głosu i zauważał w nim coraz to nowe zjawiska. Raz usłyszał w nim ból. Innym razem zmęczenie. Innego dnia prawie pewny był, że smoczyca krzyknęła chrapliwie na niego lub... po niego? Jej głos odchodził w nieznany rejon, z którego nie dało się go powrotem wydobyć. Slinthariana umierała. I jak niedługo później dowiedział się Enzo - nie chciała by cała jej wiedza poszła na marne. Chciała pozostawić coś po sobie. Gorzko opłakiwała to, że musi podzielić się wiedzą z człowiekiem, który tak mało rozumiał, lecz sama nie miała innego wyjścia. Enzo słuchał jej z lekką tęsknotą w oczach. Zdążył nieco przywiązać się do "kobiecego głosu" w czasie swojego pobytu w jaskini i ciężko było mu sobie wyobrazić brak tegoż. Przystając na prośbę smoczycy zaczął uczyć się od niej magii. Nie było to takie trudne - jedyne co musiał robić, to jej słuchać i wryć sobie jej słowa głęboko w duszy.
***
Ivley prawdopodobnie faktycznie nie byłaby w stanie tego wszystkiego zaakceptować. Nazwałaby jego historię stertą bzdur, a dodawszy do tego historię zabójstwa jego ojca prawdopodobnie skończyłby z etykietką nałogowego kłamcy. Niewielki problem, ale dziewczyna była całkiem sympatyczna i w zasadzie nie było powodu, dla którego miał ją do siebie zrażać. Oferowała mu ciche miejsce do odpoczęcia od zgiełku miasta i ciepło innego rodzaju, niż to pochodzące z jego magii. Jej głos nie był tylko tak wspaniały jak tamten.
Mężczyzna nie budząc dziewczyny wysunął się z jej objęć. Ręką przeczesał swoje włosy nim położył nogi na podłodze i cicho udał się w kierunku krzesła, na którym spoczywało przewieszone jego ubranie. Okulary znalazł na stoliku, a paczkę papierosów tuż obok nich. Chwilę zawahał się przed wyjęciem jednego, ale uznając, że i tak wychodzi po prostu wetknął go w usta i odpalił szybko. Właściwie nie miał pojęcia czy obie rodziny jeszcze go poszukują, ale też niespecjalnie krył się ze swoją tożsamością. Odkąd zdołał dołączyć do Lamii jego wybryki trochę przycichły, a na pewno nie były już na taką skalę jak wtedy... ale kto wie, kiedy znów odpali? Ten dzień mógł nadejść jutro, a może już trwał?
Umiejętności: Wytrzymałość 1, Regeneracja 1, Kumulacja Energii 1 Ekwipunek: Krótki miecz jednoręczny wykonany z dobrej jakości materiałów, z wygrawerowanymi inicjałami mężczyzny na rękojeści, 10 sztyletów do rzucania, 10 rzutek, pojemnik z trucizną, którą zaaplikowana do krwi w krwiobiegu znacząco spowalnia ruchy (nie wiem ile taki słoiczek ma mieć, ale chciałbym by miał tyle, by móc pokryć nim zarówno sztylety jak i rzutki).
Rodzaj Magii: Smoczy Zabójca Ognia (lojalnie uprzedzam, że lwia część - lub nawet wszystkie z - PWMek została bądź inspirowana innymi magiami Smoczych Zabójców, bądź jest bezpośrednio od nich zaczerpnięta)
Pasywne Właściwości Magii:
Pożeracz ognia - zjadając ogień smoczy zabójca ognia odzyskuje MM. Zależnie od stopnia pochłoniętego ognia minimalnie użytkownik tej magii jest w stanie odzyskać 2MM, zaś maksymalnie 30MM.
Pochłaniacz energii cieplnej – Jak wiadomo ogień jest energią cieplną. Tak więc właściwie wszystko co nią jest w jakiś sposób regeneruje moc magiczną smoczego zabójcy, aczkolwiek wtedy nie działa to tak jak należy. Smoczy zabójca ognia jest w stanie zjeść piorun, czystą energię i każdą inną jej formę wytwarzającą ciepło. Ilość uzyskanej z tego tytułu liczby MM waha się w granicach 2 do 80MM na jeden posiłek. Jednakże ta forma odżywiania skutkuje utratą przytomności i dość sporymi obrażeniami wewnętrznymi po 5 postach od spożycia danego rodzaju energii.
Stąpający w ogniu – Jako smoczy zabójca ognia jest odporny na każdą formę energii cieplnej, która to jest głównym składnikiem ognia. Jest wiec on odporny na wszystkie ataki bazujące właśnie na cieple.
Smocze ciało – Smocza anatomia, spadek osiągnięty po pojęciu tajników magii wykładanych przez Slintharianę, sprawia, że mag ma nieco lepsze zmysły niż zwykli ludzie. Na dodatek na jego skórze, gdy jest zły, można dostrzec czerwonawe linie układające się we wzór przypominający łuski (efekt całkowicie wizualny). Dodatkowo posiada nieco bardziej wydolne płuca które dłużej wytrzymują bez powietrza czy wdychając dym. Jego paznokcie i zęby są nieco ostrzejsze, jak u smoków, oczy zaś posiadają dwie powieki, druga przezroczysta powieka znajdująca się pod powieką właściwą, nigdy się nie podnosi i chroni przed dymem oraz nawilża oczy. Nie ochroni ona przed różnego rodzaju gazami czy wydzielinami. Ot po prostu sprawia że dym który dostaje się do oczu nie powoduje łzawienia.
Gorące ciało - dotknij go kiedy jest zirytowany lub właśnie użył zaklęcia. W najlepszym wypadku poczujesz ciepło, w najgorszym szczypnie jakbyś dotknął kubka ciepłej herbaty. Gdy dochodzi do walki, w której mag używa zaklęć, bądź jego emocje zostają poruszone tak by faktycznie zacząć wpływać na jego ruchy, jego ciało momentalnie się nagrzewa.
Gorącokrwisty - nie tylko oznacza to, że jego krew jest mocno nagrzana i upuszczenie jej na własne nagie ciało może nieco zaboleć (adekwatnie jak w PWM powyżej), ale także wpływa na ogólną ruchliwość i energiczność mężczyzny. Jest w stanie wykrzesać z siebie kapkę więcej niż inni w podobnej sytuacji, jest w stanie wrzucić jedną przerzutkę więcej, gdy jest taka potrzeba lub zareagować szybciej niż przeciętny człowiek. PWM zależne od MG.
Choroba lokomocyjna - cierpi na nią jak każdy inny smoczy zabójca, technologia i świat idą do przodu, a to wciąż się nie zmienia.
Ognioodporny ciuch - w zasadzie ogranicza się to tylko do tego, że może używać zaklęć ognia tak, by noszone przez niego ubranie na tym nie ucierpiało. Co innego gdy spali je inna magia lub zostaną z niego zdarte, ale tak same z siebie to raczej mu nie odejdą z ciała.
Ognik - mag potrafi wyczarować niewielki ognik, który unosi się wokół niego, w maksymalnej odległości 5 metrów i potrafi oświetlić drogę. Ogólnie jednak nie jest płomień ten zbyt silny i niczego nie podpali, służy tylko jako źródło światła.
Płonący palec - mag jest w stanie wytworzyć niewielki płomyczek na końcu któregokolwiek ze swoich palców. Płomyczek jest bardzo słaby i byle podmuch może go zdmuchnąć, ale przydaje się do podpalenia czegoś lub rozświetlenia niewielkiego obszaru w ciemności.
Zaklęcia:
"Flameshout" Ryk Ognistego Smoka (B)
Mag kumuluje energię magiczną zbierając jej wzmożone ilości w ustach, następnie wypuszczając w kierunku obranego przez siebie celu w ognistej, destruktywnej postaci. Całość ataku bliźniaczo podobna jest do zionięcia ogniem przez smoka. Płomienny stożek jaki powstaje w ten sposób sięga maksymalnie 15 metrów, a jego maksymalny promień to 2 metry (taki rozmiar osiąga w odległości 2,5m od ust). Siła płomieni jest na tyle silna, by roztopić metal, jeśli tylko pozwoli się danemu tworzywu utrzymać się w bezpośrednim zasięgu ognia przez kilka sekund. Atak maksymalnie trwa 1 post, ale można zakończyć go wcześniej. Zionięcie można też przedłużyć, wydając na kolejnego posta 50%MM potrzebnych do rzucenia nowego zaklęcia. W trakcie zionięcia można się poruszać, a także manewrować głową, w ten sposób zmieniając kierunek ataku. Trwa jeden
"Spearfire" Włócznie Ognistego Smoka (C)
W obszarze do 10 metrów od miejsca w którym znajduje się mag, z ziemi wystrzelić może do 2 ognistych włóczni, które nie tylko płoną, co naturalne, ale także potrafią spopielić wewnętrzną część ciała przeciwnika. Normalna, fizyczna włócznia zadałaby rany fizyczne, ta jednak przenika przez ciało i parzy to, co znajduje się wewnątrz, nie pozostawiając po sobie ran kłutych. Nie wszystkie włócznie muszą wystrzelić w tym samym miejscu, ale obydwie muszą zostać zużyte w ciągu dwóch postów, inaczej przepadają. Włócznie sięgają maksymalnie 1,5 metra, tuż przed ich pojawieniem się można odczuć lekko zwiększoną temperaturę powietrza, a szerokość i inne rozmiary włócznie są równe tym najbardziej statystycznym i klasycznym przykładom tego rodzaju broni. Powstałe włócznie utrzymują się przez 2 tury od momentu "wynurzenia".
"Fireway" Ścieżka Ognistego Smoka (C)
Mag mocniej tupie nogą i rzuca focha. Nie, nie do końca tak to wygląda. Po tupnięciu nogą w ziemię, od miejsca w którym znajduje się mag, w kierunku wybranego celu w zasięgu maksymalnie 5 metrów, po ziemi zaczyna biec ognista ścieżka. Przeciwnik w momencie używania zaklęcia musi być w podanej maksymalnej odległości, ale sama ścieżka podróżować potrafi już nawet do 15 metrów odległości od maga (gdzie odległość liczy się od miejsca, w którym zaklęcie użyto). Ścieżka podąża za swym celem aż do momentu dopadnięcia do tegoż lub do momentu opuszczenia przez przeciwnika jej zasięgu. Gdy ścieżka osiągnie swój cel (a porusza się z prędkością przeciętnego biegnącego człowieka bez umiejek) wybucha słupem (maksymalnie o wysokości danego człowieka, tak by go objąć całego) ognia pod przeciwnikiem - sam słup znika zaraz po tym wybuchu i generuje obrażenia rangi D na całym ciele, z każdej strony. Dodatkowo niezależnie od tego czy ścieżka osiągnie cel czy nie, na drodze której przebędzie pozostaje płonący teren, gdzie ogień sięga maksymalnie na wysokość 0,3 metrów.
"Isis" Kula Ogłuszenia Ognistego Smoka (B)
Mag tworzy wewnątrz swoich dłoni ognistą kulę o promieniu 50 centymetrów, którą następnie wypuszcza w przeciwnika (maksymalny zasięg kuli to 20 metrów). Kula ta porusza się z prędkością wystrzelonej z łuku strzały i nie jest możliwe zmienienie kierunku jej ruchu po jej wypuszczeniu z dłoni. Trafiając w przeciwnika zadaje oczywiście obrażenia wynikające z uderzenia oraz z płomieni, a dodatkowo istnieje 50% szansa na to, że uderzenie kuli wywoła u przeciwnika szok termiczny (jednak jest to 50% z X, które zależne jest od stanu fizycznego oraz aktualnej sytuacji klimatycznej, czyli nie jest to 50% szansy na zasadzie rzutu monetą). Efektem takiego szoku najczęściej jest omdlenie, problemy z widzeniem, ból głowy lub nawet zawał. Jeśli kula nie trafi nikogo to następuje jej eksplozja, która podpala wszystko w zasięgu 1,5 metra wokół niej wywołując dotkliwe poparzenia.
"Blazegun" Strzały Ognistego Smoka (C)
Mag wystawia przed siebie obie dłonie w geście, który wygląda jakby miały one udawać wyimaginowane pistolety, a następnie na krańcu swoich palców kumuluje energię magiczną, która pozwala mu na wystrzelenie z nich ognistych pocisków niemal tak, jak gdyby strzelał z pistoletu. Wystrzelić może tak 5 razy, przy czym nie ma znaczenia z której dłoni to zrobi. Każdy z pocisków zadaje obrażenia wynikające z poparzeń i obrażeń jak przy mocnym uderzeniu pięścią. Strzały należy wykorzystać w okresie 3 postów. Jeżeli mag przestanie z palców tworzyć "pistolety" zaklęcie zostaje anulowane.
"Sauna" Ziemny Żar Ognistego Smoka (C)
Mag rozprasza na obszarze o promieniu 10 metrów cząsteczki swojej własnej energii magicznej, które następnie od razu aktywuje, podnosząc znacząco na danym terenie temperaturę. Co to oznacza? Oddychanie na takim terenie jest znacząco utrudnione, jednocześnie wszystkie postacie, poza smoczym zabójcą ognia, znajdujące się na terenie podwyższonej temperatury szybciej się męczą i łatwiej jest im popełnić błąd. Na terenie w którym działa "Sauna" wszystkie zaklęcia oparte na żywiole wody do poziomu A (wraz z A) osłabione zostają o pół rangi. Zaklęcie utrzymuje się na polu walki przez 1-3 posty w zależności od warunków klimatycznych i miejsca użycia zaklęcia, ogólnie im cieplej i im bardziej zamknięte pomieszczenie tym dłużej utrzymają się efekty zaklęcia.
"Fireforce" Władza Ognistego Smoka (C)
Zaklęcie polega na kontroli i manipulacji ogniem przez trzy posty. Po prostu pozwala kształtować go do woli no i kierować nim jak tylko mag zechce. Nie działa na ogień innych magów, oraz ilość kontrolowanego ognia to 2x2x2m. (tak, spell "pożyczony" od Gumy)
"Flame Dust" Pył Ognistego Smoka (C)
Przez najbliższe trzy tury każdy ruch Smoczego Zabójcy Ognia sprawia, że z jego ciała unoszą się niewielkie drobiny pyłu, ledwie widzialnego gołym okiem. Pył ten bardzo łatwo osadza się na ciele i ubraniu przeciwników (oddalonych o maksymalnie 1,5m od maga), ale także na wszelkich powierzchniach otaczających Smoczego Zabójcę Ognia. Po upływie trzech postów pył ten automatycznie się zapala i płonie przez następne dwie tury. Takiego pyłu nie da się usunąć ręcznie.
Enzo
Liczba postów : 93
Dołączył/a : 12/03/2015
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Czw Mar 12 2015, 23:54
KP zgłoszone z magią Smoczego Zabójcy, oczekuje oceny przez moderację.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Pią Mar 13 2015, 00:55
EQ - Bez trucizny płacisz 3300, więc zostaje ci 1700. Rozumiem że chcesz truciznę w formie płynnej którą aplikujesz przez rany ale musisz opisać działanie. Spowolnienie samo w sobie kompletnie nie tłumaczy w jaki sposób ta trucizna działa. Poza faktem że nie wiem jak byś chciał by działała, nie wiem czego oczekujesz więcej, chociaż patrząc po pozostałej gotówce to będzie coś w stylu "Na co mnie stać", więc po prostu skup się na opisaniu dokładniejszego działania, chyba że tutaj też chcesz zdać się na mnie, aczkolwiek moja wizja spowolnienia kompletnie może nie pokrywać się z twoją.
Rodzaj Magii - Odpada. Żartowałem.
PWM: 1. Ok 2. Ok 3. Ok 4. Ok 5. Wywoła co najwyżej lekkie szczypanie jak przy dotknięciu kubka ciepłej herbaty 6. Zależnie od MG, krew jak w przypadku tego wyżej. 7. Skoro chcesz... ok 8. NIE MA, ja tego nie miałem na początku... no dobra, ok 9. Odpada 10. Ok 11. Odpada. Dostajesz DSa, ale nie dam ci jednocześnie z tym żywiołowego ciała.
Zaklęcia: 1. 1 post. Z możliwością przedłużenia do drugiego posta. 2. Jeśli przez ogniste włócznie rozumiesz faktyczne włócznie które się palą to nope, jeśli włócznie z ognia to nie przebiją one ciała. Reszta po ustaleniu tego. 3. 30 centymetrów na ścieżce ognia, słup ma średnicę potrzebną do objęcia przeciwnika i ani trochę większą. Zasięg na który popędzi ścieżka to 15m. Słup znika zaraz po pojawieniu, obrażenia rangi D + ewentualne zależne od MG podpalenie tego co podpalić się da. 4. Nie kupuje tego. Znaczy ok, wystrzeliwujesz 50 centymetrowej średnicy kulę ognia, ale ona nikogo nie ogłuszy przy trafieniu, to na pewno. Co do wersji z nietrafieniem... zróbmy tak, kula ma zasięg 20m i jeśli w ciągu tych 20m nikogo nie trafi to dopiero wtedy eksploduje pokrwając ogniem i tylko ogniem obszar o promieniu 1,5m. Obrażenia od wybuchu + potencjalne podpalenie zależne od MG 5. Jeśli przestaniesz tworzyć z palców pistolety, analujesz zaklęcie. Tak długo jak utrzymujesz ten stan, tak długo możesz wystrzelić owe 5 pocisków 6. Zmień to na 0,5lvl. Zaklęcie utrzymuje się 1-3 posty zależnie od warunków klimatycznych i miejsca użycia zaklęcia, ogólnie im cieplej i im bardziej zamknięte pomieszczenie tym dłużej utrzymasz zaklęcia. Ostatecznie długość trwania zależna od MG 7. Odpada No dobra, akcept 8. Da się ugasić wodą, mokrego pyłu nie podpalisz. Można go też z siebie zdmuchnąć silnym wiatrem ale próba ręcznego usunięcia nie pomoże.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Nie Kwi 19 2015, 16:16
EQ: Dobra, czyli tak - trucizna faktycznie w formie płynnej. Tak, ta trucizna będzie za to, co mi pozostanie. Przez spowolnienie ruchów rozumiem ogólne otępienie, uczucie ociężałości i zmniejszenie "maksymalnych" osiągów ciała o... 25%. Czyli wolniejsze bieganie i wydłużony czas reakcji. Trucizna działa po 1 poście od zaaplikowania, a działa przez 2 posty. A teraz to znerf ;).
PWM:
9. Ognik - czemu odpada? W sensie, odpada bo jest za "silne" czy bo...? Bo w zasadzie to ludzie na PWM tego typu bądź podobnych rzeczy mają od groma.
Zaklęcia:
2. Będę się posługiwał logiką "a Ty miałeś coś takiego", jakkolwiek może Ci się ona nie podobać. Pamiętam, że Ty kiedyś na zaklęciu swoim zakładałeś przeciwnikowi ogniste kajdanki, które działały jak fizyczne kajdanki (tu mnie popraw jeśli źle pamiętam). Tam fizyczność działała, czemu tu nie może? 3. Sprawdź czy moje dodane wzmianki są okej. 4. Ale szok termiczny wynikający z nagłego doświadczenia wysokiej/niskiej temperatury to nie jest coś nienormalnego i to się zdarza w setkach przypadków, wystarczy popatrzyć na dzieciaki co się topią (tak, to woda, ale przecież szok termiczny jest i tu, i tu) bo wskoczyły do chłodnej wody. Tutaj akurat nie ma sensu niezgadzanie się bo się tego "nie kupuje". Można za to pokłócić się o czas trwania szoku. Co do wersji nietrafionej - co Ty na to, by kula po przeleceniu 10 metrów mogła już potem zostać przeze mnie aktywowana w zależności od potrzeby? Do 10 metrów jeśli nikogo nie trafia to trudno, nic z tym nie zrobię, ale po 10 metrach mogę już "wcisnąć guzik". Zamiast 1,5 metra promienia - możemy zrobić z tego 2 metry czy nie bardzo? 5. Okej, to dla pewności - przestaje trzymać tak jedną dłoń, a drugą dalej trzymam - mogę strzelać dalej?
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Nie Kwi 19 2015, 16:37
EQ -> Dobra... procentowe zmniejszenie czegokolwiek raczej odpada, ale dostaniesz truciznę, która ma dwojakie działanie. Po pierwsze wywołuje zawroty głowy i otępienie jak przy silnym uderzeniu w głowę oraz substancja oddziałuje na płuca zmniejszając ich wydolność przez co oddychanie jest trudniejsza, a to oznacza większe utraty energii przy wykonywaniu rozmaitych czynności. Jednakże by zaczęło działać do krwi musi dostać się dość spora dawka trucizny czyli albo głęboka rana, albo rana płytka acz to dłuższa inhalacja. W przypadku pierwszej wersji objawy po 1 poście utrzymują się 3 posty, w drugim wypadku objawy po 10 dzielone przez ilość ran postów i działa przez 1 razy ilość ran, postów. Co do pokrywania trucizną 1 sztylet = 2 rzutki. Dostajesz truciznę zdolną pokryć 30 sztyletów.
PWM: 9. Tak, to jest za mocne. IMO nie wiem co mają inni, jeśli Ja przepuściłem coś takiego gdzie indziej możesz dać znać, ale jednak swobodne podpalania wszystkie w promieniu 5m od ciebie jest zbyt mocne na PWM
Zaklęcia: 2. Ty też nie lubisz o ile dobrze pamiętam~ Ale fair point. Jednak wciąż nie podoba mi się zmiana obrażeń z ognistych na przebijające + ogniste. A już na pewno nie na C 3. Zmień to ostatnie 0,5m na 0,3m 4. Szok termiczny to nagła zmiana z temperatury niskiej do temperatury wysokiej, zazwyczaj wywołana szybką zmianą środowiska z zimnego na wysokie, nigdy nie jest 100% pewny, szok termiczny może, ale nie musi wystąpić i to w zasadzie przy każdym twoim zaklęciu w odpowiednich warunkach. Twoje zaklęcie samo w sobie nie ma zupełnie nic, co zwiększałoby szansę wystąpienia szoku termicznego, ot to kompletnie normalna kula ognia. Wersja nietrafiona -> ok, po 10m możesz wysadzić. Bez zwiększania promienia 5. Yep
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Nie Kwi 19 2015, 19:00
EQ: Przyjmuję i w zasadzie nie mam zastrzeżeń.
PWM: 9. Okej, w porządku. To znaczy, on nie ma możliwości podpalenia wszystkiego - tylko rzeczy, które są bardzo suche lub łatwopalne. Ale jeżeli to do Ciebie tez nie przemawia to uczyńmy z tego po prostu "lampeczkę", samo oświetlanie. Pasowałoby wtedy?
Zaklęcia: 2. Ja nie lubię logiki "a on miał coś takiego", jak ktoś mi pokazuje, że ja przepuściłem coś lub sam mam, to przyznaję tej osobie rację, ale to tak na marginesie, gwoli wyjaśnienia ;). To zmniejszmy liczbę włóczni. Są trzy, zróbmy dwie na C. Chyba, że to już w ogóle brałeś pod uwagę? 4. Zasadniczo sugerowałem się tutaj faktem, że jest to zaklęcie rangi B i dlatego dodałem jej dodatkową właściwość niż tylko "kula ognia". Co jeśli uznamy, że ten szok termiczny wynika z tego, że kula posiada w sobie ten wrzący olej (wspomniany w przypadku jej niewybuchnięcia), a po prostu przy zderzeniu ten olej wylewając się na przeciwnika doprowadza do szoku termicznego? Możemy nawet ustalić, że szansa na to jest 50%, nie jest to coś pewnego.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Nie Kwi 19 2015, 19:22
PWM: Wtedy będzie ok
Zaklęcia: 2. U mnie to raczej kwestia tylko rzeczy które sam przepuściłem. Ale to też gwoli wyjaśnienia. Dwie włócznie + mimo przebicia jedyne co zrobią to poparzą ciało, nie zadadzą ran kłutych 4. Szok termiczny nie wywołuje ogłuszenia. Jego działanie jest poza tym bardzo zależne od ogólnego stanu osoby przez ciebie atakowanej. Jeśli bardzo chcesz szok termiczny to - Zaklęcie daje ci 50% większą szansę na jego wywołanie, jednak jest to 50% z X które zależne jest od stanu fizycznego oraz aktualnej sytuacji klimatycznej. No i efektem będzie najpewniej omdlenie, w skrajnych przypadkach zwykły ból głowy i problem z widzeniem lub zawał.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Nie Kwi 19 2015, 19:32
Edytowane wedle poprawek!
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Pon Kwi 20 2015, 12:56
2. Nie wszystkie włócznie muszą wystrzelić w tym samym miejscu, ale wszystkie trzy muszą zostać zużyte w ciągu dwóch postów -> Dwie 4. a dodatkowo istnieje 50% szansa na to, że uderzenie kuli wywoła u przeciwnika szok termiczny -> Jak mówiłem, to nie daje 50% szansy na szok termiczny, a zwiększa aktualną szansę o 50%. W zasadzie to dość znacząca różnica bo aktualnie masz 50% szans, a 50% z X równie dobrze może dać ci 2,5%. No i jak mówiłem wybuch jedynie podpala, nie pokrywa wrzącym olejem czy płynnym żarem
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Pon Kwi 20 2015, 16:42
Poprawiłem, w nawiasie przy kuli wyjaśniłem o co chodzi z procentami, tak myślę. Zerknij ;).
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Enzo Andrea del Verrocchio Pon Kwi 20 2015, 21:25
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.