Imię: Lucyfer (czyt. Lucifer). Tak go nazwali przynajmniej rodzice, ale skąd ten pomysł to on nie wie sam ._.
Pseudonim:
Nazwisko: Dervil
Płeć: Mężczyzna
Waga: 60kg.
Wzrost: 185cm.
Wiek: 22 lata.
Gildia: Niestety jest samotnikiem przemierzającym Fiore.
Miejsce umieszczenia znaku gildii: Nie posiada.
Klasa Maga: Mag Klasy 0
Wygląd:
Powiedzieć o naszym kochanym Lucyferze, powiedzieć można wiele, jest wysoki i wysportowanym młodym mężczyzną, może i ma białe włosy, ale nie należy do próchen, które chodzą wciąż na tym świecie, nie są one uczesane, po prostu leżą na oklep. Jest dość blady, jakby unikał słońca jak kąpieli w kwasie siarkowym. Jego oczy nie są identyczne, od pewnego incydentu jedno jest błękitne, a drugie zielone z zwężoną źrenicą. Nosi stary potargany płaszcz, którego rękawy są rozerwane przy łokciach, kaptur zwykle ma zawsze założony. Nie nosi koszulki, jest mu zbędna. Spodnie są niemalże całe, po za tym, że podobnie jak płaszcz są porwane u samej góry, a związane są zwykłym sznurkiem. Buty, są granatowe tak samo jak spodnie, czego wcześniej nie ująłem. Bandażami ma owinięte nogi i przedramiona.
Charakter: Co można o nim powiedzieć? Na pewno lubi denerwować swoją siostrę, ale to nic nowego, w końcu są rodzeństwem. Często stara się być poważny, jednak nie zawsze to mu się udaje, jego styl życia mu na to niestety nie pozwala. Jest raczej niczym nastolatek, ciągle zmienia swoje zdanie, ugania się za ładnymi dziewczynami mimo tego, że jest już po 20-stce. Optymistyczne myśli go nie opuszczają, czasami tylko popada w depresję i chodzi nadąsany przez cały dzień. Niekiedy jest też typowym szaleńcem, który rzuca się jako pierwszy do walki. Jeśli uda mu się z kimś zaprzyjaźnić to się tej osoby trzyma, nie pozwoli wtedy, by stała się komuś takiemu krzywda. Często podąża swoimi Ścieszkami, szukając swojego miejsca spokoju, gdzie mógłby pozostawić swoje zmartwienia. Można go też nazwać chodzącym magnezem na kłopoty, które nie odchodzą od niego nawet na krok. Często miesza się w nieswoje sprawy.
Trzeba pamiętać, żeby nie budzić Lucyfera nie wcześniej niż po 10 godzinie, inaczej ukręci komuś łeb, a z kości zrobi sobie powietrzne dzwoneczki do pokoju. Chowajcie się głupcy, bo tu nadchodzi Lucyfer, wasz nowy pan i władza!!! Tak to jego ego, często lubi wydawać rozkazy innym, zawsze chciał mieć pod swoją ręką jakiegoś frajera, któryby odwalał za niego czarną robotę, ale marzenia się nie spełniają, chyba, że ktoś się zgłosi, lub zostanie zaszantażowany przez niego(hehehe…).
Kiedy prosi żeby go zostawić samego, to lepiej posłuchać go i odejść na chwilę, inaczej będzie zdenerwowany i wściekły, ale najbardziej będzie boleć tego, kto nie wykona tego…
No chyba, że będzie dziewczyną, bo na kobiety ręki nie podniesie, wyjątkiem jest jego siostra, z, którą się bije normalnie.
Historia:
Wszystko zaczyna się dawno temu, zaraz po tym jak Lucyfer pojawił się na tym świecie, ale nie no nie aż tak wcześnie, nie będę wbijał do historii jak mnie uczono mówić „mama i tata”, zaczniemy od późniejszego wieku, gdzie Lucyfer miał 4 lata…
To był słoneczny dzień, ciepło dawało się każdemu we znaki. Zapach kwiatów był dość wyraźny, a ptaki siedziały na drzewach, aż tylko jakieś robaki się pokuszą, by usiąść na kwiatku. Młody Lucyfer biegał sobie po łące w okolicach swojego domu, próbując zabić czas.
Cóż to za nie fart, zgraja głodnych psów wyszedł mu naprzeciwko, to były dość pokaźne stwory, na długość przerastały chłopaka, niemalże 2 razy, a wysokością były takie jak on.
Tylko odwrócił na kilka chwil głowę do tyłu, by zobaczyć czy ma możliwość ucieczki, niestety nie takowej nie było, każda strona była przez innego psa, a drzewa do tego utrudniały sprawę. Największemu samcowi ślina leciała z pyska, w jego oczach było widać szalej, kości można było zobaczyć z daleko, widać po nim, że głoduje od kilku dni.
-Dobre pieski…- powiedział, po czym wystawił ręce otwarte dłonie w kierunku zwierzaków, trzymał je blisko, by żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby go ugryźć.
Największy z nich skoczył na chłopaka z otwartą paszczą i wysuniętymi długimi i ostrymi pazurami, które przecięłyby jego skórę bez większych problemów.
Chłopak krzyknął przerażony, myślał, że w tym momencie zakończy swoją nędzną i bezcelowa egzystencję. Skulił się mając nadzieje przeżyć atak psa. Nagle głośny huk uderzył w uszy chłopaka, odwrócił się i zobaczył, że pies leży na ziemi, a głowę ma przygniecioną czyimś butem. Był to but dość wysokiego mężczyzny, miał on na sobie stary poszarpany czarny płaszcz, Lucyfer go nie znał, ale miał wrażenie, że to, co zaraz tu się stanie nie będzie zbyt miłe dla tych stworów. Nagle rozbłysnęło się oślepiające białe światło, chłopak zasłonił oczy, nie widział, co się teraz stało. Gdy tylko było po wszystkich widział jak obcy zabiera ze sobą największego z psów.
-Kim… ty jesteś???- zadał mu pytanie.
-Magiem…- odpowiedział mu obcy, po czym zniknął tak szybko jak się pojawił.
Przestraszony pobiegł od razu do domu, nikomu nie powiedział, co miało miejsce, przed chwilą.
Zaczął się zastanawiać, czym jest magia oraz jacy ludzie z niej korzystają i w jakim celu. Gdy pytał rodziców to ci mu odpowiedzieli, że to tylko jakieś sztuczki, którymi nie warto się interesować i tylko bezbożnicy po nie sięgają. Jego nie interesowało, kto po nią sięga, jedynym źródłem wiedzy pozostaje udanie się do zakonu, tam pewnie odpowiedzieliby na jego wszystkie pytania dotyczące magii. Droga była dość długa, 20km do przejścia to nie byle, co dla dziecka. Gdy tylko był dostatecznie blisko, skierował się do zakonnika, który stał przed kościołem. Zapytał go o jedną rzecz, czy wie coś o magii. Ten nie odpowiedział mu nic, kazał mu wracać do domu i nie myśleć o takich głupotach.
Ten prychnął i zawrócił, każdy, kto coś wiedział miał go gdzieś. Przez następne dni pytał każdego czy wie coś o magii i jej użytkownikach, dowiedział się, że magowie wykorzystują ją do swoich celów, zarobki itd. Urodziła mu się młodsza siostra, którą zaraził swoim „hobby”.
Pewnego dnia, gdy ciemna panowała noc, a wiatr pędził podnosząc uschłe liście, Lucyfer postanowił opuścić rodzinne ziemie i pozostawić swoje dotychczasowe życie. Wziął ze sobą ogromny plecak, spakował tam swoje ubrania, kilka książek oraz prowiant na drogę.
-Kiedyś tu wrócę…- powiedział spuszczając linę z pościeli, następnie ześlizgnął się po niej na dół. Zrobił to zadziwiająco cicho, nikogo na szczęście nie obudził.
Poszedł przed siebie, długa to droga była i to bardzo, ich dom stał niemalże na kompletnym odludzi odciętym od całego świata. Wędrówka trwała kilka dni, zapasy mu się pomału zaczęły kończyć, ale jego duch był niezłamany. Nieważne jak warunki były nieprzyjemne, on dalej piął się na przód.
Nareszcie dotarł do miasta, wyraz zachwytu na jego twarzy był widoczny gołym okiem. Oczy świeciły mu się niczym pięciozłotówki. Chłopak pchał się przez tłumy randomów, którzy grodzili przejście, czemu tu akurat była taka ich ilość?
Pewnie jakiś sezon na wyjazdy itp., Ale walić to, trzeba było znaleźć jakiegoś maga, który nauczyłby chłopaka jak się używa magii.
To niebyło łatwe, każdy powiedział, żeby dzieciak wracał do domu, taki mały chłopak nie poradziłby sobie z używaniem magii. Pfff, co tam jacyś frajerzy, sam się nauczy jej używać, to nie może być takie trudne.
Jednak się pomylił, to było bardziej trudne niż na to wyglądało, mimo iż przestudiował setki książek i używał wskazówek od innych to mu nie wychodziło. Była na to jedna odpowiedź, chłopak był, amagiczny, czyli po prostu był zwykłym śmiertelnikiem, który nawet jakby chciał to nie zrobiłby nic związane z energią magiczną.
Załamał się, no uciekł z domu tylko po to, by poznać tajniki magii, a tu nagle taki zonk. Złapał się za głowę, po czym usiadł pod ścianą budynku. Siedział tam parę godzin i myślał jak można było go „umagicznić”, ale w żadnej książce nie spotkał się z przypadkiem, jaki dopadł jego, jak widać magia nie była mu pisana. Wstał i poszedł przed siebie, niemiał już domu, zostawił go, a wie, że lepiej tam nie wracać. Został, więc samotnym podróżnikiem szukającym sposobu pozyskania magicznych zdolności. Parę lat tułał się po tym złowrogim świecie, nigdy nie było mu łatwo samemu. Ledwo pamiętał swoją rodzinę, gdy sobie ich wszystkich przypominał to twarze były nie ostre, strasznie zamazane, po prostu jakby ktoś nałożył na nich cenzurę. Jego ubrania były na niego już małe, do tego poszarpane i ledwo się trzymające.
Podczas dalszej podróży, w starym ciemnym lesie…
-Już tego nie wytrzymam!- krzyknął w niebo głosy padając na kolana i uderzając ręką o glebę. Zaczął pomału tracić zmysły, jego silna wola osłabła jak nigdy. Zaczął się mazać, że już nigdy nie zobaczy nikogo bliskiego i umrze tutaj.
BUM… naglę chłopak zapadł się pod ziemie.
-Co do diaska się stało?- pomyślał białowłosy łapiąc się za głowę, na którą upadł. Rozglądnął się po pustej przestrzeni, było bardzo głęboki, niestety aż za bardzo żeby się stąd wydostać. Był jeden tunel, ciemny i straszliwie długi. Na jego końcu widniało światełko.
-Wątpiębym umarł- powiedział do siebie młody podróżnik. Wstał na proste nogi, po czym ruszył przed siebie w stronę ciemnego korytarza. To, że na końcu było trochę światła nie uchroniło go o parę łypnięć głową w stalaktyty oraz nogami w małe stalagmity. Porozrywały mu one do reszty ubranie. Gdy tylko dotarł na koniec trochę poobijany zobaczył, że światło pada na stertę rogatych czaszek, w którą jest wbity jakiś kościany drąg. Podszedł bliżej by przyjrzeć się znalezisku. Przypadkowo trącił nową jedną z czaszek, cała góra się zawaliła, a kościany drąg ukazał się w całości. Była jednak kosa, zrobiona z czystej kości i metalu. Nie wiedział, co teraz zrobić w tej sytuacji. Wyciągnął lewą ręką i złapał owy przedmiot w łapie. Poczuł się jakby przez jego ciało przeszedł prąd. Lewe oko zaczęło go boleć, zmieniło swój naturalny kolor na zielony. Młodzian doznał nagłego skoku energii, nie wiedział, co się teraz stało ani jakie będę konsekwencje jego działań. Chłopak wiedział, że to jest to, czego szukał przez te lata, coś, co pozwoli mu używać magii. Zauważył w ścianach wystające grube korzenie z ziemi, które prowadziły do wyjścia, miejsca, z którego padało światło. Chłopak z trudem uniósł kościane narzędzie i wdrapał się na najniżej położony fragment drzewa. Ledwo mu się to udało. Kilka dalszych skoków i znowu krótka wspinaczka pozwoliły mu się wydostać. Zaraz po tym jak wyszedł z jaskini czy co to tam było, rozpoczął bez zwłocznie trening. Nie było to łatwe, samouk, nikt mu w sumie nigdy nie pokazywał jak korzystać z magii. Trening był ciężki, ale skuteczny. Każda spędzona przy nim minuta, była płacona krwią i potem… głównie tym drugim, bo krew była tylko, gdy się kaleczył. W końcu oswoił się z nową zabawką, zakończył swoje wieloletnie poszukiwania, opanował parę zaklęć. Postanowił w końcu wrócić do domu i przekonać swoich rodziców niedowiarków, że magia to nie tylko jakieś zabobony. Miotał się po tym świecie dość długo zanim wrócił, szczerze to zapomniał drogi, jaka prowadziła do tego starego domostwa. Jedynymi wskazówkami jak tam dotrzeć, były miejsca, które zwiedził. Szedł po własnych śladach przez dzień i noc, bez chwili wytchnienia. W końcu, opłacił się wysiłek z dostaniem się tutaj, jego wspomnienia zaczęły wracać. Przypomniał sobie jak biegał po tych łąkach, i że tu właśnie postanowił zostać magiem. Nagle zobaczył, że stara chałupa, w której się wychowywał wybuchał.
-Matko Boska…- powiedział z miną, która nigdy nie nawiedziła jego twarzy, mieszanka strachu i zdziwienia. Nagle podeszła do niego dziewczyna z białymi włosami, po czym rozłożyła ręce z szerokim uśmiechem.
-Witaj w domu, Onii-chan!-
Lucyfer nie wiedział co teraz zrobić, jedyne co przeszło mu przez gardło to –Nee-chan…-
Umiejętności:
-[1] Mnich-
-[1]Sprinter-
-[1] Skrytobójca-
Ekwipunek:
-Przeklęta kosa- Broń, którą władać nie powinien żaden śmiertelny. Ponoć zapieczętowano w niej moce i dusze 100 demonów, które miały na celu zniszczenie świata. Dość długa ok. 2m. 10cm. Wykonana z twardych kości zabitych demonów, głównie z kręgów, które są połączone metalowymi linkami, dającymi jej większą wytrzymałość. Nie mogą zostać przerwane przez jakieś tam ciosy. Ostrze jest długie, ok. 150cm. Długości, szerokie na 2cm, przy ostrzu zwęża się do 1mm. Połączenie kosy z trzonem przypomina krzyż, a na nim czaszkę.
(Taaa wiem, przedmiot magiczny, jednak na nim opiera się moja magia.)
Rodzaj Magii: Magia demonów - Magia, którą obdarzyła go przeklęta kosa. Daje mu ona demoniczne możliwości, jednak przy zaklęciach musi być używana, bo z niej płynie cała siła Lucyfera. Oczywiście nie jest ona na obecnym poziomie dostatecznie silna, by jednym zaklęciem rozwalić całe miasto.
Pasywne Właściwości Magii
-Przyciąganie- Jeśli mag upuści kosę podczas walki jest zdolny ją do siebie przyciągnąć, przy pomocy siły woli. Oczywiście zasięg to jakieś 5-6m.
-Oko demona- użytkownik magii zostaje obdarzonym demonim okiem, którym widzi w nocy tak jak przy użyciu noktowizora.
-Demonie powonienie- Jego węchu nie zmyli nawet największy smród, który istnieje na tej planecie, ten zmysł jest na tyle wyczulony, by móc wyczuć zapach człowieka.
Zaklęcia:
~C~
-Demon Wave- Polega na wytworzeniu szerokiej zielonej fali(120cm wzdłuż), stworzonej z demonicznej energii zdolną przeciąć gałąź(średnicy 20cm) z odległości 15m. Zasada jest prosta, im dalej tym mniejsze obrażenia zadaje.
~B~
-Devil Pride- Zaklęcia sprawia, że broń użytkownika dosłownie ocieka mocą, która zwiększa siłę ataków i ich szybkość, nie wliczając w to zwiększenie siły innych zaklęć. Kosa zaczyna się jarzyć na zielono.
-Demon Hammer- Zaklęcie polegające na pokryciu ostrza kosy demoniczną energią, którą następnie należy uderzyć w przeciwnika, powodując zwiększone obrażenia, jeśli cios trafi w ziemie wywołuje lekkie trzęsienie ziemi, które powoduje zachwianie się równowagi przeciwników.