Liczba postów : 3
Dołączył/a : 15/12/2014
Skąd : Gdańsk
| Temat: Moritius von Rotgesicht Nie Lut 22 2015, 16:55 | |
| Informacje Podstawowe: Imię: Nazwano go tak, ponieważ przypominał o ziemiach, skąd rodzice chłopca się poznali, bowiem takie imię tam było rozpowszechnione. W skrócie jego imię brzmi "Moritius". Pseudonim: Nie posiada żadnej ksywki. Jakoś tym faktem, nigdy nie przejmował, ale czasem ludzie mogliby go nazwać po prostu "Mori". W końcu jest to zdrobnienie od jego imienia. Czyż nie? Nazwisko: Może to nie jest jego nazwisko, albowiem zapomniał o istnieniu swego własnego. Przyjął bowiem mentora, który go wspierał i był też jego mentorem w kwestii magii. A ono brzmi "von Rotgesicht". Tylko tyle. Płeć: Męska~ Waga: 52 Wzrost: 170 Wiek: 18 Gildia: Lamia Scale Miejsce umieszczenia znaku gildii: Lewa dłoń Kolor znaku gildii: Czerwony Klasa Maga: 0
Wygląd: Charakter: Historia:
~Miasta ludzi pod obliczem piękna, bezpieczeństwa - Kryją w sobie mroczne sekrety, których lepiej nie odgrzebywać w miejscu, które można nazwać jako podziemnego świata. Narkotyki, zabójstwo, niewolnictwo było na porządku dziennym, a skorumpowane władze wiedząc co się dzieje, milczały grobową ciszą. Przechodząc jednak do sedna sprawy. Moritius bowiem tak się zwał, nieszczęśnik, który trafił do tego świata okrutnego biznesu. Będąc niegdyś niepozornym uchodźcą z nieznanych krain, stał się jednego dnia niewolnikiem w pewnym miejscu. Może na jego szczęście (lub nieszczęście jakby na to spojrzeć) był jednym z najdroższych, zadbanych towarów. Spowodowane to było wieloma aspektami, jednak pomińmy tą kwestię. Pewnego, mało przyjaznego dnia. Znalazł się nabywca tego oto niepozornego niewolnika z powołania. Na niestety to był zwiastun okropnych zdarzeń. Jednak nie uprzedzając faktów... Podróż do nowego "domu" trwał trzy dni i noce. Będąc na miejscu, młodzieniec mógł ujrzeć ogromną, a starą wieżę. Na sam jej widok, przyprawiała go o dreszcze, ale to co był wstanie zobaczyć w wnętrzu, zwaliło z nóg. Różnej maści komnaty, cele pełne ludzi, a nie mówiąc o salach tortur, skąd dobiegał krzyk bólu. To była pierwsza oznaka najgorszego. Mając zakute w łańcuchy ręce i stojąc tuż obok strażników. Postanowił wykonać ruch, który nie należał do najmądrzejszych poczynań w obecnej sytuacji. Tył zwrot, bieg przed siebie. Pierwszych chwilach już chciał uciec, choć skończyło się niepowodzeniem. Mężczyźni ruszyli tuż zanim, rzucając się na niego. Obezwładniony przez przyszłych katów wykrzykiwał o wolność. Przybity pod ciężarem jednego, nie miał wiele do zrobienia w momencie kiedy drugi, wyciągnął miecz. Oręż dzierżący w ręku, miał się przysłużyć do czynności ukróceniu zapędu ucieczki - Tak, chciał odciąć jedną z jego nóg. Jednakże próba okaleczenie młodego niewolnika nie poszła pomyślnie, albowiem zatrzymał się w trakcie wymachu. Spowodowane to było głosem, dobiegający za ich pleców. Niezwłocznie stanęli na nogi, podnosząc z ziemi wcześniej przygwożdżonego nastolatka. Chwilę później, dostali rozkaz o niezwłocznym przeniesieniu obiektu eksperymentów do jego celi. Reakcją Moritiusa była stawianie oporu, jak tylko potrafił. Choć bez żadnego skutku, gdy został uderzony, tracąc tym samym wszelką świadomość ze światem na krótki okres. Kilka chwil później, obudził się w ciemnej komnacie, bohater tej historii. Jedynie światło dobiegało z małego punktu w celi, której się znajdywał. Szybko się nie nacieszył widokami przytulnego gniazdka, gdyż ciało mu przypomniało o dwóch rzeczach. Pierwszą z nich był ból dochodzący z górnej części ciała - Głowy. Mimowolnie skierował rękę w ten punkt i jedynie poczuł, wilgotny, skrawek materiały. Wiedział, że w te miejsce został uderzony i prawdopodobnie, również został opatrzony. Jednakże to nie było wszystko. Czuł również ból dochodzący z prawej strony klatki piersiowej. Podszedł wolnym krokiem do miejsca, skąd światło wtłaczało się do pomieszczenia i zdjął szmaty, które miał na sobie, powyżej pasa w górę. Zdołał ujrzeć coś przerażającego. Wypaloną ranę, przypominającą liczbę - Osiemdziesiąt siedem. Teraz przychodziły mu do głowy złe myśli na ten temat. Raz, że jest tyle więźniów, a dwa iż osoby, które przytrzymują tyle osób, trzymają się nieźle w swym fachu. Nic z tych rzeczy nie pocieszało jego osobę, a jedynie co mu pozostawało w głowie, to chęć ucieczki. Znowu zakosztowania wolności. Widzieć niebieskie niebo, piękno natury, a przede wszystkim bezpieczeństwo. Tutaj na niego tylko i wyłącznie czekał koszmar. Zatem myśli o wydostaniu się stąd było najbardziej sensowne. Następnego dnia. Wydarzyło się dość ciekawe zdarzenie. Strażnik z pochodnią stał przy drzwiach do celi, a następnie otworzył trzymając tacę. Posiłek. Pierwszy i oby nieostatni w tym miejscu, ale co ważniejsze. Wszedł tenże osobnik w środek ciemnego zakątka. To była szansa do wykorzystania. Najlepsza ze wszystkich. Mimo głodu, który doskwierał, rzucił się na osobnika. Ku zaskoczeniu się powiodło. Powalił go na ziemi, ale ważniejsze było wzięcia do ręki rzeczy, rozświetlająca te mroki, a chwil później wybiegł z celi. Ruszył z korytarza w stronę, prowadzącą na niższe poziomy wieży. Nawet to nie zajęło zbyt długo, a zostali strażnicy poinformowaniu o tej ucieczce. Okropny hałas rozbiegł się echem w tym miejscu. Stanął na chwilę Moritius, a odwracając wzrok za siebie ujrzał... Psowate 'coś'. Nie dało się tego nazwać psem, czy nawet wilkiem. Czymś bardziej strasznym, więc tylko jedno zostało do zrobienia. W nogi... Rozpoczął ucieczkę przed nimi. Nie trwało to długo, zanim go dorwały. Nie rozszarpały jego osoby, a jedynie przygniotły do ziemi. Wtedy zdołał zobaczyć kolejne osoby. Kobietę i dwóch strażników wraz nią. Popatrzała na jednego i drugiego, po czym do nich przemówiła; Zabierzcie go do celi z powrotem. Macie wolną rękę do ukarania jego osoby, ale... - W trakcie jej słów już strażnicy zmierzali w kierunku szesnastoletniego osobnika, choć się zatrzymali by usłyszeć rozkaz do końca; Ma być żywy i sprawny w końcu nie możemy stracić dobrego okazu. - Po jej wypowiedzi, zaczęli się śmiać, a Moritius tylko i wyłącznie krzyczał będąc zabierany do swego gniazdka. Trochę później. Wycie z bólu, wydobywało się z pewnego numerka (Osiemdziesiąt siedem, oczywiście). Strażnicy minęli przechodzącą obok kobietę, która to wyjrzała na młodzieńca, jak to skulony leżał na środku pomieszczenia. Na jej ustach zawitał szeroki uśmiech, a następne wypowiedziane słowa, nie należały do najprzyjemniejszych; Wybij sobie z głowy ucieczkę mój drogi. - Chwilę później drzwi zostały zamknięte na kluczyk. A niestety to był dopiero początek. Kolejne ucieczki, kolejne kary. I tak w kółko. Prócz tego dochodziło do zwiększenia czujności strażników, choć nie zdawało to żadnego skutku. W tym momencie doszło do czegoś niespodziewanego. Zmiany 'lokalu' i sposoby w jakim był przetrzymywany. Znajdował się w specjalnej celi, która miała swego rodzaju zabezpieczenia. Teraz był zakuty w łańcuchy ten osobnik, a porcja jedzenia była mniejsza niż tradycyjnie była przyznawana. Jednak nawet to nie mogło powstrzymać chęci ucieczki z tego piekła. Dniem i nocami, Mori tłukł w drzwi pięściami, próbując wyrwać łańcuchy z podłoża. Wszystkiego próbował, ale nie zdawało żadnego skutku. W końcu mógł usłyszeć z celi na wprost głos, innej osoby, która nie była mu znana; Czy Ty zdajesz sobie sprawę co robisz? - Zaciekawiony młodzian, przybliżył się do drzwi, odpowiedział; Nie mam zamiaru siedzieć tutaj, chcę stąd uciec do CHOLERY jasnej... - Wykrzyczał ile tylko mógł, a głos pytający zamilkł. Padł na kolana. Łzy pokrywały jego twarz. Dłonie pokryte krwią. To wszystko wdawało się w znaki. Nie mógł znieść faktu, że musiał tu siedzieć i czemu on. W ten usłyszał ten sam głos; Nie tylko Ty, ale... - Została jego mowa przerwana przez huk broni o drzwi. I głos strażnika; Zamknij się psie, a Ty chłopcze, Pani cię chce widzieć, więc nie próbuj niczego złego. - Krótka chwila minęła, a chłopak był wolny od więzów celi. Czyżby znów planował uciec? Nie tym razem. Podążył zza mężczyzną, zakutym w pancerz, który trzymał sznur, przywiązany do rąk chłopca. Przemierzali po korytarzu, słysząc różne wrzaski, skowyt i tylko jedno w głosach tych wszystkich ludzi. Pragnienia wolności. W końcu stanęli. Znajdywali się przed wielkimi drzwiami. Prowadzącymi zarówno na szczyt jak i do komnaty. Ostatniej w owej wieży. Chwilę później drzwi się roztwarły, a przed oczami Moritiusa okazał się widok, pięknego wnętrza i kobiety, stojącej przy jednym z okien. Ta sama, która dyktowała rozkazy. Zaraz został pchnięty do środka, słysząc; Właź. - Upadł twarzą na podłogę. Przedstawicielka płci pięknej, kazała opuścić stróżowi komnatę. I tak też uczynił. Zamknął drzwi, wychodząc z owego pomieszczenia, ale przedtem zostawiając więzy na rękach młodej osoby. Leżał i leżał. Aż w końcu postanowił podnieść głowę by móc ujrzeć osobę z bliska, którą ma teraz do czynienia. Czarne, długie włosy. Blada cera. Ubiór mało znaczący. Nie mógł oderwać ani trochę wzroku z niej, bowiem ona była powodem jego pobytu tutaj. Odwróciła się w jego stronę i wydobyła z siebie, następujące słowa; Słyszałam od mych ludzi, że bardzo pragniesz stąd uciec. Mam rację? - Odpowiedział na to tylko i wyłącznie ciszą. Najwyraźniej nie miał zamiaru, rzec w jej kierunku ani jednego słówka. Na to zareagowała śmiechem. Wiedziała, że nie ważne jakby się spytała, to usłyszałaby tylko jedno z jego strony; A więc mamy tutaj problem, bo jesteś potrzebny i to bardzo. - Na te słowa, podniósł tak by znajdywać się jedynie kolanami na ziemi, przemawiając; Czego Ty ode mnie chcesz dziwko. - Na ostatnie słowo, uśmiech znikł z twarzy, a co jedynie mogła zrobić to... Podejść i chwilę później zdzielić go w niewyparzoną buzię. Znajdując się znowu na parterze, mógł poczuć jak jego włosy są ciągnięte do góry by miał możliwość jeszcze widzieć obliczę tyrana, słysząc kolejne słowa; Posłuchaj mnie lepiej uważnie. Jeśli chcesz grać ostro to proszę bardzo, ale do momentu dopóki nie będzie wszystko przygotowane. Masz być... - Wypowiedź została przerwana, niezbyt trafnym ruchem w bieżącej sytuacji. Splunął w jej stronę krwią. Na jej policzku, spływała cieniutka stróżka krwi, a wyraz twarzy nie przedstawiał się zbyt zachęcająco. Ba. Było można się domyśleć, że była zła na to posunięcie, więc chwili później uderzyła jego głową o kamienie, które były podłożem komnaty. Po tym zawołała; Straże! - W jednej chwili zjawiło się trzech uzbrojonych. Popatrzyła na nich, ścierając z policzka krew, mówiąc; Zabierzcie go do celi i dajcie mu stosowną nagrodę za ten czyn. I przede wszystkim, poinformujcie 'tych' o rozpoczęcie planu. Mam dość tego dzieciaka. - Ułamku sekundy, zabrali go z komnaty na życzenie kobiety. Jednak to nie był koniec, łańcucha złych zdarzeń. Z powrotem celi, zabrali się za wbicie mu do głowy manier w stosunku do osoby, której służą. Dbali oto by nie skończył żywota. W końcu tego by im nie darowano. Kolejną rzeczą, a tym bardziej mniej przyjemną jaka miała nadejść. Po jak był poobijany, posiniaczony oraz zakrwawiony częściowo, leżąc raz enty. Jeden z katów popatrzył na każdego z nich, a następnie podszedł, łapiąc go za głowę i gwożdżąc do powierzchni. Tak jak miałby być koniec tego wszystkiego, to poszło o jeden krok za daleko. [Cenzura: Z racji brutalności i tego co miało "stać" się później. Taka notka z góry.] Gdy skończyli z nim, opuścili zamykając pomieszczenie. Skatowany, wymęczony, ledwo usłyszał słowa z celi na przeciwko; Nie martw się. Niebawem będzie koniec tego wszystkiego. - Mimo tego, zapadły mu one w głowie dość głęboko, a w myślach chłopak, odpowiedział; Proszę tylko oto by to się skończyło... - Zapadł mrok. Tydzień później. Nie było już go w celi, a został przeniesiony do jeszcze niższego punktu w tym zabudowaniu. Prowadzący specjalnym wejściem. Zaniesiony do środka, ujrzał słabo oświetloną komnatę. Pełno kręgów, zakapturzonych ludzi i najgorszego kata. Natychmiast padł rozkaz o położenie udręczonej duszyczki na stole, gdy tak się stało, podeszli do niego trzech, zakapturzonych ludzi. Jeden rysował dziwne symbole na jego ciele, a dwóch starało się wlać do jego ust, zawartość jednego z flakoników. Ku ich zaskoczeniu, nie stwarzał problemów. Kiedy wszystko było gotowe, rozpoczęto działanie. W jednej chwili malunki, zaczęły płonąć, a chwilę później zaczął krzyczeć. Z bólu. Jednakże nadszedł moment, w który zaskoczył samą władczynią tego miejsca. Bunt, ucieczka więźniów, niewolników. Teraz zbliżał się koniec ku temu zdarzeniu, a odgłosy dobiegały z korytarzu prowadzące do sali, gdzie się działo najbardziej. Strażnicy zaczęli barykadować drzwi na życzenie władczyni, ale nie zdało to żadnego skutku. Zostały wyłamane. Weszli do środka i zajęli się wszystkim co było w środku, oprócz jednego. Rytuału, który sam się skończył. Gdy było po wszystkim, osobnik podszedł do młodego człowieka, mówiąc; Wybacz, że tak późno... - Nie udało mu się skończyć wypowiedzi do jeszcze świadomego Mori. Znów cisza i mrok. Młodzieniec obudził się w prowizorycznym obozie. W lesie rzecz jasna. Siedział przed nim starzec, który rozpoczął mowę; Przykro mi, że do tego wszystkiego się stało, ale nie mogliśmy działać wcześniej. Dobrze, że przynajmniej żyjesz. - Wysłuchał pół przytomny osobnik, ale spojrzał w bok. Nie wiedział co się właściwie stało z nim i owym miejscem, gdzie spędził przykre momenty życia. Wrócił wzrok jednak na siwowłosego i rzekł; Co się ze mną właściwie... Stało? - Spytał, czując się dziwnie. Czuł coś czego wcześniej jeszcze nie był wstanie doświadczyć. Westchnął ciężko, a zaraz chwilę odpowiedział; Możliwe, że będzie Ci ciężko, ale... Stałeś się magiem jak ja kiedyś nim byłem. Znam trochę rzeczy o niej, więc postaram Ci się pomóc. Przynajmniej tyle mogę. - Po tych słowach, zdumiony czarnowłosy patrzał na niego, ale wykazywał się chęcią współpracy. Mimo tego wszystkiego. Teraz cel obrał, który zapomniał w pobycie wieży. Pół roku minęło. Moritius stał nad prowizorycznym nagrobkiem. Patrzał na niego z uśmiechem na twarzy, mówiąc sam do siebie pewny siebie; Wiem, że trochę późno, ale... Dziękuje za wszystko. Za tą pomoc, teraz wiem co powinienem zrobić... - Po tych słowach, skierował wzrok ku niebiosom. Na błękitne, beztroskie, niekończące się jak nigdy. Udał się młodzieniec w swoim kierunku, myśląc tylko o jednym; Czas znaleźć tą gildię magów, o której tak wspominał... Lamia Scale - Dwa tygodnie później po długiej podróży, nareszcie dotarł rejonów Shirotsume. Później? Odnalazł siedzibę gildii, a następnie złożył swoją osobę by stać się ich magiem. I w ten sposób został świeżym magiem, należącym do LS. The End.
Umiejętności & Magia:
Umiejętności: Wytrzymałość [1lv], Skrytobójca [1lv], Walka wręcz [1lv] Ekwipunek:
Rodzaj Magii: Łowca Magii - Mahō Hantā Opis Magii: Pasywne Właściwości Magii Zaklęcia: |
|