Fiore, X802
Państwo Fiore położone na zachodnim półwyspie kontynentu o wdzięcznej nazwie Ishval zdaje się przez te wszystkie wieki, o dziwo, trzymać całkiem dobrze. Dlaczego ,,o dziwo”? Bo prawdopodobnie jest to najbardziej zwariowane miejsce na świecie. Ciężko stwierdzić, czy zostało zapomniane przez bogów, czy właśnie zrobili sobie z niego swój własny, prywatny plac zabaw!
Dopiero rok minął od momentu, kiedy antyczna Inkwizycja dała znać światu, że dalej ma coś do powiedzenia wprowadzając cały kraj w chaos. Cel mieli dość prosty – pozbyć się magów raz na zawsze, dalej mając w pamięci ich niechlubne uczynki sprzed kilku wieków. By osiągnąć swój cel nie zawahali się nawet zaprzedać własnej duszy demonom, pozbawić życia niewinnych obywateli, czy zniszczyć niemal 1/3 Ery. I chociaż Inkwizycja przepadła po szturmie twierdzy Koh w Romerów przez grupkę magów, a miasto zostało odbudowane, zdaje się, że to jeszcze nie koniec. Pojawienie się tajemniczego Zakonu nikogo nie uspokaja. Wiadomo jedynie, że ścigają niejakie Red, Green i Black z niewiadomego powodu, zaś występowanie w ich szeregach osób, nazywających się jak niedawno pokonani przeciwnicy tylko wzmaga ostrożność u tych, którzy mieli okazję walczyć z Inkwizycją.
Haru umarł... Haru żyje... Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach podczas wykonywania misji, o której nikt nic nie wiedział. Tak samo nikt nie wie, że coś przywróciło go do życia. Niby nielogiczne, prawie tak samo jak nagła zmiana koloru nieba na zielone i początek dziwnych anomalii, których centra znajdowały się w wulkanie na północy, w nieskończonej wieży we wschodnim lesie, szczelinie nieopodal Calthy i przy południowo-zachodnim wybrzeżu.
To jednak nie koniec kłopotów, które grożą krajowi. Pergrande Kingdom, wielkie mocarstwo zajmujące ogromne połacie na wschodzie kontynentu, prowadzi wojnę z Isenbergiem – państwem militarnym skutym lodem, pokładający nadzieję w technologii bardziej jak w magii. Problem jednak pojawia się w momencie, kiedy ludzie zdali sobie sprawę z tego, że Isenberg to tylko kamień milowy w drodze Pergrande do podbicia całego kontynentu. Ale jak walczyć z państwem, którego liczba wojsk o wiele przewyższa liczbę ludności wszystkich krajów Ishvalu? Bitwa o najpotężniejszą warownię Isen, Północną Ścianę Hochburg, okazała się pyrrusowym zwycięstwem. Pomimo pomocy magów z Fiore, sama twierdza ledwie stoi, wiele żołnierzy straciło życie, a samo Pergrande wyciągnęło asa z rękawa. Nie tylko ogromna liczebność państwa jest problemem, ale również fakt, że sami bogowie walczą w pierwszym szeregu po stronie mocarstwa.
To jednak nie koniec problemów na tle politycznym. Pradawna, wręcz antyczna gra planszowa została wykradziona z podziemi starej niemal jak świat drewnianej willi - Bardżuruku - który to tego samego dnia został wysadzony w powietrze. Za wszystkim stali ludzie z Ishvanu - państwa położonego na północny-wschód od Fiore. Sami sprawcy okazali się być błogosławionymi przez ishvańskich bogów kandydatami na stanowisko generała armii Ishvanu biorący udział w dość specyficznym turnieju. By jednak móc skorzystać z jej mocy, potrzebne jest znalezienie siedmiu równie antycznych pionków. Jamie, Finny, Shiori, Hiroe oraz Marco Polo wzięli udział w ekspedycji do podziemi starej rady magii odzyskując Klepsydrę i rozbrajając bombę. Druga drużyna jednak nie podołała - pomimo starań Chain, Nim, Sadaharu nie udało im się odzyskać pionka - Smoka - przed Baylemem, który to oddał artefakt ludziom z Ishvanu. Baylem ruszył zaś na poszukiwania kolejnego pionka, Węża, jednak nie podołał misji i został zmuszony do ucieczki z wioski jeszcze tego samego dnia, co przybył.
Sonia, Enzo oraz Samael badali przypadki migracji ludności i śmierci magów nieopodal Hargeonu. Jak się okazało odpowiedzialni za śmierć magów byli mieszkańcy tamtej wioski a także łowcy magów. Ludność wioski wkrótce po tym wyniosła sie na zachód, jak mieszkańcy innych okolicznych wiosek. Odnotowuje się wzrost ksenofobicznych zachowań względem mniejszości jaką stanowią magowie.
Magi-Cola, napój zyskujący coraz większą popularność w Fiore, a także powoli także i poza granicami. Naturalnie, taki sukces rodzi wiele problemów, z którymi czasami trzeba się zmierzyć… także i przy pomocy magów. Również w ofercie jest 50 butelek z limitowanych edycji Magi-Coli.
Gdy sukces zaczynał się rodzić, pojawiło się także zagrożenie spowodowane szpiegostwem przemysłowym. Wiele na to wskazywało, zwłaszcza, że Magi-Cola to świeży projekt, a wraz z otwarciem nowej fabryki, formułę tegoż cudownego trunku trzeba było też przenieść. I choć nie był to jedyny egzemplarz, tak jego utrata na rzecz konkurencji zdecydowanie by bolała. Oficjalnie zatrudniono do tego celu następujących magów: Nevera Wintera wraz z jego wierną towarzyszką Grey Eminence, magicznego kota Yipa, czarodzieja manipulującego chwilą Carlosa oraz, jak się później okazało czarodzieja Lamii, Tetsuyę. W wyniku kilku komplikacji i zagubień, ostatecznie zadanie wypełnił Never Winter i Grey Eminence. Reszta zajęła się niestety swoimi sprawami, zrzucając wielką odpowiedzialność na dwójkę przyjaciół. W trakcie batalii zostali jednak zdominowani przez napastników i gdyby nie pomoc Akane, czarodziejki z Sun’s Arm, jednej z pomniejszych gildii, pewnie mieliby spore kłopoty. Okazało się, że Akane również podjęła się tej misji, acz incognito i była opłacana przez dłuższy czas przez współpracownika pani prezes. Za zasługi, Never Winter i Grey otrzymali jedną butelkę z limitowanej edycji Magi-Coli
Gdy wszystko się już uspokoiło, można było zacząć myśleć nad promocją. A w współczesnej lacrymowizji im milsze dla oka efekty specjalne, tym lepiej. Dlatego, po przygotowaniu kilku haseł promocyjnych, w gazecie pojawiło się ogłoszenie, iż Magi-Cola szuka magów, którzy chcą spróbować swoich sił w telewizji, oczywiście w formie reklamy i przy okazji jako darmowe efekty specjalne. Tego zadania podjęła się dwójka magów: Bane Wakamano oraz Kyouma Byakuton. I choć nie zawsze wychodziło im to idealnie, to koniec końców ich twarze można zobaczyć na reklamach i spotach dotyczących Magi-Coli. Przy okazji próbowali wymyślić własne hasło, acz nie zostało ono zaakceptowane. Dzięki swojemu zaangażowaniu, każdy z nich otrzymał jedną butelkę z limitowanej edycji Magi-Coli.
Zaginięcia, porwania, zniknięcia i zagadki. One również się zdażają i trzeba je rozwiązać. A czasami sprawa wydaje się być tak chora lub na taką skalę, że bez specjalnej grupy śledczej, najlepiej złożonej z magów lepiej się w ogóle nie zabierać.
Caltha, w tej oto osadzie górniczej od pewnego czasu trwały zaginięcia. Zdawało się, jakby ktoś upatrzył sobie za cel porwanie jak największej ilości osób, a co gorsza, praktycznie nic ich nie łączyło. Jakby miasto miało mało problemów, jeden z ich głównych naukowców i innowatorów zdawał się kompletnie oszaleć, zamknął się w domu i nie wpuszczał do niego kogokolwiek. Co najwyżej słychać było jakieś rozmowy, acz o czym… nie wiadomo. Rozwiązania tych oto problemów podjęła się piątka magów: duet policjantów: Arturia i Laveth, magini Mermaid Crest Frau, czarodziej z Lamii, Liang oraz najemnik, który przedstawił się jako Tizzar. W wyniku komplikacji, ostatecznie sprawę rozwiązała Arturia, Liang oraz Tizzar. Jak się okazało, dookoła domu naukowca istniała magiczna bariera, która odrzucała wszystkich, którzy chcieli się zbliżyć do budynku. Pierwszego dnia sobie więc odpuścili i wrócili do ich bazy wypadowej. Wtedy też spostrzegli osobę, która zdawała się być nieobecna, a wkrótce… jak się okazało, nic nie pamiętała. Udał się z nimi, dla własnego bezpieczeństwa. Nazajutrz ponownie udali się do domu naukowca. Tym razem jednak z większą motywacją przebicia się przez niewidzialną barierę. A dla maga odpornego na czary psychiczne, takiego jak Tizzar właśnie nie stanowiło to aż tak wielkiego problemu i wkrótce znaleźli się w domu Eugeniusa, oszalałego rzekomo naukowca. Jak się okazało, jakaś tajemnicza moc trzymała go w ryzach i umożliwiała mu kontrolę ludzi. W ten oto sposób kontrolował on mieszkańców i jednocześnie był tym, który porywał ludzi. Z tego co sam powiedział, był kontrolowany i nie był w stanie panować w pełni nad własną mocą, ale był w stanie się opierać, a także utrzymać porwanych przy życiu. Gdy więc Liang i Arturia zajmowali się porwanymi, Tizzar pilnował Eugeniusa. I on też pierwszy natknął się na prawdziwego winowajcę. Mężczyzna tak sam jak naukowiec pokryty był ciemną energią, acz z niego emanowała ona zdecydowanie potężniej. Zmusił on Tizzara do ataku na Lianga i Arturię, ale gdy on okazał się niezbyt efektywny, on sam ruszył do działania, uniemożliwiając wszystkim ruch, a następnie, przy pomocy krwi porwanych utworzył kręgi magiczne, a po wymówieniu inkantacji otworzył portal do innego świata, z którego wydobyła się ogromna ilość mrocznej energii, która bez problemów wniknęła w ciało tajemniczego osobnika. Ominęła ona wszelakie tarcze, bariery i klatki zastosowane przez czarodziejkę światła, Arturię, tym samym sprawiając, że rozpoczął się “Dzień końca”, jak nazwał to nieznajomy. Następnie zmusił wszystkich, by przed nim uklękli i oddalił się. Wraz z tym wydarzeniem, Eugenius odzyskał kontrolę nad sobą i swoją magią. Koniec końców więc misja zakończyła się powodzeniem. Rozwiązano sprawę zaginięć, zaginieni dochodzili do siebie w szpitalu, a potem wrócili do rodzin, a kwestia oszalałego naukowca została rozwiązana… tylko zdawało się, iż nad światem zawisło kolejne widmo...
Tajemnicze stwory, nie znane dotąd naukowcą pojawiły się, a tak, gdzie się znalazły, budzą kłopoty. Gdyby był to jeszcze problem lokalny, ale zdaje się, że w innych krajach również odnotowano ich aktywność. Co może być tego źródłem?
Zaczęło się od zniszczonych osad, spalonych pól i domostw, ucieczkach z wiosek i ogólnie próby wiązania końca z końcem, gdy tajemniczy stwór zaczął niszczyć osady, a jego trasa zdawała się wieść na południe. Dzięki temu dało się przygotować zasadzkę, zwyczajnie zatrudniając magów to pozbycia się uciążliwej bestii. Zadanie to zostało wykonane przez czwórkę utalentowanych magów: Tsubakiego, Percivala, Illa i Toriego, którzy wspólnymi siłami udali się do Bodrow, wioski, która według przypuszczalnej trasy była kolejną na drodze tajemniczej istoty. Wioska została już wcześniej ewakuowana, toteż magowie mogli przygotować się do ewentualnej obrony wsi. I tak też, podczas patrolu, Tori znalazł zranionego dzieciaka z amnezją. Został on zabrany do spichlerza, pełniącego funkcję bazy wypadowej, gdzie został na szybko opatrzony. Wzbudził wiele kontrowersji, jednak wszystko to zeszło na dalszy plan, gdy potwór zaatakował. Około trzymetrowy, czerwony stwór z rogami, z wyglądu przypominający bardzo otyłego człowieka. Mimo tej aparycji okazał się zatrważającym przeciwnikiem, którego mocno zraniły dopiero potężne zaklęcia maga wybuchów, Illa. Wtedy dobicie bestii nie było już aż tak problematyczne, choć wielu magów zakończyło tę batalię z wieloma ranami. Koniec końców bestia padła martwa, a znaleziony dzieciak udał się z magiem wróżek, Percivalem do siedziby FT, gdzie miał się odtąd znajdować jego nowy dom. Tylko… czym była ta bestia? Skąd się wzięła? Co było jej celem?
Gdy artefakty z dawnych czasów zaczynają się pojawiać, zdaje się, że nic nie będzie już takie jak kiedyś. Trójka przyjaciół, odkrywając pierwszy z nich, rozpoczyna serię wydarzeń, prowadzącą do zaskakujących odkryć...
Zaczęło się od wyprawy w góry. W jednych z mniej zbadanych gór w Fiore, Górach Południowych, trójka znajomych, Thomas, Jones i Sammy, znalazła jaskinię. Niby nic specjalnie wyjątkowego, gdyby nie fakt, że w nocy coś z jej wnętrza się świeciło, a także dochodziły z niej jakieś dziwne dźwięki. By uchronić się przed nieszczęśliwymi wydarzeniami, zatrudnili magów, jako swoistych ochroniarzy. Wszak ktoś musi być od brudnej roboty. Tym kimś okazali się Anulej, Senchi oraz Ill. Z przyczyn jednak losowych do obozowiska dotarł sam mag wybuchów (Ill). Tam jednakże się okazało, że byli śledzeni przez jeszcze jedną osobę. Również wykazał chęć pomocy w misji i razem zeszli do jaskini. Po mniejszych lub większych problemach, w tym także tajemniczych wybuchach światła i zwalających z nóg porywań wiatru dotarli do ogromnej komnaty. Tam znaleźli złoty przedmiot, który, po przelaniu weń energii poinformował magów co jest problemem. W międzyczasie z powodu sporów na linii tajemniczego maga (Kuro) a reszty osób, dawny kotowaty opuścił misję, zabierając im linę. Tym samym pokazał, że jego zdolność latania w obecnej sytuacji byłaby niezwykle przydatna. Tak czy inaczej po naładowaniu zapieczętowali ogromne wrota, które były przyczyną owych anomalii, ale jednocześnie, zanim to się stało, nastąpił ostatni potężny wybuch światła. W jego wyniku nic z ciała Sammy’ego nie zostało. Po opuszczeniu jaskinii znaleźli na ziemi symbol Fairy Tail zostawiony przez Kuro.
Złota kula, przedmiot znaleziony w ogromnej krypcie, będący jednocześnie jedynym, co jakoś kojarzyło się Thomasowi i Jonesowi z Samem, postanowili ją przebadać. Mimo wszystko, chcieli do tego celu zatrudnić magów. Zgłosił się niejaki Hector (Ryudogon) oraz Daeril, mag FT. Mimo lekkiej niechęci do tej gildii, pracodawcy liczyli na owocną współpracę. Po kilku podejściach, Hectorowi udało się aktywować rdzeń kuli (choć trochę go to bolało), który to zmaterializował się w postaci świetlistej, humanoidalnej istoty. Dzięki temu dowiedzieli się, że owa kula nazywa się Jabłkiem, a także pozwoliła Hectorowi poznać jego prawdziwe imię i nazwisko. Wtedy jednak Daeril, skuszony wizją ogromnej wiedzy, a także tajemniczego obiektu, o którym mówili mu także i bogowie, postanowił zagarnąć Jabłko dla siebie. Mimo wszystko, po krótkiej batalii, Jabłko zostało u Thomasa i Jonesa, a Daeril czmychnął, tym samym gildia Fairy Tail już drugi raz zawiodła Thomasa i Jonesa.
Jabłko, gdy już poznało się metodą badań nad nim, udzieliło Thomasowi i Jonesowi kolejnych cennych informacji, a mianowicie wskazała im miejsce, gdzie znajdować się miały inne twory osoby, która stworzyła także Jabłko. Miejscem tym okazała się Katedra Angeldria, w świeżo odbudowanym Crocus. Prawdziwości tych informacji dodawał fakt, że jej katakumby praktycznie nie ucierpiały w trakcie zniszczenia dawnej stolicy Fiore. Po uzyskaniu zgody przełożonych kościoła, grupa magów składająca się z Illa i Hectora, wcześniej znanych już pracodawcom, dwójki magów z Lamii, Lilin i Lindowa, a także i dawnego maga pegazów, Carlosa, ruszyła do świątyni. Szybko jednak okazało się, że Carlos został skierowany przez radę na egzamin na maga S. I niestety na tym jego przygoda się skończyła. Reszta natomiast ruszyła do katakumb. Po trafieniu do pierwszego, doniosłego grobowca udali się kolejnymi ścieżkami, aż w końcu natrafili na ogromne, podziemne pomieszczenie, pełniące funkcje wielkiego, podziemnego cmentarza, na środku którego było mauzoleum. Wkrótce jednak okazało się, że są cztery grobowce, a także, że trzeba na nich użyć Jabłka. Gdy to odkryli, złote nici pojawiały się na ścianach i ciągnęły do mauzoleum, natomiast, gdy z wszystkich czterech grobowców złote ścieżki złączyły się w mauzoleum powstał portal, który przeniósł grupę ochotników na drugą stronę. Koniec końców wszyscy weszli, ale Ill wyszedł jako pierwszy. Co jednak obawiające, zarówno Hector jak i Lindow wyczuli coś demonicznego w tym miejscu. Gdy jednak Raekwon je opuścił, owe odczucie zniknęło. W tamtym też miejscu znaleźli pięć, niewielkich, brązowych przedmiotów, które zabrali ze sobą na drugą stronę… po której to rozpętała się walka. Walka z czymś dziwnym, czarnym i mrocznym, a co ważniejsze… silnym. Przez długi czas zdawało się to coś nawet wygrywać, do momentu, gdy nie dostało bezpośrednio kilkoma potężnymi zaklęciami. Mimo wszystko jednak, wciąż nie dawało za wygraną i było blisko zwycięstwa gdyby nie najstarszy z kapłanów. Przybył na miejsce i używając swoich potężnych mocy pokonał ową istotę. Zdarzenie to jednak wyczerpało go na tyle, że umierał. Przed śmiercią jednak okazał się być jednym z Ośmiu Heraldów i swoją mocą zdjął część ograniczeń z Jabłka, umożliwiając Jonesowi i Thomasowi wydobycie ze złotej kuli sekretów, do których wcześniej nie mieli dostępu. Nazajutrz odbył się uroczysty pogrzeb…